11/27/2013

Rozdział 6

Duff okazał się całkiem miłym gościem. Postawił mi i Saulowi duże piwo, a dla spłukanego, niespełnionego muzyka to było bardzo wiele. Blondyn od razu wkręcił się maksymalnie w zespół, który proponował mu mulat. Oboje co chwilę podskakiwali z podniecenia, śmiali się, ogólnie świetnie się dogadywali. W stosunku do mnie McKagan był trochę nieśmiały. Zaliczył niezłą wpadkę, ale wybaczyłam mu od razu kiedy zobaczyłam jaki jest. Miłym, zabawnym, optymistycznym ludziom  nie można mieć niczego za złe, prawda? W każdym razie, bardzo cieszyłam się, że zespół chłopców, może wzbogacić się o Duffa.
Po jakiejś godzinie picia, stwierdziłam, że lepiej udać się w stronę domu. Nie chciałam obudzić się z kacem kolejny dzień z rzędu. Podziękowałam chłopakom za napoje, i zaczęłam się zbierać.
- Idziesz już?- powiedzieli chórem. Zaśmiałam się.
- Tak, za dużo alkoholu na ten tydzień. Wpadnijcie jutro oboje. Slash wie gdzie.- puściłam im oczko i już mnie nie było w barze.
Teraz miałam okazję przespacerować się Sunset po ciemku, ponieważ w między czasie zaszło słońce. Trochę się bałam, twarze w ciemnych zaułkach nie wyglądały za ciekawie. Szłam jednak raźnym krokiem w kierunku hotelu. Właśnie, hotelu… Nie mogę tam wiecznie mieszkać. Ciekawe, czy będę mieszkać dalej z Axlem i Izzym? A może z wszystkimi poznanymi chłopcami? A może… sama? Zapytam się Black, czy wie gdzie coś znaleźć… Przecież ja w ogóle nie mam kasy! A co dopiero reszta. Westchnęłam i wyciągnęłam paczkę papierosów z kieszeni. Kwestią zamieszkania postanowiłam dogłębniej zająć się później. Były ważniejsze sprawy, na przykład foch Axla. Nie miałam pojęcia o co mu chodzi. No oprócz mojej relacji ze Slashem. Może chodzi o brak pieniędzy? Niespełnione ambicje? Może… się nieszczęśliwie zakochał? Na ta myśl parsknęłam śmiechem, na co ludzie wokół wzięli mnie prawdopodobnie za wariatkę. O czym ja myślę? Idealny pan Axl Rose nie zdobyłby jakiejś laski?! Niemożliwe.
Skręciłam już w ulicę na której znajdował się hotel, kiedy dwóch kolesi palących fajki pod jakimś barem, ruszyło nagle w moją stronę. Niby tylko szli, ale wydali się bardzo podejrzani. Machinalnie przyspieszyłam. Słychać było jak moja naderwana podeszwa starego trampka klepie o chodnik. Głupie buty! Nie miałam jak zgubić tych dwóch gości przez ten hałas.
- No maleńka nie uciekaj! Może ci wtedy nawet po wszystkim zapłacimy!- krzyknął jeden z kolesi. Puściłam się  biegiem, słysząc za sobą ich śmiech. Po krótkiej chwili, poczułam ręce na tali. Dogonili mnie.
- Zostaw mnie, kretynie!- warknęłam.
- Zostawić? Taką samotną, w niebezpiecznym Los Angeles?- zamruczał mi do ucha ironicznie. Ja nie miałam zamiaru odgryzać mu się równie sarkastycznym komentarzem. Wzięłam w płuca maksymalną ilość powietrza i wrzasnęłam na pół miasta:
- NIECH MI KTÓŚ POMOŻE!
- Oj, chyba cie nikt nie słyszy… nie szkodzi… My się tobą zaopiekujemy.- drugi chłopak zaczął dopierać się do mojej koszulki.
- Łapy precz!- oplułam mu twarz.
- O ty zdziro…- syknął i wbił mi łokieć w brzuch. Zgięłam się z trudem łapiąc oddech. Poczułam, że facet schyla się nade mną.
- Masz być grzeczna, bo…- nie dokończył, ponieważ gwałtownie się prostując, trzasnęłam go tyłem głowy w twarz. Sądząc po chrzęście kości, złamałam mu nos. Z satysfakcją kopnęłam go w krok. Widząc to, koleś trzymający mnie w pasie, zaczął wyłamywać mi ręce do tyłu.
- Tak grasz? Dobrze więc…- on również nie zdążył dokończyć.
- Odpierdol się od niej!- usłyszałam dobrze znany, kochany skrzek.
- Ja się mam odpierdolić!?- krzyknął chłopak, który mnie kurczowo trzymał.
- Tak, ty!- Axl strzelił mu z czuba kowbojki w piszczel, z następnie w twarz z pięści. Kiedy poczułam, że nic nie więzi już moich ramion, odwróciłam się i z całej siły przywaliłam leżącemu w brzuch.
- Nic ci nie jest?- zapytał Rudy, patrząc jak dwójka niedoszłych gwałcicieli zapieprza gdzie pieprz rośnie trzymając się za obolałe miejsca.
- Nie. Dziękuję ci!- rzuciłam mu się na szyję.
- Od kiedy na mnie nie wrzeszczysz?- zapytał unosząc brew.
- A od kiedy ty nie?- odpowiedziałam pytaniem.
Chłopak westchnął, wywracając oczami.
- Z tobą się nie da normalnie gadać.- oznajmił ciągnąc mnie za rękaw w kierunku mieszkania.
- Powiedział wspaniały pan Rose.- odparłam teatralnym tonem.
- Chodź już lepiej… Na pewno wszystko ok?- był wyraźnie czymś rozproszony.
- Tak, tak braciszku. Twoja malutka, nieporadna siostrzyczka zdaje meldunek, że…
- Działasz mi na nerwy, wiesz?- przerwał mi Axl z delikatnym uśmiechem.
- Też cię lubię Rudy.- wyszczerzyłam się.
Z czego ja się do cholery cieszę?! Tyle beznadziejnych sytuacji i emocji w ciągu ostatnich godzin, a ja jak gdyby nigdy nic trzaskam ironicznymi uwagami na wszystkie strony. Co się ze mną dzieje!? Może cierpię na jakieś poważne wahania nastrojów? A może po prostu cieszę się, że mogę wreszcie spokojniej pogadać z Axlem? Tak, może to dziwne, ale byłam szczęśliwa, że ten incydent się zdarzył i znowu rozmawiam z przyjacielem.
- Musimy pogadać.- powiedziałam w końcu już bardziej poważna.
- Już się boję…- skrzywił się.
***
- Masz mi tu wszystko pięknie wyśpiewać! No o co chodzi?- patrzyłam na Rose’a z wyższością, oparta o komodę. Chłopak jeszcze głębiej wcisnął się w materac kanapy.
- Nieważne! Ty mi nie mówisz takich… Dobra mówisz.- zrezygnowany schował twarz w dłoniach.
Z westchnieniem podeszłam i usiadłam obok niego, i objęłam go ramieniem.
- No dawaj chłopie, wal śmiało.- zachęciłam go.
- Chodzi o to, że… Kurwa to miało być zupełnie inaczej! Mieliśmy tu przyjechać, założyć zespół i grać! Zarabiać kasę! Fajnie, że szybko znaleźliśmy gitarzystę i perkusistę, ale co z basem? Czym byłoby Sex Pistols bez Viciousa? Bez basisty nie damy rady! Cholera ja jestem kompletnie spłukany, rozumiesz!? Nigdy nie myślałem, że pieniądze to taki wielki problem, śmiałem się z ludzi, którzy z ich powodu popadali w depresję… Kurwa Hallie, trzeba coś zrobić,bo prędzej czy później zostaniemy na ulicy.- Axl wyrzucił z siebie niemal jednym tchem. Patrzył z zaskoczeniem jak na moich ustach tworzy się ogromny uśmiech.
- Co cię tak bawi?- warknął.
- Axl! Bo… Macie już chyba basistę!- krzyknęłam.
- Co?! Jak to!?- Axl mimo skrajnego zaskoczenia z entuzjazmem spojrzał na mnie oczekując wyjaśnień. Opowiedziałam mu w skrócie, gdzie byłam w między czasie, i jak poznałam Duffa.
- Kurwa idziemy do nich!- chłopak zerwał się z kanapy i w tempie błyskawicznym ruszył do wyjście. Już miał nacisnąć klamkę, kiedy drzwi otworzyły się przywalając mu w twarz.
-  Co się kurwa dzieje!?- zaskrzeczał zataczając się na ścianę.
- Axl! Sorry stary, tak jakoś wyszło…- usłyszałam głos Slasha. Mulat podniósł siedzącego Rose’a.
- Zobacz kogo przyprowadziłem.- uśmiechnął się do niego z dumą. Myślałam, że Rudy opieprzy mulata za uderzenie, ale był zbyt podekscytowany.
- Ty jesteś Duff McKagan!- zawołał do wysokiego blondyna stojącego w progu.
- Aż taki sławny jestem? Zagrałem na Sunset tylko parę…- urwał bo zobaczył siedzącą na kanapie mnie.- Aha, wszystko jasne.- wyszczerzył się.
Odpowiedziałam tym samym, następnie spojrzałam na Saula.
- Wiesz, co to znaczy ‘jutro’?- zapytałam ironicznie.- Twoja babcia się pewnie zamartwia się na śmierć się gdzie ty jesteś!
- Hallie daj spokój. Potrafię zniknąć na tydzień, a po powrocie słyszę tylko ‘czemu cię nie było jak zrobiłam twoją ulubioną zupę?’- odpowiedział z uśmiechem. Powalającym uśmiechem. Poczułam uścisk w brzuchu. Wywróciłam oczami.
- Niech ci będzie.- mruknęłam.
Przeniosłam wzrok na żywo dyskutujących ze sobą blondyna i rudzielca. Oni również zapałali do siebie sympatią. Omawiali style muzyczne jakie im odpowiadają i tym podobne rzeczy. Jak zwykle nie byłam zainteresowana takimi szczegółami. Muzykę się nosi w sercu, a nie regułkach i definicjach, nie? W każdym razie postanowiłam ruszyć z powrotem na kanapę. Slash ruszył za mną. Cały czas się tłumacząc.
- Wiesz, wydaje mi się, że już wyrosłem z wieku, gdzie mieszka się z babcią. Chciałbym  raczej znaleźć jakąś ruderę pełną moich znajomych i dobrej muzyki! Wiesz jakbyśmy złożyli zespół, to moglibyśmy kupić jakiś dom, czy coś… Tak, to by było  niezłe życie…- rozmarzył się, opadając na poduszki.
Siedzieliśmy chwilę w ciszy, nie była to jednak chwila napięcia, czy zakłopotania. Napawaliśmy się razem spędzonym czasem. Chętnie pobyłabym tak dłużej, ale Axl wparował do sypialni.
- Kurwa, gdzie ten Izzy! Poszli gdzieś z Black i nie wracają!- krzyknął podirytowany.
- Z Black!? Pieprzysz…- nie powiem, zaskoczyło mnie to.
Ta dwójka aż tak przypadła sobie do gustu? Nigdy nie wierzyłam w trwałość tak szybko zawieranych związków… Ale może?  Podobno jest coś takiego jak miłość od pierwszego wejrzenia… Nie mam pojęcia czemu, ale moje spojrzenie skierowało się na mulata, kiedy o tym pomyślałam.
- No tak… Kurde mieli iść tylko na pizzę! Pewnie wylądowali w łóżku jak znam tego idiotę…- Rose wściekał się chodząc po pokoju.
- A tak właściwie to po co ci Stradlin?- zaciekawiłam się po chwili.
- Duff ma ze sobą bas, wiesz grał przecież w klubie… No i chciałem żeby zagrał dla nas, no ale jak nie ma ani Izzy’ego, ani Stevena… Właśnie gdzie polazł Adler? Wszyscy muszą gdzieś spieprzać, jak są potrzebni?!- Rudy irytował się coraz bardziej.
- Steven poszedł pewnie z Todd’em się najebać… Wątpię żeby po wyjściu z baru byli w stanie tu dotrzeć…- Slash podrapał się po brodzie.- Duff zagraj po prostu tylko dla nas, chyba umiemy sami ocenić czy się nadasz, nie Axl?- dodał.
- No dobra… Zawsze się konsultowałem ze Stradlinem, no ale masz chyba rację.- Rudy opadł na krzesło i z wyczekiwaniem popatrzył na wysokiego blondyna, który zjawił się w progu trzymając swoją gitarę i wzmacniacz pożyczony od Izzy’ego.
- No to zagram wam coś.- powiedział i bez zbędnych ceregieli podpiął wiosło i zaczął uderzać w struny.  Grał linię basów jakiegoś znanego utworu, ale  nie mogłam sobie przypomnieć tytułu… Zresztą mniejsza o tytuł. Duff grał zajebiście, jego styl pasował idealnie do stylów pozostałych chłopaków.
- Stary…- Rose podszedł do blondyna kiedy ten skończył grać.- Witamy w zespole. Flaszka na przypieczętowanie umowy?
- Jasne!- McKagan zaśmiał się.- Fajnie, że wreszcie znalazłem ludzi z którymi mogę założyć naprawdę świetną kapelę… Cholera, ale czad!
Usiadł na podłodze i już po chwili w ruch poszły butelki wódki. Chciałam dotrzymać postanowienia i więcej nie pić tego dnia, więc dyskretnie wygoniłam ich do pokoju obok. Postanowiłam szykować się powoli do spania. Chwyciłam za ręcznik i ruszyłam w kierunku łazienki. Nagle drzwi otworzyły się i zobaczyłam w nich Stradlina i Black. Nie uszło mojej uwadze, że dziewczyna  pośpiesznie strąca dłoń chłopaka ze swojej tali. Już chciałam zachichotać, kiedy spostrzegłam, że nie mają zbyt szczęśliwych min. Byli czymś wyraźnie zdołowani.
- Ej, ludzie. Chodźcie tu.- mruknął Izzy.
Chłopcy zaniepokojeni przyszli z pokoju obok. Pytające spojrzenie Stradlina wylądowało najpierw na Duffie, a potem  na Axlu. Rudy machnął ręką.
- Później ci powiem. A o co chodzi wam?- zapytał Rose.
- No bo my… Przynosimy trochę nie  najlepsze wieści.- brunet skrzywił się i błagalnie spojrzał na Black.
- No więc właścicielka hotelu… Znaczy moja szefowa… Ona się trochę wkurzyła. Twierdzi, że robicie za dużo hałasu, że najdalej godzinę temu dobiegało stąd jakieś dudnienie.- przerwała widząc zawstydzoną twarz McKagana, po chwili jednak kontynuowała.- No i po moich błaganiach… Pozwoliła wam zostać jeszcze jedną noc. Jutro się musicie jednak wynieść.
Zapadła chwila ciszy. Ja mieliłam w dłoniach mój ręcznik, przypominając sobie moje dzisiejsze rozmyślania na temat wynajmu domu… Cholera czy ja widzę przyszłość? Teraz się tym trzeba na poważnie zająć.
- Dobra, słuchajcie. Nie ma co rozpaczać, trzeba znaleźć coś innego. Blue, masz co polecić? Może jakiś inny hotel?- postanowiłam działać.
- Nie. Niestety jesteśmy jedynym hotelem w tej dzielnicy, z takimi cenami. Przykro mi. Zostaje wam tylko wynajem mieszkania, ale nie wiem jak u was z pieniędzmi.- dziewczyna wydawała się być szczerze zmartwiona.
- Ile mamy wszyscy kasy?- zapytałam pozostałych. Było chyba oczywiste, że chcemy mieszkać razem w takiej ciężkiej sytuacji.
Zaczęli przekrzykiwać się, informując mnie o swoich oszczędnościach. Problem w tym, że nic nie zrozumiałam z tego bełkotu.
- Cisza! Mówicie po kolei.- zarządziłam.
Zgodnie z moją prośbą, zaczęli podawać sumy. Po podliczeniu wyszło tego dość mało. Nie sądziłam by na coś nam starczyło. Nagle uświadomiłam sobie, że nie zapytałam Duff’a.
- Eee, McKagan…? Ty byś chciał mieszkać z nami?- spytałam niepewnie.
- No w sumie to… tak. Jak mamy być zespołem, to jak najbardziej.- odparł z uśmiechem.
- A masz trochę kasy?- uniosłam pytająco brwi.
- Coś się znajdzie, grałem w końcu kilka koncertów.- odpowiedział i podał liczbę pieniędzy.
Ja na nowo podliczyłam sumę. Wyszło już lepiej. Może się jednak uda. Przypomniałam sobie jednak o nieobecnym perkusiście.
- A co z Adlerem?
- Daj spokój, jego nie stać na chleb. Wszystko wydębia od matki, ale ostatnio jego rodzice stwierdzili, że skoro nie ma go w ogóle w domu to nie będą u dawać kasy.- odezwał się Slash.
Pokiwałam ze zrozumieniem głową.
- No dobra… Dzisiaj nie ma co się zamartwiać, jutro czegoś poszukam.- uśmiechnęłam się do chłopaków. Oni odwzajemnili się tym samym. Chwilę potem, przedstawili Duffa przybyłym i wszyscy oprócz Black poszli dalej pić.
-Kurde, głupio mi, że tak wyszło.- powiedziała do mnie dziewczyna.
- Oj daj spokój, nie twoja wina.- próbowałam ją pocieszyć. Głowę miałam jednak zajętą czym innym. Wyobrażałam sobie jak ciężko będzie znaleźć dom. I że możemy skończyć na ulicy.
- Zaraz wracam.- mruknęłam do Blue i weszłam w końcu do łazienki.
Pod wpływem ciepłej wody, moje myśli stały się bardziej kolorowe. Wyobraziłam sobie życie z samymi niewyżytymi rockmanami, bandą nakręconych chłopaków. Jeżeli to się uda, może być niezły ubaw. Cała nasza paczka sprawiała wrażenie, jakby znała się od zawsze. Ja sama czułam się, jakbym całe moje wcześniejsze życie spędziła właśnie z nimi. Wspólne mieszkanie to byłby niezły odlot.
Z tą myślą wylazłam spod prysznica. Po chwili siedziałam już obok Black na kanapie. Słyszeliśmy śmiechy z pokoju obok.
- No i jak tam było ze Stradlinem?- spytałam.
- Bosko.- odparła dziewczyna uśmiechając się.
- Uuu widzę szybko się… integrujecie.- zaśmiałam się.
- Z tego co słyszałam stamtąd… - wskazała na sypialnie obok- to ty z Saulem też dzisiaj nie próżnowałaś.
- Oj tam, zwykła kawa…- zaczęłam.
- Jasne, jasne, tak się mówi.- przerwała mi.
Spojrzałyśmy na siebie i wybuchłyśmy śmiechem.
- No to chyba obie wpadłyśmy po uszy.- powiedziała w końcu Black.
- No żebyś wiedziała….- westchnęłam opierając się o poduszkę.- wpadłyśmy…
- Ja już się będę zbierać.- mruknęła po chwili brunetka.
- Ok… Pomożesz mi jutro z tym mieszkaniem?- zapytałam z nadzieją.
- Tak, jasne.- ruszyła ku wyjściu.

Zauważyłam, że przed wyjściem zerka w otwarte drzwi pokoju chłopaków i puszcza komuś oczko. Ciekawe komu… Kąciki moich ust podniosły się do góry, i z taką właśnie miną zasnęłam leżąc na kanapie.
______________________________________________________________
No jest kolejny ;D Mam nadzieję, że się spodoba, jest chyba jednym z dłuższych jakie pisałam. Jak pewnie zauważyliście dodałam muzykę na stronę ;p Jak was będzie za bardzo wnerwiać to dajcie znać XD No i ogólnie czytajcie, komentujcie! ;)
PS Dzięki za wszystkie dotychczasowe opinie i komentarze!

8 komentarzy:

  1. Świetne, akcja się rozwija, oby tak dalej!
    Nie mam czasu na dłuższy komentarz, ale Cię uwielbiam :D
    Życzę weny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. To było oczywiste, że ich wyrzucą z hotelu xD Jeszcze jak sobie tam "próby" urządzali... Ale przynajmniej wprowadzą się do Hell House, o! <3 Będzie wesoło. Co do Axla, rozumiem, że zamartwiał się przyszłością zespołu, ale o takie rzeczy się nie focha no bo jak? xD Whatever. Dziewczyny wpadły... xD To mi się dziwnie kojarzy, ok. Tak czy siak życzę im szczęścia. Zastanawiam się tylko... Pięciu facetów, dwie dziewczyny... Może nie tylko Slash i Izzy się zakochają? Zazdrość jest w opowiadaniach fajna ^^ Ale ja tylko sugeruję xD Takto zdaję się na Ciebie! So.. Genialny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Zazdrość będzie oczywiście, jak by inaczej... XD Tylko jeszcze nie wiem kto będzie o kogo zazdrosny ;p W każdym razie bardzo się cieszę, że się podoba ;D

      Usuń
  3. Ja dzisiaj tak króciutko, bo muszę załatwić kilka spraw.
    Bardzo podoba mi się akcja. Myślałam na początku, że zrobisz typową oklepaną akcję, jak ja w pierwszym swoim opowiadaniu, ale z tego wybrnęłaś i tutaj dostajesz wielkiego plusa :)
    Tylko jedno co mi nie pasowało, to to, że Hal mało co a zostałaby zgwałcona (na szczęście wyratował ją pan Rose), a już żartowała itp. Ja to bym zesrała się ze strachu, no ale nie ważne xD
    Mam nadzieję, że się nie obrazisz, ale wolałam być szczera.
    Tak poza tym, to jest zajebiście. Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału *o*
    Pozdrawiam serdecznie <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Od razu wiedziałam, że ich wywalą z tego hotelu, ale dobra przejdźmy do rzeczy...Dzielny pan Rose wkroczył do akcji i uratował Hallie przed gwałcicielami. Ja podczas tej akcji: no weź tu kopnij go! Z kopa! Przypierdol mu tak, żeby własna matka go nie poznała! Uniosłam się, przepraszam :) No może i ich wywalają, ale nareszcie będą mieszkać w HellHouse'ie albo i nie. Nie wiem. Black jest coraz bliżej do zmienienia nazwiska na Isbell czy tam Stradlin. Nie mogę się doczekać aż ruszę dupę i kliknę Rozdział 7.

    Peace and hope,
    Faith

    P.S. - w poprzednim komentarzu chyba tego nie napisałam ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak czytam powyższe komentarze i stwierdzam, że chyba jako jedyna nie przewidziałam tego, że ich wyrzucą z tego hotelu. xD Z drugiej strony to chyba nawet lepiej, bo wszyscy zamieszkają razem, może wszystko się ułoży? Powstanie zespół, pojawi się mieszkanko, może nawet jakieś związki. :D Mówię tu oczywiście o Hallie i Slashu, bo Izzy to tam lotto. xD
    No, a państwo Hudson to cud, miód i orzeszki jak to się mawia. :D

    OdpowiedzUsuń