Kiedy obudziłam
się następnego dnia rano, słońce stało już całkiem wysoko na niebie. Spojrzałam
na zegarek, który zdjęłam wczoraj przed kąpielą, i który leżał teraz na biurku.
Było pięć po dwunastej. Wstałam z łóżka, następnie poszłam się nieco ogarnąć do
łazienki. Po wyjściu przypomniało mi się o chłopakach. Weszłam do ich pokoju,
lecz nikogo nie zastałam. Sprawdziłam na balkonie, ale tam również nikogo nie
było. Kiedy z powrotem znalazłam się w ich pokoju, zobaczyłam małą karteczkę na
łóżku Axla.
Wyszliśmy jak spałaś, bo Stradlin już nie
mógł wysiedzieć. Ja zresztą też. Wrócimy… Za jakiś czas. Trzymaj się. Śniadanie
masz na komodzie w pokoju, ta dziewczyna z recepcji przyniosła. Tak w ogóle to
ona się strasznie wdzięczy do Izzy’ego… Nieważne potem ci opowiem. Do
zobaczenia.
PS
Zadzwoń do brata, siostrzyczko :)
Axl
Mimowolnie się
uśmiechnęłam. Mój przybrany brat pamiętał o mnie, to bardzo miłe, szczególnie,
że znaliśmy się od dwóch dni. Jeszcze raz przeczytałam liścik. Tym razem moje
oczy bardziej niż wcześniej przykuło Post Scriptum. Musiałam zadzwonić do
Seana. Już chciałam iść do telefonu, kiedy uświadomiłam sobie, że mój prawdziwy
brat jest teraz prawdopodobnie w szkole. Musiałam zadzwonić gdzieś pomiędzy
trzecią, a piątą, żeby w domu był tylko Sean, a mama w pracy. Zastanawiałam się
przez chwilę co robić. Po chwili przypomniało mi się o śniadaniu, które miało
leżeć na mojej komodzie. Od razu zauważyłam, że zamiast połowy bułki leżała
kolejna kartka.
Nie mogłem się powstrzymać, wybacz. Wiszę
ci piwo.
Axl
Znowu się
uśmiechnęłam, i zabrałam za jedzenie. Drugą połowę bułki pochłonęłam
błyskawicznie, smarując ją tylko dżemem. Potem w kilka minut uporałam się z
tostem i sałatką. Całość popiłam już nieco przestudzoną herbatą. Najedzona,
zaczęłam zastanawiać się co robić dalej. Podeszłam do okna i tym razem zaczęłam
podziwiać Los Angeles za dnia. Ujrzałam słynny napis „Hollywood” na jednym z
otaczających miasto wzgórz. Widziałam też niezliczoną ilość uliczek, mniej lub
bardziej charakterystycznych. Wszędzie rosły palmy, jak na suchy i ciepły
klimat przystało. Chciałam już odchodzić
od okna, kiedy usłyszałam dziwny dźwięk. Źródłem tegoż dźwięku były kółka
deskorolki. Na owej desce stał, a właściwie próbował ustać, blondyn, który mimo
dramatycznej sytuacji szczerzył się w pełnym uśmiechu. Nie dość, że ledwo
panował nad tym gdzie jedzie, to postanowił jeszcze wykonać skok na chodnik nad
krawężnikiem. Oczywiście zahaczył kółkami deski o ów krawężnik. Niełatwo się
domyślić, że skończyło się to upadkiem. Dość poważnym. Chłopak upadł na ziemię
i przeturlał się kilka metrów, zatrzymując się na trawniku domu obok. Zobaczyłam,
że krew sączy się z jego nogi, więc
chciałam już iść z pomocą, kiedy do leżącego podbiegła postać. Przez kilka
pierwszych sekund byłam przekonana, że tą postacią jestem… ja. Musiała minąć
chwila zanim ogarnęłam, że jest to drugi
chłopak. Chłopak z szopą na głowie. A dokładnie z czarnymi lokami, sterczących
na wszystkie strony. Mimowolnie dotknęłam swoich włosów.
- Steven! To, że
poznaliśmy się przez twój upadek na desce, to nie znaczy, że mamy się również
tak pożegnać! Chcesz się zabić?! Jakby samochód ci jechał na czołówkę to byś
nawet nie umiał się zatrzymać idioto!-
chłopak w lokach darł się w niebogłosy. Dopiero po chwili oprzytomniałam, i
zbiegłam na dół, by pomóc rannemu blondynowi. Wzięłam jeszcze po drodze
apteczkę, która była w łazience. Kiedy wyszłam z hotelu, zawołałam w stronę
bruneta i blondyna:
- Hej! Pomóc
wam? Widziałam, że ten tutaj nieźle się wygrzmocił.
Wskazałam na
leżącego chłopaka. Kiedy ten w lokach spojrzał na mnie, na jego twarzy, a
właściwie tylko ustach, bo reszty nie widziałam, malowało się zaskoczenie.
Uśmiechnęłam się.
- Tak wiem w
czym rzecz. Też się zdziwiłam. Lepiej mu najpierw pomóżmy. – powiedziałam.
Chłopak zmieszał się, a ja dopiero teraz zauważyłam, że nasze podobieństwo na
włosach się kończy. Miał on bowiem ciemną karnację, był mulatem. Oczu nie
widziałam, ale wątpiłam, by były jasne jak moje. Bardzo spodobały mi się
natomiast jego usta. Jak to u potomków afro
amerykanów były pełne i sprawiały
wrażenie bardzo miękkich. Teraz na tych ustach malował się nieco zawstydzony
uśmiech. Pochyliłam się nad blondynem.
-Nie uderzyłeś
się w głowę?- zapytałam. Chłopak jęknął w odpowiedzi, ale bardziej to
przypominało mi ‘nie’ niż ‘tak’, więc zajęłam się opatrywaniem nogi. Skóra była
zdarta niemal na całym kolanie. Wytarłam krew, polałam ranę wodą utlenioną i
założyłam bandaż. Następnie podałam mu środki przeciwbólowe. Kiedy skończyłam,
stanęłam nad blondynem, ocierając pot z czoła. Było okropnie gorąco.
- Dzięki
wielkie. W imieniu Stevena. Ja jestem Saul. Możesz mi też mówić Slash. Taka…
ksywka.- mulat wyciągnął do mnie rękę.
- Hal, miło
mi.-odparłam z uśmiechem.
- Hal. Ładne
imię. To skrót od czegoś?- zapytał i odwzajemnił uśmiech. Odgarnął przy tym
włosy do tyłu, dzięki czemu dojrzałam jego błyszczące, ciemnobrązowe oczy.
- Od Hallie.-
mruknęłam, a po chwili dodałam- Wiesz twój kolega, chyba nie jest w najlepszym
stanie, może wejdźcie do mnie na razie.
- Nie chciałbym
nadużywać twojej serdeczności, może lepiej zabiorę go do jego domu…- Saul
zaczął się jąkać. Ja już jednak chwytałam Stevena za kostki. Mulat westchnął i
pomógł mi go zataszczyć na kanapę w moim
pokoju. Blue która akurat stała za ladą, zdziwiła się kiedy przenosiliśmy
blondyna przez hol. Po chwili chłopak leżał już na miękkich poduszkach i
popijał zaparzoną przeze mnie herbatę.
- Nie, że was
podsłuchuję, ale mówiłeś coś o tym, że się poznaliście przez wypadek Stevena.-
chciałam jakoś zacząć rozmowę. Slash uśmiechnął się.
- Tak, to było
jakieś półtora roku temu, wywalił się dokładnie w tym samym miejscu co dzisiaj.
Chyba ten chodnik już na zawszę będzie mi się kojarzył z nowymi znajomościami.
Najpierw on, teraz ty… - opowiedział.
Zauważyłam, że jest okropnie nieśmiały i ciągle chce jak najszczelniej zakryć
oczy. Nie bardzo wiedziałam, co na to odpowiedzieć.
- Aha… Fajne
włosy.- zaczęłam z innej beczki.
- Nawet nie
wiesz jak się zdziwiłem, jak cię zobaczyłem! Myślałem, że to… No, że to
ja.-odparł.
- Miałam
zupełnie tak samo! Nigdy nie spotkałam nikogo o podobnej szopie na głowie-
zaśmiałam się. Saul widać trochę się rozluźnił, bo odrzucił czuprynę do tyłu
ukazując swoje ciemne oczy. W tym samym momencie Steven jęknął coś o świeżym
powietrzu, więc kazałam mu wstać i zaprowadziłam na balkon przez pokój Axla i
Izzy’ego. Saul poszedł za nami, jednak nie doszedł do balkonu. Kątem oka
zobaczyłam, że zatrzymuje się przy łóżku Stradlina. Zostawiłam blondyna
opartego o balustradę i podeszłam do Mulata. Zauważyłam, że pochłaniał wzrokiem
gitarę.
- Przecież to Gibson hollowbody
ES- 175D! Keith Richards miał bardzo podobnego!- zachwycał się.
-
Grasz?- spytałam.
- No
tak. Chciałbym założyć nawet zespół… Na razie mam tylko Stevena na perkusję. To
twoja gitara?
- Nie
mojego kolegi. Myślę, że muszę cie z nim poznać.- uśmiechnęłam się tajemniczo. Slash
spojrzał na mnie pytająco. Nic nie odpowiedziałam, tylko poszłam na balkon do
Stevena. Chłopak czuł się już całkiem dobrze.
-
Dobrze słyszałem, że nazywasz się Hallie? Ja Steven, jak już wiesz. Dzięki za
pomoc. Wiszę ci piwo.- rzekł szczerząc się. Ja zachichotałam kiedy przypomniało
mi się, że Axl również obiecał mi piwo. Blondyn spojrzał na mnie jak na
wariatkę. Machnęłam ręką dając mu znak, żeby się nie przejmował.
- No
Adler… Idziemy, nie będziemy przeszkadzać Hallie.- Saul oderwał się wreszcie od gitary.
- Oj,
daj spokój! Tak w ogóle… To jestem pierwszy dzień w LA. Nawet nie wiecie jak
się cieszę, że was poznałam!- wyszczerzyłam się do mulata, a on tylko schował
się głębiej w swoich lokach. Kurde, on mnie też trochę w dziwny sposób
onieśmielał, ale próbowałam nawiązać jakiś kontakt! Chciałam już go za to
zjechać, kiedy z ulicy doszedł nas metaliczny dźwięk.
- Rose!
Zostaw tą puszkę na śmieci!- dobiegł mi
znany głos Izzy’ego. Zobaczyłam Axla, który stał nad kopniętym przed chwilą
koszem i zmierzył kolegę wściekłym spojrzeniem.
- Kurwa obchodzi
cię jakiś jebany kosz?! Ten skurwiel
mnie zwyczajnie okantował! Jak jakiegoś tępego frajera! Nie jestem,
kurwa, frajerem!- darł się Rudy. Zmierzali w stronę hotelu. Spojrzałam na
chłopaków.
- Lepiej chodźmy
do mojego pokoju, Axl nie będzie szczęśliwy jak zobaczy obcych u siebie…-
mruknęłam.
- Chcesz
powiedzieć, że ten wariat mieszka z tobą? Laska, współczuje, serio.- Steven
wyglądał na szczerze zmartwionego.
- On taki nie
jest cały czas, to przez jego trudny charakter…. Naprawdę to świetny człowiek!
Tylko trochę… Nieobliczalny.- usiłowałam wytłumaczyć zachowanie przyjaciela.
- Adler chodźmy
już, naprawdę. – Mulat chyba zestresował się, kiedy zobaczył wybuch Axla na
ulicy. Blondyn zaczął się już powoli podnosić, kiedy do mieszkania wpadł Rudy.
Obleciał wzrokiem moich towarzyszy.
- Kto to, kurwa,
jest?- zapytał stając w progu.
- To… Są… Moi
nowi koledzy. Przez przypadek się spotkaliśmy.- uśmiechnęłam się do chłopaka,
usiłując go nieco uspokoić. Stradlin, który właśnie wszedł, złapał Axla za
ramię.
- Stary, chodź
lepiej ochłonąć…- powiedział.
- Nie kurwa, nie
chcę. Chcę wiedzieć co tu się kurwa dzieje!- zawrzeszczał rudzielec.
- Axl, nic się
nie dzieje! To tylko znajomi, tak? Idź
się lepiej połóż.- coraz bardziej wstydziłam się zachowania przyjaciela. Slash
i Steven mieli niepewne miny, jednak ten drugi w końcu rzekł z uśmiechem:
- Cześć, z tego
co słyszałem nazywasz się Axl, tak? Bo
ja jestem Steven, a to Saul, mój kolega.
Patrzyłam na
Rose’a zastanawiając się jaka będzie jego reakcja. Ku mojemu zaskoczeniu,
najnormalniej w świecie odwzajemnił uśmiech blondyna.
- Dobrze
słyszałeś, jestem zajebisty pan Axl Rose.- rzekł dumnie wypinając pierś. Ach te
jego zmiany nastrojów…
- A jaki
skromny!- zaśmiałam się, a po chwili dodałam drogą wyjaśnienia- Zobaczyłam
przez okno, jak Steven wypieprza się na desce, więc zeszłam pomóc, a że był
lekko otumaniony, przynieśliśmy go tu z Saulem.
Kończąc,
uniosłam kąciki ust i spojrzałam na mulata. Zauważyłam, że kiedy atmosfera
stała się lżejsza, mulat od razu poczuł się pewniej, zobaczyłam nawet jego
oczy! Nie wiem czemu, ale ich widok sprawił, że spuściłam wzrok, zmieszna. Zła
na siebie, że zaczynam się rumienić, zawołałam:
- Dobra,
będziemy tak stać i się w siebie wgapiać, czy napijemy się czegoś konkretnego?
Odpowiedzi
dostałam jak najbardziej na tak. Po chwili, wszyscy siedzieliśmy na łóżkach w
pokoju chłopaków, i popijaliśmy piwo. Każdy po kolei opowiadał o sobie.
Dowiedziałam się, że Slash i Steven są w moim wieku, że chodzą, a właściwie
chodzili, do pobliskiego liceum. Wyznali, że interesują się muzyką. Od razu
zeszliśmy na ten temat. Okazało się, że wszyscy wielbiliśmy starego dobrego
rock’a. Przez przynajmniej godzinę, wymienialiśmy i ocenialiśmy nasze ulubione
kawałki.
- Gracie na
czymś?- Axl nagle zapytał Saula i Stevena.
- No ja na
gitarze, a Adler na garach. – odpowiedział mulat, który po wypiciu pięciu piw
zrobił się o wiele bardziej śmiały. Axl i Izzy słysząc to spojrzeli po sobie.
- No co?-
zażądał wyjaśnień blondyn.
- No bo… My tak
właściwie przyjechaliśmy do Los Angeles, żeby założyć zespół. I powoli
zamierzaliśmy się rozejrzeć, za perkusistą i wioślarzem prowadzącym.- Rudy
wytłumaczył.
Tym razem to Slash
i Adler spojrzeli po sobie.
- No my w sumie
też myśleliśmy o założeniu kapeli. Może zróbmy taką jakby…. Prowizoryczną
próbę?- zaproponował mulat. Wszyscy zgodzili się, że to dobry pomysł. Zaczął Izzy
z Axlem. Brunet zaczął naprawdę sprawnie grać „Under my Thumb” z repertuaru The
Rolling Stones. Axl zaczął do tego śpiewać. Zajebiście śpiewać. Nie miałam
dotąd pojęcia z jakimi wybitnymi muzykami przebywam. Po skończeniu utworu
dostali jak najbardziej pozytywne opinie. Teraz za ‘występ’ zabrał się Saul i
Steven. Oni wybrali utwór „Money” Pink Floyd. Mulat na gitarze grał naprawę
niesamowicie. Jego wizerunek i uzdolnienia tworzyły z niego idealnego muzyka i
ogólnie człowieka. Steven, mimo, że nie mieliśmy perkusji, całkiem nieźle
poradził sobie bezbłędnie wybijając rytm palcami o ramę łóżka. Ich prezentacja
również zyskała uznanie. Miałam wrażenie, że coś między tą czwórką ludzi
zaiskrzyło, że nagle poczuli się, jakby znali się od lat. Zostawiłam ich tam
dyskutujących, bo chciałam się położyć. Uświadomiłam sobie, że cały dzień
nigdzie nie wyszłam. Przypomniało mi się również, że miałam zadzwonić do Sean’a.
Zdenerwowałam się trochę na siebie. Powinnam pamiętać o takich rzeczach.
Westchnęłam i poszłam do łazienki trochę się ogarnąć. Kiedy wyszłam, rzuciłam
do chłopaków krótkie ‘Dobranoc’. Mogłabym przysiądz, że siedzący najbliżej
mulat, szepnął do mnie coś w rodzaju ‘Kolorowych snów’ i się uśmiechnął. Odwzajemniłam
się tym samym i z dobrym humorem
położyłam się spać. Zasnęłam od razu. Dziwne. Chyba ten klimat tak na mnie
działa.
________________________________________________________________
Z góry
przepraszam, że nie uwzględniłam w opowiadaniu ani Hollywood Rose, ani L.A.
Guns, ale po prostu nie widzę większego sensu wprowadzania tego okresu, skoro
akcja zacznie się dopiero po powstaniu Guns N’ Roses. Mam nadzieję, że to
nikomu nie przeszkadza :D. Jeszcze raz was proszę, żebyście zostawili
jakikolwiek komentarz, to naprawdę dla mnie ważne ;>.
Dopiero zaczęłam czytać i bardzo mi się podoba :3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Dziękuję bardzo! ;) I również pozdrawiam.
UsuńAwwwwzajebiozaaa ! ;* Cholernie mi się podoba i muszę pędzić do kolejnego ale zanim to zrobię, to krótko skomentuję. Uwielbiam Hal i Rose´a i Izzyego i Slasha i Sierote von Stevena :3 No kurde wszystkich kocham. Teraz jeszcze tylko na Duffiego czekam :)
OdpowiedzUsuńJezu dziękuję za wszystkie twoje komentarze *.* Ja się dzisiaj biorę za twojego bloga ;3 A Duff już niedługo ;D
UsuńKorzystając z czasu przeznaczonego na opalanie, zabrałam się za czytanie :)
OdpowiedzUsuńTylko wspomnę, że świetnie uchwyciłaś osobowość Axla i Slasha!
Lecę dalej :)
Ale mi się to podoba!
OdpowiedzUsuńSzczególnie moment z... nie. Każdy mi się podobał. xD
Slash taki nieśmiały. *__* Jakie to urocze. xD
I Axl jednak objawił swoje mroczne oblicze. xD
Już nie mam pojęcia co napisać, bo jestem ciekawa co się wydarzy w kolejnych. :D
Serio się podoba?! ;D Kurde bardzo mu miło kochana ♥
Usuń