Duff okazał się
całkiem miłym gościem. Postawił mi i Saulowi duże piwo, a dla spłukanego,
niespełnionego muzyka to było bardzo wiele. Blondyn od razu wkręcił się
maksymalnie w zespół, który proponował mu mulat. Oboje co chwilę podskakiwali z
podniecenia, śmiali się, ogólnie świetnie się dogadywali. W stosunku do mnie
McKagan był trochę nieśmiały. Zaliczył niezłą wpadkę, ale wybaczyłam mu od razu
kiedy zobaczyłam jaki jest. Miłym, zabawnym, optymistycznym ludziom nie można mieć niczego za złe, prawda? W
każdym razie, bardzo cieszyłam się, że zespół chłopców, może wzbogacić się o
Duffa.
Po jakiejś
godzinie picia, stwierdziłam, że lepiej udać się w stronę domu. Nie chciałam
obudzić się z kacem kolejny dzień z rzędu. Podziękowałam chłopakom za napoje, i
zaczęłam się zbierać.
- Idziesz już?-
powiedzieli chórem. Zaśmiałam się.
- Tak, za dużo alkoholu
na ten tydzień. Wpadnijcie jutro oboje. Slash wie gdzie.- puściłam im oczko i
już mnie nie było w barze.
Teraz miałam
okazję przespacerować się Sunset po ciemku, ponieważ w między czasie zaszło
słońce. Trochę się bałam, twarze w ciemnych zaułkach nie wyglądały za ciekawie.
Szłam jednak raźnym krokiem w kierunku hotelu. Właśnie, hotelu… Nie mogę tam
wiecznie mieszkać. Ciekawe, czy będę mieszkać dalej z Axlem i Izzym? A może z wszystkimi
poznanymi chłopcami? A może… sama? Zapytam się Black, czy wie gdzie coś
znaleźć… Przecież ja w ogóle nie mam kasy! A co dopiero reszta. Westchnęłam i
wyciągnęłam paczkę papierosów z kieszeni. Kwestią zamieszkania postanowiłam
dogłębniej zająć się później. Były ważniejsze sprawy, na przykład foch Axla.
Nie miałam pojęcia o co mu chodzi. No oprócz mojej relacji ze Slashem. Może
chodzi o brak pieniędzy? Niespełnione ambicje? Może… się nieszczęśliwie
zakochał? Na ta myśl parsknęłam śmiechem, na co ludzie wokół wzięli mnie
prawdopodobnie za wariatkę. O czym ja myślę? Idealny pan Axl Rose nie zdobyłby
jakiejś laski?! Niemożliwe.
Skręciłam już w
ulicę na której znajdował się hotel, kiedy dwóch kolesi palących fajki pod
jakimś barem, ruszyło nagle w moją stronę. Niby tylko szli, ale wydali się
bardzo podejrzani. Machinalnie przyspieszyłam. Słychać było jak moja naderwana
podeszwa starego trampka klepie o chodnik. Głupie buty! Nie miałam jak zgubić
tych dwóch gości przez ten hałas.
- No maleńka nie
uciekaj! Może ci wtedy nawet po wszystkim zapłacimy!- krzyknął jeden z kolesi.
Puściłam się biegiem, słysząc za sobą
ich śmiech. Po krótkiej chwili, poczułam ręce na tali. Dogonili mnie.
- Zostaw mnie,
kretynie!- warknęłam.
- Zostawić? Taką
samotną, w niebezpiecznym Los Angeles?- zamruczał mi do ucha ironicznie. Ja nie
miałam zamiaru odgryzać mu się równie sarkastycznym komentarzem. Wzięłam w
płuca maksymalną ilość powietrza i wrzasnęłam na pół miasta:
- NIECH MI KTÓŚ
POMOŻE!
- Oj, chyba cie
nikt nie słyszy… nie szkodzi… My się tobą zaopiekujemy.- drugi chłopak zaczął
dopierać się do mojej koszulki.
- Łapy precz!-
oplułam mu twarz.
- O ty zdziro…-
syknął i wbił mi łokieć w brzuch. Zgięłam się z trudem łapiąc oddech. Poczułam,
że facet schyla się nade mną.
- Masz być
grzeczna, bo…- nie dokończył, ponieważ gwałtownie się prostując, trzasnęłam go tyłem
głowy w twarz. Sądząc po chrzęście kości, złamałam mu nos. Z satysfakcją
kopnęłam go w krok. Widząc to, koleś trzymający mnie w pasie, zaczął wyłamywać
mi ręce do tyłu.
- Tak grasz?
Dobrze więc…- on również nie zdążył dokończyć.
- Odpierdol się
od niej!- usłyszałam dobrze znany, kochany skrzek.
- Ja się mam
odpierdolić!?- krzyknął chłopak, który mnie kurczowo trzymał.
- Tak, ty!- Axl
strzelił mu z czuba kowbojki w piszczel, z następnie w twarz z pięści. Kiedy
poczułam, że nic nie więzi już moich ramion, odwróciłam się i z całej siły przywaliłam
leżącemu w brzuch.
- Nic ci nie
jest?- zapytał Rudy, patrząc jak dwójka niedoszłych gwałcicieli zapieprza gdzie
pieprz rośnie trzymając się za obolałe miejsca.
- Nie. Dziękuję
ci!- rzuciłam mu się na szyję.
- Od kiedy na
mnie nie wrzeszczysz?- zapytał unosząc brew.
- A od kiedy ty
nie?- odpowiedziałam pytaniem.
Chłopak
westchnął, wywracając oczami.
- Z tobą się nie
da normalnie gadać.- oznajmił ciągnąc mnie za rękaw w kierunku mieszkania.
- Powiedział wspaniały
pan Rose.- odparłam teatralnym tonem.
- Chodź już
lepiej… Na pewno wszystko ok?- był wyraźnie czymś rozproszony.
- Tak, tak
braciszku. Twoja malutka, nieporadna siostrzyczka zdaje meldunek, że…
- Działasz mi na
nerwy, wiesz?- przerwał mi Axl z delikatnym uśmiechem.
- Też cię lubię
Rudy.- wyszczerzyłam się.
Z czego ja się
do cholery cieszę?! Tyle beznadziejnych sytuacji i emocji w ciągu ostatnich
godzin, a ja jak gdyby nigdy nic trzaskam ironicznymi uwagami na wszystkie
strony. Co się ze mną dzieje!? Może cierpię na jakieś poważne wahania
nastrojów? A może po prostu cieszę się, że mogę wreszcie spokojniej pogadać z
Axlem? Tak, może to dziwne, ale byłam szczęśliwa, że ten incydent się zdarzył i
znowu rozmawiam z przyjacielem.
- Musimy
pogadać.- powiedziałam w końcu już bardziej poważna.
- Już się boję…-
skrzywił się.
***
- Masz mi tu
wszystko pięknie wyśpiewać! No o co chodzi?- patrzyłam na Rose’a z wyższością,
oparta o komodę. Chłopak jeszcze głębiej wcisnął się w materac kanapy.
- Nieważne! Ty
mi nie mówisz takich… Dobra mówisz.- zrezygnowany schował twarz w dłoniach.
Z westchnieniem
podeszłam i usiadłam obok niego, i objęłam go ramieniem.
- No dawaj
chłopie, wal śmiało.- zachęciłam go.
- Chodzi o to,
że… Kurwa to miało być zupełnie inaczej! Mieliśmy tu przyjechać, założyć zespół
i grać! Zarabiać kasę! Fajnie, że szybko znaleźliśmy gitarzystę i perkusistę,
ale co z basem? Czym byłoby Sex Pistols bez Viciousa? Bez basisty nie damy
rady! Cholera ja jestem kompletnie spłukany, rozumiesz!? Nigdy nie myślałem, że
pieniądze to taki wielki problem, śmiałem się z ludzi, którzy z ich powodu
popadali w depresję… Kurwa Hallie, trzeba coś zrobić,bo prędzej czy później
zostaniemy na ulicy.- Axl wyrzucił z siebie niemal jednym tchem. Patrzył z
zaskoczeniem jak na moich ustach tworzy się ogromny uśmiech.
- Co cię tak
bawi?- warknął.
- Axl! Bo… Macie
już chyba basistę!- krzyknęłam.
- Co?! Jak to!?-
Axl mimo skrajnego zaskoczenia z entuzjazmem spojrzał na mnie oczekując
wyjaśnień. Opowiedziałam mu w skrócie, gdzie byłam w między czasie, i jak poznałam
Duffa.
- Kurwa idziemy
do nich!- chłopak zerwał się z kanapy i w tempie błyskawicznym ruszył do
wyjście. Już miał nacisnąć klamkę, kiedy drzwi otworzyły się przywalając mu w
twarz.
- Co się kurwa dzieje!?- zaskrzeczał zataczając
się na ścianę.
- Axl! Sorry
stary, tak jakoś wyszło…- usłyszałam głos Slasha. Mulat podniósł siedzącego
Rose’a.
- Zobacz kogo
przyprowadziłem.- uśmiechnął się do niego z dumą. Myślałam, że Rudy opieprzy mulata
za uderzenie, ale był zbyt podekscytowany.
- Ty jesteś Duff
McKagan!- zawołał do wysokiego blondyna stojącego w progu.
- Aż taki sławny
jestem? Zagrałem na Sunset tylko parę…- urwał bo zobaczył siedzącą na kanapie
mnie.- Aha, wszystko jasne.- wyszczerzył się.
Odpowiedziałam
tym samym, następnie spojrzałam na Saula.
- Wiesz, co to
znaczy ‘jutro’?- zapytałam ironicznie.- Twoja babcia się pewnie zamartwia się na
śmierć się gdzie ty jesteś!
- Hallie daj
spokój. Potrafię zniknąć na tydzień, a po powrocie słyszę tylko ‘czemu cię nie
było jak zrobiłam twoją ulubioną zupę?’- odpowiedział z uśmiechem. Powalającym
uśmiechem. Poczułam uścisk w brzuchu. Wywróciłam oczami.
- Niech ci
będzie.- mruknęłam.
Przeniosłam
wzrok na żywo dyskutujących ze sobą blondyna i rudzielca. Oni również zapałali
do siebie sympatią. Omawiali style muzyczne jakie im odpowiadają i tym podobne
rzeczy. Jak zwykle nie byłam zainteresowana takimi szczegółami. Muzykę się nosi
w sercu, a nie regułkach i definicjach, nie? W każdym razie postanowiłam ruszyć
z powrotem na kanapę. Slash ruszył za mną. Cały czas się tłumacząc.
- Wiesz, wydaje
mi się, że już wyrosłem z wieku, gdzie mieszka się z babcią. Chciałbym raczej znaleźć jakąś ruderę pełną moich
znajomych i dobrej muzyki! Wiesz jakbyśmy złożyli zespół, to moglibyśmy kupić
jakiś dom, czy coś… Tak, to by było
niezłe życie…- rozmarzył się, opadając na poduszki.
Siedzieliśmy
chwilę w ciszy, nie była to jednak chwila napięcia, czy zakłopotania.
Napawaliśmy się razem spędzonym czasem. Chętnie pobyłabym tak dłużej, ale Axl
wparował do sypialni.
- Kurwa, gdzie
ten Izzy! Poszli gdzieś z Black i nie wracają!- krzyknął podirytowany.
- Z Black!?
Pieprzysz…- nie powiem, zaskoczyło mnie to.
Ta dwójka aż tak
przypadła sobie do gustu? Nigdy nie wierzyłam w trwałość tak szybko zawieranych
związków… Ale może? Podobno jest coś
takiego jak miłość od pierwszego wejrzenia… Nie mam pojęcia czemu, ale moje
spojrzenie skierowało się na mulata, kiedy o tym pomyślałam.
- No tak… Kurde
mieli iść tylko na pizzę! Pewnie wylądowali w łóżku jak znam tego idiotę…- Rose
wściekał się chodząc po pokoju.
- A tak
właściwie to po co ci Stradlin?- zaciekawiłam się po chwili.
- Duff ma ze
sobą bas, wiesz grał przecież w klubie… No i chciałem żeby zagrał dla nas, no
ale jak nie ma ani Izzy’ego, ani Stevena… Właśnie gdzie polazł Adler? Wszyscy
muszą gdzieś spieprzać, jak są potrzebni?!- Rudy irytował się coraz bardziej.
- Steven poszedł
pewnie z Todd’em się najebać… Wątpię żeby po wyjściu z baru byli w stanie tu
dotrzeć…- Slash podrapał się po brodzie.- Duff zagraj po prostu tylko dla nas,
chyba umiemy sami ocenić czy się nadasz, nie Axl?- dodał.
- No dobra…
Zawsze się konsultowałem ze Stradlinem, no ale masz chyba rację.- Rudy opadł na
krzesło i z wyczekiwaniem popatrzył na wysokiego blondyna, który zjawił się w
progu trzymając swoją gitarę i wzmacniacz pożyczony od Izzy’ego.
- No to zagram
wam coś.- powiedział i bez zbędnych ceregieli podpiął wiosło i zaczął uderzać w
struny. Grał linię basów jakiegoś
znanego utworu, ale nie mogłam sobie
przypomnieć tytułu… Zresztą mniejsza o tytuł. Duff grał zajebiście, jego styl
pasował idealnie do stylów pozostałych chłopaków.
- Stary…- Rose
podszedł do blondyna kiedy ten skończył grać.- Witamy w zespole. Flaszka na
przypieczętowanie umowy?
- Jasne!-
McKagan zaśmiał się.- Fajnie, że wreszcie znalazłem ludzi z którymi mogę
założyć naprawdę świetną kapelę… Cholera, ale czad!
Usiadł na
podłodze i już po chwili w ruch poszły butelki wódki. Chciałam dotrzymać
postanowienia i więcej nie pić tego dnia, więc dyskretnie wygoniłam ich do
pokoju obok. Postanowiłam szykować się powoli do spania. Chwyciłam za ręcznik i
ruszyłam w kierunku łazienki. Nagle drzwi otworzyły się i zobaczyłam w nich
Stradlina i Black. Nie uszło mojej uwadze, że dziewczyna pośpiesznie strąca dłoń chłopaka ze swojej
tali. Już chciałam zachichotać, kiedy spostrzegłam, że nie mają zbyt
szczęśliwych min. Byli czymś wyraźnie zdołowani.
- Ej, ludzie.
Chodźcie tu.- mruknął Izzy.
Chłopcy
zaniepokojeni przyszli z pokoju obok. Pytające spojrzenie Stradlina wylądowało
najpierw na Duffie, a potem na Axlu.
Rudy machnął ręką.
- Później ci
powiem. A o co chodzi wam?- zapytał Rose.
- No bo my…
Przynosimy trochę nie najlepsze wieści.-
brunet skrzywił się i błagalnie spojrzał na Black.
- No więc
właścicielka hotelu… Znaczy moja szefowa… Ona się trochę wkurzyła. Twierdzi, że
robicie za dużo hałasu, że najdalej godzinę temu dobiegało stąd jakieś
dudnienie.- przerwała widząc zawstydzoną twarz McKagana, po chwili jednak
kontynuowała.- No i po moich błaganiach… Pozwoliła wam zostać jeszcze jedną
noc. Jutro się musicie jednak wynieść.
Zapadła chwila
ciszy. Ja mieliłam w dłoniach mój ręcznik, przypominając sobie moje dzisiejsze
rozmyślania na temat wynajmu domu… Cholera czy ja widzę przyszłość? Teraz się
tym trzeba na poważnie zająć.
- Dobra,
słuchajcie. Nie ma co rozpaczać, trzeba znaleźć coś innego. Blue, masz co
polecić? Może jakiś inny hotel?- postanowiłam działać.
- Nie. Niestety
jesteśmy jedynym hotelem w tej dzielnicy, z takimi cenami. Przykro mi. Zostaje
wam tylko wynajem mieszkania, ale nie wiem jak u was z pieniędzmi.- dziewczyna
wydawała się być szczerze zmartwiona.
- Ile mamy
wszyscy kasy?- zapytałam pozostałych. Było chyba oczywiste, że chcemy mieszkać
razem w takiej ciężkiej sytuacji.
Zaczęli
przekrzykiwać się, informując mnie o swoich oszczędnościach. Problem w tym, że
nic nie zrozumiałam z tego bełkotu.
- Cisza! Mówicie
po kolei.- zarządziłam.
Zgodnie z moją
prośbą, zaczęli podawać sumy. Po podliczeniu wyszło tego dość mało. Nie
sądziłam by na coś nam starczyło. Nagle uświadomiłam sobie, że nie zapytałam
Duff’a.
- Eee, McKagan…?
Ty byś chciał mieszkać z nami?- spytałam niepewnie.
- No w sumie to…
tak. Jak mamy być zespołem, to jak najbardziej.- odparł z uśmiechem.
- A masz trochę
kasy?- uniosłam pytająco brwi.
- Coś się
znajdzie, grałem w końcu kilka koncertów.- odpowiedział i podał liczbę
pieniędzy.
Ja na nowo
podliczyłam sumę. Wyszło już lepiej. Może się jednak uda. Przypomniałam sobie
jednak o nieobecnym perkusiście.
- A co z
Adlerem?
- Daj spokój,
jego nie stać na chleb. Wszystko wydębia od matki, ale ostatnio jego rodzice
stwierdzili, że skoro nie ma go w ogóle w domu to nie będą u dawać kasy.-
odezwał się Slash.
Pokiwałam ze
zrozumieniem głową.
- No dobra…
Dzisiaj nie ma co się zamartwiać, jutro czegoś poszukam.- uśmiechnęłam się do
chłopaków. Oni odwzajemnili się tym samym. Chwilę potem, przedstawili Duffa
przybyłym i wszyscy oprócz Black poszli dalej pić.
-Kurde, głupio
mi, że tak wyszło.- powiedziała do mnie dziewczyna.
- Oj daj spokój,
nie twoja wina.- próbowałam ją pocieszyć. Głowę miałam jednak zajętą czym
innym. Wyobrażałam sobie jak ciężko będzie znaleźć dom. I że możemy skończyć na
ulicy.
- Zaraz wracam.-
mruknęłam do Blue i weszłam w końcu do łazienki.
Pod wpływem
ciepłej wody, moje myśli stały się bardziej kolorowe. Wyobraziłam sobie życie z
samymi niewyżytymi rockmanami, bandą nakręconych chłopaków. Jeżeli to się uda,
może być niezły ubaw. Cała nasza paczka sprawiała wrażenie, jakby znała się od
zawsze. Ja sama czułam się, jakbym całe moje wcześniejsze życie spędziła
właśnie z nimi. Wspólne mieszkanie to byłby niezły odlot.
Z tą myślą
wylazłam spod prysznica. Po chwili siedziałam już obok Black na kanapie.
Słyszeliśmy śmiechy z pokoju obok.
- No i jak tam
było ze Stradlinem?- spytałam.
- Bosko.-
odparła dziewczyna uśmiechając się.
- Uuu widzę
szybko się… integrujecie.- zaśmiałam się.
- Z tego co
słyszałam stamtąd… - wskazała na sypialnie obok- to ty z Saulem też dzisiaj nie
próżnowałaś.
- Oj tam, zwykła
kawa…- zaczęłam.
- Jasne, jasne,
tak się mówi.- przerwała mi.
Spojrzałyśmy na
siebie i wybuchłyśmy śmiechem.
- No to chyba
obie wpadłyśmy po uszy.- powiedziała w końcu Black.
- No żebyś
wiedziała….- westchnęłam opierając się o poduszkę.- wpadłyśmy…
- Ja już się
będę zbierać.- mruknęła po chwili brunetka.
- Ok… Pomożesz
mi jutro z tym mieszkaniem?- zapytałam z nadzieją.
- Tak, jasne.-
ruszyła ku wyjściu.
Zauważyłam, że
przed wyjściem zerka w otwarte drzwi pokoju chłopaków i puszcza komuś oczko.
Ciekawe komu… Kąciki moich ust podniosły się do góry, i z taką właśnie miną
zasnęłam leżąc na kanapie.
______________________________________________________________
No jest kolejny ;D Mam nadzieję, że się spodoba, jest chyba jednym z dłuższych jakie pisałam. Jak pewnie zauważyliście dodałam muzykę na stronę ;p Jak was będzie za bardzo wnerwiać to dajcie znać XD No i ogólnie czytajcie, komentujcie! ;)
PS Dzięki za wszystkie dotychczasowe opinie i komentarze!