Nigdy nie
przepadałam ze podróżami autem, ale zawsze jest jakiś wyjątek. Zapomniałam
dosłownie o wszystkich zmartwieniach, kiedy słuchałam przezabawnych historii
Axla. Niemal spadałam z siedzenia ze śmiechu, kiedy Izzy, na ogół milczący,
wtrącał jakiś sarkastyczny i rozbrajający komentarz. Zaprzyjaźniłam się z
chłopakami, czułam jakbyśmy znali się od zawsze. Oboje wydawali mi się świetnymi kompanami,
ale to wybuchowa natura Axla wydawała mi się… bardziej pasująca do mojej
osobowości. Chłopak zmieniał humor przynajmniej raz na godzinę, na dodatek
nikogo nie informował kiedy to robił, przez co nagle ja albo Stradlin
otrzymywaliśmy opieprz. Mimo tego
starałam się nawiązywać z nim coraz więcej rozmów na coraz więcej tematów. Izzy
przysłuchiwał się temu, czasem nic nie mówiąc, czasem minimalnie się angażując.
Lubiłam Jeffa, ale wydawał się nieco zbyt cichy, jeszcze bardziej od Chrisa.
Właśnie Axl opowiadał mi, jak to kilka lat temu wpadł na pomysł zaśpiewania
piosenki Aerosmith na niedzielnym nabożeństwie w kościele, gdzie udzielał się w
chórze.
- Mówię Ci Hallie!
Miny mieli bezcenne! Zaśpiewałem ‘’Woman Of The World’’, a właściwie tylko
zacząłem. Kiedy tylko ten nasz pojebany pastor ogarnął, że moja solówka miała
być inna, od razu zaciągnął mnie za scenę. Pamiętam, że strasznie się
wściekłem, usiłowałem go nawet kopnąć…
Najlepsze było to, że całkiem sporo ludzi z widowni rozpoznało utwór i
chcieli, żebym go dokończył! Oczywiście mi nie pozwolili… Twierdzili, że: ‘’piosenka zawiera zbyt wiele zwrotów nieodpowiednich
dla wiernych i, że obraża największą trójcę swoimi prymitywnymi słowami”-
opowiadał zawzięcie. Kiedy zaczął przedrzeźniać głos pastora, nawet Izzy
zachichotał, a ja, wiadomo ryczałam ze śmiechu. Po chwili wszyscy się
uciszyliśmy, a mi do głowy przyszło pytanie, które już wcześniej chciałam im
zadać:
-Tak w ogóle… Po
co jedziecie do LA?- spytałam. Tym razem najpierw odpowiedział mi Izzy.
- Chcemy… Chcemy
tam eee zacząć pracować.
- Pracować? Wy?
Przepraszam, ale jakoś mi nie pasujecie na dobrych pracowników!- zdziwiłam się, i jakby na potwierdzenie moich
słów Axl odpalił papierosa i popił łykiem piwa.
- Tak właściwie
to chcemy założyć zespół.- Mruknął rudy. Trochę mnie zatkało. Chociaż po chwili
namyślenia, doszłam do wniosku, że pasują na muzyków. Nie wiedziałam jednak co
powiedzieć.
- Eee… We
dwójkę?- zapytałam chyba niezbyt inteligentnie.
- Nie, no co ty…
Musimy znaleźć najpierw jakiś innych idiotów, którzy chcieliby z nami grać.
Potem coś napisać, gdzieś zagrać… Wydaje się takie proste, ale jak tak o tym
myślę… To będzie chyba najtrudniejsze w drodze do sukcesu.- Axl widać na serio
traktował założenie kapeli.
- Na czym
gracie?- zafascynował mnie temat ich zespołu.
- Ja na gitarze.
No, a Rudy gra na pianinie… No i całkiem nieźle drze ryja.- Odpowiedział mi
brunet. Ciągnęłabym temat dalej, ale w
radiu rozdarł się Robert Plant co wywołało w nas niemały entuzjazm, i
zaczęliśmy ‘’śpiewać’’ razem z wokalistą
Led Zeppelin. Po skończeniu kawałka, nikt raczej nie zamierzał się odezwać,
więc wygodnie usadowiłam się w fotelu, przymknęłam oczy, i pozwoliłam myślą
płynąć.
Po dość dłuższej chwili, doszło do mnie, jak
wielką głupotę właśnie robię. Uciekłam z domu trzy lata przed ukończeniem
pełnoletniości. Zostawiłam brata na pastwę własnej matki. Zostawiłam również
ojca, w bardzo ciężkim stanie. Możliwe, że właśnie umiera, a ja, jadę sobie do
Los Angeles z dwójką świrniętych chłopaków. Porzuciłam przyjaciół, którzy
wspierali mnie od kilku lat. I to wszystko dlatego, że chciałam uwolnić się od
matki. Kiedy uświadomiłam sobie jaka jestem cholernie samolubna, zachciało mi
się krzyczeć ze złości. Poczułam jak oczy zachodzą mi łzami. Łzami wściekłości.
Nienawidziłam swojej pochopności i działania bez przemyśleń. Chciałam lepiej, a
możliwe, że zawiodłam jedynych ważnych dla mnie ludzi. Zawsze tylko o sobie!
Hallie! Ogarnij się debilko! Usiłowałam przywołać się do porządku. Może można
wrócić, może uda mi się przeżyć jeszcze
trzy lata z ta jędzą… Powinnam wrócić. Tak sobie postanowiłam, ale zaraz
stwierdziłam, że nie jestem w stanie. W LA czekało na mnie nowe, lepsze życie.
Wstyd przyznać, ale byłam skłonna poświęcić dla tego moich bliskich. Poczułam
jak łzy spływają mi po policzkach. Za wszelką cenę, chciałam nie wydawać z
siebie żadnego dźwięku. Wolałam, żeby chłopaki nie dowiedzieli się, co mnie
trapi, z czym się zmagam. Sama muszę sobie z tym poradzić. Udało mi się chyba
pozostać niezauważoną, bo żaden z moich kompanów nic nie skomentował, o nic nie
spytał. Kiedy wystarczająco się
uspokoiłam, otworzyłam wciąż zamknięte oczy.
- Idę… Znaczy,
chyba się prześpię.- rzuciłam do Axla i Izzy’ego.
- Ok, będziemy
cicho.- Izzy odwrócił się do mnie. Siedział na fotelu pasażera, teraz to Axl
kierował. Chyba nie wyglądałam zbyt
dobrze, bo zmarszczył czoło, a chwilę później uniósł pytająco brew. Pokręciłam
tylko głową, co miało znaczyć mniej więcej: ”Nie ważne, poradzę sobie’’. Izzy
już chciał coś powiedzieć, lecz położyłam palec na swoich ustach dając mu znak,
żeby się nie odzywał i nie drążył tematu. Zrobił zrezygnowaną minę, odwrócił
się, i zaciągnął papierosem. Zasnęłam, cały czas nękana przez nie dające mi
spokoju myśli.
***
Hej, Hal!
Pobudka! Jesteśmy! Słyszysz, jesteśmy!- głos mega podekscytowanego Rudego, nie
dał mi spać. Na początku słowa te do mnie nie docierały. Jednak kiedy chłopak
zawołał ”Jesteśmy w Los Angeles, śpiochu!’’ ogarnęłam co się dzieje. Zerwałam
się, jednak zaraz od razu opadłam na siedzenia, ponieważ uderzyłam głową, o
niski sufit vana. Axl wybuchnął niekontrolowanym śmiechem, a ja zmierzyłam go
złym spojrzeniem. Wstałam jeszcze raz, uważając by się znowu nie walnąć. Kiedy
w końcu wylazłam z samochodu, zmrużyłam oczy oślepiona słońcem odbijającym się
od szeregu bielutkich domków stojących wzdłuż ulicy na której się
znajdowaliśmy. Pewnie zatrzymaliśmy się tu żeby ustalić co robić dalej. Kiedy z
drugiej strony auta wyszedł Izzy, od razu również zaczął chichotać. Nie wiedząc
o co chodzi, oparłam dłonie na biodrach i oczekiwałam wyjaśnień.
- Jakbym to ja
miał takie nieposłuszne włosy, to chyba chodziłbym łysy!- Izzy nie przestawał
się śmiać. Ja za to zawstydziłam się, i jak najszybciej przylizałam sterczące
na wszystkie strony loki. Mruczałam przy tym przekleństwa co jeszcze bardziej
rozbawiło chłopców. Kiedy za pomocą wydobytego z torby grzebienia i lusterka
samochodu, w miarę się uczesałam, Axl nadal w wyśmienitym humorze, postanowił
na nowo mnie rozczochrać. Uciekałam przed nim biegnąc wokół vana, kiedy w końcu
potknęłam się o krawężnik i przewróciłam się prosto na maskę samochodu. Rudy
korzystając z okazji, dorwał mnie, i przygniatając całym swoim ciałem zaczął
mierzwić mi kłaki. Ja usiłując się go pozbyć miotałam się niemiłosiernie, przez
co moja fryzura była jeszcze gorsza. Po chwili Axl zaczął mnie gilgotać, i nie
przestawał dopóki nie zsunęłam się z maski i nie zaległam na chodniku, bezustannie
chichocząc. Kiedy jakaś starsza pani przeszła obok nas z oburzoną miną,
wybuchnęliśmy jeszcze większym śmiechem.
W końcu ogarnęliśmy się na tyle, by pomyśleć nad sytuacją w której się
znaleźliśmy.
- No przede
wszystkim, sugeruję znaleźć jakiś nocleg. Już jest koło czwartej.- powiedział
Jeff, jednocześnie patrząc na słońce i szacując która może być godzina. Ja
spojrzałam na swój zegarek. Piętnaście po szóstej.
- Pomyliłeś się
tylko dwie godziny!- wyszczerzyłam się. Brunet zrobił obrażoną minę, a ja z
Axlem znowu nie mogliśmy opanować się ze śmiechu.
- Dobra, koniec
tego.-postanowił wreszcie Rose. Wszyscy spoważnieliśmy.
- Ja nie mam za
dużo kasy, więc na luksusy mnie nie stać. – dodał Rudy po chwili.
-Ja też mam mało.-powiedział
Stradlin. Spojrzeli na mnie.
-Ale to… Chcecie
ze mną mieszkać przez trochę? Ja mam trochę kasy, ale nie sądziłam, że
będziecie chcieli ze mną mieć coś wspólnego po przyjeździe. W szkole zawsze
byłam ta najgorsza… Naprawdę chcecie mieć do czynienia z taką świruską?-
mruknęłam nieco zmieszana . Wiadomo
trochę podkoloryzowałam, naprawdę zaprzyjaźniłam się z Axlem i wątpiłam żeby
chcieli się ze mną rozstać. Wydawało mi się, ba nawet byłam pewna, że Rudy też
nie chcę zakończyć tej znajomości. Mimo to bałam się, że będą woleli iść w
swoją stronę beze mnie.
- No co ty, Hal!
Jesteś dla nas teraz jak siostra! Jak
nikt cię w szkole nie lubił, to niech teraz żałują! Bo o to odeszła od
nich najzajebistsza dziewczyna!- wydawało się, że Axl mówił całkiem serio. Izzy
uśmiechnął się, jakby potwierdzając słowa kolegi. Ucieszyłam się, że tak o mnie
myślą.
- No to gdzie
szukamy hotelu?- zadałam pytanie.
- Gdzieś tutaj,
na obrzeżach, będzie taniej.- odparł brunet. Wsiedliśmy więc do vana i
zaczęliśmy krążyć po okolicy szukając noclegu. W końcu, kiedy zaczęło robić się
już ciemno, nasze oczy przykuł szyld ‘’Tanio, ciepło i wygodnie, czyli hotelik
cioci Hadley’’. Nazwa zrobiła na nas dobre wrażenie. Po chwili, staliśmy już
przy małym biurku, gdzie siedziała młoda, miło wyglądająca dziewczyna, o
brązowych krótko przyciętych włosach i bardzo ciemnych oczach. Powitała nas
serdecznie. Poprosiliśmy o trzyosobowy pokój. Na szczęście nie było problemu,
bo – jak twierdziła recepcjonistka- gości prawie w ogóle nie było. Jedynymi klientami
było młode małżeństwo, które całe dnie siedziało w barze obok i piło drinki.
Dostaliśmy klucze do naszego pokoju, które dałam chłopcom. Oni szybko pobiegli,
chcą wreszcie odpocząć. Ja zostałam
jeszcze chwilę, by zapłacić. Kontem oka zobaczyłam, że brunetka patrzy na
Izzy’ego z uśmiechem.
- Chciałabym
zapłacić, za… Na razie za trzy noce. Potem się zobaczy.- przywołałam ją do
rzeczywistości. Odwróciła się do mnie, robiąc przepraszającą minę. Kiedy
wkładała pieniądze do kasy powiedziałam:
- Tak w ogóle,
to jestem Hallie. W skrócie Hal.
Wyciągnęłam
rękę, odwzajemniła uścisk.
- Blue, miło
mi.- odparła.
- Fajne imię!
Trochę ci nie pasuje do oczu.-
zażartowałam.
- Sporo osób mi
to mówi. Więc żeby bardziej pasowało mam ksywę Black. Możesz mi tak mówić.-
dziewczyna była naprawdę miła. Chciałam z nią dłużej pogadać, ale nagle w holu
pojawił się Axl.
- Hal! Bo
mówiłaś, że masz coś do jedzenia ze sobą, a wiesz ja tak jakby od rana nic nie
jadłem…- patrzył na mnie błagalnym wzrokiem. Wywróciłam oczami, po czym
pożegnałam się z Black, i ruszyłam za Rose’m do pokoju. Nasza nowa kwatera
składała się z dwóch sypialni i łazienki. Chłopaki zajęli pokój z dwoma
łóżkami, weszłam więc do drugiego, mniejszego, z rozkładaną kanapą, komodą i
niewielkim biureczkiem, przy którym stało krzesło. Rzuciłam torbę na blat, a
następnie wydobyłam z niej banany i kilka puszek tuńczyka. Zestaw dziwny, ale
tylko to miałam w pokoju, kiedy się pakowałam, a nie miałam wtedy czasu na
przetrzepywanie całej lodówki w poszukiwaniu prowiantu. Otworzyłam okno, żeby
trochę wywietrzyć, a następnie skierowałam się do pokoju Axla i Izzy’ego. Byli
tu od dziesięciu minut, a już panował tu nieprzeciętny syf. Ominęłam stojący w
progu wzmacniacz gitarzysty, i przysiadłam na łóżku Rudego. Zawołałam ich,
ponieważ byli na balkonie, i zachwycali się nocną panoramą miasta. Kiedy jednak
usłyszeli o jedzeniu, przybiegli w podskokach. Patrzyłam jak w ciągu zaledwie
minuty znikają całe zapasy. Sama załapałam się tylko na jednego banana i pół
puszki tuńczyka. Kiedy skończyliśmy, Axl wyciągnął się na łóżku, i po chwili
spał. Zazdrościłam mu tego, że tak szybko zasypia, sama zazwyczaj przewalałam
się godzinę zanim wreszcie usypiałam. Westchnęłam i spojrzałam na Izzy’ego,
który właśnie ściągał z siebie koszulkę i wchodził pod kołdrę. Rozumiałam, że
chcą się wreszcie odprężyć po podróży. Uśmiechnęłam się do bruneta:
- Dobranoc.-
powiedziałam szeptem.
-Dobranoc.
Zamknęłam się w
swojej sypialni, i trochę ogarnęłam swoje rzeczy. Następnie skorzystałam z
łazienki, biorąc długi, ciepły prysznic. Tak, tego mi było trzeba. Zbyt dużo wrażeń
jak na dwa dni. Kiedy z powrotem znalazłam się u siebie, stałam przez chwilę,
zastanawiając się co robić. Kompletnie nie byłam zmęczona, spałam w końcu
połowę drogi na tylnych siedzeniach samochodu. Podeszłam więc do szeroko otwartego
okna, i pozwoliłam, by ciepły wiatr odrzucił mi loki na plecy. Rozejrzałam się
i doszłam do wniosku, że chłopcy nie przesadzali zachwycając się panoramą
miasta. Mimo nocy było jasno, dzięki niezliczonym billboardom, neonowym
reklamom i oświetleniu niemal każdego klubu, których w Los Angeles było pełno.
Zauważyłam, że hotelik stoi niedaleko od punktu w którym było najwięcej
świateł. Może to słynne Sunset Strip? Postanowiłam, że pójdę tam następnego
dnia. W powietrzu unosił się dziwaczny dla mnie, dziewczyny z zadupia, pogłos.
Pochodził zapewne od tysięcy świetnie się bawiących ludzi. W końcu to Los
Angeles. Kiedy tak patrzyłam przez okno, przypomniało mi się o czym myślałam
przed zaśnięciem w samochodzie. Od razu moje oczy zapełniły się łzami. Nienawidziłam
płakać, i rzadko to robiłam. Teraz jednak nie byłam w stanie się opanować. Jeszcze
raz przeanalizowałam sytuację. Doszłam do tego samego wniosku co wcześniej. Nie
mogąc się powstrzymać, dopuściłam niestety do tego, że wydobył się ze mnie dość
głośny szloch. Natychmiast przygryzłam wargi. Nie będę płakać! Ha, śmieszne.
Łzy wielkie jak grochy toczyły się po moich policzkach. Zostawiłam wszystkich
których kochałam. Tatę. Seana. Amber. Chrisa. Wszystko dlatego, że musiałam
postawić się tej tyrance! Hallie, dlaczego ty do jasnej cholery myślisz tylko o
sobie!? Znów zaczęłam zasypywać wyrzutami samą siebie. Byłam tak skupiona, by
nie płakać, że nie zorientowałam się, że ktoś wszedł do pokoju.
-Hej, Mała, co
jest?- głos Axla, mimo, że cichy i zaspany, przestraszył mnie. Odwróciłam się w
jego stronę z karcącym spojrzeniem. Uświadomiłam sobie, że musiałam obudzić go
moim jękiem.
- Nie strasz
mnie!- syknęłam mimo to.
Rudy skrzywił
się, kiedy zobaczył moje mokre, lśniące od płaczu policzki. Złapał mnie za
ramiona, i posadził na łóżku.
- Pomóc ci w
czymś? Chcesz się wygadać?- zapytał. Na początku chciałam zaprzeczyć. Po co w
końcu zadręczać go moimi problemami. Po chwili stwierdziłam jednak, że skoro
mam z nim w najbliższym czasie mieszkać,
to powinien wiedzieć, dlaczego chciałam dostać się do Los Angeles i jakie było
moje dotychczasowe życie. Spojrzałam na
niego, potem na swoje dłonie, potem znów na niego. I zaczęłam opowiadać.
Wszystko, od czasu aż poszłam do liceum, gdzie poznałam Chrisa i Amber, gdzie
dręczyła mnie Charlotta, opowiadałam jak bardzo kochałam mojego tatę, i jak
bardzo irytowała mnie matka. W końcu wzięłam się za opisywania przeżyć sprzed
kilkudziesięciu godzin. Axl okazał się świetnym słuchaczem i pocieszycielem.
Wykazał się zrozumieniem kiedy opowiedziałam o tym jak po prostu uciekłam. W
końcu przyznał też jednak, że było to nieco samolubne. I za to go lubiłam. Za bezpośredniość,
on nigdy nie owija w bawełnę.
- I co teraz?-
spytał kiedy wreszcie zamilkłam.
- No… właśnie
nie bardzo wiem.- odparłam wzdychając.
- Mam pomysł.
Może zadzwoń do brata. Zapytaj go o ojca, o reakcję matki na twoją ucieczkę,
może on przekona cię do powrotu, albo do zostania w Los Angeles. Na razie
wydaje mi się, że nie do końca wiesz czego chcesz i co robić.- doradził mi.
Stwierdziłam, że to świetny pomysł. Ruszyłam do telefonu leżącego na hotelowym
biurku. Zerwałam się i już chciałam podnosić słuchawkę i wykręcać numer, kiedy
Axl złapał mnie za rękę w której trzymałam telefon.
- Jest trzecia w
nocy. Zadzwoń lepiej rano. Nie będziesz też taka roztrzęsiona.- powiedział
spokojnie i uśmiechnął się delikatnie. Potaknęłam i odłożyłam słuchawkę. Miał
rację. Przez chwilę stałam nic nie robiąc i patrząc się w ścianę. W końcu kiedy
byłam już bliska wybuchnięcia płaczem spojrzałam na chłopaka. On niepewnie podszedł
do mnie i objął. Poczułam się lepiej. Wtuliłam twarz w jego miękkie włosy.
- Tak bardzo Ci
dziękuje.- powiedziałam odsuwając się po chwili. Rudy uśmiechnął się.
- Nie ma za co.
Może się prześpisz co? Jutro wyruszamy na podbój LA!- zawołał.
- Cicho!
obudzisz Stradlina! – powiedziałam. Axl zachichotał a następnie lekko popchnął
mnie na kanapę, którą wcześniej rozłożył. Położyłam się posłusznie. Chłopak
uśmiechnął się jeszcze raz.
- Śpij dobrze…
Moja… Mmm… Siostro? Tak będziesz moją małą siostrą.- stwierdził.
- Mi pasuje
braciszku.- zaśmiałam się.- Dobranoc.
Zobaczyłam
jeszcze jak wychodzi zanim, o dziwo, szybko zapadłam w sen.
_____________________________________________________________
No łapcie i czytajcie! I bardzo was proszę skomentujcie ;3 naprawdę miło jest usłyszeć czyjąś opinię, szczególnie na samym początku pisania ;).
Takie to trochę dla mnie dziwne że można się zaprzyjaźnić po jednym dniu no ale okey. Bardzo mi się podoba. Pachnie taką świeżością, pomysłem. Mam nadzieję że pokierujesz to opowiadanie tak aby różniło się schematycznych. Jak narazie jest zajebiście. Ten Rose mnie rozwala, jakiś taki miły jest a w innych opowiadaniach często robi za skurwiela xD
OdpowiedzUsuńWiem. że to dziwne, ale uznałam, że trzeba jakoś od razu napisać coś gdzie nie ma nigdzie indziej, pan Rose w końcu dość rzadko występuje w roli dobrego przyjaciela jak napisałaś ;D i tak w ogóle to bardzo dziękuję!
UsuńAxl jaki miły. xD Kurcze, a jeszcze przed chwilą pisałam o tym, że będzie maltretował Jasmine. xD Aczkolwiek... wszystko się może zdarzyć. Pożyjemy zobaczymy.
OdpowiedzUsuńOgólnie rozdział bardzo fajny, miło się czytało. Nie mam pojęcia co mogę jeszcze napisać. Mam tylko nadzieję, że nie będzie Ci przeszkadzał spam pod każdym rozdziałem. xD
No co ty nie przeszkadza! Dziękuję Ci bardzo ;D
Usuń