11/27/2013

Rozdział 6

Duff okazał się całkiem miłym gościem. Postawił mi i Saulowi duże piwo, a dla spłukanego, niespełnionego muzyka to było bardzo wiele. Blondyn od razu wkręcił się maksymalnie w zespół, który proponował mu mulat. Oboje co chwilę podskakiwali z podniecenia, śmiali się, ogólnie świetnie się dogadywali. W stosunku do mnie McKagan był trochę nieśmiały. Zaliczył niezłą wpadkę, ale wybaczyłam mu od razu kiedy zobaczyłam jaki jest. Miłym, zabawnym, optymistycznym ludziom  nie można mieć niczego za złe, prawda? W każdym razie, bardzo cieszyłam się, że zespół chłopców, może wzbogacić się o Duffa.
Po jakiejś godzinie picia, stwierdziłam, że lepiej udać się w stronę domu. Nie chciałam obudzić się z kacem kolejny dzień z rzędu. Podziękowałam chłopakom za napoje, i zaczęłam się zbierać.
- Idziesz już?- powiedzieli chórem. Zaśmiałam się.
- Tak, za dużo alkoholu na ten tydzień. Wpadnijcie jutro oboje. Slash wie gdzie.- puściłam im oczko i już mnie nie było w barze.
Teraz miałam okazję przespacerować się Sunset po ciemku, ponieważ w między czasie zaszło słońce. Trochę się bałam, twarze w ciemnych zaułkach nie wyglądały za ciekawie. Szłam jednak raźnym krokiem w kierunku hotelu. Właśnie, hotelu… Nie mogę tam wiecznie mieszkać. Ciekawe, czy będę mieszkać dalej z Axlem i Izzym? A może z wszystkimi poznanymi chłopcami? A może… sama? Zapytam się Black, czy wie gdzie coś znaleźć… Przecież ja w ogóle nie mam kasy! A co dopiero reszta. Westchnęłam i wyciągnęłam paczkę papierosów z kieszeni. Kwestią zamieszkania postanowiłam dogłębniej zająć się później. Były ważniejsze sprawy, na przykład foch Axla. Nie miałam pojęcia o co mu chodzi. No oprócz mojej relacji ze Slashem. Może chodzi o brak pieniędzy? Niespełnione ambicje? Może… się nieszczęśliwie zakochał? Na ta myśl parsknęłam śmiechem, na co ludzie wokół wzięli mnie prawdopodobnie za wariatkę. O czym ja myślę? Idealny pan Axl Rose nie zdobyłby jakiejś laski?! Niemożliwe.
Skręciłam już w ulicę na której znajdował się hotel, kiedy dwóch kolesi palących fajki pod jakimś barem, ruszyło nagle w moją stronę. Niby tylko szli, ale wydali się bardzo podejrzani. Machinalnie przyspieszyłam. Słychać było jak moja naderwana podeszwa starego trampka klepie o chodnik. Głupie buty! Nie miałam jak zgubić tych dwóch gości przez ten hałas.
- No maleńka nie uciekaj! Może ci wtedy nawet po wszystkim zapłacimy!- krzyknął jeden z kolesi. Puściłam się  biegiem, słysząc za sobą ich śmiech. Po krótkiej chwili, poczułam ręce na tali. Dogonili mnie.
- Zostaw mnie, kretynie!- warknęłam.
- Zostawić? Taką samotną, w niebezpiecznym Los Angeles?- zamruczał mi do ucha ironicznie. Ja nie miałam zamiaru odgryzać mu się równie sarkastycznym komentarzem. Wzięłam w płuca maksymalną ilość powietrza i wrzasnęłam na pół miasta:
- NIECH MI KTÓŚ POMOŻE!
- Oj, chyba cie nikt nie słyszy… nie szkodzi… My się tobą zaopiekujemy.- drugi chłopak zaczął dopierać się do mojej koszulki.
- Łapy precz!- oplułam mu twarz.
- O ty zdziro…- syknął i wbił mi łokieć w brzuch. Zgięłam się z trudem łapiąc oddech. Poczułam, że facet schyla się nade mną.
- Masz być grzeczna, bo…- nie dokończył, ponieważ gwałtownie się prostując, trzasnęłam go tyłem głowy w twarz. Sądząc po chrzęście kości, złamałam mu nos. Z satysfakcją kopnęłam go w krok. Widząc to, koleś trzymający mnie w pasie, zaczął wyłamywać mi ręce do tyłu.
- Tak grasz? Dobrze więc…- on również nie zdążył dokończyć.
- Odpierdol się od niej!- usłyszałam dobrze znany, kochany skrzek.
- Ja się mam odpierdolić!?- krzyknął chłopak, który mnie kurczowo trzymał.
- Tak, ty!- Axl strzelił mu z czuba kowbojki w piszczel, z następnie w twarz z pięści. Kiedy poczułam, że nic nie więzi już moich ramion, odwróciłam się i z całej siły przywaliłam leżącemu w brzuch.
- Nic ci nie jest?- zapytał Rudy, patrząc jak dwójka niedoszłych gwałcicieli zapieprza gdzie pieprz rośnie trzymając się za obolałe miejsca.
- Nie. Dziękuję ci!- rzuciłam mu się na szyję.
- Od kiedy na mnie nie wrzeszczysz?- zapytał unosząc brew.
- A od kiedy ty nie?- odpowiedziałam pytaniem.
Chłopak westchnął, wywracając oczami.
- Z tobą się nie da normalnie gadać.- oznajmił ciągnąc mnie za rękaw w kierunku mieszkania.
- Powiedział wspaniały pan Rose.- odparłam teatralnym tonem.
- Chodź już lepiej… Na pewno wszystko ok?- był wyraźnie czymś rozproszony.
- Tak, tak braciszku. Twoja malutka, nieporadna siostrzyczka zdaje meldunek, że…
- Działasz mi na nerwy, wiesz?- przerwał mi Axl z delikatnym uśmiechem.
- Też cię lubię Rudy.- wyszczerzyłam się.
Z czego ja się do cholery cieszę?! Tyle beznadziejnych sytuacji i emocji w ciągu ostatnich godzin, a ja jak gdyby nigdy nic trzaskam ironicznymi uwagami na wszystkie strony. Co się ze mną dzieje!? Może cierpię na jakieś poważne wahania nastrojów? A może po prostu cieszę się, że mogę wreszcie spokojniej pogadać z Axlem? Tak, może to dziwne, ale byłam szczęśliwa, że ten incydent się zdarzył i znowu rozmawiam z przyjacielem.
- Musimy pogadać.- powiedziałam w końcu już bardziej poważna.
- Już się boję…- skrzywił się.
***
- Masz mi tu wszystko pięknie wyśpiewać! No o co chodzi?- patrzyłam na Rose’a z wyższością, oparta o komodę. Chłopak jeszcze głębiej wcisnął się w materac kanapy.
- Nieważne! Ty mi nie mówisz takich… Dobra mówisz.- zrezygnowany schował twarz w dłoniach.
Z westchnieniem podeszłam i usiadłam obok niego, i objęłam go ramieniem.
- No dawaj chłopie, wal śmiało.- zachęciłam go.
- Chodzi o to, że… Kurwa to miało być zupełnie inaczej! Mieliśmy tu przyjechać, założyć zespół i grać! Zarabiać kasę! Fajnie, że szybko znaleźliśmy gitarzystę i perkusistę, ale co z basem? Czym byłoby Sex Pistols bez Viciousa? Bez basisty nie damy rady! Cholera ja jestem kompletnie spłukany, rozumiesz!? Nigdy nie myślałem, że pieniądze to taki wielki problem, śmiałem się z ludzi, którzy z ich powodu popadali w depresję… Kurwa Hallie, trzeba coś zrobić,bo prędzej czy później zostaniemy na ulicy.- Axl wyrzucił z siebie niemal jednym tchem. Patrzył z zaskoczeniem jak na moich ustach tworzy się ogromny uśmiech.
- Co cię tak bawi?- warknął.
- Axl! Bo… Macie już chyba basistę!- krzyknęłam.
- Co?! Jak to!?- Axl mimo skrajnego zaskoczenia z entuzjazmem spojrzał na mnie oczekując wyjaśnień. Opowiedziałam mu w skrócie, gdzie byłam w między czasie, i jak poznałam Duffa.
- Kurwa idziemy do nich!- chłopak zerwał się z kanapy i w tempie błyskawicznym ruszył do wyjście. Już miał nacisnąć klamkę, kiedy drzwi otworzyły się przywalając mu w twarz.
-  Co się kurwa dzieje!?- zaskrzeczał zataczając się na ścianę.
- Axl! Sorry stary, tak jakoś wyszło…- usłyszałam głos Slasha. Mulat podniósł siedzącego Rose’a.
- Zobacz kogo przyprowadziłem.- uśmiechnął się do niego z dumą. Myślałam, że Rudy opieprzy mulata za uderzenie, ale był zbyt podekscytowany.
- Ty jesteś Duff McKagan!- zawołał do wysokiego blondyna stojącego w progu.
- Aż taki sławny jestem? Zagrałem na Sunset tylko parę…- urwał bo zobaczył siedzącą na kanapie mnie.- Aha, wszystko jasne.- wyszczerzył się.
Odpowiedziałam tym samym, następnie spojrzałam na Saula.
- Wiesz, co to znaczy ‘jutro’?- zapytałam ironicznie.- Twoja babcia się pewnie zamartwia się na śmierć się gdzie ty jesteś!
- Hallie daj spokój. Potrafię zniknąć na tydzień, a po powrocie słyszę tylko ‘czemu cię nie było jak zrobiłam twoją ulubioną zupę?’- odpowiedział z uśmiechem. Powalającym uśmiechem. Poczułam uścisk w brzuchu. Wywróciłam oczami.
- Niech ci będzie.- mruknęłam.
Przeniosłam wzrok na żywo dyskutujących ze sobą blondyna i rudzielca. Oni również zapałali do siebie sympatią. Omawiali style muzyczne jakie im odpowiadają i tym podobne rzeczy. Jak zwykle nie byłam zainteresowana takimi szczegółami. Muzykę się nosi w sercu, a nie regułkach i definicjach, nie? W każdym razie postanowiłam ruszyć z powrotem na kanapę. Slash ruszył za mną. Cały czas się tłumacząc.
- Wiesz, wydaje mi się, że już wyrosłem z wieku, gdzie mieszka się z babcią. Chciałbym  raczej znaleźć jakąś ruderę pełną moich znajomych i dobrej muzyki! Wiesz jakbyśmy złożyli zespół, to moglibyśmy kupić jakiś dom, czy coś… Tak, to by było  niezłe życie…- rozmarzył się, opadając na poduszki.
Siedzieliśmy chwilę w ciszy, nie była to jednak chwila napięcia, czy zakłopotania. Napawaliśmy się razem spędzonym czasem. Chętnie pobyłabym tak dłużej, ale Axl wparował do sypialni.
- Kurwa, gdzie ten Izzy! Poszli gdzieś z Black i nie wracają!- krzyknął podirytowany.
- Z Black!? Pieprzysz…- nie powiem, zaskoczyło mnie to.
Ta dwójka aż tak przypadła sobie do gustu? Nigdy nie wierzyłam w trwałość tak szybko zawieranych związków… Ale może?  Podobno jest coś takiego jak miłość od pierwszego wejrzenia… Nie mam pojęcia czemu, ale moje spojrzenie skierowało się na mulata, kiedy o tym pomyślałam.
- No tak… Kurde mieli iść tylko na pizzę! Pewnie wylądowali w łóżku jak znam tego idiotę…- Rose wściekał się chodząc po pokoju.
- A tak właściwie to po co ci Stradlin?- zaciekawiłam się po chwili.
- Duff ma ze sobą bas, wiesz grał przecież w klubie… No i chciałem żeby zagrał dla nas, no ale jak nie ma ani Izzy’ego, ani Stevena… Właśnie gdzie polazł Adler? Wszyscy muszą gdzieś spieprzać, jak są potrzebni?!- Rudy irytował się coraz bardziej.
- Steven poszedł pewnie z Todd’em się najebać… Wątpię żeby po wyjściu z baru byli w stanie tu dotrzeć…- Slash podrapał się po brodzie.- Duff zagraj po prostu tylko dla nas, chyba umiemy sami ocenić czy się nadasz, nie Axl?- dodał.
- No dobra… Zawsze się konsultowałem ze Stradlinem, no ale masz chyba rację.- Rudy opadł na krzesło i z wyczekiwaniem popatrzył na wysokiego blondyna, który zjawił się w progu trzymając swoją gitarę i wzmacniacz pożyczony od Izzy’ego.
- No to zagram wam coś.- powiedział i bez zbędnych ceregieli podpiął wiosło i zaczął uderzać w struny.  Grał linię basów jakiegoś znanego utworu, ale  nie mogłam sobie przypomnieć tytułu… Zresztą mniejsza o tytuł. Duff grał zajebiście, jego styl pasował idealnie do stylów pozostałych chłopaków.
- Stary…- Rose podszedł do blondyna kiedy ten skończył grać.- Witamy w zespole. Flaszka na przypieczętowanie umowy?
- Jasne!- McKagan zaśmiał się.- Fajnie, że wreszcie znalazłem ludzi z którymi mogę założyć naprawdę świetną kapelę… Cholera, ale czad!
Usiadł na podłodze i już po chwili w ruch poszły butelki wódki. Chciałam dotrzymać postanowienia i więcej nie pić tego dnia, więc dyskretnie wygoniłam ich do pokoju obok. Postanowiłam szykować się powoli do spania. Chwyciłam za ręcznik i ruszyłam w kierunku łazienki. Nagle drzwi otworzyły się i zobaczyłam w nich Stradlina i Black. Nie uszło mojej uwadze, że dziewczyna  pośpiesznie strąca dłoń chłopaka ze swojej tali. Już chciałam zachichotać, kiedy spostrzegłam, że nie mają zbyt szczęśliwych min. Byli czymś wyraźnie zdołowani.
- Ej, ludzie. Chodźcie tu.- mruknął Izzy.
Chłopcy zaniepokojeni przyszli z pokoju obok. Pytające spojrzenie Stradlina wylądowało najpierw na Duffie, a potem  na Axlu. Rudy machnął ręką.
- Później ci powiem. A o co chodzi wam?- zapytał Rose.
- No bo my… Przynosimy trochę nie  najlepsze wieści.- brunet skrzywił się i błagalnie spojrzał na Black.
- No więc właścicielka hotelu… Znaczy moja szefowa… Ona się trochę wkurzyła. Twierdzi, że robicie za dużo hałasu, że najdalej godzinę temu dobiegało stąd jakieś dudnienie.- przerwała widząc zawstydzoną twarz McKagana, po chwili jednak kontynuowała.- No i po moich błaganiach… Pozwoliła wam zostać jeszcze jedną noc. Jutro się musicie jednak wynieść.
Zapadła chwila ciszy. Ja mieliłam w dłoniach mój ręcznik, przypominając sobie moje dzisiejsze rozmyślania na temat wynajmu domu… Cholera czy ja widzę przyszłość? Teraz się tym trzeba na poważnie zająć.
- Dobra, słuchajcie. Nie ma co rozpaczać, trzeba znaleźć coś innego. Blue, masz co polecić? Może jakiś inny hotel?- postanowiłam działać.
- Nie. Niestety jesteśmy jedynym hotelem w tej dzielnicy, z takimi cenami. Przykro mi. Zostaje wam tylko wynajem mieszkania, ale nie wiem jak u was z pieniędzmi.- dziewczyna wydawała się być szczerze zmartwiona.
- Ile mamy wszyscy kasy?- zapytałam pozostałych. Było chyba oczywiste, że chcemy mieszkać razem w takiej ciężkiej sytuacji.
Zaczęli przekrzykiwać się, informując mnie o swoich oszczędnościach. Problem w tym, że nic nie zrozumiałam z tego bełkotu.
- Cisza! Mówicie po kolei.- zarządziłam.
Zgodnie z moją prośbą, zaczęli podawać sumy. Po podliczeniu wyszło tego dość mało. Nie sądziłam by na coś nam starczyło. Nagle uświadomiłam sobie, że nie zapytałam Duff’a.
- Eee, McKagan…? Ty byś chciał mieszkać z nami?- spytałam niepewnie.
- No w sumie to… tak. Jak mamy być zespołem, to jak najbardziej.- odparł z uśmiechem.
- A masz trochę kasy?- uniosłam pytająco brwi.
- Coś się znajdzie, grałem w końcu kilka koncertów.- odpowiedział i podał liczbę pieniędzy.
Ja na nowo podliczyłam sumę. Wyszło już lepiej. Może się jednak uda. Przypomniałam sobie jednak o nieobecnym perkusiście.
- A co z Adlerem?
- Daj spokój, jego nie stać na chleb. Wszystko wydębia od matki, ale ostatnio jego rodzice stwierdzili, że skoro nie ma go w ogóle w domu to nie będą u dawać kasy.- odezwał się Slash.
Pokiwałam ze zrozumieniem głową.
- No dobra… Dzisiaj nie ma co się zamartwiać, jutro czegoś poszukam.- uśmiechnęłam się do chłopaków. Oni odwzajemnili się tym samym. Chwilę potem, przedstawili Duffa przybyłym i wszyscy oprócz Black poszli dalej pić.
-Kurde, głupio mi, że tak wyszło.- powiedziała do mnie dziewczyna.
- Oj daj spokój, nie twoja wina.- próbowałam ją pocieszyć. Głowę miałam jednak zajętą czym innym. Wyobrażałam sobie jak ciężko będzie znaleźć dom. I że możemy skończyć na ulicy.
- Zaraz wracam.- mruknęłam do Blue i weszłam w końcu do łazienki.
Pod wpływem ciepłej wody, moje myśli stały się bardziej kolorowe. Wyobraziłam sobie życie z samymi niewyżytymi rockmanami, bandą nakręconych chłopaków. Jeżeli to się uda, może być niezły ubaw. Cała nasza paczka sprawiała wrażenie, jakby znała się od zawsze. Ja sama czułam się, jakbym całe moje wcześniejsze życie spędziła właśnie z nimi. Wspólne mieszkanie to byłby niezły odlot.
Z tą myślą wylazłam spod prysznica. Po chwili siedziałam już obok Black na kanapie. Słyszeliśmy śmiechy z pokoju obok.
- No i jak tam było ze Stradlinem?- spytałam.
- Bosko.- odparła dziewczyna uśmiechając się.
- Uuu widzę szybko się… integrujecie.- zaśmiałam się.
- Z tego co słyszałam stamtąd… - wskazała na sypialnie obok- to ty z Saulem też dzisiaj nie próżnowałaś.
- Oj tam, zwykła kawa…- zaczęłam.
- Jasne, jasne, tak się mówi.- przerwała mi.
Spojrzałyśmy na siebie i wybuchłyśmy śmiechem.
- No to chyba obie wpadłyśmy po uszy.- powiedziała w końcu Black.
- No żebyś wiedziała….- westchnęłam opierając się o poduszkę.- wpadłyśmy…
- Ja już się będę zbierać.- mruknęła po chwili brunetka.
- Ok… Pomożesz mi jutro z tym mieszkaniem?- zapytałam z nadzieją.
- Tak, jasne.- ruszyła ku wyjściu.

Zauważyłam, że przed wyjściem zerka w otwarte drzwi pokoju chłopaków i puszcza komuś oczko. Ciekawe komu… Kąciki moich ust podniosły się do góry, i z taką właśnie miną zasnęłam leżąc na kanapie.
______________________________________________________________
No jest kolejny ;D Mam nadzieję, że się spodoba, jest chyba jednym z dłuższych jakie pisałam. Jak pewnie zauważyliście dodałam muzykę na stronę ;p Jak was będzie za bardzo wnerwiać to dajcie znać XD No i ogólnie czytajcie, komentujcie! ;)
PS Dzięki za wszystkie dotychczasowe opinie i komentarze!

11/23/2013

Rozdział 5

- Hallie! Ile można?!- usłyszałam skrzek  nad uchem. Nie ma to jak miła pobudka.
- Cholera, musicie mnie budzić tak wcześnie…?- zawyłam.
- Wcześnie?! Jest CZTERNASTA.- poinformował mnie skrzeczący głos. Domyśliłam się, że to Axl.
Czternasta, świetnie. Który to już dzień wstaję po południu? Niechętnie otworzyłam oczy i rozejrzałam się. Black siedziała w nogach łóżka, również przed chwilą obudzona. Jęknęła kiedy zobaczyła ślad po przypaleniu na koszulce. Po przypaleniu? Co się właściwie wczoraj działo? Usiłowałam sobie przypomnieć. Najpierw przyszłam tutaj z Blue, potem odpaliłyśmy po wódce, a potem… No właśnie co? Axl nagle marszcząc czoło podniósł dwa leżące na ziemi jointy. No tak, wszystko jasne.
- Widzę, że laski bawiły się lepiej od nas.- wymamrotał. Zauważyłam, że coś go męczy. Był mrukliwy i szorstki.
- Axl, co z tobą?- spytałam cicho.
- Ze mną?! Kurwa nic! To ty się przystawiasz do tego kolesia, po kilku dniach znajomości! On jest w porządku, ale poznaj go choć trochę! Potem będziesz jęczeć, że cie zostawił!- wybuchł. Szczerze? Zamurowało mnie. Myślałam, że moja sympatia do Saula ( o niego chyba chodziło…) jest niezauważalna. Cholernie mi się podobał, ale ja też uważałam, że jest za wcześnie na… cokolwiek więcej. Poza tym zdziwiłam się, że Rose się tak tym przejmuje.  Co go to w ogóle obchodzi?! Teraz to ja się wściekłam.
- A co ci do tego?! Moje życie, nie?! Ciebie znam od niecałego tygodnia! Od razu ci zaufałam! Nie wiem czy dobrze zrobiłam, skoro teraz chcesz mnie ograniczać i mówić mi co mam robić!- wywrzeszczałam mu w twarz.
Chłopak zacisnął usta i wyszedł.
- No niezłe macie oboje charakterki, nie ma co!- Black uśmiechnęła się łobuzersko. Mi do śmiechu nie było. Nienawidziłam swojej osobowości, tego, że ciągle muszę się z kimś kłócić. W sumie Axl nie lepszy, ale… Nie powinnam do tego dopuścić. Rzuciłam poduszką w przeciwległą ścianę, wzięłam parę głębszych oddechów. Po uspokojeniu się, ruszyłam do swojego pokoju. Zasnęłyśmy w sypialni Rudego i Izzy’ego, a reszta towarzystwa zajęła moją  wczoraj wieczorem.  Ku mojemu zdziwieniu, nie było aż takiego wielkiego syfu. Owszem, walało się kilka butelek, trochę kokainy zostało na biurku, wysypało się odrobinę chipsów. Jednak ogólnie było do zniesienia. Na kanapie siedział Saul, obok na ziemi Adler. Stradlin bawił się woreczkiem koki, siedząc na krześle. Gadali o czymś, kiedy się pojawiłam. Wymieniliśmy szybkie ‘cześć’. Chwyciłam za ręcznik i świeże ciuchy, i ruszyłam w kierunku łazienki. W brodziku leżał jednak Todd. Westchnęłam, i wróciłam by znaleźć kogoś, kto pomoże mi go stamtąd wyciągnąć. Slash ruszył się, żeby mi pomóc. Przy wyciąganiu kolegi, przez przypadek uderzył jego głową o framugę drzwi. Todd przebudził się, sycząc głośno. Spojrzeliśmy na siebie z mulatem i wybuchnęliśmy śmiechem. Brunet, leżący na podłodze wstał, i patrząc na nas obrażony, ruszył do pozostałych chłopaków. Chciałam wejść z powrotem do łazienki, ale zapomniałam o Saulu, który stal przede mną. Spojrzałam mu w oczy. O dziwo nie był naćpany.
- Eee, tak właściwie, to ty… masz gdzie mieszkać? Bo wiesz, od kilku dni siedzisz u nas…- zaczęłam.
Slash zrobił zmartwioną minę.
- Mam rozumieć, że mnie wyganiasz?
-Nie! No co ty! Jesteś…- przerwałam, nie wiedząc co dalej powiedzieć.
- No jaki?- zapytał nieśmiało.
- Jesteś… bardzo… miły.- wydukałam.
- Za to ty urocza.- odpowiedział. Zobaczyłam jeszcze tylko jego uśmiech, potem odwrócił się, i poszedł do sypialni. Wiedziałam, że jestem cholernie czerwona, więc szybko weszłam do toalety i opukałam twarz wodą. Czy on powiedział, że jestem urocza? Nie wiedziałam czy cieszyć się, czy płakać. Z jednej strony koleś który mi się podoba, prawi mi komplementy. Z drugiej strony, reaguje na nie jak łatwa, pusta lala. Kobieta powinna, dać facetowi do zrozumienia, że nie jest tępa, i trzeba się o nią postarać. Z przekonaniem, że taka chcę być, wzięłam długi i odprężający prysznic. Kiedy tak stałam zalewna ciepłą wodą, przypomniałam sobie o Axlu. Coś go gryzło i nie chodziło tylko o mnie i Slasha. Byłam niemal pewna, że jest coś jeszcze. W końcu mieliśmy podobne charaktery, wiedziałam że nie wszystko jest ok. Nie wiedziałam jednak, gdzie chłopak poszedł. Postanowiłam zająć się tym później.
Kiedy wyszłam, w sumie nikt nie zmienił swojego miejsca, pomijając Black. Musiała ona przecież pracować. Jednak według Izzy’ego miała z nami iść wieczorem do klubu. Kiedy usłyszałam słowo ‘klub’ skojarzyło mi się to tylko z jednym. Z wieczorem sprzed dwóch dni, kiedy to marzyłam tylko o upiciu się do nieprzytomności. Chciałam wtedy zapomnieć, o tym co się stało. Może mi się nawet trochę udało? Jednak teraz znowu zalała mnie fala wspomnień. Wspomnień, w których było pełno bólu, cierpienia. Nie chciałam pamiętać.  Wybiegłam z pokoju w którym siedziałam z chłopakami, ruszyłam w kierunku balkonu. Przez chwilę wpatrywałam się w przestrzeń. Nagle jednak moje oczy całkowicie zaszły łzami. A miałam przestać tyle płakać! Niestety nie byłam w stanie powstrzymać potoku, który wylewał się spod przymkniętych powiek. Moje myśli znów spowiły te wszystkie szczęśliwe chwile, które spędziłam z tatą. Wycieczki, niespodzianki, zabawy, wspólne gry… Smutek wręcz zwalał mnie z nóg. Osunęłam się na balkonową posadzkę. Skuliłam się, i po prostu płakałam. Nagle, poczułam, że coś łaskocze mnie w ramię.
- Co się stało, Hallie?- spytał Saul. Tak jak się domyślałam to był właśnie on.
- Nic, czym mógłbyś się przejąć.- odpowiedziałam, unosząc lekko, schowaną dotąd, głowę.
- A ja myślę inaczej. Może będę umiał pomóc, hm?- usiadł obok.
- Nie… To bez sensu… Muszę sobie sama dać radę.- z powrotem ukryłam się we włosach.
- Ufasz mi? Wiesz znamy się mało, ale…- nie dokończył.
- Ale co?- spojrzałam na niego. Naprawdę mnie to ciekawiło.
- Ale, wydaje mi się… Że… No, że dobrze się… hmm… zrozumiemy?- zaczął się jąkać.
- Może i tak, ale chodzi tylko o zrozumienie?- pytająco uniosłam brwi.
Teraz to on schował się w lokach.
- Chyba nie.- usłyszałam.
- Też mi się tak wydaje… - odparłam.
Kiedy chłopak nic nie odpowiedział, znowu pogrążyłam się w rozmyślaniach o śmierci taty. O matce nie myślałam. Nie obchodziła mnie ona. Może to trochę dziwne, ale już od mojej ucieczki przestałam uważać ją za swoją rodzicielkę. Moje policzki znów stały się mokre. W pewnym momencie wydałam z siebie zduszony jęk. Saul natychmiast doskoczył do mnie, i nie pewnie otoczył ramionami, moje wstrząsane płaczem ciało. Na początku chciałam się wyrwać. Miałam wrażenie, że właśnie robię z siebie łatwą dziewczynę, dając się tak objąć. Jednak po chwili doszłam do wniosku, że takie przytulenie, wcale nie jest złe, przeciwnie, ono pomaga. Od razu przepełniło mnie uczucie… bezpieczeństwa. Wiedziałam, że nic mi się teraz nie stanie, że te silne dłonie na moich plecach ochronią mnie przed wszystkimi przeciwnościami losu. Wtuliłam się więc w jego klatkę, i wysłuchiwałam słów pocieszenia.  W końcu uspokoiłam się na tyle, żeby delikatnie wysunąć się spod rąk Saula. On jakby zawstydzony opuścił spuścił wzrok.
- Dziękuję.- powiedziałam zachrypniętym głosem.
- Nie ma za co. Lepiej już pójdę. Babcia będzie się niepokoić…- zaczął się podnosić.
- Babcia?- zapytałam zaintrygowana.
- No tak. Mama zapracowana, ojciec gdzieś wyjechał… Została mi tylko kochana babcia. To najwspanialsza kobieta na świecie.- opowiedział. Zrobiło mi się jakoś tak ciepło na sercu. Niewiele facetów potrafi tak otwarcie przyznać się do uczuć jakimi darzą jakąś osobę płci pięknej. Uśmiechnęłam się delikatnie, mimo, że moje oczy wciąż łzawiły. Slash spojrzał na mnie zdziwiony.
- Czemu się uśmiechasz?
- Nieważne… Po prostu… Fajnie, że tak mówisz o swojej babci.-odparłam. Mulat chyba nie do końca zrozumiał o co mi chodziło, ale nie drążył tematu. Zaczął tylko kontynuować wstawanie  z podłogi.
-Nie, czekaj! Wiesz… Ja ci chyba powiem o co chodzi. Wracając do twojego wcześniejszego pytania: tak, ufam ci. Tyle, że… Może nie tutaj, to złe miejsce na zwierzanie się.-powiedziałam.
Saul analizował chwilę moje słowa, jednak w końcu podał mi rękę, i podniósł.
- Zapraszam cię w takim razie na kawę.- oświadczył nieco zawstydzonym tonem.
Odpowiedziałam mu bladym uśmiechem.
***
- To naprawdę przykre. Kurcze, nie mam za bardzo porównania, nie miałem podobnej sytuacji… Ale to musi być okropne uczucie. Bardzo ci współczuję.- Saul wydawał się być autentycznie poruszony moją historią.
Siedzieliśmy już  w tym barze dobre półtorej godziny. Opowiedziałam mu całą moją historię, tak jak wcześniej Axlowi. Byłam z siebie bardzo dumna, bowiem od wyjścia z hotelu nie uroniłam ani jednej łzy. W mulacie z kolei odkryłam bardzo wrażliwą i uczuciową postawę. Przejął się zauważalnie losem, który mnie spotkał. Pocieszaniu nie było końca. Ja poczułam się nieco lżej, kiedy kolejna osoba pomogła mi trochę z nieprzyjemnymi uczuciami.
- No dzięki… Po raz setny chyba.- zachichotałam cicho. Nie wiem czemu, ale humor mi się poprawił, mimo opowiadanych historii. Pewnie przez kofeinę, zawsze tak na mnie działa. A wypiłam już trzy kawy.
- Może poszlibyśmy do jakiegoś… mocniejszego lokalu? Mam ochotę to wszystko zapić… znowu…- zaproponowałam.
- Nie ma sprawy, sam chciałem cię o to zapytać.- odparł.
Wstaliśmy, zapłaciliśmy i ruszyliśmy w nieznanym mi kierunku. Wciąż nie znałam miasta.
- Gdzie idziemy?
- No sam jeszcze nie wiem gdzie konkretnie, ale ogólnie kierujemy się na Sunset.- wyszczerzył się.
Byłam już na tej ulicy, ale nie kontaktowałam wtedy zbytnio. Teraz miałam zamiar wszystko skrzętnie zanotować w pamięci, poznać wreszcie to miejsce. Zachwycałam się każdym mijanym barem, nawet jak była to rudera, w której skąpo odziane kelnerki miały ogromne wory pod oczami i nie wyglądały zbyt atrakcyjnie.
- Dobra, chodźmy do Roxy.- mruknął w końcu Saul.
Weszliśmy do całkiem sporego, czarnego budynku. W środku panował półmrok, w tle grała całkiem  fajna muzyka. Tutaj obsługujące również były roznegliżowane, ale pasowały do otoczenia. Dym papierosów, zapach wódki i piwa… To jest właśnie typowy klub Los Angeles, tak mi się przynajmniej wydawało.
Usiedliśmy przy jednym ze stolików. Slash zamówił nam po drinku. Po chwili sączyliśmy napoje i gadaliśmy. Nasze rozmowy dotyczyły głównie naszych zainteresowań, ulubionych artystów, filmów…
- Oczywiście, że lepszy jest Sean Connery! – właśnie trwała wymiana zdań na bardzo wyszukany temat ‘kto lepiej grał James’a Bond’a?’ Ja uparcie obstawiałam przy moim zdecydowanie ulubionym aktorze Connery’m.
- Nie no co ty! Roger Moore zajebiście to zagrał! Nie da się lepiej!- jak widać Saul miał odmienne zdanie.
- Nie znasz się i tyle.- pokazałam mu język.
- Ja się nie zna…- nie dosłyszałam co mówił dalej, zgłuszył go głos dochodzący ze sceny.
- O to nowa, świetna, energetyczna grupa! Nazywają się… nijak. Nie mają nazwy.- prezenter widać był bardzo zniesmaczony tym faktem. Zszedł ze sceny, na której zaraz pojawiła się czwórka chłopaków. Zaczęli grać. Nie powalili mnie, wybrali utwory głównie z repertuaru Sex Pistols, których nie słuchałam  za dużo. Mimo to biła od nich energia, zgodnie z zapowiedzią. W oczy rzucił mi się wysoki basista. Widać było, że nie pała zbytnią sympatią do wokalisty. Krzywił się za każdym razem, gdy tamten nie odpowiednio zaśpiewał pojedyncze dźwięki. Kiedy po półgodzinnym występie ruszyli za kulisy, usłyszałam jak basista opieprza śpiewającego.
- Podobało ci się?- rzuciłam do Slasha.
- Szału nie było, ale bas mieli całkiem, całkiem. Przydałby nam się basista.- odparł.
-Hmm… Wiesz wydawało mi się, że gościu od basu, nie przepada za wokalistą… Może nie miałby nic przeciwko zmianie zespołu, co?- uśmiechnęłam się. Po tych kilku drinkach zrobiłam się bardziej otwarta, niemal cały czas się szczerzyłam.
- Może, może… Chodź zobaczymy.- chłopak pociągnął mnie za rękaw w stronę wejścia  na zaplecze sceny. Akurat dochodziliśmy, kiedy drzwi otworzyły się i wypadł z nich wysoki blondyn. Po chwili zorientowałam się, że jest to basista, którym Saul się zainteresował.
- Hej. Powiem od razu o co chodzi. Zakładam zespół. Szukam basisty. Fajnie grasz, chcesz spróbować?- ku mojemu zaskoczeniu Saul powiedział to bardzo rzeczowo.  Tleniony blondyn patrzył zaskoczony przez dobre pół minuty.
- Zakładasz zespół z nią?- zapytał w końcu wskazując mnie.
- A jak tak, to co?- syknęłam. ‘No stary, słabe pierwsze wrażenie!’ pomyślałam.
- Hallie, spokojnie. Eee… To moja koleżanka. Zakładam zespół z kim innym. Wchodzisz w to, czy nie?- mulat niecierpliwe spojrzał na basistę.
- Dobra. Wszędzie dobrze, byleby nie u tych pojebanych baranów, co nie umieją nazwy wymyślić.- mruknął w końcu.
- No to super! Chodź omówimy parę rzeczy przy kielichu. A i tak w ogóle to jest Hallie, a ja jestem Slash.- powiedział Saul.
- Miło poznać. Ja jestem Duff McKagan.
________________________________________________________________
No łapcie Duffa, jak chcieliście ;p Rozdział dość krótki, jutro postaram się więcej. A i dziękuję za 220 wyświetleń <3 


11/21/2013

Rozdział 4

Wody. Taka chyba jest pierwsza myśl skacowanego człowieka. Takiego mega skacowanego. Druga myśl to: ‘O ja pierdole jak tu jasno!’. W końcu pojawia się słynne ‘Kurwa moja głowa’. Właśnie taki schemat myśli przetoczył się przez moją głowę po przebudzeniu. Na początku zerwałam się z łóżka, chcąc znaleźć cos do picia. Otworzyłam oczy, ale zaraz je zamknęłam, oślepiona blaskiem poranka. A właściwie wczesnego popołudnia, bo nie sadze, że obudziłam się po jakiś dwóch godzinach snu. Jęknęłam głośno, i z powrotem opadłam na poduszki. Przez chwilę leżałam tak, jednak pragnienie było zbyt dokuczliwe. Wstałam niemal na ślepo. Ruszyłam powoli przed siebie. W pewnym momencie nadepnęłam na cos miękkiego i ciepłego. To cos syknęło cicho, poruszyło się, i głośno wciągając powietrze poszło spać dalej. Kontynuowałam poszukiwania wody. Znalazłam ją w przedpokoju. Wypiłam całą butelkę duszkiem. Mimo to cały czas chciało mi się pić. Postanowiłam jednak zwalczyć najpierw chociaż odrobinę ból głowy. Ruszyłam więc, w stronę łazienki, cały czas mrużąc oczy. Nagle potknęłam się o jakiś przedmiot. Upadłam. Dziwne, ale nie był to bolesny upadek. Uderzyłam głową o coś miękkiego, a na ramieniu poczułam coś włochatego, co mnie trochę gilgotało. Zrobiło mi się tak jakoś przyjemnie, więc postanowiłam kontynuować sen w tej pozycji.
***
- Halo, jest tu kto?!- usłyszałam jakby przez mgłę. Skrzypnięcie drzwi.
- Oh! Może lepiej nie będę przeszkadzać…- tym razem głos był wyraźniejszy. Uniosłam głowę, która wciąż bolała. Słońce już nie raziło. Cholera, zmierzchało już. Przespałam cały dzień. W końcu spojrzałam na osobę stojącą w progu. Była to Black. Patrzyła na mnie co najmniej dziwnie. Nie przejęłam się tym.
- O, hej. Coś chciałaś?- zapytałam.
- Tak. Zapłaciliście do dzisiaj. Zostajecie dłużej, czy nie?- zapytała rzeczowo.
- Eee, nie wiem.- mruknęłam. Byłam niezdolna do podejmowania jakichkolwiek decyzji.
- Dobra zostajemy jeszcze… Kolejne trzy dni. Później zapłacę.- wydukałam w końcu. Zauważyłam, że dziewczyna chichocze. Zmarszczyłam czoło. I rozejrzałam się. Krzyknęłam cicho,  zaskoczona, kiedy spostrzegłam  gdzie się znajdowałam. Leżałam bowiem głową na klatce piersiowej Slasha. To coś włochatego, na czym przed zaśnięciem położyłam rękę to były oczywiście jego włosy.  W dodatku Saul również się śmiał patrząc spomiędzy loków.
Jezu, przepraszam, ja nie chciałam, to przez przypadek, miałam kaca i w ogóle…- odskoczyłam od chłopaka i zaczęłam się tłumaczyć. Slash usiadł na ziemi
- No co ty nic się nie stało. Wiem co człowiek jest w stanie zrobić jak go tak napieprza głowa i nie może normalnie widzieć…- chłopak uśmiechnął się. Na widok jego pełnych ust, ból głowy jakby zmniejszył się o połowę. Dziwne… . Odwróciłam wzrok zmieszana. W końcu przypomniałam sobie o Black. Dziewczyna rozbawiona przyglądała się scenie. Nagle jej twarz zmieniła się. Zaczęła wgapiać się w coś za mną. Powędrowałam za jej spojrzeniem. Było ono skierowane prosto w Izzy’ego. Chłopak siedział na łóżku i podgrywał na gitarze. Od razu rozpoznałam ‘Pet Semetary’ Ramones. Grał naprawdę nieźle, to fakt. Jednak Black była nim skrajnie zafascynowana.
- I jeszcze gra na gitarze… Ramones… Cholera nie dobrze ze mną….- usłyszałam jej cichy szept. Slash chyba też to usłyszał, bo schował się głębiej w swoich kudłach i dałabym sobie rękę uciąć, że właśnie próbuje powstrzymać się od śmiechu.
- Może wejdziesz?- spytałam Blue.
- Ekm… No nie wiem, nie powinnam…- chciała się wycofać, ale złapałam ją za dłoń i poprowadziłam do pokoju chłopaków. Usiadłyśmy na łóżku Axla, którego na razie nigdzie nie widziałam. Musiałam ich w końcu ze sobą poznać.
- Hej Stradlin! To jest Blue. Mów jej Black. Recepcjonistka w tym przytulnym hoteliku. I myślę, że ma świetny gust muzyczny.- przedstawiłam dziewczynę Jeff’owi. Dodałam to o muzyce, bo zauważyłam, że  ma ona koszulkę z  Deep Purple.
- Eee, no tak. A ty jesteś…?- Blue zapytała nieśmiało.
- Izzy Stradlin. Miło poznać. – mruknął brunet i powrócił do gitary.
- Zajebiście grasz.- powiedziała dziewczyna.
Izzy spojrzał na nią, unosząc brwi. Miałam wrażenie, że po raz pierwszy się jej dokładnie przyjrzał. Od razu na jego ustach pojawił się wyszczerz.
- Dzięki! Ty… też może grasz na czymś?- zapytał.
Wow, Stradlin! Nie poznaję cię! Czy ty właśnie rozwijasz rozmowę?! Własny oczom nie wierzyłam. Widać nie tylko dziewczyna się trochę… zauroczyła. Postanowiłam, że zostawię ich samych. Przed wyjściem usłyszałam tylko, że Blue gra na perkusji.
- Slash?- zawołałam cicho wchodząc do przedpokoju. Nie wiem czemu to zrobiłam. Miałam po prostu ochotę z nim pogadać.
- Tak?- chłopak wysunął się z łazienki.
 Jego włosy były mokre. Teraz nie miał jak ukryć się w szopie. Przez krótką chwilę patrzyłam w jego boskie oczy. Po chwili oprzytomniałam.
- Gdzie reszta?- rzuciłam.
- Axl… Nie wiem. Przyniósł cię w nocy, a potem gdzieś wyszedł. Steven’a zostawiliśmy gdzieś w rowie. Miał ostrą fazę, mówił, że jest królowa mrówek i kazał nam nosić igły na mrowisko.- odparł mulat.
Zaczęłam analizować. W domu nie ma Rose’a i Adlera. Izzy siedzi u siebie, a Saul stoi przede mną. Kogo w takim razie nadepnęłam rano? Otworzyłam drzwi od mojego pokoju, które nie pamiętam kiedy zamknęłam. Na podłodze, twarzą w dół leżał chłopak o ciemnych, prostych włosach.
- Kto to?- spojrzałam pytająco na Slash’a.
- To jest Todd. Mój bardzo dobry kumpel. Nie mam pojęcia co tu robi. Może ja go zaprosiłem, sorry.- odpowiedział chłopak.
Wzruszyłam ramionami. Na pewno takie rzeczy zdarzają się na każdej imprezie w tej dzielnicy. Jedyne co mnie w tej chwili zastanawiało, to zachowanie Saula. Było wyluzowany, śmiały, czuł się jak u siebie. Wczoraj taki nie był. Przyjrzałam mu się. No i znalazłam odpowiedź. Rozszerzone źrenice. To może oznaczać tylko jedno. Heroina. Przeniosłam wzrok na jego ramiona. Tak jak myślałam, były pokryte śladami po igłach. Szczerze? Lubiłam czasem zabawić się z narkotykami, ale nie tolerowałam hery. Przerażał mnie sam sposób dostarczania sobie płynu. Lubiłam kokę, marychę, ale nie to. Zrobiło mi się żal Slash’a. Miał 18 lat. Tyle co ja. A już się brał za ciężkie narkotyki. I to dość często sądząc po śladach. Wiem, że nie powinnam się tym jakoś bardzo przejmować, znałam go dopiero drugi dzień, ale… poczułam się smutna. Postanowiłam wziąć prysznic. Kiedy ciepłe krople dotknęły moje ciało, zrobiło mi się trochę lepiej. Doszłam do wniosku, że nie powinien mnie przejmować koleś, o którym nic nie wiedziałam. Wyszłam z łazienki i skierowałam się do swojej sypialni. Byłam w samym ręczniku, podeszłam do szafy.
- Ulalala…- usłyszałam za sobą. Błyskawicznie odwróciłam się, jednocześnie sprawdzając, czy wszystko mam  zakryte. Ujrzałam chłopaka, tego całego Todd’a.
- Jakie ‘ulalala’?! – syknęłam. Brunet spojrzał na mnie zdziwiony.
- To ty nie jesteś, jakąś laską z klubu?- zapytał.
- Nie jestem dziwką! Kto cie tu w ogóle wpuścił?!- teraz to się zdenerwowałam. Dziwka! Zaraz mu przyjebię w ten ryj! Prawdopodobnie zrobiłam się czerwona ze złości. Stałam jeszcze chwile, ale nie uspokoiło mnie to. Ruszyłam w jego kierunku, zamachując się. Już moja dłoń miała z impetem uderzyć w twarz Todd’a, kiedy usłyszałam głos Axl’a, który w między czasie wrócił.
- Co się tu dzieje!?
- Ten kretyn wyzywa mnie od jakiś lasek z klubów ze striptizem!- poskarżyłam się.
- Nie prawda! Cholera, nie chciałem, żeby to tak wyszło!- zaczął bronić się brunet. Ku zaskoczeniu nas obu, Rose zaczął się śmiać.
- No co?!- wrzasnęłam. Zobaczyłam jak w drzwiach stają: Izzy, Black i Slash.
- Nic… Zabawnie wyglądasz w mokrych włosach, ręczniku i jesteś jeszcze taka czerwona!
No nie, teraz to już przesada. Szybkim ruchem otworzyłam komodę, wyjęłam ubrania i ruszyłam w kierunku łazienki. Tam przebrałam się, i z powrotem wparowałam do pokoju. Wszyscy siedzieli i wyczekująco się na mnie patrzyli.
- Czego się gapicie?- warknęłam. Nie wiem czemu, ale to wszystko mnie okropnie zirytowało.
- No… Jesteś strasznie wybuchowa. Wolimy nic nie mówić.- odpowiedział mi Axl.
- Ja wybuchowa!? A kto niby kopie śmietniki na ulicy?!- krzyknęłam. Po chwili uświadomiłam sobie jednak, że zachowuję się jak małe dziecko. Wyszłam na smarkatą idiotkę w oczach nowo poznanego Todd’a i Slasha. Przetarłam dłonią oczy i usiadłam na krześle.
- Kurwa, sorry… To wszystko przez kaca.- jęknęłam zrezygnowana.
- No ja to ci się nie dziwie… Kobieto kokę wciągasz szybciej ode mnie!- Izzy się zaśmiał. Odpowiedziałam mu tym samym.
- W życiu się tak nie upiłam. Los Angeles to jest jednak miasto kaca, a nie zabawy.- powiedziałam.
- Zgadzam się z tobą w stu procentach. – powiedział Todd. Widać, że był trochę zestresowany.
- Tak w ogóle… Jestem Hallie.- rzuciłam do niego. Chłopak natychmiast się rozluźnił. Wydawał się śmiałym człowiekiem.
- Tak wiem. Ja jestem Todd. Ale to też pewnie już wiesz.- odparł. Potwierdziłam delikatnym uniesieniem kącików ust. Atmosfera chyba się trochę rozładowała. Po chwili wszyscy gadaliśmy. O wszystkim, i o  niczym. Okazało się, że Todd jest basistą. Axl od razu wyskoczył z propozycją, bo wiadomo szuka kogoś na bas. Okazało się jednak, że brunet gra już w zespole o nazwie Jetboy. Od razu zaczęły się tematy sprzętu, nagłośnienia i tak dalej. Zauważyłam, że Black jest równie znużona tematem, jak ja. Złapałam ją za rękę, i pociągnęłam do drugiego pokoju. Usiadłyśmy na łóżku.
- Podoba ci się Izzy.- powiedziałam.
- Podoba ci się Saul.- Odparła. Obie wybuchłyśmy śmiechem.
- Dobra bierzemy się w garść.- rzekłam w końcu.
- Tak masz rację… - nagle jednak coś się jej przypomniało- Nawet nie wiesz jak zabawnie wyglądałaś dzisiaj jak weszłam…- znowu zaczęła chichotać, a ja wywróciłam oczami.
- A twoja mina kiedy Stradlin zaczął grać na gitarze! Bezcenna!- krzyknęłam.
- Cicho, bo usłyszy…- dziewczyna zakryła mi dłońmi usta. Na szczęście nikt nie usłyszał. Ich dyskusja trwała w  najlepsze. Co więcej najwyraźniej chłopcy odpalili parę butelek Whiskey. Ruszyłam więc do przedpokoju, by wziąć coś mocniejszego dla nas. Wyjmowałam właśnie butelkę wódki  z torby z zakupami, które zrobił Axl, kiedy do mieszkania wparował Adler.
- Nie uwierzycie! Ja jednak nie jestem mrówką!- Steven mówił całkiem serio.
- Jak to!?- zawołałam ironicznie.
- Naprawdę! Hej! Chłopcy! Nie potrzebuje już gałązek!- blondyn ruszył do pokoju gdzie siedziała męska część towarzystwa. Usłyszałam coś w stylu ' Boże znowu ten świrus' w wykonaniu Todda. Wróciłam do Black, i wręczając jej butelkę, rzuciłam się na łóżko obok dziewczyny.
- No to co? Pijemy?- zapytała po chwili.
- No pijemy.- odparłam i odkręciłam wódkę.
- Ale za co?- spytała Blue.
- A trzeba za coś?- uniosłam brew.
- No wypadało by…
- W takim razie, napijmy się za nas. I jeszcze za tamtych idiotów.- tu wskazałam ścianę, która odgradzała nas od pokoju obok.- A szczególnie za dwóch cholernie przystojnych idiotów...
Brunetka uśmiechnęła się, i przyłożyła gwint do ust. Ja również to zrobiłam. Na trzy cztery, zaczęłyśmy opróżniać naczynia. Po chwili picie przerodziło się w zaciętą rywalizację. Spięłam się mocno, i po chwili odstawiałam pustą butelkę, patrząc jak Black jeszcze dopija.
- Wygrałam!- uradowałam się 
- Eeeh… Jestem niedoświadczona w piciu.- westchnęła- Za to jestem doświadczona w innych dziedzinach.

Wyciągnęła z kieszeni dwa jointy. Spojrzałyśmy na siebie porozumiewawczo, i odpaliłyśmy. Kilka minut później zrobiło się jakoś cholernie jasno i kolorowo…
_________________________________________________________________
Ogólnie jestem bardzo niezadowolona, rozdział według mnie beznadziejny. Musiałam wprowadzić kilka wątków, więc wyszło jak wyszło. Czytajcie, komentujcie ;D
PS Jedzie ktoś na Aerosmith bądź Black Sabbath? Bo ja chyba na oba ♥

11/18/2013

Rozdział 3

Kiedy obudziłam się rano, od razu ujrzałam parę jasnych oczu przypatrujących się mi sponad krawędzią kanapy.
- Hej, Axl… Która godzina?- zapytałam przeciągając się.
- Koło jedenastej.-odparł i usiadł obok mnie na materacu.
- Kurcze, późno…- jęknęłam. Po chwili spojrzałam na Rudzielca- Co ty tak właściwie tu robisz? Nia masz kaca, czy coś? Gdzie reszta?
Chłopak zaśmiał się cicho.
- Po pierwsze wypiłem tylko cztery piwa, dla kogoś takiego jak ja to nic. Co do kaca, to męczy raczej pozostałych. Wiesz chwile po tym jak usnęłaś, Steven ruszył do sklepu po wódkę. Ja nie piłem, chciałem być dzisiaj w miarę świeży. Oni leżą wszyscy w tamtym pokoju. Hmm… Co ja tu robię? Chciałem pogadać.
- A o czym?- zapytałam. Naprawdę mnie to intrygowało.
- Czemu nie zadzwoniłaś do brata?- wypalił prosto z mostu i spojrzał na mnie pytająco. Na początku poczułam radość, że tak się mną przejmuje, ale zaraz skupiłam się na treści pytania. Dotychczas tłumaczyłam to sobie zwykłym ‘po prostu zapomniałam’, ale czy było tak naprawdę? Westchnęłam.
- No ja… Jakoś tak sobie, myślałam, że zadzwonię, ale potem… No przyszli chłopcy… I tak jakoś wyszło, że… - jąkałam się. Kiedy dotarło do mnie, że to co mówię nie ma żadnego sensu, ukryłam twarz w dłoniach.
- Wiedziałem. Boisz się. Jego reakcji, i… ewentualnych… Złych wieści.- Axl oparł się o poduszkę. Ten to umie zdołować człowieka.
- Ja… no masz rację. Ale dzisiaj zadzwonię. Masz mnie przypilnować!- postanowiłam. Uznał widocznie temat za zakończony, bo się nie odzywał. Nagle coś mi się przypomniało.
- Powiesz mi co takiego się stało, że wróciłeś wczoraj taki wkurzony?
Twarz Rudego jak na zawołanie zaczęła wyrażać rozgoryczenie i złość.
- Nie twoja spra…- nie dokończył. Westchnął.- w sumie to nie takie straszne. Ja muszę jak zwykle wyolbrzymiać wszystkie problemy!
- No ale co się stało?- zaczęłam drążyć.
- No poszliśmy do takiego baru… Chyba ‘The Roxy’’ się nazywał. I Kurwa! Zamówiliśmy po szklance whiskey, a ta cytata kelnerka, policzyła nam o dolca za dużo! Strasznie się wkurwiłem! Zrobiłem aferę na cały lokal! No bo w końcu byłem w LA pierwszy dzień, a oni mnie tak z kasy obskubują! Miłe powitanie nie ma co!- zirytował się.
- Oj, Axl! Zrobiłeś aferę o dolara? Czasami twoje kaprysy są, aż śmieszne!- zaśmiałam się. Po tych słowach chłopak wyraźnie posmutniał.
- Powiedziałam… Coś nie tak?- podeszłam do niego i dotknęłam jego ramienia.
- Nie tylko… No to jest nieco drażliwy temat dla mnie… Bo ja wiesz jestem taki, bo miałem sporo nieprzyjemnych sytuacji w dzieciństwie. No i niestety jest u mnie podejrzenie choroby psychicznej. Nie pamiętam jak się to cholerstwo nazywa. Jakaś tam psychoza… Ale uwierz mi, ja nie chcę być, aż taki… wybuchowy.- wyznał.
- Ja… Przepraszam. Nie wiedziałam. – nic składniejszego nie przyszło mi do głowy. Objęłam go jeszcze delikatnie, zanim wstał i bez słowa wyszedł z pokoju. Hallie, jak zawsze musisz wszystko spieprzyć! Znowu byłam zła na siebie. Żeby się trochę wyluzować, poszłam wziąć prysznic. Kiedy wyszłam, wpadłam na Stevena.
- O jak dobrze, że wychodzisz, bo jeszcze chwilę, a bym eksplodował! – blondyn wbiegł do łazienki, i tyle go widziałam. Ubrałam się u siebie, i po chwili stałam już  w pokoju chłopców. Slash spał na podłodze, tuz za progiem. Niezależnie od poleceń wydawanych przez mózg, moje usta uśmiechnęły się, widząc twarz mulata, teraz w pełni odsłoniętą.
- Czemu się śmiejesz?- Axlowi wrócił chyba dobry humor, bo szturchnął mnie ramieniem i zachichotał. Wbiłam mu łokieć w żebra, chwyciłam paczkę papierosów i zapalniczkę, i wyszłam na balkon. Rudy zaraz stanął obok mnie.
- Jakie plany na dziś?- spytałam, po raz kolejny podziwiając panoramę Miasta Aniołów i zaciągając się nikotynowymi oparami. Zaczęłam też żałować, że założyłam długie spodnie. Było goręcej niż wczoraj.
- No poczekamy, jak wszyscy się ogarną. Potem zadzwonisz do brata.- uśmiechnął się.
- I co dalej?- mruknęłam.
- No może wreszcie zwiedzisz Los Angeles? Pójdziemy wszyscy na Sunset, znajdziemy jakiś przytulny bar…
- Może ‘The Roxy’? – zapytałam ironicznie. Chłopak odburknął tylko coś, i również odpalił papierosa. Staliśmy chwilę w ciszy, dopóki nie wkroczył Steven.
- No co tam? Hallie chyba będziesz musiała wyciągnąć trochę blond włosów z szczotki.- wypalił.
Co? Ty się czeszesz?- nie wiem czemu, ale zaczęłam się śmiać. Adler spojrzał na mnie naburmuszony.
- A co ty myślałaś? Że jak ja do ludzi wyjdę?- mówiąc to, teatralnie zarzucił czupryną do tyłu. Wyglądał przekomicznie. Teraz rechotałam się na pół miasta.
- Dobrze już dobrze…- powiedziałam do blondyna, kiedy oburzony chciał sobie pójść. Adler od razu się wyszczerzył, jakby sytuacja sprzed chwili zupełnie się nie wydarzyła.
- Co robimy?- zapytał.
- No nie wiem…- zamyśliłam się. Faktycznie trzeba było jakoś zwalczyć nudę.
- Zagrajmy w chińczyka!- Steven mówił chyba całkiem serio, mimo to ja i Axl spojrzeliśmy na niego jak na idiotę.
- Pogięło cię? Zresztą skąd mielibyśmy wytrzasnąć chińczyka?- Rudemu chyba pomysł nie przypadł do gustu.
- Gdzie moja deska?!- zawołał nagle ni z tego, ni z owego blondyn i wbiegł do pokoju. Zaintrygowana poszłam za nim. Znalazłam go w przedpokoju. Odwiązywał właśnie pudełko z grą od spodu deskorolki. Nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Znowu wybuchłam niekontrolowanym śmiechem. Z tego wszystkiego obudził się Slash, a zaraz również Izzy. Kiedy, zapytali z czego się śmieję, powiedziałam, jakie to sekretne miejsca wymyśla Steven na gry planszowe. Chłopaków chyba również to rozśmieszyło, bo zaczęli się śmiać patrząc jak Adler rozwiązuje supeł. W końcu zirytowany rzucił wszystko na podłogę, i padł na łóżko, oświadczając, że nie chce nas więcej widzieć. Poszliśmy do mojego pokoju.
- No co robimy?- Slash odezwał się pierwszy. Axl wywrócił oczami słysząc to pytanie po raz kolejny dzisiejszego dnia.
- No ja zaraz muszę gdzieś zadzwonić… Potem może wyjdziemy na miasto, co?- zaproponowałam. Według zegarka była 13:30. Sean właśnie kończy lekcje, zaraz powinien być w domu. Wygoniłam więc wszystkich do drugiego pokoju, by spróbowali jakoś udobruchać Stevena. Ja odczekałam piętnaście minut, wzięłam głęboki oddech, chwyciłam telefon i po wykręceniu numeru przyłożyłam słuchawkę do ucha. Po kilku sygnałach usłyszałam głos Seana. Głos kogoś bardzo, bardzo zdołowanego.
- Halo?
- Sean! To znaczy, hej tu Hallie.- powiedziałam. Musiałam chwilę poczekać na reakcję.
- Hal! Jeju, jak się o ciebie martwiłem! Gdzie jesteś? Nic ci nie jest? Czy ty… wrócisz do domu?- zasypał mnie pytaniami.
- Jestem w Los Angeles. Nic mi nie jest, poznałam kilkoro świetnych ludzi. Ja… Sean, nie chcę wracać. Nienawidzę jej.
- Ona… Ona  nie żyje. Tata też. Kurwa, Hallie, ja jestem sam. Zupełnie. Nie chodzę do szkoły. Właściwie nikt do mnie nie przychodzi. Wszyscy…- Nie słuchałam co mówił dalej. Oczy zaszły mi łzami. Tata. Najważniejszy dla mnie człowiek umarł. I to wtedy jak mnie przy nim nie było. Czułam się podle.
- Hallie! Co z  tobą?- Sean krzyczał do telefonu, nie reagowałam.- Chodzi o tatę?
-Tak.- odszepnęłam, prawie niesłyszalnie.
- Nic się nie dało zrobić. Kiedy z mamą dotarliśmy do szpitala, po… twoim odejściu, już praktycznie nie żył. Podłączyli go tylko do czegoś takiego co zastępowało serce, żebyśmy się mogli pożegnać. Nie chcę, cie dołować, ale płakał, bo cię nie było. I powiedział… Że bardzo cię kocha. – pod koniec mojemu bratu załamał się głos. Przez chwile oboje w milczeniu płakaliśmy. Razem.
- A co z… nią?- nie chciałam nazywać tej kobiety swoją matką.
- Popełniła samobójstwo. Wczoraj rano znalazłem ją w łazience. I wiesz co?  Też jej teraz nienawidzę. Zostawiła mnie samego.- rozżalił się chłopak.
- Jak chcesz… Przyjedź do Los Angeles. Do mnie. Naprawdę znalazłam tu przyjaciół.- zaproponowałam.
- Zastanowię się. Dam co znać jak coś, mam przecież numer.- powiedział.
- Sean.
- Tak?
- Przekaż, jak możesz Amber i Chrisowi, że wszystko u mnie ok. I im też zaproponuj wyjazd do LA.- poprosiłam.
- Ok. To… pa.
- Pa.
Odłożyłam słuchawkę. Usiadłam na łóżku. Sama nie wiedziałam: czy czułam bezgraniczną rozpacz, czy już nic nie czułam? Nie wiem. Zaczęłam szlochać. Po chwili do pokoju wszedł Axl, zatrzaskując reszcie drzwi przed nosem. Usiadł obok i bardzo mocno przytulił.
- Powiesz, co się stało?- zapytał w końcu.
- Tata… on… umarł.- wydukałam po chwili.- Matka też.
Na te słowa rudzielec jeszcze silniej mnie do siebie przycisnął.
- Ciiii… Jestem tu.- mruczał.
Siedziałam tak jeszcze z dziesięć minut. W końcu odkleiłam się od chłopaka. Dotknęłam mokrej od łez koszulki z Aerosmith którą miał na sobie. Już chciałam przepraszać, kiedy Axl machnął ręką.
- Daj spokój wyschnie.
Ukryłam twarz w dłoniach, wzięłam kilka głębszych oddechów.
- Co teraz?- zapytałam.
- No nie wiem.  Nie chcę cie wpędzać w nałóg, ale… Ja to zawsze idę się napić jak coś mi doskwiera.- uśmiechnął się delikatnie.  Usiłowałam to odwzajemnić, ale wyszedł zapewne tylko jakiś grymas.
- Dobra, masz rację. Wyjdź na chwilę, muszę się ogarnąć.- mruknęłam. Chłopak spełnił moją prośbę. Zaczęłam się przebierać w coś bardziej wyjściowego, cały czas usiłując nie płakać. Założyłam w końcu czarne rajstopy, na to czerwone szorty, oraz koszulkę z Led Zeppelin. Do tego stare, brudno czerwone trampki. W łazience opłukałam twarz wodą, uczesałam się, uprzednio wyjmując włosy Stevena ze szczotki. Pomalowałam tylko rzęsy, nigdy nie robiłam dużego makijażu. Po chwili stałam gotowa przed chłopakami.
- Nic nie mówcie. Może… Kiedyś wam powiem.- rzekłam od razu, kiedy wszyscy chcieli już zadawać pytania. Nie miałam na to siły. Ani fizycznej, ani psychicznej. Ledwo udawało mi się ukrywać cierpienie, kiedy szliśmy już po Sunset. Byłam tam pierwszy raz, usiłowałam się zachwycać kolorami, gwarem, ale nie byłam w stanie. Cały czas Axl obejmował mnie ramieniem i pocieszał, kiedy byłam już bliska płaczu. Mimo, że bardzo nie chciałam, przypominały mi się setki chwil, kiedy tak świetnie dogadywałam się z tatą. Przypomniało mi się, jak zabrał mnie na koncert Ramones, kiedy miałam trzynaście lat. Łzy nieznośnie cisnęły mi się do oczu. Uparcie z nimi walczyłam, ale byłam  na przegranej pozycji.
- Cho…- przerwałam słysząc własny, wyprany z uczuć głos- Chodźmy do baru.- dokończyłam w końcu.
Wszyscy zgodnie stwierdzili, że to świetny pomysł. Saul zaproponował jakiś tam klub. Było mi obojętnie gdzie pójdziemy, i tak miałam zamiar się porządnie upić. Kiedy usiedliśmy wreszcie, poprosiłam tylko o dużo wódki. Kiedy przynieśli zamówienie, po prostu piłam. Jak przez mgłę pamiętałam jeszcze, że wygrałam z Izzy’m konkurs na wciąganie koki. Potem film mi się urwał.
______________________________________________________________


Za mało opisów, za dużo dialogów ;\ Nie do końca jestem zadowolona z tego rozdziału. Mam nadzieję, że chociaż wam się spodoba ;D Po raz kolejny BARDZO MOCNO PROSZĘ o komentowanie. I dziękuję tym , którzy to zrobili ;))).

11/17/2013

Rozdział 2

Kiedy obudziłam się następnego dnia rano, słońce stało już całkiem wysoko na niebie. Spojrzałam na zegarek, który zdjęłam wczoraj przed kąpielą, i który leżał teraz na biurku. Było pięć po dwunastej. Wstałam z łóżka, następnie poszłam się nieco ogarnąć do łazienki. Po wyjściu przypomniało mi się o chłopakach. Weszłam do ich pokoju, lecz nikogo nie zastałam. Sprawdziłam na balkonie, ale tam również nikogo nie było. Kiedy z powrotem znalazłam się w ich pokoju, zobaczyłam małą karteczkę na łóżku Axla.
Wyszliśmy jak spałaś, bo Stradlin już nie mógł wysiedzieć. Ja zresztą też. Wrócimy… Za jakiś czas. Trzymaj się. Śniadanie masz na komodzie w pokoju, ta dziewczyna z recepcji przyniosła. Tak w ogóle to ona się strasznie wdzięczy do Izzy’ego… Nieważne potem ci opowiem. Do zobaczenia.
PS  Zadzwoń do brata, siostrzyczko :)
                                                                                                Axl
Mimowolnie się uśmiechnęłam. Mój przybrany brat pamiętał o mnie, to bardzo miłe, szczególnie, że znaliśmy się od dwóch dni. Jeszcze raz przeczytałam liścik. Tym razem moje oczy bardziej niż wcześniej przykuło Post Scriptum. Musiałam zadzwonić do Seana. Już chciałam iść do telefonu, kiedy uświadomiłam sobie, że mój prawdziwy brat jest teraz prawdopodobnie w szkole. Musiałam zadzwonić gdzieś pomiędzy trzecią, a piątą, żeby w domu był tylko Sean, a mama w pracy. Zastanawiałam się przez chwilę co robić. Po chwili przypomniało mi się o śniadaniu, które miało leżeć na mojej komodzie. Od razu zauważyłam, że zamiast połowy bułki leżała kolejna kartka.
Nie mogłem się powstrzymać, wybacz. Wiszę ci piwo.
                                                                                                         Axl
Znowu się uśmiechnęłam, i zabrałam za jedzenie. Drugą połowę bułki pochłonęłam błyskawicznie, smarując ją tylko dżemem. Potem w kilka minut uporałam się z tostem i sałatką. Całość popiłam już nieco przestudzoną herbatą. Najedzona, zaczęłam zastanawiać się co robić dalej. Podeszłam do okna i tym razem zaczęłam podziwiać Los Angeles za dnia. Ujrzałam słynny napis „Hollywood” na jednym z otaczających miasto wzgórz. Widziałam też niezliczoną ilość uliczek, mniej lub bardziej charakterystycznych. Wszędzie rosły palmy, jak na suchy i ciepły klimat przystało.  Chciałam już odchodzić od okna, kiedy usłyszałam dziwny dźwięk. Źródłem tegoż dźwięku były kółka deskorolki. Na owej desce stał, a właściwie próbował ustać, blondyn, który mimo dramatycznej sytuacji szczerzył się w pełnym uśmiechu. Nie dość, że ledwo panował nad tym gdzie jedzie, to postanowił jeszcze wykonać skok na chodnik nad krawężnikiem. Oczywiście zahaczył kółkami deski o ów krawężnik. Niełatwo się domyślić, że skończyło się to upadkiem. Dość poważnym. Chłopak upadł na ziemię i przeturlał się kilka metrów, zatrzymując się na trawniku domu obok. Zobaczyłam, że krew sączy się  z jego nogi, więc chciałam już iść z pomocą, kiedy do leżącego podbiegła postać. Przez kilka pierwszych sekund byłam przekonana, że tą postacią jestem… ja. Musiała minąć chwila zanim ogarnęłam, że  jest to drugi chłopak. Chłopak z szopą na głowie. A dokładnie z czarnymi lokami, sterczących na wszystkie strony. Mimowolnie dotknęłam swoich włosów.
- Steven! To, że poznaliśmy się przez twój upadek na desce, to nie znaczy, że mamy się również tak pożegnać! Chcesz się zabić?! Jakby samochód ci jechał na czołówkę to byś nawet nie umiał się zatrzymać  idioto!- chłopak w lokach darł się w niebogłosy. Dopiero po chwili oprzytomniałam, i zbiegłam na dół, by pomóc rannemu blondynowi. Wzięłam jeszcze po drodze apteczkę, która była w łazience. Kiedy wyszłam z hotelu, zawołałam w stronę bruneta i blondyna:
- Hej! Pomóc wam? Widziałam, że ten tutaj nieźle się wygrzmocił.
Wskazałam na leżącego chłopaka. Kiedy ten w lokach spojrzał na mnie, na jego twarzy, a właściwie tylko ustach, bo reszty nie widziałam, malowało się zaskoczenie. Uśmiechnęłam się.
- Tak wiem w czym rzecz. Też się zdziwiłam. Lepiej mu najpierw pomóżmy. – powiedziałam. Chłopak zmieszał się, a ja dopiero teraz zauważyłam, że nasze podobieństwo na włosach się kończy. Miał on bowiem ciemną karnację, był mulatem. Oczu nie widziałam, ale wątpiłam, by były jasne jak moje. Bardzo spodobały mi się natomiast jego  usta. Jak to u potomków afro amerykanów  były pełne i sprawiały wrażenie bardzo miękkich. Teraz na tych ustach malował się nieco zawstydzony uśmiech. Pochyliłam się nad blondynem.
-Nie uderzyłeś się w głowę?- zapytałam. Chłopak jęknął w odpowiedzi, ale bardziej to przypominało mi ‘nie’ niż ‘tak’, więc zajęłam się opatrywaniem nogi. Skóra była zdarta niemal na całym kolanie. Wytarłam krew, polałam ranę wodą utlenioną i założyłam bandaż. Następnie podałam mu środki przeciwbólowe. Kiedy skończyłam, stanęłam nad blondynem, ocierając pot z czoła. Było okropnie gorąco.
- Dzięki wielkie. W imieniu Stevena. Ja jestem Saul. Możesz mi też mówić Slash. Taka… ksywka.- mulat wyciągnął do mnie rękę.
- Hal, miło mi.-odparłam z uśmiechem.
- Hal. Ładne imię. To skrót od czegoś?- zapytał i odwzajemnił uśmiech. Odgarnął przy tym włosy do tyłu, dzięki czemu dojrzałam jego błyszczące, ciemnobrązowe oczy.
- Od Hallie.- mruknęłam, a po chwili dodałam- Wiesz twój kolega, chyba nie jest w najlepszym stanie, może wejdźcie do mnie na razie.
- Nie chciałbym nadużywać twojej serdeczności, może lepiej zabiorę go do jego domu…- Saul zaczął się jąkać. Ja już jednak chwytałam Stevena za kostki. Mulat westchnął i pomógł mi go zataszczyć na kanapę w  moim pokoju. Blue która akurat stała za ladą, zdziwiła się kiedy przenosiliśmy blondyna przez hol. Po chwili chłopak leżał już na miękkich poduszkach i popijał zaparzoną przeze mnie herbatę.
- Nie, że was podsłuchuję, ale mówiłeś coś o tym, że się poznaliście przez wypadek Stevena.- chciałam jakoś zacząć rozmowę. Slash uśmiechnął się.
- Tak, to było jakieś półtora roku temu, wywalił się dokładnie w tym samym miejscu co dzisiaj. Chyba ten chodnik już na zawszę będzie mi się kojarzył z nowymi znajomościami. Najpierw on, teraz ty… -  opowiedział. Zauważyłam, że jest okropnie nieśmiały i ciągle chce jak najszczelniej zakryć oczy. Nie bardzo wiedziałam, co na to odpowiedzieć.
- Aha… Fajne włosy.- zaczęłam z innej beczki.
- Nawet nie wiesz jak się zdziwiłem, jak cię zobaczyłem! Myślałem, że to… No, że to ja.-odparł.
- Miałam zupełnie tak samo! Nigdy nie spotkałam nikogo o podobnej szopie na głowie- zaśmiałam się. Saul widać trochę się rozluźnił, bo odrzucił czuprynę do tyłu ukazując swoje ciemne oczy. W tym samym momencie Steven jęknął coś o świeżym powietrzu, więc kazałam mu wstać i zaprowadziłam na balkon przez pokój Axla i Izzy’ego. Saul poszedł za nami, jednak nie doszedł do balkonu. Kątem oka zobaczyłam, że zatrzymuje się przy łóżku Stradlina. Zostawiłam blondyna opartego o balustradę i podeszłam do Mulata. Zauważyłam, że pochłaniał wzrokiem  gitarę.
- Przecież to Gibson hollowbody  ES- 175D! Keith Richards miał bardzo podobnego!- zachwycał się.
- Grasz?- spytałam.
- No tak. Chciałbym założyć nawet zespół… Na razie mam tylko Stevena na perkusję. To twoja gitara?
- Nie mojego kolegi. Myślę, że muszę cie z nim poznać.- uśmiechnęłam się tajemniczo. Slash spojrzał na mnie pytająco. Nic nie odpowiedziałam, tylko poszłam na balkon do Stevena. Chłopak czuł się już całkiem dobrze.
- Dobrze słyszałem, że nazywasz się Hallie? Ja Steven, jak już wiesz. Dzięki za pomoc. Wiszę ci piwo.- rzekł szczerząc się. Ja zachichotałam kiedy przypomniało mi się, że Axl również obiecał mi piwo. Blondyn spojrzał na mnie jak na wariatkę. Machnęłam ręką dając mu znak, żeby się nie przejmował.
- No Adler… Idziemy, nie będziemy przeszkadzać Hallie.- Saul oderwał  się wreszcie od gitary. 
- Oj, daj spokój! Tak w ogóle… To jestem pierwszy dzień w LA. Nawet nie wiecie jak się cieszę, że was poznałam!- wyszczerzyłam się do mulata, a on tylko schował się głębiej w swoich lokach. Kurde, on mnie też trochę w dziwny sposób onieśmielał, ale próbowałam nawiązać jakiś kontakt! Chciałam już go za to zjechać, kiedy z ulicy doszedł nas metaliczny dźwięk.
- Rose! Zostaw  tą puszkę na śmieci!- dobiegł mi znany głos Izzy’ego. Zobaczyłam Axla, który stał nad kopniętym przed chwilą koszem i zmierzył kolegę wściekłym spojrzeniem.
- Kurwa obchodzi cię jakiś jebany kosz?! Ten skurwiel  mnie zwyczajnie okantował! Jak jakiegoś tępego frajera! Nie jestem, kurwa, frajerem!- darł się Rudy. Zmierzali w stronę hotelu. Spojrzałam na chłopaków.
- Lepiej chodźmy do mojego pokoju, Axl nie będzie szczęśliwy jak zobaczy obcych u siebie…- mruknęłam.
- Chcesz powiedzieć, że ten wariat mieszka z tobą? Laska, współczuje, serio.- Steven wyglądał na szczerze zmartwionego.
- On taki nie jest cały czas, to przez jego trudny charakter…. Naprawdę to świetny człowiek! Tylko trochę… Nieobliczalny.- usiłowałam wytłumaczyć zachowanie przyjaciela.
- Adler chodźmy już, naprawdę. – Mulat chyba zestresował się, kiedy zobaczył wybuch Axla na ulicy. Blondyn zaczął się już powoli podnosić, kiedy do mieszkania wpadł Rudy. Obleciał wzrokiem moich towarzyszy.
- Kto to, kurwa, jest?- zapytał stając w progu.
- To… Są… Moi nowi koledzy. Przez przypadek się spotkaliśmy.- uśmiechnęłam się do chłopaka, usiłując go nieco uspokoić. Stradlin, który właśnie wszedł, złapał Axla za ramię.
- Stary, chodź lepiej ochłonąć…- powiedział.
- Nie kurwa, nie chcę. Chcę wiedzieć co tu się kurwa dzieje!- zawrzeszczał rudzielec.
- Axl, nic się nie dzieje!  To tylko znajomi, tak? Idź się lepiej połóż.- coraz bardziej wstydziłam się zachowania przyjaciela. Slash i Steven mieli niepewne miny, jednak ten drugi w końcu rzekł z uśmiechem:
- Cześć, z tego co słyszałem nazywasz się Axl, tak? Bo  ja jestem Steven, a to Saul, mój kolega.
Patrzyłam na Rose’a zastanawiając się jaka będzie jego reakcja. Ku mojemu zaskoczeniu, najnormalniej w świecie odwzajemnił uśmiech blondyna.
- Dobrze słyszałeś, jestem zajebisty pan Axl Rose.- rzekł dumnie wypinając pierś. Ach te jego zmiany nastrojów…
- A jaki skromny!- zaśmiałam się, a po chwili dodałam drogą wyjaśnienia- Zobaczyłam przez okno, jak Steven wypieprza się na desce, więc zeszłam pomóc, a że był lekko otumaniony, przynieśliśmy go tu z Saulem.
Kończąc, uniosłam kąciki ust i spojrzałam na mulata. Zauważyłam, że kiedy atmosfera stała się lżejsza, mulat od razu poczuł się pewniej, zobaczyłam nawet jego oczy! Nie wiem czemu, ale ich widok sprawił, że spuściłam wzrok, zmieszna. Zła na siebie, że zaczynam się rumienić, zawołałam:
- Dobra, będziemy tak stać i się w siebie wgapiać, czy napijemy się czegoś konkretnego?
Odpowiedzi dostałam jak najbardziej na tak. Po chwili, wszyscy siedzieliśmy na łóżkach w pokoju chłopaków, i popijaliśmy piwo. Każdy po kolei opowiadał o sobie. Dowiedziałam się, że Slash i Steven są w moim wieku, że chodzą, a właściwie chodzili, do pobliskiego liceum. Wyznali, że interesują się muzyką. Od razu zeszliśmy na ten temat. Okazało się, że wszyscy wielbiliśmy starego dobrego rock’a. Przez przynajmniej godzinę, wymienialiśmy i ocenialiśmy nasze ulubione kawałki.
- Gracie na czymś?- Axl nagle zapytał Saula i Stevena.
- No ja na gitarze, a Adler na garach. – odpowiedział mulat, który po wypiciu pięciu piw zrobił się o wiele bardziej śmiały. Axl i Izzy słysząc to spojrzeli po sobie.
- No co?- zażądał wyjaśnień blondyn.
- No bo… My tak właściwie przyjechaliśmy do Los Angeles, żeby założyć zespół. I powoli zamierzaliśmy się rozejrzeć, za perkusistą i wioślarzem prowadzącym.- Rudy wytłumaczył.
Tym razem to Slash i Adler spojrzeli po sobie.
- No my w sumie też myśleliśmy o założeniu kapeli. Może zróbmy taką jakby…. Prowizoryczną próbę?- zaproponował mulat. Wszyscy zgodzili się, że to dobry pomysł. Zaczął Izzy z Axlem. Brunet zaczął naprawdę sprawnie grać „Under my Thumb” z repertuaru The Rolling Stones. Axl zaczął do tego śpiewać. Zajebiście śpiewać. Nie miałam dotąd pojęcia z jakimi wybitnymi muzykami przebywam. Po skończeniu utworu dostali jak najbardziej pozytywne opinie. Teraz za ‘występ’ zabrał się Saul i Steven. Oni wybrali utwór „Money” Pink Floyd. Mulat na gitarze grał naprawę niesamowicie. Jego wizerunek i uzdolnienia tworzyły z niego idealnego muzyka i ogólnie człowieka. Steven, mimo, że nie mieliśmy perkusji, całkiem nieźle poradził sobie bezbłędnie wybijając rytm palcami o ramę łóżka. Ich prezentacja również zyskała uznanie. Miałam wrażenie, że coś między tą czwórką ludzi zaiskrzyło, że nagle poczuli się, jakby znali się od lat. Zostawiłam ich tam dyskutujących, bo chciałam się położyć. Uświadomiłam sobie, że cały dzień nigdzie nie wyszłam. Przypomniało mi się również, że miałam zadzwonić do Sean’a. Zdenerwowałam się trochę na siebie. Powinnam pamiętać o takich rzeczach. Westchnęłam i poszłam do łazienki trochę się ogarnąć. Kiedy wyszłam, rzuciłam do chłopaków krótkie ‘Dobranoc’. Mogłabym przysiądz, że siedzący najbliżej mulat, szepnął do mnie coś w rodzaju ‘Kolorowych snów’ i się uśmiechnął. Odwzajemniłam się tym samym i  z dobrym humorem położyłam się spać. Zasnęłam od razu. Dziwne. Chyba ten klimat tak na mnie działa.
________________________________________________________________
Z góry przepraszam, że nie uwzględniłam w opowiadaniu ani Hollywood Rose, ani L.A. Guns, ale po prostu nie widzę większego sensu wprowadzania tego okresu, skoro akcja zacznie się dopiero po powstaniu Guns N’ Roses. Mam nadzieję, że to nikomu nie przeszkadza :D. Jeszcze raz was proszę, żebyście zostawili jakikolwiek komentarz, to naprawdę dla mnie ważne ;>.