- Hallie! Ile
można?!- usłyszałam skrzek nad uchem.
Nie ma to jak miła pobudka.
- Cholera,
musicie mnie budzić tak wcześnie…?- zawyłam.
- Wcześnie?!
Jest CZTERNASTA.- poinformował mnie skrzeczący głos. Domyśliłam się, że to Axl.
Czternasta,
świetnie. Który to już dzień wstaję po południu? Niechętnie otworzyłam oczy i
rozejrzałam się. Black siedziała w nogach łóżka, również przed chwilą obudzona.
Jęknęła kiedy zobaczyła ślad po przypaleniu na koszulce. Po przypaleniu? Co się
właściwie wczoraj działo? Usiłowałam sobie przypomnieć. Najpierw przyszłam
tutaj z Blue, potem odpaliłyśmy po wódce, a potem… No właśnie co? Axl nagle
marszcząc czoło podniósł dwa leżące na ziemi jointy. No tak, wszystko jasne.
- Widzę, że laski
bawiły się lepiej od nas.- wymamrotał. Zauważyłam, że coś go męczy. Był
mrukliwy i szorstki.
- Axl, co z
tobą?- spytałam cicho.
- Ze mną?! Kurwa
nic! To ty się przystawiasz do tego kolesia, po kilku dniach znajomości! On
jest w porządku, ale poznaj go choć trochę! Potem będziesz jęczeć, że cie
zostawił!- wybuchł. Szczerze? Zamurowało mnie. Myślałam, że moja sympatia do
Saula ( o niego chyba chodziło…) jest niezauważalna. Cholernie mi się podobał,
ale ja też uważałam, że jest za wcześnie na… cokolwiek więcej. Poza tym
zdziwiłam się, że Rose się tak tym przejmuje.
Co go to w ogóle obchodzi?! Teraz to ja się wściekłam.
- A co ci do
tego?! Moje życie, nie?! Ciebie znam od niecałego tygodnia! Od razu ci
zaufałam! Nie wiem czy dobrze zrobiłam, skoro teraz chcesz mnie ograniczać i mówić
mi co mam robić!- wywrzeszczałam mu w twarz.
Chłopak zacisnął
usta i wyszedł.
- No niezłe
macie oboje charakterki, nie ma co!- Black uśmiechnęła się łobuzersko. Mi do
śmiechu nie było. Nienawidziłam swojej osobowości, tego, że ciągle muszę się z
kimś kłócić. W sumie Axl nie lepszy, ale… Nie powinnam do tego dopuścić.
Rzuciłam poduszką w przeciwległą ścianę, wzięłam parę głębszych oddechów. Po
uspokojeniu się, ruszyłam do swojego pokoju. Zasnęłyśmy w sypialni Rudego i
Izzy’ego, a reszta towarzystwa zajęła moją wczoraj wieczorem. Ku mojemu zdziwieniu, nie było aż takiego
wielkiego syfu. Owszem, walało się kilka butelek, trochę kokainy zostało na
biurku, wysypało się odrobinę chipsów. Jednak ogólnie było do zniesienia. Na
kanapie siedział Saul, obok na ziemi Adler. Stradlin bawił się woreczkiem koki,
siedząc na krześle. Gadali o czymś, kiedy się pojawiłam. Wymieniliśmy szybkie ‘cześć’.
Chwyciłam za ręcznik i świeże ciuchy, i ruszyłam w kierunku łazienki. W brodziku
leżał jednak Todd. Westchnęłam, i wróciłam by znaleźć kogoś, kto pomoże mi go stamtąd
wyciągnąć. Slash ruszył się, żeby mi pomóc. Przy wyciąganiu kolegi, przez
przypadek uderzył jego głową o framugę drzwi. Todd przebudził się, sycząc
głośno. Spojrzeliśmy na siebie z mulatem i wybuchnęliśmy śmiechem. Brunet,
leżący na podłodze wstał, i patrząc na nas obrażony, ruszył do pozostałych
chłopaków. Chciałam wejść z powrotem do łazienki, ale zapomniałam o Saulu,
który stal przede mną. Spojrzałam mu w oczy. O dziwo nie był naćpany.
- Eee, tak
właściwie, to ty… masz gdzie mieszkać? Bo wiesz, od kilku dni siedzisz u nas…-
zaczęłam.
Slash zrobił
zmartwioną minę.
- Mam rozumieć,
że mnie wyganiasz?
-Nie! No co ty!
Jesteś…- przerwałam, nie wiedząc co dalej powiedzieć.
- No jaki?-
zapytał nieśmiało.
- Jesteś… bardzo…
miły.- wydukałam.
- Za to ty
urocza.- odpowiedział. Zobaczyłam jeszcze tylko jego uśmiech, potem odwrócił się,
i poszedł do sypialni. Wiedziałam, że jestem cholernie czerwona, więc szybko
weszłam do toalety i opukałam twarz wodą. Czy on powiedział, że jestem urocza?
Nie wiedziałam czy cieszyć się, czy płakać. Z jednej strony koleś który mi się
podoba, prawi mi komplementy. Z drugiej strony, reaguje na nie jak łatwa, pusta
lala. Kobieta powinna, dać facetowi do zrozumienia, że nie jest tępa, i trzeba
się o nią postarać. Z przekonaniem, że taka chcę być, wzięłam długi i
odprężający prysznic. Kiedy tak stałam zalewna ciepłą wodą, przypomniałam sobie
o Axlu. Coś go gryzło i nie chodziło tylko o mnie i Slasha. Byłam niemal pewna,
że jest coś jeszcze. W końcu mieliśmy podobne charaktery, wiedziałam że nie
wszystko jest ok. Nie wiedziałam jednak, gdzie chłopak poszedł. Postanowiłam zająć
się tym później.
Kiedy wyszłam, w
sumie nikt nie zmienił swojego miejsca, pomijając Black. Musiała ona przecież
pracować. Jednak według Izzy’ego miała z nami iść wieczorem do klubu. Kiedy
usłyszałam słowo ‘klub’ skojarzyło mi się to tylko z jednym. Z wieczorem sprzed
dwóch dni, kiedy to marzyłam tylko o upiciu się do nieprzytomności. Chciałam
wtedy zapomnieć, o tym co się stało. Może mi się nawet trochę udało? Jednak
teraz znowu zalała mnie fala wspomnień. Wspomnień, w których było pełno bólu,
cierpienia. Nie chciałam pamiętać. Wybiegłam
z pokoju w którym siedziałam z chłopakami, ruszyłam w kierunku balkonu. Przez
chwilę wpatrywałam się w przestrzeń. Nagle jednak moje oczy całkowicie zaszły
łzami. A miałam przestać tyle płakać! Niestety nie byłam w stanie powstrzymać
potoku, który wylewał się spod przymkniętych powiek. Moje myśli znów spowiły te
wszystkie szczęśliwe chwile, które spędziłam z tatą. Wycieczki, niespodzianki,
zabawy, wspólne gry… Smutek wręcz zwalał mnie z nóg. Osunęłam się na balkonową
posadzkę. Skuliłam się, i po prostu płakałam. Nagle, poczułam, że coś łaskocze
mnie w ramię.
- Co się stało,
Hallie?- spytał Saul. Tak jak się domyślałam to był właśnie on.
- Nic, czym
mógłbyś się przejąć.- odpowiedziałam, unosząc lekko, schowaną dotąd, głowę.
- A ja myślę
inaczej. Może będę umiał pomóc, hm?- usiadł obok.
- Nie… To bez
sensu… Muszę sobie sama dać radę.- z powrotem ukryłam się we włosach.
- Ufasz mi?
Wiesz znamy się mało, ale…- nie dokończył.
- Ale co?-
spojrzałam na niego. Naprawdę mnie to ciekawiło.
- Ale, wydaje mi
się… Że… No, że dobrze się… hmm… zrozumiemy?- zaczął się jąkać.
- Może i tak,
ale chodzi tylko o zrozumienie?- pytająco uniosłam brwi.
Teraz to on
schował się w lokach.
- Chyba nie.-
usłyszałam.
- Też mi się tak
wydaje… - odparłam.
Kiedy chłopak
nic nie odpowiedział, znowu pogrążyłam się w rozmyślaniach o śmierci taty. O
matce nie myślałam. Nie obchodziła mnie ona. Może to trochę dziwne, ale już od
mojej ucieczki przestałam uważać ją za swoją rodzicielkę. Moje policzki znów
stały się mokre. W pewnym momencie wydałam z siebie zduszony jęk. Saul
natychmiast doskoczył do mnie, i nie pewnie otoczył ramionami, moje wstrząsane
płaczem ciało. Na początku chciałam się wyrwać. Miałam wrażenie, że właśnie
robię z siebie łatwą dziewczynę, dając się tak objąć. Jednak po chwili doszłam
do wniosku, że takie przytulenie, wcale nie jest złe, przeciwnie, ono pomaga.
Od razu przepełniło mnie uczucie… bezpieczeństwa. Wiedziałam, że nic mi się
teraz nie stanie, że te silne dłonie na moich plecach ochronią mnie przed
wszystkimi przeciwnościami losu. Wtuliłam się więc w jego klatkę, i
wysłuchiwałam słów pocieszenia. W końcu
uspokoiłam się na tyle, żeby delikatnie wysunąć się spod rąk Saula. On jakby
zawstydzony opuścił spuścił wzrok.
- Dziękuję.-
powiedziałam zachrypniętym głosem.
- Nie ma za co. Lepiej już pójdę. Babcia będzie się niepokoić…- zaczął się podnosić.
- Nie ma za co. Lepiej już pójdę. Babcia będzie się niepokoić…- zaczął się podnosić.
- Babcia?-
zapytałam zaintrygowana.
- No tak. Mama
zapracowana, ojciec gdzieś wyjechał… Została mi tylko kochana babcia. To
najwspanialsza kobieta na świecie.- opowiedział. Zrobiło mi się jakoś tak
ciepło na sercu. Niewiele facetów potrafi tak otwarcie przyznać się do uczuć
jakimi darzą jakąś osobę płci pięknej. Uśmiechnęłam się delikatnie, mimo, że
moje oczy wciąż łzawiły. Slash spojrzał na mnie zdziwiony.
- Czemu się
uśmiechasz?
- Nieważne… Po
prostu… Fajnie, że tak mówisz o swojej babci.-odparłam. Mulat chyba nie do
końca zrozumiał o co mi chodziło, ale nie drążył tematu. Zaczął tylko
kontynuować wstawanie z podłogi.
-Nie, czekaj!
Wiesz… Ja ci chyba powiem o co chodzi. Wracając do twojego wcześniejszego
pytania: tak, ufam ci. Tyle, że… Może nie tutaj, to złe miejsce na zwierzanie się.-powiedziałam.
Saul analizował
chwilę moje słowa, jednak w końcu podał mi rękę, i podniósł.
- Zapraszam cię
w takim razie na kawę.- oświadczył nieco zawstydzonym tonem.
Odpowiedziałam
mu bladym uśmiechem.
***
- To naprawdę
przykre. Kurcze, nie mam za bardzo porównania, nie miałem podobnej sytuacji…
Ale to musi być okropne uczucie. Bardzo ci współczuję.- Saul wydawał się być
autentycznie poruszony moją historią.
Siedzieliśmy
już w tym barze dobre półtorej godziny. Opowiedziałam
mu całą moją historię, tak jak wcześniej Axlowi. Byłam z siebie bardzo dumna,
bowiem od wyjścia z hotelu nie uroniłam ani jednej łzy. W mulacie z kolei
odkryłam bardzo wrażliwą i uczuciową postawę. Przejął się zauważalnie losem,
który mnie spotkał. Pocieszaniu nie było końca. Ja poczułam się nieco lżej,
kiedy kolejna osoba pomogła mi trochę z nieprzyjemnymi uczuciami.
- No dzięki… Po
raz setny chyba.- zachichotałam cicho. Nie wiem czemu, ale humor mi się
poprawił, mimo opowiadanych historii. Pewnie przez kofeinę, zawsze tak na mnie
działa. A wypiłam już trzy kawy.
- Może
poszlibyśmy do jakiegoś… mocniejszego lokalu? Mam ochotę to wszystko zapić…
znowu…- zaproponowałam.
- Nie ma sprawy,
sam chciałem cię o to zapytać.- odparł.
Wstaliśmy,
zapłaciliśmy i ruszyliśmy w nieznanym mi kierunku. Wciąż nie znałam miasta.
- Gdzie idziemy?
- No sam jeszcze
nie wiem gdzie konkretnie, ale ogólnie kierujemy się na Sunset.- wyszczerzył
się.
Byłam już na tej
ulicy, ale nie kontaktowałam wtedy zbytnio. Teraz miałam zamiar wszystko
skrzętnie zanotować w pamięci, poznać wreszcie to miejsce. Zachwycałam się
każdym mijanym barem, nawet jak była to rudera, w której skąpo odziane kelnerki
miały ogromne wory pod oczami i nie wyglądały zbyt atrakcyjnie.
- Dobra, chodźmy
do Roxy.- mruknął w końcu Saul.
Weszliśmy do
całkiem sporego, czarnego budynku. W środku panował półmrok, w tle grała
całkiem fajna muzyka. Tutaj obsługujące
również były roznegliżowane, ale pasowały do otoczenia. Dym papierosów, zapach wódki
i piwa… To jest właśnie typowy klub Los Angeles, tak mi się przynajmniej
wydawało.
Usiedliśmy przy
jednym ze stolików. Slash zamówił nam po drinku. Po chwili sączyliśmy napoje i
gadaliśmy. Nasze rozmowy dotyczyły głównie naszych zainteresowań, ulubionych artystów,
filmów…
- Oczywiście, że
lepszy jest Sean Connery! – właśnie trwała wymiana zdań na bardzo wyszukany temat
‘kto lepiej grał James’a Bond’a?’ Ja uparcie obstawiałam przy moim zdecydowanie
ulubionym aktorze Connery’m.
- Nie no co ty!
Roger Moore zajebiście to zagrał! Nie da się lepiej!- jak widać Saul miał
odmienne zdanie.
- Nie znasz się
i tyle.- pokazałam mu język.
- Ja się nie zna…-
nie dosłyszałam co mówił dalej, zgłuszył go głos dochodzący ze sceny.
- O to nowa,
świetna, energetyczna grupa! Nazywają się… nijak. Nie mają nazwy.- prezenter
widać był bardzo zniesmaczony tym faktem. Zszedł ze sceny, na której zaraz
pojawiła się czwórka chłopaków. Zaczęli grać. Nie powalili mnie, wybrali utwory
głównie z repertuaru Sex Pistols, których nie słuchałam za dużo. Mimo to biła od nich energia,
zgodnie z zapowiedzią. W oczy rzucił mi się wysoki basista. Widać było, że nie
pała zbytnią sympatią do wokalisty. Krzywił się za każdym razem, gdy tamten nie
odpowiednio zaśpiewał pojedyncze dźwięki. Kiedy po półgodzinnym występie
ruszyli za kulisy, usłyszałam jak basista opieprza śpiewającego.
- Podobało ci
się?- rzuciłam do Slasha.
- Szału nie
było, ale bas mieli całkiem, całkiem. Przydałby nam się basista.- odparł.
-Hmm… Wiesz
wydawało mi się, że gościu od basu, nie przepada za wokalistą… Może nie miałby
nic przeciwko zmianie zespołu, co?- uśmiechnęłam się. Po tych kilku drinkach
zrobiłam się bardziej otwarta, niemal cały czas się szczerzyłam.
- Może, może…
Chodź zobaczymy.- chłopak pociągnął mnie za rękaw w stronę wejścia na zaplecze sceny. Akurat dochodziliśmy,
kiedy drzwi otworzyły się i wypadł z nich wysoki blondyn. Po chwili
zorientowałam się, że jest to basista, którym Saul się zainteresował.
- Hej. Powiem od
razu o co chodzi. Zakładam zespół. Szukam basisty. Fajnie grasz, chcesz spróbować?-
ku mojemu zaskoczeniu Saul powiedział to bardzo rzeczowo. Tleniony blondyn patrzył zaskoczony przez
dobre pół minuty.
- Zakładasz
zespół z nią?- zapytał w końcu wskazując mnie.
- A jak tak, to
co?- syknęłam. ‘No stary, słabe pierwsze wrażenie!’ pomyślałam.
- Hallie,
spokojnie. Eee… To moja koleżanka. Zakładam zespół z kim innym. Wchodzisz w to,
czy nie?- mulat niecierpliwe spojrzał na basistę.
- Dobra.
Wszędzie dobrze, byleby nie u tych pojebanych baranów, co nie umieją nazwy
wymyślić.- mruknął w końcu.
- No to super!
Chodź omówimy parę rzeczy przy kielichu. A i tak w ogóle to jest Hallie, a ja
jestem Slash.- powiedział Saul.
- Miło poznać.
Ja jestem Duff McKagan.
________________________________________________________________
No łapcie Duffa, jak chcieliście ;p Rozdział dość krótki, jutro postaram się więcej. A i dziękuję za 220 wyświetleń <3
Yeah! Duff wkracza do akcji! <3 Zajebiście :'D
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału, jak zwykle świetny ;))) Tylko szkoda, że się nie wyjaśniło nic z humorkiem Axl'a, ale liczę, że poświęcisz mu wątek w kolejnej części. Co do Slasha, mam mieszane uczucia. Niby miły, wrażliwy itd. ale na ogół faceci tacy nie są ;_; I oby to nie były tylko pozory. No jak wiadomo.. Saul ma tam wtedy z 20 lat, czyli jest gówniarzem, szuka tylko dobrej zabawy i nie widzę go w roli kochającego faceta, przynajmniej nie teraz. Ale to Twoje opowiadanko i Twoje pomysły! A, że je uwielbiam to zdaję się całkowicie na Ciebie i czekam na następny! ; **
Pozdrawiam ;'D
Dziękuję! Co do Axla to spokojnie, wszystko się wyjaśni. Slash aniołkiem nie zostanie, wiadomo XD Chociaż nie wiem jeszcze co odwali ;p A weryfikacje obrazkowa już wyłączylam ;)
UsuńPs: Usuń weryfikację obrazkową xD Błagam!
OdpowiedzUsuńKocham Cię, wiesz ? :D
OdpowiedzUsuńBardzo, ale to bardzo mi się podoba :3
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA JEST MÓJ KOCHANY DUFF MCKAGAN, KTÓREGO WIELBIĘ W KAŻDYM WYDANIU <3333
Czo ten Saulie taki słodki :3 Cały rozdział jak czytałam o nim i o Hal, to tak jakoś cieplej na serduchu się robiło :)
Kurde, tylko żeby nie było tak, że Slash złamie jej serce, według przepowiedni Axla ;/
Mam nadzieję, że wszystko się tak zajebiście ułoży :*
Pozdrawiam <3
Jak zawsze bardzo, bardzo dziękuję! ;D
UsuńMoje opóźnienie jest ogromne, z resztą zawsze byłam cofnięta w rozwoju :) Postanowiłam od razu skomentować, bo potem jak piszę wszystko w jednym gubię się. Rozdział zajebisty. Jest Duff'iasty i taki słodki Slash :3 I niech Axl się myli, bo ładna tzn. ideabista para wyszłaby z Saula i Hallie. Ogólnie to mam takiego banana na twarzy, bo są już wszyscy Gunsi. Komentarz krótki, bo muszę iść nadrobić resztę opowiadania. Kurde za dużo tego "bo" :)
OdpowiedzUsuńNie przejmuj się żadnym opóźnieniem, ja i tak jestem przeszczęśliwa, że chce Ci się to wszystko czytać :)
UsuńDziękuję!
Powracam do czytania! Miałam już nadrobić wszystko dawno, dawno, dawno [...] temu, ale lenistwo wzięło górę nad wszystkim. Dopiero Twoje wspaniałe cztery dzisiejsze komentarze mnie zmotywowały. Właściwie to Twoje wszystkie komentarze, bo czytasz i oceniasz te moje wypociny od samego początku, a ja co? ;_; Aż wstyd.
OdpowiedzUsuńPrzechodząc do rozdziału...
Pojawił się Duff. *.* Mój mąż numer pięć. xD
Slash taki uroczy. ♥ Cały czas się uśmiechałam jak o nim czytałam. Wyczuwam tu jakiś romans z Hallie. xD
Ok, lecę dalej. :3
Haha miło Cię znowu gościć w mych progach :)
UsuńDziękuję!