Nie wiem jak mam
was przepraszać ;\ Nie pisałam nic dwa
tygodnie :_: Wszystko przez ten zapieprz
w szkole… Pewnie wiecie o co chodzi… Whatever, czytajcie ;)
_______________________________________________________________
-Wstawać!
Musicie się stąd wynieść w niecałą godzinę! Izzy, składaj sprzęt, nie
czas na granie!- głos Black wyrwał mnie ze snu.
- Która
godzina…?- mruknęłam.
- Dziesięć po
jedenastej! O dwunastej ma was tu nie być!- rozkazała i wyszła. Nie
podejrzewałam jej o takie zdolności przywódcze.
Leniwie zwlekłam
się z łóżka i postanowiłam nieco ogarnąć się w łazience. Po piętnastu minutach
było ze mną w miarę ok, więc przystąpiłam do pakowania. Nie było tego dużo, po
chwili byłam gotowa. Axl, Izzy i Duff byli w proszku, resztę gdzieś wywiało.
Może już zaczęli szukać mieszkania? Moje
myśli dotychczas jakby obojętnie, skupiły się na problemie jakim był brak domu.
Uda nam się coś znaleźć? Może Slash albo Adler maja jakieś znajomości w
mieście? Mieć to mają, ale chyba nie zbyt odpowiednie. Gorzko się uśmiechnęłam. Najwyżej parę nocek spędzimy na ulicy, a co tam…
Odchyliłam
głowę, opierając się o ścianę. Zaczęłam w myślach wyliczać, czy wszystko
spakowałam, czy wszystko zrobiłam. Nagle przypomniałam sobie, co powiedziałam
Sean’owi, kiedy ze sobą rozmawialiśmy. Miałam do niego zadzwonić, kiedy będę
zmieniać numer. Już sięgałam po telefon, jednak zawahałam się. Mam tak po
prostu powiedzieć, że ma do mnie nie dzwonić, bo będę mieszkać na ulicy? Że
chwilowo nie mam dachu nad głową? Wiedziałam jaki jest mój brat, zapragnie jak
najszybciej przyjechać do Los Angeles, by mi zapewnić jakieś ludzkie warunki.
Nie, że go tu nie chciałam, ale przecież chciał skończyć szkołę … LA by go
wciągnęło. Tak jak mnie. Czułam, że nie jestem w stanie wrócić teraz do Lafayette
i żyć jak dawniej. To burzliwe i barwne życie w Kalifornii uzależniało. Nie,
Sean nie może się tu zjawić. Mimo to, powinnam go powiadomić. Może po prostu
przemilczę kwestie mieszkania? Powiem, że zadzwonię z nowego domu, choć
naprawdę użyję cudzej komórki, lub telefonu z baru. Tak, to dobry pomysł.
Wybrałam numer.
- Halo?-
usłyszałam po trzech sygnałach.
- Cześć Sean!-
ucieszyłam się na dźwięk tego głosu.
- Hallie!
Żyjesz?- zapytał.
- Tak, żyje,
spokojnie. A jak tam u ciebie?- spytałam.
- W miarę dobrze…
- powiedział bardzo cicho.- Nie, kurwa, nie. Nie jest dobrze. Jest cholernie
źle, Hal. Od czasu… Od czasu śmierci mamy…. i taty… Nie panuje nad sobą. Mam
ataki wściekłości, uzależniłem się od koki. Wszyscy się ode mnie odwrócili.
Kurwa wszyscy! Nikt mnie nie rozumie! Te
deklaracje przyjaźni, śmiechu warte, puste słowa. Kurwa nie wytrzymuję,
siostra, zrób coś!- wybuchł.
Przez chwilę nic
nie mówiłam, chciałam żeby się trochę uspokoił.
- Sean…
Cholernie mi przykro. Z powodu twojego stanu, z powodu śmierci rodziców, z
powodu mojego wyjazdu. Zostawiłam cię, jestem najgorszą siostrą w dziejach
ludzkości. Przepraszam. Może do ciebie przyjechać?- naprawdę się martwiłam o
brata.
- Nie, Hal, nie.
Najwyżej zrobię to co matka, powieszę się. Dobrze zrobiłaś, że stąd
zpieprzyłaś. Indiana to najgorsze miejsce na ziemi. Tu można się tylko nabawić
depresji…-żalił się dalej.
- To przyjedź to
Los Angeles. Tu jest kurwa zajebiście. Z ludźmi których poznałam, zapomniałam o
wielu… smutnych przeżyciach. Przyjeżdżaj brachu, trochę słońca dobrze ci
zrobi.- sama byłam zaskoczona, że mu to proponuję. Przed kilkoma minutami, nie
chciałam żeby się tu pojawiał! Ale chyba to jedyna rzecz jaka mogę dla niego
zrobić.
- I wiesz co?
Przyjadę. Mam dosyć tego miejsca, tego opustoszałego domu. W LA jest tak dużo
ludzi… Jest prawda?
- Tak, Sean,
jest. Mam ci jakoś pomóc w podróży?- zapytałam.
- Nie co ty. Jak
ty dałaś radę, się tam dostać, to i ja dam radę.- odparł. Od razu dało się
wyczuć, że humor mu się poprawił.
- Jak już tu
będziesz, to szukaj baru The Roxy. Często tam wpadam, na pewno się w końcu
spotkamy. Wiesz z telefonem to tu ciężko.- poradziłam.
- The Roxy… ok,
zapamiętam.- mruknął.
- Sean?
- Tak?
- Co u Amber i
Chrisa?
- A byłem u
nich. Chyba jako jedyni, się trochę mną przejęli… Ty to sobie umiesz znaleźć
dobrych przyjaciół. W każdym bądź razie, wszystko z nimi w porządku, i oni…
Chyba są razem.- opowiedział.
Uśmiechnęłam się
szeroko kiedy to usłyszałam. Wiedziałam, że tak się stanie!
- No to super!
Pozdrów ich.- rzekłam.
- Nie ma sprawy.
- Dzięki. Do
zobaczenia.
- Do zobaczenia,
Hal.
Po rozłączeniu,
kilka sekund wpatrywałam się w słuchawkę. Czułam się przybita stanem brata, ale
wiadomość o związku dwójki moich najlepszych przyjaciół niewątpliwie mnie
ucieszyła. Po chwili przypomniało mi się, że miałam Sean’owi powiedzieć o
zmianie numeru. Westchnęłam, ale zaraz
sobie przypomniałam, że nie długo się z bratem spotkam. Delikatnie się
uśmiechnęłam do tej myśli i wyszłam z pokoju zarzucając torbę na ramię, i
dołączając do Axla, Stradlina i McKagana wychodzących już z pokoju hotelowego.
_______________________________________________________________
- To już
ostatnia ulica, gdzie możemy coś znaleźć…- westchnęła Black.
- Jak to
ostatnia? -spytałam.
- W tym rejonie
tutaj mieszkania są najtańsze. Nawet jak znaleźlibyśmy coś bliżej Sunset, nie
byłoby was stać. – wyjaśniła.
Słońce chyliło
się już ku zachodowi, cały dzień szukaliśmy domu. Wszyscy tracili już nadzieję.
- Może uda mi
się przekonać babcię, żeby nas przenocowała choć jedną noc…- na głos rozmyślał
Slash.
- Nie, Saul.
Przyjechałam tu żeby zmienić swoje życie na lepsze, nie będę żerować na innych
ludziach. Nie mogę tak nisko upaść.- szybko wybiłam mu ten pomysł z głowy.
Mulat zakrył się włosami, i nic już nie mówił.
Doszliśmy
tymczasem do połowy ulicy. Wszyscy bacznie się rozglądali. Upragniony napis ‘Na
Sprzedaż’ nie wisiał jednak na żadnym murze. Dotarliśmy do skrzyżowania.
- Jest sens,
szukać w tej uliczce?- zapytał Izzy.
- Sama nie wiem…
Na pewno nam to nie zaszkodzi. Chodźcie.- mruknęłam powłócząc, zmęczonymi
całodniowym chodzeniem, nogami. Bagażu szczęśliwie się pozbyłam, bowiem Slash
zaproponował pomoc w noszeniu.
Na początku
ulica wydawała mi się tak samo sztywna, jak wszystkie te osiedlowe alejki
wokół, wypełnione takimi samymi domkami z równo przyciętymi ogrodzeniami. Po
chwili jednak usłyszałam dźwięki mocnej muzyki zza jednej ze ścian, gdzieś
dalej echo poniosło trzask rozbijanej butelki.
- Bardziej w
naszym klimacie, co?- uśmiechnął się gorzko Axl.
Nikt nie odpowiedział.
Spojrzałam na Rudego. Cały dzień trzaskał na lewo i prawo ironicznymi żartami,
sarkastycznymi docinkami. Skąd on w takich momentach bierze dobry humor? I
dlaczego czasem mu takiego humoru brak? Rose to naprawdę skomplikowany facet.
Zastanawiałabym się dalej nad jego skomplikowaną psychiką, ale z otępienia
wyrwał mnie wrzask Stevena.
- NA SPRZEDAŻ!
Nie chodzę do szkoły od 5 lat, ale kurwa, dam sobie nie powiem co uciąć, że tu
jest napisane NA SPRZEDAŻ!
Oczywiście oczy
wszystkich zwróciły się do stojącego jakieś 20 metrów dalej blondyna. Za nim
stała dość spora… szopa. Inaczej nie dało się tego nazwać. Na ścianach budynku,
zostały tylko pozostałości farby, prawdopodobnie jasnoniebieskiej. Głównie było
jednak widać szary tynk. Dach był zrobiony z przybrudzonej blachy, okna
niesamowicie brudne. Na oko budynek dwupiętrowy, choć na górnym piętrze brak
było okien.
- No powiem wam,
że kawał dobrego betonu!- Orzekł Adler po chwili oglądania.
- Tak,
niewątpliwie. Ale nas jest kurwa szóstka! Jak my się tam zmieścimy?- Izzy nie był
przekonany.
- Oj stary, nie
udawaj takiego delikatnego. Po pijaku będziesz miał w dupie czy leżysz na
materacu czy na podłodze.- wywrócił oczami Axl.
- W sumie
racja.- brunet odpalił papierosa.
- Myślę, że jak
się wstawi jakąś sofę, to będzie okey. Chyba jest strych, czy coś takiego, tam
można wrzucić materac, jakby ktoś potrzebował więcej prywatności.- stwierdziła
Black.
- Ej, zaraz,
zaraz… To my już wiemy, że bierzemy… to?- zapytałam nieco zbita z tropu.
Spojrzeli na
mnie jak na idiotkę.
- Słońce już
zachodzi, to jedyne co mamy! Zresztą wolę to, niż śnieżnobiały domeczek i
zieloniutki żywopłocik.- oświadczył dotąd milczący Duff.
- No faktycznie,
macie racje. Ale trzeba się z kimś chyba skontaktować, zapłacić, no przecież
nie wejdziemy i nie zaczniemy tak po prostu tam mieszkać!- zawołałam, nie mogąc
opanować uśmiechu.
W końcu
znaleźliśmy mieszkanie! Małe, zapyziałe, ale i tak zajebiste. Z każdą chwilą,
coraz bardziej podobała mi się ta rudera. Idealnie oddawała naszą arogancje i
styl.
- Nie ma numeru
telefonu…- Slash dokładnie oglądał karton z napisem ‘NA SPRZEDAŻ’.
- Numer nie
będzie potrzebny.
Wszyscy
odwróciliśmy się w tym samym momencie. Przed nami stał miło wyglądający
mężczyzna, miał koło 50 lat. Zaśmiał się na widok naszego zaskoczenia.
- Mieszkam naprzeciwko,
to był kiedyś dom mojego syna, kiedy jeszcze studiował. Teraz wyjechał do New
Jersey. Ja sam również mam zamiar się wyprowadzić, dokładniej w przyszłym
tygodniu. Z nieba mi spadliście, myślałem, że nie uda mi się tego sprzedać
przed wyjazdem!
Nie wiedzieć
czemu, żadne z nas nie chciało się odezwać. Patrzył się na nas,a po chwili mina
mu zrzedła.
- Znaczy… Wy
chcecie to kupić, prawda?- zapytał już nieco niepewnie.
Dopiero po tych
słowach ożywił się McKagan.
-Tak, tak! Jak
dobrze, że pan tu przyszedł. Potrzebujemy mieszkania w trybie natychmiastowym. Jaka
cena za ten… dom?- blondyn pytająco spojrzał się na człowieka.
- A wiecie co?
Tyle ile macie. Poważnie. Nie mam problemów finansowych, a wy, bez obrazy,
chyba macie. Dajcie tyle ile możecie, ja wam dam klucz i wszyscy będą
szczęśliwi!
Znów staliśmy
ogłupieni uzyskaną informacją. Szybko jednak otrząsnęłam się.
- Nie wiemy, jak
panu dziękować. Szkoda, że nie ma więcej takich ludzi.- uśmiechnęłam się
naprawdę szczerze.
Odwzajemnił się
tym samym, i wyczekująco skrzyżował ramiona na piersi. Wyciągnęliśmy wszystkie pieniądze.
Odliczyliśmy 50 dolców, na życie. Resztę podaliśmy mężczyźnie.
-No, no, no. Nie
spodziewałem się aż tylu. Widać dzieciaki zbuntowane, ale nie lekkomyślne.
Łapcie kluczyki. Miłego mieszkania.
Rzucił
błyszczące klucze, prosto do rąk Duff’a. Wszyscy jak zahipnotyzowani patrzyliśmy
się na srebrny przedmiot. Ruszyliśmy do drzwi.
Blondyn otworzył zamek, wszyscy wpadliśmy do środka. Odwróciłam się za
siebie. Zobaczyłam tylko dom naprzeciw. Dobroczynny mężczyzna zniknął.
________________________________________________________________
- A widzieliście
syf w łazience na górze!?- Steven
wydawał się być nieźle tym spostrzeżeniem podekscytowany.
- Łazienka to
nic, ktoś zostawił w lodówce pół pomidora, na kilka lat…- Izzy ze wstrętem
wyszedł z kuchni.
Stałam w
korytarzu, obserwując biegających po naszym nowym domu chłopców. Rozejrzałam się
dookoła. Na parterze znajdowała się kuchnia. Dość niewielka. Mieściła jedynie
lodówkę, kuchenkę, niewielki stolik i trzy krzesła. Czwarte leżało w kącie bez
jednej nogi. Spojrzałam do drugiego pomieszczenia. Salon zajmował trzy czwarte
powierzchni piętra, był więc w miarę duży. Stała w nim ogromna i poniszczona
kanapa na całą długość ściany. Przed nią stała niska drewniana ława. Wrogu
pokoju stała niewielka szafka z bardzo małym i staromodnym telewizorem. Widać
właściciel zostawił go tu zamierzając kupić nowy w New Jersey. W każdym razie
ucieszyliśmy się, że mamy telewizor, zawsze jakaś rozrywka. W pokoju stała
jeszcze niska, lecz szeroka komoda, jak się okazało całkowicie pusta.
Kiedy
przestudiowałam wzrokiem całą kondygnację, ruszyłam schodami na górę. Wpadłam
na Stevena, który wciąż podjarany zbiegał na dół.
- Ludzie! Mamy
MATERAC! – usłyszałam jego głos.
Jak się okazało blondyn
miał trafne spostrzeżenie. W pokoju, do którego weszłam, leżał na ziemi dość
spory materac. Chyba najcenniejsza rzecz w tym domu dla samych domowników.
Zajmował większą część powierzchni podłogi. Oprócz niego, stała tam jeszcze
szafka nocna.
Wyszłam z pomieszczenia i skierowała się do drugich i ostatnich na
piętrze drzwi. Znajdowała się tam oczywiście łazienka. Jak się nietrudno
domyślić, raczej w nienajlepszym stanie.
Na suficie, szczególnie nad prysznicem, widać było pleśń. Umywalka miała tylko
trochę zacieków, jednak toaleta miała ich trochę więcej. Oprócz tego nie
pachniało zbyt apetycznie. Ale i tak było dobrze, biorąc pod uwagę, że nikt tu
nie mieszkał od jakiś dwóch lat.
Zeszłam schodami
na dół. W progu stała Black wraz z Izzy’m.
- Ja już muszę
iść, mam nocną zmianę.- mruknęła dziewczyna krzywiąc się.
- Zostań, musimy
opić nowy dom!- próbował przekonać ją brunet.
- Nie Izzy.
Wpadnę jutro na pewno.- odparła i pocałowała chłopaka w policzek. Następnie
puściła do mnie oczko, i już jej nie było. Stradlin odwrócił się, trzymając
dłoń na miejscu, gdzie przed chwilą
dotknęły usta Black. Kiedy napotkał moje rozbawiona spojrzenie, zmieszał się, i
ruszył do salonu. Poszłam za nim, bowiem tam siedziała pozostała część ekipy.
Jak to chłopcy czuli się już wyśmienicie w nowym miejscu. Axl i Slash rozłożyli
się na kanapie. Mimo, że była długa, chłopcy legli na niej, nie zostawiając
miejsca Stevenowi. Adler położył się na ławie, mówiąc, że to tysiąc razy lepsze
od sofy. Duff próbował odpalić telewizor. Izzy ruszył mu z pomocą. Ja natomiast
spojrzałam na Slasha z wyższością, żądając, by zrobił mi miejsce. Chłopak
potulnie wyprostował się, zwalniając tym samym trochę powierzchni kanapy.
Opadłam na miękkie oparcie wzdychając.
- No udało się.
Mamy zajebistość we krwi.- stwierdziłam.
- Trzeba to
opić!- zawołał Axl i ruszył do plecaka. Wyjął trzy butelki wódki i postawił na
komodzie.
Rzuciliśmy się
na alkohol, i po chwili opróżniliśmy naczynia.
- Mieszkanie
tutaj, to będzie prawdziwe piekło…- zamruczałam lekko wstawiona.
- Tak piekło.
Ten dom to będzie piekło. Nazwijmy go więc… Hellhouse.- usłyszałam głos Rose’a.
______________________________________________________________
Mam nadzieję, że nie zanudziłam was opisem mieszkania XD Ogólnie nie jestem bardzo zadowolona, ale po dwutygodniowej przerwie nie jest chyba najgorzej... Sami oceńcie ;D
Jak zwykle bardzo, bardzo, bardzo proszę: skrobnijcie chociaż krótki komentarz :D
Naprawdę motywuje do dalszej pracy C:
PS Chcecie dedyki do rozdziałów? Dedykowałabym moim 'fanom' którzy zawsze mi coś w komentach napiszą ;D
Jak na taką przerwę jest bardzo dobrze! Black i Izzy są fajną parą :3
OdpowiedzUsuńSlasha z Hallie też coś do siebie ciągnie, także...
Ogólnie jest świetnie, akcja się rozwija.
Życzę weny i pozdrawiam <3
Dziękuję bardzo i również pozdrawiam ;3
UsuńWpadłam na twojego bloga przypadkiem. I zostanę na dłużej C: Historia bardzo mi się podoba i ta ostatnia scena z wyborem "nazwy" bardzo przypadła mi do gustu. Niestety nie zostałam stworzona do pisania długich komentarzy mam jednak nadzieję, że mi wybaczysz.
OdpowiedzUsuńJakbyś mogła mnie informować to poprosiłabym tutaj XD
http://live-and-let-die-gnr.blogspot.com/
Dziękuję! Oczywiście będę informować ;3
UsuńWYBACZ MI TĄ ZWŁOKĘ Z KOMENTARZEM, ALE CIERPIĘ NA TYMCZASOWY BRAK CZASU :__:
OdpowiedzUsuńKochana, robisz mi niezłą konkure, tą zajebistością! Serio, z rozdziału na rozdział jest coraz lepiej ;)
Muszę Ci powiedzieć, że masz lekki styl i dzięki temu lekko się czyta. Jak dla mnie bomba rozdzialik. Fajna akcja, zajebiste opisy ;D
Lecę do kolejnego :)
Dziękuję baardzo ;3
UsuńWreszcie wyświetla mi się Twój blog! Bóg wysłuchał moich modłów <3 xD
OdpowiedzUsuńTakże przepraszam, że nie komentowałam, ale nie lubię tego robić na telefonie, a na komputerze jak wchodziłam w link Twojego bloga to pokazywało się tylko tło i takie literki jak przy html ;-; Nevermind! xD
Cieszę się jak pojebana, że nasza banda znalazła wreszcie miejscówkę dla siebie, tym bardziej, że jest to Hell House, a tu z pewnością będzie ciekawie.. :D
Co tam pleśń! Ważne, że zamieszkają razem. To na pewno zbliży do siebie bardziej Saula i Hallie <3 Lecę komentować dalej! :)
Dziękuję i cieszę się, że ci się udało wejść. Nie wiem czemu nie mogłaś XD
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDobra jestem :) Miałam wstawić komentarz szybciej, ale nie miałam za dużo czasu, przepraszam. Rozdział ideabisty. No, więc tak przyjeżdża jej brat i nareszcie mieszkają w Hellhouse. Podejrzewam, że Hall i Slash zbliżą się do siebie, bo teraz będą razem mieszkać, więc czekam :) Izzy i Black to już taka jakby para, co nie? Oczywiście, że stół jest wygodniejszy od sofy :) Muszę już spadać, czytać kolejne rozdziały i komentować.
OdpowiedzUsuńPeace and hope,
Faith
Ej to już nie pasuje... trzeba wymyślić coś innego :)
Ja tak szybko - nie mam pojęcia, skąd wzięło się to przekonanie na tych blogach (moim pierworodnym również xd) , że Hellhouse był domem Gunsów... To był dom ich znajomych, w którym odbywały się wiadomo te wszystkie imprezy i w ogóle, ale to nigdy nie był ICH dom.
OdpowiedzUsuńJakie świetnie opisy! ♥
OdpowiedzUsuńJak w ogóle mogłaś pomyśleć, ze kogoś zanudzisz. ;o
Sean przyjeżdża, mieszkanie kupione, teraz tylko czekać na związek Slash'a z Hallie. xD