6/26/2014

Rozdział 22

Dobra, udało mi się wyrobić. Jest nowy!
Dla Faith :)

-------------------

Muzyka (mam nadzieję, że nie przeszkadza, że zespół i tekst jest Polski ;D)

Kartki z kalendarza twierdziły, że był początek lipca. Pogodynki w radiu mówiły o upałach. Jakież było nasze zaskoczenie, kiedy we wtorek, w dniu pogrzebu, nad Los Angeles zebrały się kłęby ciemnosinych chmur. Stałam w kuchni, trzymając w dłoniach kubek kawy, i ze wstrętem patrzyłam, jak pierwsze krople ulewy spadają na brudne okna naszej szopy. Przeszedł mnie dreszcz na myśl o pobycie na cmentarzu w taką pogodę. Jako dziecko, lubiłam to miejsce. Kiedy chodziło się wąskimi ścieżkami pomiędzy kamiennymi płytami na których stały znicze, czułam bijące od nich ciepło. Zdawało mi się, że zmarli nie mają tak źle, że ktoś zawsze o nich dba, ktoś ich odwiedza, ktoś pragnie zostawić im coś miłego, takiego od serca. Zawsze, kiedy szliśmy z rodzicami zapalić świeczkę na grobie babci, siedziałam na zimnym kamieniu bardzo długo, czując dziwną bliskość ze zmarłą. Tak jakbyśmy spotkały się, i w geście pojednania siedziały przy jednym, żarzącym się ognisku. Znicze zdawały mi się niemal czymś w rodzaju łącznika między światem umarłych i żywych. Czułam, że to ciepło je łączy.
Teraz nie chciałam nawet myśleć o cmentarzu. Może to przez pogodę? A może przez to, że nie jestem już małym dzieckiem, które potrafi sobie wyobrazić niemal wszystko? A może dlatego, że dzisiaj miałam uczestniczyć w pogrzebie Todda? Poczułam jak mimowolnie moje usta wykrzywiają się, a z kącika oka wycieka mi jedna łza. Zsuwa się w dół policzka, na chwile zawisa na czubku mojej brody, a potem z cichym chlupnięciem upada na posadzkę. Chlupnięcia nie było słychać. Zakłóciła je szalejąca na dworze nawałnica. Czymże jest mała łza, wobec milionów kropli spadających z nieba? Czy to, że powstała ze szczerego żalu, a nie z kłębiącej się pod nieboskłonem pary wodnej, czyni ją lepszą? Nie.
Nie wiedziałam, czemu zastanawiałam się nad łzami, nad deszczem, i nad cmentarzami. Nieprzyjemne tematy, a to dopiero poranek. Już czułam, że ten dzień będzie okropny. Jak płacz, jak ulewa, jak śmierć. Może przesadzałam, może nie. Ale nie potrafiłam wykrzesać z siebie choć odrobiny ciepłych, radosnych uczuć. Każdy łyk kawy palił w gardle, głowa bolała, a cisza jaka panowała w domu mnie przerażała. Czemu chłopcy muszą w taki dzień aż tak długo spać? No tak, jeszcze nie było siódmej.  Westchnęłam ciężko i odstawiłam kubek na blat. Nie miałam pojęcia co za sobą zrobić. Ceremonia miała zacząć się w kościele o jedenastej, wzięłam z tego powodu wolne w pracy. Dziwne, że szef się na to zgodził, bo aktualnie tylko ja zajmowałam się sklepem.
Wolno weszłam na górę, powłócząc nogami. Slash leżał na materacu zajmując niemal całą jego powierzchnię. Weszłam mu pod ramie i skuliłam się, próbując choć trochę się zdrzemnąć. Nie szło mi ani trochę, cały czas nękały mnie jakieś potworne myśli. Przypomniał mi się sen, który wkradł się ostatniej nocy do mojego chorego umysłu. Był tam tata i Todd. Oboje mówili, że są ze mną, ale zaraz się rozmywali, znikali… Byli bladzi, mieli zapadnięte oczy i sine wargi. Zatrzęsłam się na wspomnienie tych obrazów.
- Hallie, co się dzieje?- usłyszałam nagle zachrypnięty szept. Slash obrócił się tak, że objął mnie ramionami, a usta miał tuż przy moim uchu.
- Nic. Pada, wiesz?- powiedziałam cicho.
- Miało być słońce.- mruknął.
- Zimno mi.- przekręciłam się, by leżeć przodem do niego.
Nie odpowiedział, tylko chwycił za koc i naciągnął go na mnie, aż po szyję. Potem złapał moją głowę i przysunął ją sobie do nagiej piersi. Jak zwykle poczułam jego zapach, i jak zwykle mnie uspokoił…
- Lepiej?- przerwał ciszę.
- O wiele. Dziękuję.- zamknęłam oczy.
Pomyślałam, że może uda mi się zasnąć. Chciałam zmyć z siebie złe emocje po poranku. Przespać się chociaż godzinkę, by potem czuć się lepiej. Uspokojona ciepłem i dotykiem Saula, w końcu mi się to udało.
------------------------


Nie padało bardzo mocno, ale mżawka wyraźnie przesłaniała krajobraz. Drżąc, i złorzecząc w myślach na przemoknięte buty, szłam wraz ze Slashem przez wysoką trawę, pośród starych i omszałych nagrobków. Rodzina zmarłego nie miała wystarczająco dużo pieniędzy, by jego grób stanął w bardziej zadbanej części cmentarza. Todd miał być pochowany wśród trucheł ludzi, którzy leżeli tu już nawet ponad 100 lat. Można było wręcz uznać, że było to miejsce zabytkowe. Ale kto chciałby odwiedzać leciwe cmentarze? Nie było tu nawet ładnej kaplicy, ani żadnej zjawiskowej krypty. Jedynie kilkadziesiąt wystających z ziemi  kamiennych płyt z ledwo dającymi się odczytać nazwiskami.
Slash objął mnie ramieniem, starając się ochronić mnie przed deszczem. Miałam na sobie czarną skórzaną kurtkę, która nie miała niestety kaptura, więc włosy miałam wilgotne i lepiły mi się do policzków. Slash nie wyglądał lepiej, zrezygnował bowiem z cylindra, który miał zwyczaj nosić. Poza tym wydawało mi się, że oprócz kropli z nieba, jego twarz moczyło kilka pojedynczych łez. Ścisnęłam jego dłoń. Szliśmy na tyle pochodu, który prowadzony był przez księdza i kilku facetów w czerni niosących prostą, nielakierowaną, dębową trumnę. Na samą myśl o tym, że w środku leży nieruchomy, blady i zimny chłopak, przechodził mnie dreszcz, i chciało mi się płakać. Staraliśmy się trzymać z tyłu, ponieważ tak jak podejrzewałam, rodzice, rodzeństwo i wujostwo Todda całą winę zrzucali na Saula. Kiedy weszliśmy rano do kościoła, ojciec zmarłego niemal rzucił się na Slasha. Powstrzymała go jedynie obecność w świętym miejscu. Co chwile słyszeliśmy jak ktoś szepcze za naszymi plecami, widzieliśmy wściekłe  spojrzenia. To było okropne, bo na nic zdałby się tu tłumaczenia. Wszyscy ci ludzie nienawidzili nas z całego serca. A szczególnie Slasha.
Zatrzymaliśmy się po jednej stronie rozkopanej dziury, gdzie miała spocząć trumna. Całe zgromadzenie natychmiast przemieściło się na drugą stronę. Staliśmy we dwójkę, mając naprzeciwko kilkanaście osób, które wolało się kurczyć i przepychać pomiędzy sobą, niż na metr zbliżyć się do Saula. Miałam wrażenie, że jesteśmy na jakiejś rozprawie sądowej, i wszyscy są przeciwko nas, kiedy my, bezbronni, stoimy na środku.
Ksiądz zaczął ostatnią część ceremonii, błogosławiąc ciało Todda na ostatniej i niekończącej się wędrówce. Wszyscy zmówili modlitwę, oprócz mnie i Saula. Żadne z nas nie wierzyło w Boga. Bo jak możemy wierzyć, skoro wiemy co tak naprawdę spotkało Todda, i jak świat jest okrutny? Bóg nigdy nie pomagał, nawet, kiedy sobie nie radziliśmy. Ci ludzie w niego ślepo wierzyli, wmawiając sobie, że boska opieka towarzyszy im na każdym kroku. Że to dzięki niej jeszcze nie potrącił ich samochód, ani nie zostali okradzieni w ciemnym zaułku. Nigdy tak naprawdę nie poznali okrucieństwa świata, mimo, że byli od nas starsi.
Kiedy faceci w czerni spuszczali trumnę do dołu, zauważyłam, że podbródek Saula drga, a jego szkliste oczy patrzą na całą scenę, jakby nie widząc. Wiedziałam, że usiłuje zapanować na łzami, które cisną mu się pod powieki. Nie dał rady, po chwili kilka kropli spłynęło po jego policzkach. Więcej nie widziałam, bowiem sama zaczęłam szlochać. Cicho, nie chcąc, by ktoś widział moją słabość. Czułam żal, że opatrzność zabrała nam przyjaciela. I wściekłość, że mimo żywego dowodu, że cierpimy, cała rodzina zmarłego nas nienawidzi. Czy wrażliwy Todd by tego chciał? By na jego pogrzebie w myślach obrzucano się błotem? Byłam pewna, że jeśli jest już pośród nas jako duch, czy coś takiego, lata teraz w kółko, bezradnie próbując pokazać wszystkim prawdę. Tak, naprawdę w to wierzyłam…
Nagle poczułam ból w wewnętrznej części dłoni. Dłoni, w której ściskałam róże. Nieświadomie spowodowałam, że w palce wbiły mi się kolce. Pozwoliłam mżawce zmyć krew z ręki, a pobrudzoną na szkarłatno róże wrzuciłam do dołu, gdzie na dnie widać było drewniany wierzch trumny. Kilka chwil później zniknął on wśród czarnej i mokrej ziemi. Ksiądz powiedział coś jeszcze i odszedł, wyraźnie zły, że musiał poświęcać się w taką pogodę. Pozostali zgromadzeni wśród szlochów złożyli wielkie wieńce na wierzchu kopczyka jaki usypali faceci w czerni. Minęło kilkanaście minut, tłum się przerzedzał, a góra kwiatów się powiększała. Pachniało różami i daliami. W końcu zostaliśmy sami wraz z jednym z facetów, który starał się jakoś zmniejszyć powierzchnię zajmowaną przez kolorowe bukiety.
- Czemu oni was nie lubią?- zapytał nagle, patrząc na nas bystrymi, błękitnymi oczami.
- Twierdzą, że jestem winny jego  śmierci.- odparł Slash dziwnie beznamiętnym tonem, wskazując palcem na grób.
- A jesteś?
Widziałam, że mulat się zawahał.
- Nie, nie jest.- odpowiedziałam za niego starając się brzmieć pewnie.
Facet pokiwał głową w milczeniu obracając w dłoni główkę kwiatu, która oderwała się podczas kiedy przenosił wiązanki. Spojrzał w niebo i ponownie przeniósł wzrok na nas.
- Idźcie już, bo nabawicie się kataru. Powodzenia.- powiedział i odszedł, parę chwil później znikając wśród mżawki i mgły. Przełknęłam ślinę.
- Slash, chodźmy.- pociągnęłam go za rękaw czując jak z chłodu zaczynają mnie boleć palce u stóp i dłoni.
- Miał dwadzieścia dwa lata…- szepnął chłopak, jakby mnie nie słyszał.
Westchnęłam ciężko, stanęłam na palcach i delikatnie pocałowałam go w usta.
- Saul, naprawdę możemy mieć po tym grypę. Chodźmy, zimo mi.- powiedziałam patrząc mu w smutne oczy.
Chłopak powoli pokiwał głową. Złapałam go za rękę i poprowadziłam z powrotem, w stronę wyjścia z cmentarza.
---------------------


Reszta dnia płynęła mi monotonnie i ponuro. Już drugą godzinę siedziałam wraz z Duffem i Axlem na kanapie przed telewizorem, systematycznymi ruchami wkładając sobie do ust chrupki. Kilka razy rzuciłam wymowne spojrzenie Rose’owi, chciałam się bowiem dowiedzieć jaki wynik miała jego niedzielna wizyta u Jasmin. Chłopak jednak z twarzą pokerzysty kręcił głową. Nie wiedziałam czy mam to zinterpretować jako ‘powiem ci potem’, czy raczej ‘nie musisz tego wiedzieć’. Uznałam jednak, że lepiej nie nalegać, więc wlepiłam wzrok w odbiornik telewizyjny,  głośno chrupiąc.
Nie spodziewałam się, by ktokolwiek do nas dzisiaj wpadał, bo niby komu chciałoby się wychylać nosa z domu w taką pogodę? Jednak późnym popołudniem, koło godziny dziewiętnastej rozległo się niecierpliwe pukanie. Chłopcy siedzący obok mnie nie uczynili ruchu, by chociażby wykazać tym zainteresowanie, więc wstałam i poszłam otworzyć drzwi. Na progu stał przemoczony Sean. Nerwowo tupał prawą stopą w ziemię, i rozglądał się niespokojnie.
- Hallie, musimy pogadać.- rzekł, nawet się nie witając.
- No dobra, wejdź.- rzuciłam i chciałam go przepuścić w drzwiach.
- Nie tu. Chyba, że jesteś sama. Albo masz wolny pokój.- powiedział.
- McKagan i Rose są w salonie, a Slash śpi w sypialni.- wyjaśniłam zgodnie z prawdą.
- W takim razie idziemy do baru.- pociągnął mnie za dłoń.
- Nigdzie nie idę w taką pogodę!- wyrwałam się.
- Hallie, błagam, chodzi o Jasmin…- chłopak popatrzył na mnie  wzrokiem zbitego psa.
Patrzyłam mu się w oczy przez parę sekund, zastanawiając się co robić.
- Zgoda. Ale poczekaj, musze się ubrać.- westchnęłam.
Weszłam do przedpokoju i włożyłam na siebie sweter oraz skórzaną kurtkę. Moje trampki były całkowicie przemoczone, więc musiałam sięgnąć po wojskowe buty, zdarte i z pourywanymi sznurówkami. Nie zakładałam ich od dawna, ostatnio chyba jeszcze w Lafayette. Wraz z Seanem wyszliśmy na zalane ulicy Los Angeles, szybkim krokiem kierując się do Rainbow, bo było najbliżej. Kiedy zasiedliśmy za stolikiem miałam całkowicie przemoczone spodnie i rękawy kurtki. Na szczęście stare buty spisały się znakomicie.
- O co chodzi?- spytałam, gdy tylko złożyliśmy zamówienie na dwa lekkie drinki.
- Axl ci nie mówił?- spytał, jakby z nadzieją.
- Nie, nie rozmawiałam z Rose’m.
- Ona… Powiedziała mi… co do mnie czuje. A raczej nie czuje. Ona mnie nie kocha, Hallie, wiesz?- schował twarz w dłoniach.
-Wiem.- odparłam spokojnie.
- Jak to: wiesz? Nic nie powiedziałaś?- spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
- Sean, chciałam. Na początku chciałam. Ale uznałam, że i tak spróbujesz. Że będziesz robił wszystko, by się to zmieniło. Nie byłoby tak?
- Byłoby. Ale nie to jest w  tym wszystkim najgorsze. Najgorsze jest to…
- Że ona kocha Axla.- dokończyłam, widząc, że Sean nie może się wysłowić.
Chłopak ze smutkiem w oczach pokiwał głową i bezradnie wbił spojrzenie w swoje dłonie.
- Brachu, tak się czasem zdarza. Nic na to nie poradzisz. Ale Jasmin na pewno docenia twoja przyjaźń, i to jak jej pomogłeś. Masz wielkie serce. Ona o tym wie.- dotknęłam jego dłoni, która teraz leżała na blacie.
- Dlatego zgodziła się ze mną zamieszkać…- pokręcił głową.
- Dobrowolnie?- zmarszczyłam brwi.
- Tak! Hallie, w życiu bym jej do niczego nie przymusił. Za dużo przeszła.- odparł.
Skrycie westchnęłam z ulgą.
- Co zamierzasz?- zapytałam pociągając łyk z kieliszka, który właśnie kelnerka dostarczyła na nasz stolik.
- Wyprowadzę się. Znajdę pracę, czy coś. Muszę się ustatkować. Wiesz, gdyby nie Jaz, chyba znałbym już wszystkie dziwki w mieście.- krzywo się uśmiechnął.
- Tak, twój zapał do pieprzenia wszystkiego co ma cycki był więcej niż zauważalny, jeszcze całkiem niedawno.- zaśmiałam się.
Może moja uwaga była dosyć chamska, ale naprawdę nie miałam siły ani humoru, żeby się wysilać na coś więcej. Dopiłam drinka.
- Słyszałeś rozmowę Jasmin i Axla?
- Tak. On jej powiedział wprost, że ją kocha i żałuje za to co zrobił.- Sean skrzywił się lekko.- A potem ona zaczęła płakać. I na końcu powiedziała, że też go kocha. Że jest głupia, bo nie może przestać o nim myśleć.
- Swoja drogą, trochę jest.- mruknęłam.
- Zgadzam się.- odpowiedział również kończąc picie alkoholu.- Idziemy?
- Ta.
Rzuciłam na stół należną kwotę, wstaliśmy i wyszliśmy z powrotem zanurzając się w ulewie. Zmierzchało.
-----------------------


Kolejny poranek był względnie słoneczny. Kilka chmur przemykało co chwila po niebie, ale pogoda i tak uległa radykalnej poprawie. Tak jak dwadzieścia cztery godziny wcześniej stałam z kubkiem kawy w dłoniach, leniwym wzrokiem gapiąc się w okno. Wszyscy spali. Przynajmniej tak mi się wydawało. Nagle do kuchni, jak gdyby nigdy nic, wszedł Axl, w samych gaciach, dzierżąc w dłoni piwo.
-Żeby tak chlać od rana…- popatrzyłam na niego z politowaniem.
- Nie przesadzaj, alkohol się zaczyna od 20% . To jest jak soczek.- uśmiechnął się.
- Postanowiłeś, że wreszcie zaspokoisz moją ciekawość i powiesz mi, jak wypadała wizyta u Jasmin?- uniosłam pytająco brew.
Właściwie, to Sean pokrótce powiedział mi jak przebiegła rozmowa Rose’a i Jaz, ale zawsze lepiej było się dowiedzieć z kilku źródeł, szczególnie kiedy miałam dostęp do głównego zainteresowanego. Axl westchnął i przewrócił oczami, siadając na krześle.
- Powiedziała mi, że mnie kocha.- powiedział.
Uśmiechnęłam się promiennie.
-Miałaś rację- mruknął.
- Jasne. - odparłam.
Nie odpowiedział, tylko zapatrzył się w ścianę popijając piwo.
W tym momencie bardzo pasował do Jaz. Siedział, milczący i spokojny. Zupełnie jak ona, skromna i cicha. Byli naprawdę idealną parą, nawet, jak Rose już taki spokojny nie był. Po prostu było między nimi to coś. Sean nigdy nie miał szansy, by dziewczyna poczuła coś do niego. Ona i Axl… To było coś na kształt miłości od pierwszego wejrzenia. Piękne i trochę niewiarygodne. Mi też niby Saul od razu się spodobał, ale musieliśmy się lepiej poznać. A oni? Po jednym dniu znajomości byli w sobie bezgranicznie zakochani. Uśmiechnęłam się po raz kolejny, tym razem do swoich myśli.
Potem nagle zapragnęłam przytulić się do Saula. Czy to przez to rozmyślanie o miłości? Weszłam na górę, olewając to, że za dwadzieścia minut powinnam wyjść do pracy. Rzuciłam się na łóżko i bardzo mocno przycisnęłam się do ciała mojego śpiącego chłopaka. On przebudził się i spojrzał na mnie zaskoczony. Pocałowałam go czule, czekając cierpliwie, aż zacznie odwzajemniać pocałunek. Trwaliśmy tak złączeni naprawdę długo, rozkoszując się ciszą i obecnością siebie nawzajem.  W końcu oderwałam się od jego miękkich ust i schowałam twarz w jego włosach.
- Miła pobudka.- szepnął mi chłopak do ucha.
Uniosłam kąciki ust do góry.
- Kocham cię, Saulie.- mruknęłam, sama zaskoczona szczerością wyznania.
Slash widać również nie przewidział takiej odpowiedzi z mojej strony, bo przez chwilę nic nie mówił. Jednak po paru sekundach złapał mnie w tali, położył na materacu i nachylił się tuż nade mną. Po raz kolejny złączył nasze usta.
- Ja ciebie też, Hallie.- wymruczał.- Mam nadzieję, że twój szef  toleruje spóźnianie, od czasu do czasu…
Z ostatnimi słowami zaczął rozpinać guziki mojej koszuli. Wplotłam palce w jego ciemne loki.
---------------------



Osobiście uważam, że rozdział kiepsko wyszedł, jest jednym najsłabszych od dawna, no ale... Oceńcie sami

UWAGA!
Kilka komunikatów:

1. Nie ma mnie całe wakacje. Nie lubię siedzieć w mieście, kiedy nie muszę, więc w najbliższą niedzielę spieprzam do babci na wieś (♥). Jak się domyślacie internetu nie będzie. Możliwe, że w weekendy będę miała do niego dostęp, ewentualnie koło 11 lipca, gdyż na dwa dni zawitam z powrotem w mieście, ze względu na koncert Metalliki. Potem może ogarnę jakieś WiFi na większych wyjazdach, ale nic nie obiecuję. Także: niestety w okresie wakacyjnym nie dam rady wszystkiego przeczytać, ani skomentować. Będę miała cholerne zaległości, mam szczerą nadzieję, że mi to jakoś wybaczycie, kochani C:
2. Z tego samego powodu, który wymieniłam wyżej, nie będę miała jak dodawać rozdziałów. Ale, na wieś zabieram ze sobą laptopa, więc rozdziały zamierzam pisać! Po prostu opublikuje je później. Mam nadzieję, że czyste powietrze trochę podsyci moją wenę ;D
3. Nie wiem co z Sweet Pain ;/ Kompletnie nie wiem jak rozwinąć akcję, mam kilka pomysłów, ale żaden nie jest dobry. Pomyślałam, że mogłabym z tego zrobić takie krótkie opowiadanko (maksymalnie 15 rozdziałów), ale nic jeszcze nie wiem. Może uda mi się coś naskrobać w wakacje.

Życzę wszystkim udanych wakacji i w ogóle lata! ;)

Hugs, Rocky. ♥

12 komentarzy:

  1. Dziękuję bardzo za dedykację <33

    Głupie pogodynki...
    Cholera jasna, jaka ta rodzina Todda jest głupia!
    No kurde, żeby Slasha obwiniać?
    Idioci, nawet ich tam nie było, więc nie wiedzą co się stało.
    Wybacz, ale poniosło mnie.
    No nareszcie Jasmine powiedziała Seanowi, że go nie kocha.
    "Nagle do kuchni, jak gdyby nigdy nic, wszedł Axl, w samych gaciach..."
    Jebłam. XD
    Wcale kiepsko nie wyszedł.
    Zajebiście wyszedł.
    Tylko szkoda, że Cię nie będzie :(
    Sweet Pain jeszcze nie nadrobiłam. Kolejny powód do smutku :(
    Również życzę Ci udanych wakacji! A teraz wybiorę się na miłą wycieczkę do kuchni, aby odnieść czekoladę, którą jadłam czytając rozdział. Można z tego wywnioskować, że przez Ciebie będę gruba. XD Bo pochłaniałam ją i pochłaniałam...
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma za co <3

      No ja tam wciąż nie jestem przekonana, co do tego rozdziału, ale dziękuję bardzo ;D
      Haha, wybacz, ale ja też mam skłonności do jedzenia w trakcie czytania XD Razem będziemy grube! ;D
      Jeszcze raz dziękuję <3

      Usuń
  2. Nosz kurwa...TODD COME BACK! COME BACK! BOŻE ODDAJ NAM TODDA. Chociaż masakra byłaby obudzić się w trumnie, COME BACK TODD, I WAITING.
    I REMEMBER YOOOOOOOOOOOU!
    Jezu, no ta rodzina Todda. Rozumiem ich, zmarł ich brat, kuzyn, dziecko, siostrzeniec/brataniec, wszyscy są w wielkim żalu, no ale Slasha obwiniać nie powinni. A pan Hudson powinien się do nich wybrać i powiedzieć, o Melissie, co zrobiła biednemu Toddowi. :((( TODD JA CIĘ ZAWSZE BĘDĘ LUBIĆ <3
    Właśnie, a co z zemstą przyjaciół? Brać piły mechaniczne i szukać tej dziwki! Zajebać ją! Naślę na nią Jedi!
    Ej, co to za chłopak przy grobie? No...tak powiedział:
    "Miał dwadzieścia dwa lata..." to tak zabrzmiało jakby oskarżał Slashunia. A Slash go tylko ratował. Zajebać Melissę i punków! ZAJEBAC ICH! SKRZYWDZIĆ TAK SAMO, JAK ONA TODDA! AAAAAA!

    Łeeeee, Jasmine kocha Axla, a nie Seana. W sumie, jak pisalam, ona pasuje do ich obu, ale miłoby było gdyby była z Seanem. Byłabym usatysfakcjonowana. ;)
    Biedny Sean. Dobrze, że jej nie przymusił, ale naprawdę ją kurwa kocha. No widać, że ją kurwa kocha. No Jazz, weź, no...
    "Nagle do kuchni, jak gdyby nigdy nic, wszedł Axl, w samych gaciach, dzierżąc w dłoni piwo."- brakuje jeszcze "(...) piwo, niczym miecz świetlny. Hahahah, Tak mi się jakoś skojarzyło.
    W sumie Axluś ma rację, bo piwko jest jak soczek. Ale też żeby chlać od samego rana, to trzeba być Rose'em.
    Hahaah, rzeczywiście miła pobudka. xDDDDD I miła końcówka. xDDDDD

    NIE PIERDOL! TEN ROZDZIAŁ JEST KURWA ZAJEBISTY!' ZAJEBISTY! NIGDY NIE MYŚL INACZEJ!

    Weny i miłych wakacji, a ja idę płakać, przeżywając rozstanie z moją zajebistą klasą ;(((((((((((

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku, przede mną rozstanie z klasą dopiero za rok (poza tym nie zamierzam płakać, bo nie ma nad czym xD), ale współczuję Ci ;<
      Poza tym bardzo dziękuję za tak cudowny i zajebisty komentarz! Naprawdę się ucieszyłam, jak go przeczytałam ;D
      Z Seanem powiadasz? Hmmm... Nie no, raczej on już nie ma szansy xD
      Todd, niestety ;c W sumie nawet mi jest w jakiś dziwny sposób przykro z powodu :p
      Jeszcze raz dziękujęęę <3

      Hugs, Rocky. ♥

      Usuń
    2. Uwierz mi, będziesz płakać, nawet jeśli teraz nie chcesz. Wszyscy się poryczeli, nawet ja. Wszyscy się przytulali, nawet chłopaki. Bo to smutne...Każdy idzie gdzie indziej (fuck w czwartek wyniki) i nigdy się już tak w tą 31 nie spotkamy...:((((((((( Te chwile dobre i chwile złe, śmieszne i straszne. Nerwy i wybuchy śmiechu. Wszystko się nagromadzi...

      Nie ma za co!
      A teraz przygotuj się, że będe rozpaczać
      3...


      2...


      1...

      Dlaczego Sean nie ma szansy? No dlaaaaaaaczego? No? Dlaczeeeeeeeeeeeeego? Oni do siebie pasują....Uwielbiam Seana w Twoim opowiadaniu no i on ma być szczęśliwy, no ma być! no po prostu tak! No kuuuuuurwaa!!!

      TODD! COME BACK! COME BACK!
      No widzisz, jest Ci przykro, uśmiercać naszego Todda to ciężki grzech jest. xDDD
      Nie ma za co <3

      Usuń
  3. Co? To ja przez cały czas sobie myślę, że świetny rozdział, a ty piszesz, że jeden z najsłabszych od dawna? Oj Rocky, Rocky...
    A przepraszam, co rodzina Todda tak naprawdę wie o okolicznościach jego śmierci? Bo skoro uważają, że Slash jest winny, to widać za mało. Swoją drogą, udało ci się oddać tę ponurą atmosferę pogrzebu, ja też byłam bliska płaczu ;__;
    Szkoda mi Seana, który musi cierpieć. Ale to było było nieuniknione. Przynajmniej Axl jest szczęśliwy ;) I Jasmine chyba też.
    Jejku, naprawdę nie będzie rozdziałów przez całe wakacje? Buu :'(( Będę tęsknić...
    Miłych wakacji, kochana i udanego koncertu!
    Buziaki ;***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eh tak jakoś mi się wydaję, że kiepsko wyszedł... ale dziękuje Ci bardzo!
      No nie będzie :( ale napisze coś na działce xD
      również życzę udanych wakacji!
      Jeszcze raz dzięki :*

      Usuń
  4. Jeszcze raz mi napiszesz coś w stylu, że "napisałam kiepski rozdział" to Cię znajdę i zarypię. Nieważne czy się ukryjesz na wsi, czy w mieście! Ja Cię i tak złapię! :D Powiedz chociaż raz, że podoba Ci się to co napisałaś :) Jesteś zajebista, powtarzaj to sobie :D Masz talent dziewczyno, oj masz! I musisz mieć tego świadomość.
    Dobra, a teraz rozdział. Namieszało się, namieszało. Ciekawe, kiedy się to wszystko poukłada jak trzeba. Mam takie jedno życzenie. Niech wszystko zakończy się szczęśliwie. Niech Gunsi będą zadowoleni i dziewczyny :D Niech nikt już więcej nie umrze i niech będą żyli długo i szczęśliwie :3
    A teraz to tak na poważnie. Szkoda mi Todda. Lubiłam go nawet. Szkoda mi też Slasha. Obwinianie go tak po prostu nie jest fair. No ale co ja tam wiem xD Smutno mi jest,kiedy myślę o tej dwójce. I ta atmosfera pogrzebu. Jeszcze bardziej chce mi się płakać.

    A teraz Sean i Axl. Kurdę, czemu Sean nawet nie dostał szansy? Ja wiem, że Axl to Axl, ale Sean też jest zajebisty! Chyba nawet wolałabym, aby był z Jas... No ale zobaczymy co będzie dalej :D

    W tym celu udaję się do kolejnych notek, które muszę nadrobić :)
    Love,
    Chelle ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Anonimowy9/06/2014

    Wybacz, moja droga, ale moje oczy się wypaliły, potrzebuję snu, padam na twarz, a na dodatek wokół mnie lata jakiś rozjebany do granic możliwości komar, mój mózg już dzisiaj pasuje, przepraszam. Chciałam dokończyć L.A. Story dzisiaj, jutro kulturalnie skomentować i przeczytać Sweet Pain, aczkolwiek, pomimo tylko czterech rozdziałów to niestety nie jestem zdolna i postaram się to wszystko ogarnąć, naprawdę obiecuje! Błagam o wybaczenie ;____; ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku! Nie mam absolutnie czego wybaczać!
      Mogę jedynie dziękować na kolanach, droga Suicide.
      Nawet nie wiesz jak się cieszę, że zechciałaś to przeczytać! Naprawdę! Dziękuję, no ♥
      Jesteś wielka :)

      Usuń