Kiedy obudziłam
się rano, od razu ujrzałam parę jasnych oczu przypatrujących się mi sponad
krawędzią kanapy.
- Hej, Axl…
Która godzina?- zapytałam przeciągając się.
- Koło jedenastej.-odparł
i usiadł obok mnie na materacu.
- Kurcze, późno…-
jęknęłam. Po chwili spojrzałam na Rudzielca- Co ty tak właściwie tu robisz? Nia
masz kaca, czy coś? Gdzie reszta?
Chłopak zaśmiał
się cicho.
- Po pierwsze
wypiłem tylko cztery piwa, dla kogoś takiego jak ja to nic. Co do kaca, to
męczy raczej pozostałych. Wiesz chwile po tym jak usnęłaś, Steven ruszył do
sklepu po wódkę. Ja nie piłem, chciałem być dzisiaj w miarę świeży. Oni leżą
wszyscy w tamtym pokoju. Hmm… Co ja tu robię? Chciałem pogadać.
- A o czym?-
zapytałam. Naprawdę mnie to intrygowało.
- Czemu nie
zadzwoniłaś do brata?- wypalił prosto z mostu i spojrzał na mnie pytająco. Na
początku poczułam radość, że tak się mną przejmuje, ale zaraz skupiłam się na
treści pytania. Dotychczas tłumaczyłam to sobie zwykłym ‘po prostu zapomniałam’,
ale czy było tak naprawdę? Westchnęłam.
- No ja… Jakoś
tak sobie, myślałam, że zadzwonię, ale potem… No przyszli chłopcy… I tak jakoś
wyszło, że… - jąkałam się. Kiedy dotarło do mnie, że to co mówię nie ma żadnego
sensu, ukryłam twarz w dłoniach.
- Wiedziałem.
Boisz się. Jego reakcji, i… ewentualnych… Złych wieści.- Axl oparł się o
poduszkę. Ten to umie zdołować człowieka.
- Ja… no masz
rację. Ale dzisiaj zadzwonię. Masz mnie przypilnować!- postanowiłam. Uznał
widocznie temat za zakończony, bo się nie odzywał. Nagle coś mi się
przypomniało.
- Powiesz mi co
takiego się stało, że wróciłeś wczoraj taki wkurzony?
Twarz Rudego jak
na zawołanie zaczęła wyrażać rozgoryczenie i złość.
- Nie twoja spra…-
nie dokończył. Westchnął.- w sumie to nie takie straszne. Ja muszę jak zwykle
wyolbrzymiać wszystkie problemy!
- No ale co się
stało?- zaczęłam drążyć.
- No poszliśmy
do takiego baru… Chyba ‘The Roxy’’ się nazywał. I Kurwa! Zamówiliśmy po
szklance whiskey, a ta cytata kelnerka, policzyła nam o dolca za dużo!
Strasznie się wkurwiłem! Zrobiłem aferę na cały lokal! No bo w końcu byłem w LA
pierwszy dzień, a oni mnie tak z kasy obskubują! Miłe powitanie nie ma co!-
zirytował się.
- Oj, Axl!
Zrobiłeś aferę o dolara? Czasami twoje kaprysy są, aż śmieszne!- zaśmiałam się.
Po tych słowach chłopak wyraźnie posmutniał.
- Powiedziałam…
Coś nie tak?- podeszłam do niego i dotknęłam jego ramienia.
- Nie tylko… No
to jest nieco drażliwy temat dla mnie… Bo ja wiesz jestem taki, bo miałem sporo
nieprzyjemnych sytuacji w dzieciństwie. No i niestety jest u mnie podejrzenie
choroby psychicznej. Nie pamiętam jak się to cholerstwo nazywa. Jakaś tam
psychoza… Ale uwierz mi, ja nie chcę być, aż taki… wybuchowy.- wyznał.
- Ja…
Przepraszam. Nie wiedziałam. – nic składniejszego nie przyszło mi do głowy.
Objęłam go jeszcze delikatnie, zanim wstał i bez słowa wyszedł z pokoju.
Hallie, jak zawsze musisz wszystko spieprzyć! Znowu byłam zła na siebie. Żeby
się trochę wyluzować, poszłam wziąć prysznic. Kiedy wyszłam, wpadłam na
Stevena.
- O jak dobrze,
że wychodzisz, bo jeszcze chwilę, a bym eksplodował! – blondyn wbiegł do
łazienki, i tyle go widziałam. Ubrałam się u siebie, i po chwili stałam już w pokoju chłopców. Slash spał na podłodze, tuz
za progiem. Niezależnie od poleceń wydawanych przez mózg, moje usta uśmiechnęły
się, widząc twarz mulata, teraz w pełni odsłoniętą.
- Czemu się
śmiejesz?- Axlowi wrócił chyba dobry humor, bo szturchnął mnie ramieniem i
zachichotał. Wbiłam mu łokieć w żebra, chwyciłam paczkę papierosów i
zapalniczkę, i wyszłam na balkon. Rudy zaraz stanął obok mnie.
- Jakie plany na
dziś?- spytałam, po raz kolejny podziwiając panoramę Miasta Aniołów i
zaciągając się nikotynowymi oparami. Zaczęłam też żałować, że założyłam długie
spodnie. Było goręcej niż wczoraj.
- No poczekamy,
jak wszyscy się ogarną. Potem zadzwonisz do brata.- uśmiechnął się.
- I co dalej?-
mruknęłam.
- No może
wreszcie zwiedzisz Los Angeles? Pójdziemy wszyscy na Sunset, znajdziemy jakiś
przytulny bar…
- Może ‘The Roxy’?
– zapytałam ironicznie. Chłopak odburknął tylko coś, i również odpalił
papierosa. Staliśmy chwilę w ciszy, dopóki nie wkroczył Steven.
- No co tam?
Hallie chyba będziesz musiała wyciągnąć trochę blond włosów z szczotki.-
wypalił.
Co? Ty się czeszesz?-
nie wiem czemu, ale zaczęłam się śmiać. Adler spojrzał na mnie naburmuszony.
- A co ty
myślałaś? Że jak ja do ludzi wyjdę?- mówiąc to, teatralnie zarzucił czupryną do
tyłu. Wyglądał przekomicznie. Teraz rechotałam się na pół miasta.
- Dobrze już
dobrze…- powiedziałam do blondyna, kiedy oburzony chciał sobie pójść. Adler od
razu się wyszczerzył, jakby sytuacja sprzed chwili zupełnie się nie wydarzyła.
- Co robimy?- zapytał.
- No nie wiem…-
zamyśliłam się. Faktycznie trzeba było jakoś zwalczyć nudę.
- Zagrajmy w
chińczyka!- Steven mówił chyba całkiem serio, mimo to ja i Axl spojrzeliśmy na
niego jak na idiotę.
- Pogięło cię?
Zresztą skąd mielibyśmy wytrzasnąć chińczyka?- Rudemu chyba pomysł nie przypadł
do gustu.
- Gdzie moja
deska?!- zawołał nagle ni z tego, ni z owego blondyn i wbiegł do pokoju.
Zaintrygowana poszłam za nim. Znalazłam go w przedpokoju. Odwiązywał właśnie
pudełko z grą od spodu deskorolki. Nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Znowu
wybuchłam niekontrolowanym śmiechem. Z tego wszystkiego obudził się Slash, a
zaraz również Izzy. Kiedy, zapytali z czego się śmieję, powiedziałam, jakie to
sekretne miejsca wymyśla Steven na gry planszowe. Chłopaków chyba również to
rozśmieszyło, bo zaczęli się śmiać patrząc jak Adler rozwiązuje supeł. W końcu
zirytowany rzucił wszystko na podłogę, i padł na łóżko, oświadczając, że nie
chce nas więcej widzieć. Poszliśmy do mojego pokoju.
- No co robimy?-
Slash odezwał się pierwszy. Axl wywrócił oczami słysząc to pytanie po raz
kolejny dzisiejszego dnia.
- No ja zaraz
muszę gdzieś zadzwonić… Potem może wyjdziemy na miasto, co?- zaproponowałam.
Według zegarka była 13:30. Sean właśnie kończy lekcje, zaraz powinien być w
domu. Wygoniłam więc wszystkich do drugiego pokoju, by spróbowali jakoś
udobruchać Stevena. Ja odczekałam piętnaście minut, wzięłam głęboki oddech,
chwyciłam telefon i po wykręceniu numeru przyłożyłam słuchawkę do ucha. Po
kilku sygnałach usłyszałam głos Seana. Głos kogoś bardzo, bardzo zdołowanego.
- Halo?
- Sean! To
znaczy, hej tu Hallie.- powiedziałam. Musiałam chwilę poczekać na reakcję.
- Hal! Jeju, jak
się o ciebie martwiłem! Gdzie jesteś? Nic ci nie jest? Czy ty… wrócisz do
domu?- zasypał mnie pytaniami.
- Jestem w Los
Angeles. Nic mi nie jest, poznałam kilkoro świetnych ludzi. Ja… Sean, nie chcę
wracać. Nienawidzę jej.
- Ona… Ona nie żyje. Tata też. Kurwa, Hallie, ja jestem
sam. Zupełnie. Nie chodzę do szkoły. Właściwie nikt do mnie nie przychodzi.
Wszyscy…- Nie słuchałam co mówił dalej. Oczy zaszły mi łzami. Tata.
Najważniejszy dla mnie człowiek umarł. I to wtedy jak mnie przy nim nie było.
Czułam się podle.
- Hallie! Co
z tobą?- Sean krzyczał do telefonu, nie
reagowałam.- Chodzi o tatę?
-Tak.- odszepnęłam,
prawie niesłyszalnie.
- Nic się nie
dało zrobić. Kiedy z mamą dotarliśmy do szpitala, po… twoim odejściu, już
praktycznie nie żył. Podłączyli go tylko do czegoś takiego co zastępowało serce,
żebyśmy się mogli pożegnać. Nie chcę, cie dołować, ale płakał, bo cię nie było.
I powiedział… Że bardzo cię kocha. – pod koniec mojemu bratu załamał się głos.
Przez chwile oboje w milczeniu płakaliśmy. Razem.
- A co z… nią?- nie
chciałam nazywać tej kobiety swoją matką.
- Popełniła
samobójstwo. Wczoraj rano znalazłem ją w łazience. I wiesz co? Też jej teraz nienawidzę. Zostawiła mnie
samego.- rozżalił się chłopak.
- Jak chcesz…
Przyjedź do Los Angeles. Do mnie. Naprawdę znalazłam tu przyjaciół.-
zaproponowałam.
- Zastanowię się.
Dam co znać jak coś, mam przecież numer.- powiedział.
- Sean.
- Tak?
- Przekaż, jak
możesz Amber i Chrisowi, że wszystko u mnie ok. I im też zaproponuj wyjazd do
LA.- poprosiłam.
- Ok. To… pa.
- Pa.
Odłożyłam
słuchawkę. Usiadłam na łóżku. Sama nie wiedziałam: czy czułam bezgraniczną
rozpacz, czy już nic nie czułam? Nie wiem. Zaczęłam szlochać. Po chwili do
pokoju wszedł Axl, zatrzaskując reszcie drzwi przed nosem. Usiadł obok i bardzo
mocno przytulił.
- Powiesz, co
się stało?- zapytał w końcu.
- Tata… on… umarł.-
wydukałam po chwili.- Matka też.
Na te słowa
rudzielec jeszcze silniej mnie do siebie przycisnął.
- Ciiii… Jestem
tu.- mruczał.
Siedziałam tak
jeszcze z dziesięć minut. W końcu odkleiłam się od chłopaka. Dotknęłam mokrej
od łez koszulki z Aerosmith którą miał na sobie. Już chciałam przepraszać, kiedy
Axl machnął ręką.
- Daj spokój
wyschnie.
Ukryłam twarz w
dłoniach, wzięłam kilka głębszych oddechów.
- Co teraz?- zapytałam.
- No nie
wiem. Nie chcę cie wpędzać w nałóg, ale…
Ja to zawsze idę się napić jak coś mi doskwiera.- uśmiechnął się delikatnie. Usiłowałam to odwzajemnić, ale wyszedł zapewne
tylko jakiś grymas.
- Dobra, masz
rację. Wyjdź na chwilę, muszę się ogarnąć.- mruknęłam. Chłopak spełnił moją
prośbę. Zaczęłam się przebierać w coś bardziej wyjściowego, cały czas usiłując
nie płakać. Założyłam w końcu czarne rajstopy, na to czerwone szorty, oraz
koszulkę z Led Zeppelin. Do tego stare, brudno czerwone trampki. W łazience
opłukałam twarz wodą, uczesałam się, uprzednio wyjmując włosy Stevena ze
szczotki. Pomalowałam tylko rzęsy, nigdy nie robiłam dużego makijażu. Po chwili
stałam gotowa przed chłopakami.
- Nic nie
mówcie. Może… Kiedyś wam powiem.- rzekłam od razu, kiedy wszyscy chcieli już
zadawać pytania. Nie miałam na to siły. Ani fizycznej, ani psychicznej. Ledwo
udawało mi się ukrywać cierpienie, kiedy szliśmy już po Sunset. Byłam tam
pierwszy raz, usiłowałam się zachwycać kolorami, gwarem, ale nie byłam w
stanie. Cały czas Axl obejmował mnie ramieniem i pocieszał, kiedy byłam już
bliska płaczu. Mimo, że bardzo nie chciałam, przypominały mi się setki chwil, kiedy
tak świetnie dogadywałam się z tatą. Przypomniało mi się, jak zabrał mnie na
koncert Ramones, kiedy miałam trzynaście lat. Łzy nieznośnie cisnęły mi się do
oczu. Uparcie z nimi walczyłam, ale byłam
na przegranej pozycji.
- Cho…-
przerwałam słysząc własny, wyprany z uczuć głos- Chodźmy do baru.- dokończyłam
w końcu.
Wszyscy zgodnie
stwierdzili, że to świetny pomysł. Saul zaproponował jakiś tam klub. Było mi
obojętnie gdzie pójdziemy, i tak miałam zamiar się porządnie upić. Kiedy
usiedliśmy wreszcie, poprosiłam tylko o dużo wódki. Kiedy przynieśli
zamówienie, po prostu piłam. Jak przez mgłę pamiętałam jeszcze, że wygrałam z
Izzy’m konkurs na wciąganie koki. Potem film mi się urwał.
______________________________________________________________
Za mało opisów,
za dużo dialogów ;\ Nie do końca jestem zadowolona z tego rozdziału. Mam
nadzieję, że chociaż wam się spodoba ;D Po raz kolejny BARDZO MOCNO PROSZĘ o
komentowanie. I dziękuję tym , którzy to zrobili ;))).
Dlaczego niby jesteś niezadowolona z tego rozdziału? Puknij się w czoło! Jest zajebisty! Zresztą tak samo jak wcześniejsze :D
OdpowiedzUsuńJa na Twój blog natknęłam się wczoraj i już miałam napisać Ci komentarz, ale zobaczyłam, że ktoś nowy skomentował moje opowiadanie, wchodzę na Twój blog i takie... O, TO TY XD
No także tego.. :3
Opowiadanko jedno z najlepszych jakie czytałam i cieszę się, że jest to coś nowego :) Axl jest cudownym "braciszkiem", aż miło o nim czytać :D Okropnie mi jednak żal Hallie.. Nie dość, że śmierć ukochanego człowieka, to jeszcze samobójstwo matki.. No fakt, nienawidziła jej, ale tak czy siak to musiał być dla niej szok. Mam nadzieję, że Sean, Chris i Amber przyjadą do Los Angeles ;)
Ach.. no i komuś tu chyba wpadł w oko Slash B)))
So...
Pozdrawiam, weny dużo życzę i czekam z niecierpliwością na kolejny ;)
Ps: Będziesz informować? :3
No dziękuję bardzo ;D Oczywiście będę informować ;3 I zaraz się biorę za twojego XDDD
UsuńŚwietne, akcja się rozwija, coraz bardziej mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńAxl świetnie sprawdza się w roli braciszka, Marie chyba podoba się Slashowi xD A Stevenem i grą planszową mnie rozjebałaś xdd
Pozdrawiam ;*
Dzięki Wielkie! ;D
UsuńWiesz co ? Płakałam na tym rozdziale. Sama kurwa nie wiem czemu. Niby jestem twarda ale kiedy przyjdzie co do czego to ryczę jak dzieciak. Co najśmieszniejsze mam niekontrolowane wybuchy śmiechu albo złości. Jezu chyba jestem psychiczna ... No nieważne xD Jeszcze chwila a bym Ci tu autobiografię naisała xD Co do opowiadanka, to się wkręciłam bardzo i na stówę będę czytać :3 Ciekawią mnie losy bohaterów. Ciekawe czy brat Hal przyjedzie... Szkoda mi go. Matka zamiast pomóc młodemu i poszukać córki to poszła na skróty. Smutne. Żal mi też ojca bo jak go opisywałaś to wydawał się być spoko. Ehhh jest cudnie *0* Zauroczyłaś mnie tym blogiem, naprawdę. Czekam na kolejne rozdziały ;* A i na koniec pytanko. Jest taka możliwość, abyś informowała mnie na blogu o nowych ? Byłabym wdzięczna :) Cheers
OdpowiedzUsuńJeszcze raz baaaaaaaaaaaaaaardzo dziękuje!!!! To zajebiste uczucie, kiedy ktoś płacze podczas czytania ♥ Będę informować ;3
UsuńO nie... ;_;
OdpowiedzUsuńJejku, jak mi jest szkoda Hallie. Najpierw zawał taty, kłótnia z matką później wyjazd, odizolowanie się od przyjaciół, a teraz jeszcze to. :/ Niepotrzebnie Sean jej mówił o tym, że tata płakał, bo jej nie zobaczył. To zapewne jeszcze bardziej ją zdołowało. ;_;
No a akcja z chińczykiem i deskorolką była genialna! xD
Mam nadzieję, że się nie obrazisz, ale resztę bloga ogarnę jakoś popołudniu albo wieczorkiem, bo za godzinę umówiłam się z tatą w kawiarni, a ja jestem jeszcze w piżamie. ;_;
Pozdrawiam! :3
Dziękuję Ci bardzo za te wszystkie mile słowa! Jasne kończ kiedy chcesz xd
Usuń