Pierwszej nocy,
spałam na materacu. Chłopcy zgodnie stwierdzili, że jako kobieta mam przywilej
spania w najbardziej luksusowym miejscu. Mimo tego, rano byłam cała obolała.
Łóżka w domu i w hotelu, są jednak bardziej wygodne. Materac był bez żadnej pościeli,
przez co trochę obcierał. Był też dość
twardy, przez co od razu po wstaniu poczułam ból szyi i pleców. Zeszłam na dół.
Zobaczyłam, że cztery postacie leżą w różnych miejscach salonu i smacznie śpią.
Wkroczyłam do kuchni.
- O, Hallie, jak
się spało?- Axl siedział na krześle.
Popijał wodę. To
my mamy coś oprócz alkoholu?
- Skąd masz
wodę?- zapytałam i nie czekając na odpowiedź, rzuciłam się na butelkę.
Suszyło mnie po
wczorajszej wódce. Nie miałam kaca, ale pić to się zawsze chce rano po
procentach. Duszkiem pochłonęłam pół zawartości naczynia.
- Od razu
lepiej.- uśmiechnęłam się, i usiadłam naprzeciwko.
Chłopak zaśmiał
się pod nosem, co zabrzmiało bardziej jak gardłowe mruczenie.
- Odpowiesz mi
jak ci się spało? – spytał.
- Szczerze?
Dawno mnie tak wszystko nie napierdzielało.- skrzywiłam się i pomasowałam po
karku.
- Czyli nie rezerwować materaca na następną
noc?- uśmiechnął się.
- Zdecydowanie
nie polecam.- odparłam.
Siedzieliśmy
chwilę w ciszy. Poczułam uścisk w
żołądku.
- Kurwa, zjadł
bym coś.- stwierdził Axl, jakby czytając mi w myślach.
-Idziemy do
sklepu! Zrobimy sobie wyżerkę.- oświadczyłam i zerwałam się z miejsca.
- Po pierwsze,
ubierz się w coś innego niż piżama. Po drugie, mamy strasznie mało kasy.- Rose
zgasił mój entuzjazm. A ja akurat miałam ochotę na smażony bekon…
Westchnęłam
tylko i ruszyłam na poszukiwania torby. Wyjęłam ubrania i pieniądze. 50 dolców
w banknotach i jakieś drobniaki. Łącznie niecałe 56 dolarów. Mało jak na
szóstkę osób do wyżywienia. Za mało. Rzuciłam portfel Axl’owi, a sama poszłam
do łazienki się trochę ogarnąć. Chciałam wziąć prysznic, ale kabina prysznicowa
była tak brudna, że tylko się wzdrygnęłam. Odnotowałam w pamięci, że po
powrocie trzeba nieco ogarnąć to pomieszczenie. Opłukałam twarz w
umywalce, włosy związałam w kitkę. Jak
zwykle jednak moje loki nie chciały trzymać się razem. Poirytowana zrezygnowałam
w końcu z kucyka i rzucając frotkę w kąt ruszyłam na dół.
- idziemy?-
rudzielec stał już w progu.
- Jasne.
Raźnym krokiem
przemierzaliśmy osiedle. Rose miał ciągle dobry humor. Zastanawiające, ale nie
zamierzałam się wtrącać, jeszcze coś bym popsuła. Chłopak jednak sam rozwiał
moje domysły.
- Kurwa, ale
zajebiście! Nie przypuszczałbym, że tak się wszystko ułoży. Jeszcze kilka dni
temu, myślałam, że nie będziemy mieć tego cholernego zespołu! Naprawdę, czuję
się bosko, że tak nam dobrze idzie.
Niemal podskakiwał
z radości. Ja tylko ciepło się uśmiechałam widząc bezbrzeżną radość
przyjaciela. Widok młodego chłopaka, którego marzenia się spełniają, naprawdę
napawał przyjemnym uczuciem.
Nagle Axl
zatrzymał się.
- O, popatrz.
Spożywczak.
Weszliśmy do
niewielkiego marketu. Rudzielec rzucił się oczywiście na alkohole, ale
odciągnęłam go za rękę.
- Czy ty sobie
zdajesz sprawę, że my NIE kupując wódy wyżyjemy z tej kasy góra tydzień?! Nie
możemy sobie na to teraz pozwolić. Znajdę pracę, wy może ruszycie z tym zespołem…
Wtedy będziesz mógł wykupić cały monopolowy.- oświadczyłam surowym tonem.
Chłopak
popatrzył tylko smutno na półkę z procentami, i ruszył w stronę pieczywa.
Wybraliśmy kilkanaście najtańszych bułek, jakiś ser, podejrzanie wyglądającą
szynkę i kilka butelek wody. Zapłaciliśmy stosunkowo niedużo, ale i tak dość
sporo jak na nasz budżet.
W drodze
powrotnej nie rozmawialiśmy za wiele. Taszcząc po kilka butelek w
kalifornijskim słońcu, szybko traci się ochotę do konwersacji. Z ulgą
wkroczyliśmy do domu, gdzie chłopcy już byli na nogach.
- A to was tu
nie było cały czas?- Steven zapytał nas jak tylko weszliśmy.
- Och Adlerku,
dzięki za troskę. Byliśmy w sklepie.- odparłam z ironią.
Blondyn rzucił
się na przyniesione zakupy.
- Jak to nie ma
wódy?- zawył kiedy przeszukał już wszystko.
- Steven, kurwa,
i tak mamy mało kasy! Chcesz jeszcze przepuszczać na alkohol?!- Axl opieprzył
Adlera, mimo, że ja chwilę wcześniej czepiałam się go o to samo.
- Czy ja
usłyszałem dobrze, że nie ma wódki?- do przedpokoju wszedł Duff.
- Dobrze
słyszałeś. Już mi się nie chce tłumaczyć
dlaczego, sami powinniście dobrze wiedzieć. McKagan, Adler zanieście to do
kuchni.- zarządziłam lekko poirytowana. Dzień bez procentów jest aż taki
straszny!?
Kiedy chłopcy z
potulnymi minkami zniknęli z zakupami, otarłam dłonią spocone czoło i
skierowałam się do salonu. Na kanapie siedział Slash, a obok niego Axl. Rudy
zdążył już przystąpić do odpoczynku, po spacerze w upale.
- Hej, Saul.-
przywitałam się, i przysiadłam obok niego.
- Cześć. Jak tam
nocka?- rzucił.
Spojrzałam porozumiewawczo
na Axl i oboje się wyszczerzyliśmy.
Slash zdezorientowany tylko pytająco uniósł brew. Znaczy tak mi się
wydawało, bo jego brwi to trudno zobaczyć przez te kudły.
- Wiesz, po prostu
materac nie koniecznie jest najlepszym rozwiązaniem na noc.- odpowiedziałam w
końcu mulatowi.
- Aż tak źle?-
spytał.
- Daj spokój,
nie mogę ruszać szyją.- skrzywiłam się.
Saul mimowolnie
podniósł dłoń i położył ją na moim karku. Spojrzałam na niego nieco zaskoczona.
Natychmiast cofnął rękę.
- Przepraszam,
ja… Tak po prostu… Bo boli cię i…- zaczął się jąkać. Wyglądał przy tym naprawdę
uroczo.
- Nic się nie
stało. Po prostu… Nie spodziewałam się takiego ruchu.- uśmiechnęłam się
delikatnie i usiłowałam spojrzeć mu w oczy poprzez ciemnobrązową zasłonę
włosów.
- Jeszcze raz
przepraszam…- zaczął znów.
- Hudson,
przestań! Jesteśmy kumplami, tak? Przestań się jąkać!- skarciłam go.
Miało to pomóc,
ale wydawało mi się, że na słowo ‘kumplami’ jeszcze bardziej się zachmurzył.
Czy ten przystojny mulat ma nadzieję na coś więcej? Czy JA mam nadzieję na coś
więcej? Pytania tego pokroju natychmiast wypełniły moją głowę. Nasze relacje
było na razie czysto przyjacielskie, ale coś jednak było w nich innego. Przy innych nie czułam
się tak skrępowana, a zarazem beztroska. Jego obecność dawała mi poczucie bezpieczeństwa,
wiedziałam, że mogę mu powiedzieć dosłownie wszystko. Czasem jednak jakby się
siebie wstydziliśmy, nie dało się nawiązać rozmowy. Coś ewidentnie jest nie
tak. Coś co nas łączy zaczyna przekraczać granicę koleżeństwa. Nie mam pojęcia
kiedy to wszystko się wyjaśni. Pozostanie tylko czekać na rozwój wydarzeń
pomiędzy mną a Slash’em.
Tak się nad tym
zamyśliłam, że zaczęłam się na mulata po prostu natrętnie gapić. Kiedy
zorientowałam się, że głupawy uśmieszek jest skierowany do mnie, natychmiast
odwróciłam wzrok.
- Zapatrzyłam
się, sorry.- mruknęłam i wstałam z kanapy.
- Ale to bardzo
miłe wiesz?- również wstał.
- Taak? Nie myśl,
że taki piękny jesteś!- zachichotałam.
- A nie jestem?-
zrobił udawaną smutną minę.
I właśnie takie
rozmowy lubię! Na luzie, otwarte, bez zahamowań. Tak, Slash jest świetnym
przyjacielem…
Z tą myślą
poczułam ukłucie bólu. Przyjacielem? Nie, do cholery, nie przyjacielem. Nie
chcę, żeby Slash był moim przyjacielem. Nagle poczułam, że już czuję do niego
coś więcej. Jego śmiech wywoływał u mnie gilgotanie w brzuchu, moje kąciki ust
również unosiły się do góry. Ten chłopak niewątpliwie zawrócił mi w głowie. Mam
nadzieję, że z wzajemnością…
Z rozmyślań
wyrwał mnie Steven, wchodząc z górą
kanapek na talerzu. Zjedliśmy wszystko w niecałe pięć minut.
- Co robimy?-
spytał McKagan, kiedy już skończyliśmy.
- Ja mam świetny
pomysł. Posprzątamy!- zawołałam.
Kiedy zobaczyłam
ich miny, niemal wylądowałam na podłodze, śmiejąc się głośno.
- Wiecie w ogóle
co to znaczy?- zachichotałam.
- Wiemy. I
bardzo tego nie lubimy.- mruknął Izzy, który dopiero przed chwilą wstał z
podłogi gdzie spał.
- Dobra, a teraz
tak poważnie. Pod prysznic się nawet wejść nie da, taki syf. Posprzątamy tu raz, a porządnie i będziemy
mieć spokój. Ten dom stał kilka lat pusty, nie chcemy przecież mieszkać w
ruinie, nie?- klasnęłam w dłonie na zakończenie mojej motywującej wypowiedzi.
- ja pójdę
ogarnąć kuchnię.- mruknął Axl.
- Ja mogę z
McKaganem zająć się salonem.- zaoferował Izzy, sięgając po stojącą w rogu
szczotkę.
- A ja, a ja?-
Steven chyba najbardziej rwał się do sprzątania.
- Ty Adlerku poodkurzasz
kurze w sypialni na górze.- zleciłam mu.
- A ja?-
usłyszałam cichy głos Slasha, kiedy Steven zniknął na schodach.
- Chodź ze mną…
Najgorsza fucha się nam trafiła. Łazienka.- skrzywiłam się i pociągnęłam
chłopaka za rękę.
Saul najpierw
usztywnił dłoń, a po chwili objął nią moje
palce. Było to w cholerę miłe uczucie. Kiedy doszliśmy na górę, nasze
spojrzenia się skrzyżowały. Oboje jednak odwróciliśmy wzrok i rozłączyliśmy
dłonie. Jak ja nie lubię takich sytuacji!
Trochę zła na
siebie, że nie rozegrałam tego inaczej, zabrałam się za szorowanie kafelkowej
podłogi. Saulowi zleciłam usunięcie grzyba z sufitu.
- Dla ciebie
wszystko księżniczko.- już z normalną miną zabrał się za robotę.
Praca leciała
nam szybko mimo milczenia. Po wyczyszczeniu podłogi, umyłam umywalkę. Saul
wyrzucił zeskrobaną pleśń za okno i z zapałem zaczął czyścić kabinę
prysznicową.
- Został kibel.-
stwierdził.
- Ty go myjesz.-
rozkazałam.
- Nie, nie. Ty.-
odparł z zawadiackim uśmiechem.
- Kamień,
papier, nożyce?- zmrużyłam niebezpiecznie oczy.
- No, dawaj. Do
trzech.- zgodził się.
Przy remisie 2:2
z tego napięcie wybuchłam śmiechem. Mulat spojrzał na mnie jak na idiotkę, a
potem sam się wyszczerzył.
- Nie wygrasz
swoim uroczym śmiechem, nawet na to nie licz!
- Mmm… Dziękuję
za komplement panie Hudson.- uspokoiłam się nieco.
Myślałam, że
Saul się speszy i schowa we włosy. Myliłam się. Odrzucił kosmyki na plecy,
ukazując parę niemal czarnych, ślicznych oczu.
- Zawsze do
usług, miła pani.- skłonił się parodiując jakiegoś średniowiecznego rycerza.
- Skoro do usług…-
zbliżyłam się do niego.- To niech szanowny pan umyje sedes!
Dziko zaśmiałam
się i wybiegłam z pomieszczenia. Chłopak ruszył za mną.
- O nie! Tak
łatwo nie będzie!- złapał mnie w pasie i zaciągnął z powrotem do łazienki.
- Razem to
zrobimy! Kurwa, przecież nie zagnie nas jakiś kibel, nie?- chłopak złapał za
szczotkę.
- Dobra, masz
rację.- wzięłam wiadro, by trochę przepłukać toaletę.
Po kilkunastu
minutach uporaliśmy się ze wszystkim.
- Ale jesteśmy
zajebiści! Tutaj aż lśni!- zawołał z dumą.
- Chodź idziemy,
może oni też już skończyli.- stwierdziłam.
Ruszyliśmy do
drzwi, i jakimś dziwnym trafem weszliśmy w nie obydwoje na raz, przez co niemal
się nawzajem wywróciliśmy. Slash załapał mnie za ramiona.
- Stoisz?-
spytał.
- Tak, spoko. Dobrze,
że mnie złapałeś.- spojrzałam mu w oczy.
I wreszcie
podczas takiego kontaktu wzrokowego nie poczułam dyskomfortu. Patrzyliśmy się
na siebie jakąś minutę, a potem po prostu uśmiechając się nawzajem, zeszliśmy
do salonu, gdzie wszyscy już odpoczywali po ciężkiej pracy.
- Nigdy więcej.-
mruknął Duff.
- Zgadzam się w stu
procentach, stary.- Izzy zaciągnął się papierosem.
- A mi się
podobało!- Alder jak zwykle pełny entuzjazmu.
- Steven, idź
się leczyć… Ale najpierw przynieś piwo.
Tak, piwo.- Axl wygodnie ułożył się na kanapie i spojrzał wyczekująco na blondyna.
- Dobra, już idę
do sklepu!- Adler zerwał się i już go nie było.
- A jak wam
poszło?- McKagan zwrócił się do mnie i Saula.
- Och, teraz
będziesz chciał być tylko w łazience.- oświadczyłam.
- A ja wam
powiem, że Steven wcale nie powinien iść
się leczyć. Sprzątanie potrafi być do przeżycia.- mruknął Slash i
spojrzał n a mnie.
Oboje się zaśmialiśmy.
Niewiarygodne, jak mycie kibla potrafi do siebie zbliżyć dwójkę ludzi._______________________________________________________________
Wyszło... dziwnie XDDD Serio, ten rozdział jakoś mnie nie zachwycił, ani nie zażenował, ale po prostu zdziwił ;p Nie wiem czemu, tak jakoś mi się wydaje. Oceńcie sami :D
Bardzo proszę o komentowanie, jak wiecie wiele to dla mnie znaczy ;3
MGMHMPDGMGWPJGA.AGALQMGWTPAGÓPWPGTPAGTIJPTPTGJGĘJGJTPMPGVA ! *o*
OdpowiedzUsuńJaki cudowny rozdział! I ten Slash :* Matko jakiego ja banana miałam czytając to dzieło! Teraz to jak Steven Tyler mam uśmiech xD
Czekam aż Hal będzie ze Slashem. Cholera, oni ociekają zajebistością! ;D
W sumie reszta Gunsów też. Zajebioza kochana, zajebioza!
Oby tak dalej :*
Pozdrawiam <3
DZIĘKUJĘ DZIĘKUJĘ! Uwielbiam twoje komentarze <3
UsuńA ja uwielbiam Ciebie <3
UsuńHahah dziękuję <3
UsuńJejuś zrobiłaś romantyczne nawet mycie kibla XD Slash i Hal bardzo do siebie pasują, nie nie tylko wyglądem XD Opowiadanie robi się coraz bardziej mega i wciągające. Czy tylko mi się wydaje czy Rose podkochuje sie w Hal? Ale ok poczekam na dalszą część, która mam nadzieję bedzie niedługo. Weny moja droga. DUŻO WENY ♥
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo! ;>
UsuńMYCIE KIBLA ZBLIŻA LUDZI
OdpowiedzUsuńDziewczyno, Kocham Cię i Twoje pomysły xD Tak to i ja bym nawet mogła sprzątać '_'
W ogóle to już czekam na moment kiedy relacja Slasha i Hallie przejdzie na kolejny etap. Może jakiś całus? ;-; Dobra, dość. Muszę być cierpliwa xD A to Twoje trzymanie nas w lekkiej niepewności jak najbardziej mi się podoba :3
+ Jestem dumna z Gunsów :') Posprzątali. P O S P R Z Ą T A L I. wow, szacuneczek, wow.
Koniec xD Idę czytać następny! <3
Dziękuję! Uwielbiam trzymać w niepewności muahaha 3:D
UsuńHej Rocky :) Nie wiem czemu, ale skacze na krześle i szczerze się jak głupia. No i zgubiłam jeszcze prace z plastyki, ale przestańmy gadać o głupotach. Wybacz, ze tak długo nie czytałam, ale nie miałam za dużo czasu. Popieram to, że mycie kibla zbliża ludzi. Slash myjący kibel :) dobra rozdział ideabisty. Gunsi posprzątali, takie grzeczne dzieci. Dobra idę szukać tej pracy.
OdpowiedzUsuńHahahaha. XD
OdpowiedzUsuńMYCIE KIBLA ZBLIŻA LUDZI - nie wiem czemu, ale śmieje się ja głupia. xD Ile ja bym dała za to, żeby móc sobie tak sprzątać ze Slashem. *.*
Jejku no... już się nie mogę doczekać tego jak będą razem, o ile w ogóle będą. Nie no, muszą być. Hallie Hudson. *.*