6/23/2014

Rozdział 21

No,jest rozdział. Pierwszą część pisałam mając koszmarny humor, ale nie umiem ocenić jak to wpłynęło na tekst. Oceńcie sami :)

Dla Estranged! ♥

----------------------


- To było w przeddzień wyjazdu. Siedziałem w swoim pokoju w jakimś tanim hotelu. Popijałem wódkę, paliłem fajki. Uznałem w końcu, że nie ma co siedzieć i pójdę spać. Położyłem się, i już prawie usypiałem, kiedy usłyszałem pukanie do drzwi. Mówiąc szczerze nieco się wkurwiłem. Ale wstałem i poszedłem otworzyć. No i tam stał on, Todd. Był załamany. Totalnie zdruzgotany, on… płakał. Wykupił bilet lotniczy za ostatnie pieniądze, żeby przylecieć do Nowego Jorku, żeby się ze mną spotkać. Powiedział, że tylko ja jestem w stenie go zrozumieć. Kiedy się spytałem o co chodzi, odparł, że to wszystko przez Melissę. Ze go nie kochała, mydliła mu oczy. A on ją naprawdę pokochał. Był na siebie wściekły, ale również cierpiał. Ta dziwka złamała mu serce. Todd… Zawsze był cholernie wrażliwy. Serio, aż za bardzo jak na faceta. Ale taka już jego natura. Opowiadał, że przyłapał ją na lizaniu się z jakimś gościem w klubie. Pomyślał, że to przez alkohol, ale kiedy ona go zobaczyła, zaczęła jeszcze bardziej napierać na tego obcego faceta. Podobno wykrzyczała mu w twarz, na cały pub, jakim to jest żałosnym i naiwnym idiotą. Że nigdy nic do niego nie czuła, że tylko go wykorzystała dla odrobiny kasy i upokorzenia Jasmin, ciebie i w ogóle nas. Todd wypłakał mi się w ramie, dosłownie. A potem uznał, że musimy iść to zapić. Chcąc nie chcąc, poszedłem z nim do baru. Czego się nie robi dla przyjaciół, prawda?- Slash zaśmiał się smutno.- Piliśmy całkiem sporo, to trzeba przyznać. Oboje do alkoholu mieliśmy mocną głowę. Problem w tym, że na tym nasze podobieństwo w kwestii odporności na różnorakie używki się kończyło. Zaczęło się od tego, że nagle podeszło do nas dwóch punków. Chcieli się dołączyć, więc się zgodziliśmy. Po niecałej godzinie, zaproponowali nam narkotyki. Chciałem odmówić. Naprawdę chciałem. Ale Todd wyskoczył zanim się zdążyłem odezwać, zaczął wrzeszczeć, że oczywiście, chodźmy się naćpać. Uznałem, że najlepszym miejscem będzie mój pokój hotelowy. Poszliśmy tam w czwórkę. Okazało się, że tamtych dwóch dysponowało naprawdę bogatym asortymentem. Mieli speed, kokę, amfę… i heroinę. Todd, cały czas zaślepiony chęcią zapomnienia, sięgnął od razu po Brown Sugar. Na wszelki wypadek wstrzyknąłem sobie pierwszy. Wiesz, żeby rozeznać się, czy mocne, czy nie… Okazało się, że cholernie słabe. Serio, ledwo to poczułem. Jednak kalifornijska hera ma w sobie coś więcej… Todd wziął. Na początku było fajnie, choć wyraźnie na niego lepiej to podziałało. Porządnie się nagrzał. Nagle postanowił, że weźmie jeszcze jedną działkę. I wtedy się zaczęło. Nagle zbladł, zakrztusił się i przewrócił. Poklepałem go po plecach, myślałem, że się piwem zadławił czy coś… Ale on padł na podłogę. Bez ruchu. Tamci dwoje wzięli sprzęt i natychmiast się zmyli. Ja Todda natychmiast zaciągnąłem do wanny. Cuciłem go dobre trzy minuty, a on cały czas nie miał pulsu. Zacząłem krzyczeć. Hallie, to był jeden z moich najbliższych przyjaciół. Darłem się, polewałem go całego lodowatą wodą, reanimowałem… W końcu poszło. Oddech wrócił. Czułem się jakby nie tylko kamień mi spadł z serca, ale cała sterta cholernego gruzu. Pomyślałem wtedy, że mimo wszystko warto by było zawieść go do szpitala. Wyszedłem z łazienki. Wyszedłem na trzy minuty. Wróciłem. Znów był blady. Znów nie miał pulsu. A ja znów zacząłem krzyczeć i go polewać… Tym razem trwało to dziesięć minut, może piętnaście… Trwałoby do teraz, Hallie. Wiedziałem, że on umarł. Wtedy już naprawdę to wiedziałem. Ale nie mogłem, nie mogłem przestać. Tak bardzo chciałem… Chciałem go uratować. Naprawdę… Przyjechali ci ratownicy. Tylko po to, żeby stwierdzić zgon. I zabrać ciało. Zostałem tam. Sam ze wspomnieniem martwej twarzy mojego przyjaciela w moich dłoniach. Ze wspomnieniem mojego krzyku, zimnej wody… Sam. To wszystko moja wina. Wiedziałem, że gorzej znosi dragi. Wiedziałem! Dałem mu umrzeć! Dałem mu kurwa przedawkować! Wiedziałem, że był w dołku, wiedziałem, że może przesadzić. Wiedziałem, wiedziałem, wiedziałem!
Ze łzami w oczach powoli podniosłam się na ramieniu i zamknęłam jego usta swoimi. Czułam, że po jego twarzy również spływają pojedyncze łzy. Oddał mój pocałunek, ale tak naprawdę nie chcieliśmy, by do niego doszło. Był pełen smutku. Czystego, niezmąconego smutku. Prostoduszny chłopak, może nieco naiwny, ale taki jak my, z marzeniami… odszedł. Pożarty przez narkotyki. Przez śmierć, która mieszka w strzykawkach i woreczkach. Ale nie tylko. Był zaślepiony żalem. Otumaniony rozczarowaniem i wewnętrznym rozdarciem.
Ja i Saul, teraz, sami, na łóżku, złączeni w pocałunku, chcieliśmy w jakiś sposób… przeżyć śmierć przyjaciela? Uhonorować? Zrozumieć? Może było milion powodów, może nie było żadnego. Ale staraliśmy się jakoś wspólnie pożegnać Todda. Umarł niekochany przez miłość swojego życia, więc my wyślemy mu cząstkę naszego uczucia w zaświaty…
Slash delikatnie, naprawdę bardzo czule ściągnął ze mnie koszulkę i zaczął dotykać moje ciało. Plecy, brzuch, ramiona… Chłopak nie miał na sobie koszuli, więc od razu mogłam przejść do spodni. Całkiem sprawnie się z nimi uporałam. Tymczasem ręce chłopaka zajęły się moim biustem. Brak normalnej żywiołowości w tym co robił, dziwnym sposobem doprowadzał mnie do odczuwania jeszcze większej przyjemności, niż zawsze. Kilka chwil później moje spodnie leżały na ziemi, a na nas obojgu zostały tylko dolne części bielizny. Slash przerwał wszystkie czynności jakie robił. Złapał mnie za ramiona i bardzo mocno przytulił.
- Takie rzeczy się zdarzają. Mam nadzieję, że Todd umarł, wiedząc, że ma przyjaciół.- szepnął mi do ucha.
-Ja… Też mam taką nadzieję.- odparłam i zdałam sobie sprawę, że przez cały ten czas moje policzki nie przestawały lśnić od toczących się po nich łzach. Mulat otarł moją twarz i pocałował w czoło. Widziałam, że sam próbuje opanować się od wybuchu emocji. Czułam, że w duchu aż się w nim gotuje.
- Slash, to nie twoja wina, proszę, nie obwiniaj się.- powiedziałam gładząc go po włosach uspokajającymi ruchami.
- Jak to nie moja? To, że Melissa zrobiła, to co zrobiła, nie zmienia faktu, że ja nie dopilnowałem ile on sobie wstrzyknie. Byłem ostatnią i jedyną osobą jaka mogła mu pomóc. A on pod tą moją… opieką…? Umarł. – podbródek mu zadrgał.- Umarł.
- Ale przecież nie mogłeś go powstrzymać. I tak by to zrobił. Nie twoja wina, nie twoja, Saul.-starałam się spojrzeć w jego oczy. Mimo, że ich nie widziałam, zdawałam sobie sprawę, że są w tej chwili szkliste.
- Moja.- wydusił.
- Nie.
Wiedziałam, że nie miał siły na kłótnie. Nie odpowiedział, siedział tylko ze spuszczoną głową, trawiąc wszystko co powiedziałam i całkiem sporo innych rzeczy. A potem pocałował mnie prosto w usta. Tym razem namiętnie, mocno, jakby teraz to on chciał o wszystkim zapomnieć…
Robiliśmy to z uczuciem. Ale z bardzo specyficznym, jak na współżycie. Robiliśmy to w smutku, przeżywając wszystko. Nie wiedziałam, że Crew był mi aż tak bliski. W końcu to tylko znajomy… Ale może to przez Slasha? W końcu on ewidentnie cierpiał po utracie przyjaciela. Nie mogłam nic nie czuć. Czułam…
Zasnęliśmy razem, połączeni jakąś dziwną i zupełnie nową więzią. Piękne i wypełniona szczęściem chwile łączą ludzi, to fakt. Ale ten ostateczny sprawdzian dla uczucia ich łączącego przychodzi wtedy, kiedy razem trzeba przeżyć prawdziwe nieszczęście.
-----------------------


Rankiem, jeśli nasze humory się poprawiły, to naprawdę nieznacznie. Była niedziela, więc nie musiałam iść do pracy. Chyba pierwszy raz się ten fakt przyniósł mi tyle ulgi. Po przebudzeniu nie miałam na nic siły, ani ochoty. Leżałam tylko naga wśród zmiętej pościeli, pod cienkim kocem. Saul również. Nie spał, tylko gapił się w sufit lekko gładząc mnie po ramieniu.
- Kiepsko. Cholera, nigdy nie czułem się równie fatalnie.- powiedział w końcu chrapliwym głosem.
- Nieszczęścia się zdarzają…- próbowałam w jakiś sposób go pocieszyć…? Miałam wrażenie, że nie najlepiej mi to szło.
- Ale czemu one kręcą się wokół nas? Odkąd z chłopakami stworzyliśmy zespół i zamieszkaliśmy wszyscy w tym domu, co chwile zdarza się coś okropnego. Najpierw ten gwałt, teraz Todd, poza tym słyszałem, że Sean’owi coś odwala. Czemu musi tak być?- wyżalił się.
- Nie wiem. Naprawdę, nie mam pojęcia, czemu. Ale może takie już jest życie? Że co chwile… dzieje się coś złego? A szczególnie tutaj, gdzie przecież wszyscy myślą tylko o sobie. Spójrz, co zrobiło tamtych dwóch punków? Uciekło. Mogli zadzwonić po pogotowie od razu, a ty w tym czasie reanimowałbyś Todda. Ratownicy przyjechaliby wcześniej…. Może udałoby się go odratować. Ale oni uciekli. Bo to egoiści, jak wszyscy na około. Chcieli uratować swoje dupy.- podniosłam się i spojrzałam chłopakowi w oczy.- Świat jest okropny, Saulie. Straciłam obojga rodziców, moja przyjaciółka została zgwałcona, Todd umarł. I to wszystko w… miesiąc? Dwa?
Patrzył się na mnie, jakby myśląc nad moimi słowami. W końcu westchnął ciężko i silnie mnie do siebie przytulił.
- Masz racje. Ale… Żeby pojawił się choć jeden mały promyk słońca…- szepnął.
- A nie pojawił się? Slash, spójrz. Jesteśmy teraz, tutaj, razem. Znaleźliśmy się jakoś na tej… drodze. Poza tym, macie propozycje podpisania kontraktu…- lekko się uśmiechnęłam.
- I jedziemy w trasę.- dodał.
- Co?
- Ah, nie mówiłem ci? Byliśmy w Nowym Jorku, żeby jakiś tam znajomy Axla załatwił nam salę koncertową… A Duff zorganizował też coś w Seattle. Dochodzą do tego jeszcze dwa koncerty w Los Angeles, i można powiedzieć, że powstała z tego trasa.* -oznajmił.
- Jej, to cudownie! A macie tyle materiału?- spytałam.
- Jasne. Mamy nawet na płytę. Faktycznie, chociaż zespół zmierza ku lepszemu…- znów westchnął.
Nie odpowiedziałam, pozwalając, by Slash chociaż przez chwilę nacieszył się sukcesem. Widziałam jednak, że po chwili znowu posmutniał. Jego spojrzenie ponownie powędrowało na niezbyt czysty sufit. Nagle drgnął.
- Hallie, mam prośbę.- przerwał ciszę.
- Tak?
- Czy… Możesz pójść ze mną na pogrzeb?- zapytał.
- Tak. Oczywiście, że mogę.- powiedziałam i wtuliłam się w jego tors.
- Dziękuję.- odparł.
Zaczęłam się zastanawiać, kto jeszcze przyjdzie na ten pogrzeb. Wątpiłam, by reszta zespołu zechciała na niego pójść. Wiedzieli, że najbardziej przeżywał to Slash, i że to on powinien najbardziej tam iść. Na pewno przybędzie rodzina Todda. Ale jakie jest ich stanowisko w kwestii śmierci chłopaka? Bardzo możliwe, że będą obwiniać Saula. Prawdopodobne jest, że nic nie wiedzieli o Melissie i o tym, co powiedziała. Z ich punktu widzenia wyglądałoby, że wina leży po stronie Slasha. Ale jak im wytłumaczyć całe zajście? Może nie będą chcieli słuchać? Powiedzą ‘tylko winny się tłumaczy’, i nas przepędzą? Taka możliwość była naprawdę prawdopodobna. Na razie postanowiłam jednak, że nie będę niepokoić mulata. Był zbyt przybity. Spojrzałam na jego zapatrzone w jeden punkt, smutne oczy. Nie widziałam nigdy wcześniej, żeby tak coś przeżywał. Było mi go żal. Pomyślałam, że powinnam go jakoś odciągnąć od tego rozmyślania i zadręczania się. Zmienić temat.
- Saul, jak w końcu nazywa się wasz zespół?- rzuciłam, siląc się na lekki ton, ale chyba kiepsko mi to wyszło. Właściwie wiedziałam, że nazywają się Guns N’ Roses, ale postanowiłam wypytać na ten temat Slasha.
- Guns N’ Roses. Ktoś zaproponował, nawet nie wiem kto, nie było lepszego pomysłu… i zostało. Zaprojektowałem nawet logo!- wyraźnie się rozchmurzył.
- Serio? Pokaż mi proszę.- poprosiłam.
Chłopak wstał i rozejrzał się po pokoju, szukając czegoś. W końcu podszedł do leżącej w kącie katany i wyjął z jej kieszeni zmiętą kartkę papieru. Rozprostował ją, wygładził palcami.
- Takie troszkę koślawe wyszło, ale to tylko taki szybki szkic.- oświadczył, pokazując mi rysunek.
Muszę przyznać, że mi się naprawdę podobał. Był jednocześnie prosty i skomplikowany. Z jednej strony normalne koło i rewolwery, z  drugiej wijące się róże. Był kontrast, dzięki czemu logo miało swój klimat. Nie przypuszczałam, że mój chłopak skrywa w sobie takie zdolności plastyczne! Szkic był staranny i widać było profesjonalizm.
-Świetne! Pokazywałeś chłopakom?
- Ta… Zgodzili się, bo chyba sami nie mieli lepszego pomysłu.- uśmiechnął się lekko.
Odpowiedziałam tym samym i oddałam mu obrazek. Dopiero teraz zorientowałam się, że oboje jesteśmy nadzy. W sumie nie stanowiło to dla mnie powodu do zmieszania, tylko zwyczajnie zrobiło mi się zimno, więc szybko narzuciłam na siebie koszulkę. Slash wciągnął na siebie gacie i z powrotem położył się na łóżku. Miałam dziwne wrażenie, że miał dzisiaj zamiar cały dzień przeleżeć na tym cholernym materacu. Ja mimo wszystko postanowiłam się gdzieś ruszyć. Chociaż pod prysznic.
Wstałam, bez słowa chwyciłam za świeżą bieliznę, i ruszyłam do łazienki. Kąpałam się długo, jakby mając nadzieję, że woda zmyje ze mnie wszystkie negatywne emocje. Użyłam dużej ilości ładnie pachnącego szamponu, żeby poczuć się nieco lżej. Nie podziałało. Im dużej stałam pod prysznicem, tym dużej zastanawiałam się nad wszystkim, co stało się w ostatnich dniach. Po raz nie wiem który, zdałam sobie sprawę, że dzisiejsze środowisko, w których przebywa wiele młodych ludzi, jest okropnie niebezpieczne. Narkotyki, alkohol… Ostatnio mówi się nawet o epidemii AIDS. Ale jak obejść się bez tego? W jaki inny sposób świętować młodość, która kiedyś przecież przeminie? Ludzie chcieli się bawić, spróbować wszystkiego,  co nowe. Coraz częściej sięgali po heroinę, bo ktoś im powiedział, że po tym jest niezły odjazd. Teraz niemal codziennością są ofiary po imprezach. Przedawkowań jest tyle, że nie nadąża nawet wszechwiedząca lokalna prasa. Młodzi o ambicjach i planach na przyszłość stają się ofiarami okropnego żniwa. Żniwa Rock n’ Rollowego życia. Tak samo piękne, jak i przerażające.
Przypomniało mi się nagle, że głównym winnym śmierci Todda nie było Brown Sugar, ale Melissa. Dwulicowa i bezwzględna dziwka. Cały czas miałam do Crew’a żal, że się nas nie słuchał, i że jej zaufał. Był naiwny, ale czy to był powód, by los pokarał go tak okrutnie? Wrażliwi i łatwowierni się zdarzają, nawet faceci. Ale nieczuli rodzą się również. Nawet kobiety. Nie mogłam pojąć, jak Melissa przyłapana na zdradzie postanowiła jeszcze bardziej poniżyć chłopaka. Był to niemal tak samo bestialski czyn dla Todda, jak… gwałt dla Jaz. Ona też nie wytrzymała i się naćpała, tyle, że jej ‘odstresowywanie’ nie było tak fatalne w skutkach. Ale Todd zwyczajnie nie dał rady i umarł. Kto wie, może by przeżył, gdyby była w nim chęć walki o przetrwanie? Może, gdyby nie był tak zdołowany, czepiał by się życia ostatkami sił? Może poddał się, dał się omotać toksynie, niemal dobrowolnie?
Westchnęłam cicho, i wyszłam z kabiny. Wytarłam się ręcznikiem i ubrałam, a potem wyszłam z łazienki. Saul leżał, nie zmienił nawet pozycji. Musiał sobie sporo rzeczy przemyśleć, więc zostawiłam go samego, a sama zeszłam po schodach na dół.
- Hallie…! Zrobisz naleśniki?- Steven postanowił bez zbędnych wstępów mnie męczyć. Spojrzałam na niego z politowaniem.
- Czy rozbicie paru jajek oraz dodanie cukru i mąki jest aż takie trudne?- zapytałam go.
- Nie… To jest łatwe, więc na pewno bez problemu sobie poradzisz!- oznajmił z uśmiechem. Przewróciłam oczami. Zauważyłam, że reszta chłopaków patrzy na mnie błagalnym wzrokiem.
- Niech wam będzie. Ale nie zmywam.- oznajmiłam i skierowałam się do kuchni. Oczywiście nie było ani jajek, ani cukru. Pewnie dlatego nie chciało im się zrobić samemu. Do sklepu ciężko się wybrać… Założyłam trampki i zawołałam w kierunku salonu:
- Idzie ktoś ze mną do marketu?
Szczerze mówiąc, wątpiłam, żeby komuś chciało się ruszyć.
- Ja pójdę.- usłyszałam, a chwile później obok mnie stał Rose lekko się uśmiechając. Jakby… przepraszająco? Sama do końca nie wiedziałam jak mam zareagować  na jego towarzystwo. Od dawna z nim nie gadałam, byłam wściekła z powodu gwałtu. To zdarzyło się już jakieś trzy tygodnie temu, a ja wciąż czułam do niego ogromy żal. Tyle, że teraz nie potrafiłam się na niego gniewać. Kiedy patrzyłam na jego łagodne teraz oczy, wiedziałam, że mimo wszystko był kochanym przyjacielem. Porywczym, dzikim, nieobliczalnym, agresywnym, ale kochanym. Kochałam go jak brata. Odkąd się z nim pierwszy raz spotkałam, odkąd okazał mi pomoc w trudnych chwilach. W końcu Jaz także darzyła go uczuciem, nie mając na uwadze co jej zrobił. Axl miał w sobie coś takiego, że albo się go nienawidzi, albo uwielbia. Nieważne, czy jako przyjaciela, czy jako ukochanego, od tego człowieka można się uzależnić. Ja zdałam sobie właśnie sprawę jak bardzo mi go brakowało przez ostatni czas. Jego wybuchów wściekłości, ale też błyskotliwych uwag. Wdzięcznego śmiechu, zadziornego spojrzenia, niskiego głosu. Brakowało mi Rose’a. I wewnętrznie bardzo się ucieszyłam, że postanowił iść ze mną do sklepu. Rozsądek jednak nakazał mi nie postępować zgodnie z uczuciem, i nie rzucać się chłopakowi na szyję. Rozsądek kazał mi zachować chłodny dystans, pokazać, że nadal jestem zła z powodu okropności jaką uczynił.
Zlustrowałam go wzrokiem, zacisnęłam szczęki i zatrzymałam spojrzenie na jego oczach.
- To załóż jakieś buty. Chyba nie zamierzasz iść boso?- mruknęłam.
Uśmiech zszedł z jego twarzy, ale posłusznie wciągnął na stopy adidasy. Następnie otworzył drzwi i mnie w nich przepuścił. Ruszyłam szybkim krokiem, a on po chwili mnie dogonił.
- Jesteś zła?- spytał cicho po kilku minutach milczenia.
- Nie, nie jestem.- odparłam zgodnie z prawdą, a on uniósł brew.
- W takim razie… Czemu… Jesteś obrażona?- spytał, jakby ostrożnie.
- Nie jestem obrażona. Czuję do ciebie wielki żal, i bardzo się na tobie zawiodłam.- po raz kolejny odpowiedziałam całkiem szczerze.
- Wiem, że zawiodłem wszystkich. Samego siebie też. Ale najbardziej… Najbardziej na  świecie chciałbym teraz, by ona mi wybaczyła.- powiedział zbolałym tonem.
Naprawdę się przejmował. Naprawdę mu zależało. Teraz do mnie dotarło, że Axl i Jasmin się nawzajem kochają. Ale są stworzeni z kompletnie innej gliny, mają tak kontrastujące charaktery, że jednocześnie pasują do siebie, jak i nie pasują. Nie potrafią się nawzajem do końca zrozumieć, żadne z nich nie umiało przeczytać uczuć tego drugiego. Ale połączyło och coś, coś co jest naprawdę bardzo silne, bo bez szwanku przetrwało wielką katastrofę. Mimo, że Jaz została przez Axla zgwałcona, kochała go. A on, mimo, że wiedział jaką krzywdę jej wyrządził, miał nadzieję, że mu wybaczy, i że wszystko może być piękne. Uznałam, że powinnam pomóc im na nowo się do siebie zbliżyć.
- Axl. Ona… W pewnym sensie już ci wybaczyła. Ona cię kocha. Kocha twoją zawszoną dupę, Rose.- uniosłam jeden kącik ust do góry.
- Żartujesz sobie? Jaka kobieta kochałaby gwałciciela i potwora? Jaka?- pokręcił głową, nie wierząc mi.
Zatrzymałam się gwałtownie, zmuszając go, by zrobił to samo.
- Nie żartuje. Ona cierpi najbardziej dlatego, że nie może przestać cię kochać, Axl.- oświadczyłam patrząc mu w oczy.
Nie odpowiedział nic, tylko zaczął dalej iść. Ruszyłam za nim, nie odzywając się. Wiedziałam, że myśli. Musiał ułożyć sobie w głowie wszystko od podstaw, nowych podstaw. Fakt, że Jasmin go kocha, musiał zrujnować jego podejście do sytuacji. Musiał je sobie na nowo zbudować… Zmienić na lepsze.
- Ale?- wypalił nagle zerkając na mnie.
- Co ‘ale’? – nie zrozumiałam.
- Zawsze jest jakieś ‘ale’. Zawsze, Hallie. Życie jest skomplikowane.- wyjaśnił.
- Głównym ‘ale’ jest to, że ją zgwałciłeś. Może i cię kocha, ale się ciebie boi. Nie da się tego olać.- skrzywiłam się.
- Tylko to?
- Tylko?! Axl, zgwałciłeś ją!- krzyknęłam. Całe szczęście, że ulica była pusta…
- Ehm, tak, nieodpowiednio się wyraziłem.- potarł dłonią czoło, wyraźnie zdenerwowany.
- Kolejnym ‘ale’… Jest Sean.- odpowiedziałam na wcześniej zdane pytanie, postanawiając zignorować ten… nietakt w jego wykonaniu.
- Jak to? Jego też kocha?- uniósł brwi.
- Nie. Na odwrót. On kocha ją. Wpadł po uszy. Oni… mieszkają razem.- odwróciłam wzrok, niepewna reakcji Rose’a.
- Co?! Jak to mieszkają!? Ona go nie kocha, a z nim, kurwa, mieszka? Zgłupiała?- wytrzeszczył oczy.
Normalnie bym mu strzeliła w łeb, za to, że tak powiedział o Jasmin, ale w tym wypadku niechętnie zgodziłam się  z nim w myślach. To co zrobiła Jaz nie było zbyt rozsądne.
- Jasmin… Potrzebowała męskiego ciepła, które pomogłoby jej przetrwać ciężkie chwile. Wiesz, jednak ogrzewająca klata w nocy, to nie to samo co cmoknięcie w policzek od koleżanki…- próbowałam jakoś wytłumaczyć blondynkę, ale sama w to nie wierzyłam.
- Ale ona w ten sposób pokazuje, że odwzajemnia jego uczucie!- wrzasnął Rudy.
Przytaknęłam ponuro.
- Ale co ja mogłam zrobić? Zostałam poinformowana o samym fakcie, nikt się mnie, kurwa, nie pytał o zgodę. To jej wybór. Boję się tylko, że Sean ją do tego zmusił.- westchnęłam ciężko.
- Jeśli tak zrobi, nie daruję gnojowi.- warknął Axl.
- Ja też.- krzywo się uśmiechnęłam.
Rose nie odpowiedział, i nie odzywał się, aż do dojścia do sklepu. Tam dość szybko uporałam się z zakupami. Axl przejął grzecznie siatki z moich rąk i raczył wreszcie wrócić do tematu.
- Co ja mam teraz zrobić?- spytał dość żałosnym tonem.
- A kochasz ją?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Tak. Tak, kocham ją. Cholera, w życiu nie czułem czegoś podobnego. Mam ochotę mieć ją przy sobie, opiekować się nią, żeby nic złego jej nie spotkało…- wbił spojrzenie w chodnik przed sobą.- Miałem w życiu wiele kobiet. Dla seksu, dla pieniędzy… Czasem wydawało mi się, że to coś więcej. A teraz… nie wydaje mi się, ja to po prostu wiem.
Pokiwałam mądrze głową.
- To idź do niej, i jej to powiedz.
- Tak… Po prostu?
- Tak.
- A co, jak Sean mnie nie wpuści?- zaniepokoił się.
- To mu tak natrę gębę, że będzie błagał na kolanach, żebyś wszedł.- odparłam.
Uśmiechnął się lekko w odpowiedzi.
- Dziękuję ci, Hallie. Moja mała siostro.- powiedział, kiedy doszliśmy pod dom. Potem mocno mnie do siebie przytulił. Poczułam przyjemny zapach jego włosów.
- Nie ma za co, brachu.
- Idę do Jasmin, teraz.
- To idź.- posłałam mu pokrzepiający uśmiech.- Kup kwiaty. Tu masz adres.
Podałam mu karteczkę, którą dał mi mój brat, wyjmując ją wcześniej z kieszeni spodni. Co za fart, akurat tamtego dnia miałam na sobie te same jeansy. Rose przyjrzał się adresowi, potem posłał mi jeszcze jedno spojrzenie, i już go nie było.
Weszłam do domu dźwigając zakupy, od razu weszłam do kuchni. I zaczęłam smażyć te cholerne naleśniki.


* W rzeczywistości na pierwszej trasie nie było koncertu w Nowym Jorku, ale... jebać XD.

----------------------

No, nie będę o niczym pieprzyć, jak mam ostatnio w zwyczaju.
Komentujcie, czy coś tam ;D

Hugs, Rocky. 




11 komentarzy:

  1. Biedny Todd :(((
    Niech Slash się nie obwinia, bo to nie jego wina.
    No i najważniejsze:
    TRZEBA ZABIĆ MELISSĘ!!!
    Przyniosę tłuczek do kotletów, wałek, jakiś nóż, młotek i wyruszę na misję zabicia Melissy.
    Trzeba pomścić Todda!
    Nareszcie Axl poszedł do Jasmin.
    No i teraz wystarczy tylko, żeby zlikwidował Seana...
    O czym ja gadam?
    Przecież Jasmin musi być z...
    Sama nie wiem.
    No nic, życzę Ci dużo weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta, Melissę trzeba zniszczyć! ;D
      Dziękuję <33

      Usuń
  2. ZADŹGAJMY MELISSĘ TĘPYM NOŻEM!
    A może powieśmy na żyłce od wędki?
    Przeróbmy na breloczki?
    Rzućmy na pożarcie żarłaczom białym?
    Otrujmy szczególnie nieprzyjemną trucizną?
    Naślijmy na nią Wiedźmina?
    Którą propozycję wybierasz? XDD
    To chyba mroczniejszy rozdział niż ten, w którym Hal dowiaduje się o śmierci ojca. Taki grobowy. I do tego ta atmosfera - wszystko się skończyło, nie ma co robić, rozejść się do domów i próbować zapomnieć. Tak jakby to był nie tylko koniec Todda, ale i wszystkiego ;-;
    ALE TO JEST CHOLERA ZAJEBISTE! Podoba mi się :3
    Okej, zostawię Cię tutaj z nieogarniętym komentarzem i propozycjami zabicia Melissy.
    Do napisania!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hyhy, tyle sugestii, co by tu wybrać? ;D
      Wiedźmin zabija potwory. Ha, więc nadaje się idealnie, nie? xD
      Dziękuję Ci za tak miłą opinię! Bardzo mi miło <3

      Hugs, Rocky.

      Usuń
  3. Na początku dziękuję bardzo za dedyk <3
    5...


    4...


    3...


    2...

    1...

    Rocky, ja wiem, że...
    ALE JAK KURWA MOGŁAŚ ZABIĆ TODDA? NO JAAAAAAAAAAAAAAK?!!!! DLAAAAAAAAAACZEGO? NO DLAAAAAAACZEGO? DLLLLLACZEGO TODD? DLACZEGO ON?DLAAACZEGO? CZEMU NIE KTO INNY? NOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO!
    AAAAAAAAAAA! CZEMU TODD? DLACZEGO ON? NO CZEMU KURWA, CZEMU?
    SLAAAAAAAASH! KURWA, TO NIE TWOJA WINA, ALE KURWA CZEMU TODD NIE ŻYJE? A TAMTYCH DWÓCH PUNKÓW, SPOTKAM TO ZAPIERDOLĘ, NO KURWA, ZOSTAWILI SLASHA, Z MARTWYM PRAWIE TODDEM NO KURWA, KTÓRY ZA OSTATNIE KURWA PIENIĄDZE WYKUPIŁ BILET DO SLASHUNIA I KURWA NIE ŻYJE. UMARŁ KURWA, DLACZEGO? DLAAAAAAACZEGO? KURWA CZEMU? CHCIAŁ POSZUKAĆ POMOCY, A W ZAMIAN ŚMIERĆ. KURWA ŚMIERĆ. CZEMU KURWA ON NIE ŻYJE? NO CZEEEEEEMU? DLACZZZZEGO?
    I TA PIEPRZONA MELISSA! ZAPIERDOLĘ KURWA JEBANĄ DZIWKĘ, OBEDRĘ ZE SKÓRY, PRZEZ NIĄ TODD NIE ŻYJE! ZNAJDĘ TO ZAPIERDOLĘ!
    I TO WCALE NIE JEST WINA SLASHA.
    " Darłem się, polewałem go całego lodowatą wodą, reanimowałem…"
    KURWA, KURWA, KURWA, CZEMU, NO CZEMU? JUŻ ZACZĄŁ ODDYCHAĆ, 3 MINUTY PÓŹNIEJ, 3 JEBANE MINUTY PÓŹNIEJ, NOSZ KURWA JASNA JEBANA JEGO CHOLERA MAĆ!
    BIEDNY SLASH! OBY NIE PRÓBOWAŁ SIĘ PRZEZ TO SAM ZABIĆ!
    BIEDNY TODD. ON...BYŁ TAKI KURWA WRAŻLIWY. LUBIĘ TAKICH CHŁOPAKÓW, KTÓRZY WIDAĆ ŻE MAJĄ KURWA UCZUCIA, A NIE JAKIEŚ KURWA GŁAZY. I ON, TAKI TODD, KURWA NIE ŻYJE! CZEMU ON KURWA NIE ŻYJE? NO DLAAAAAAAACZEGO?
    TAK, TEŻ MAM KURWA JEBANĄ NADZIEJĘ, ŻE TODD UMARŁ WIEDZĄC ŻE MA PRZYJACIÓŁ, KTÓRZY JAK SIĘ KURWA JA SPODZIEWAM (I MA TAK BYĆ) POMSZCZĄ JEGO ŚMIERĆ! TODD BĘDZIE SOBIE PATRZAŁ NA NICH Z GÓRY JAK ONI ZAJEBUJĄ MELISSĘ I TYCH DWÓCH PUNKÓW.
    A wiesz, że tak samo umarl Jim Morrison? Tzn wziął dragi w barowym kibelku i stało się to samo, co Toddowi, przewieźli go do domu, do wanny z zimną wodą, ale on umarł, a potem gadali, że umarł w wannie, bo wziął w wannie, czy jakoś tak. Facepalm, kurwa, facepalm!
    ALE TO KURWA NIE ZNACZY, ŻEBY UŚMIERCAĆ TODDA.
    Przyznam, na początku opowiadania niezbyt mi podpasowal, ale potem lubiłam go coraz bardziej i był moim ulubionym bohaterem, na równi z Seanem. A JA WŁAŚNIE NIENAWIDZĘ, KIEDY W KSIĄŻKACH CZY NA BLOGACH KTOŚ UŚMIERCA MOJEGO ULUBIONEGO BOHATERA!
    I mam nadzieję, że Hallie nie będzie sobie zarzucać, że mogła mu powiedzieć, bo to ją zniszczy. :(
    BOŻE ODDAJ NAM TODDA!

    Tak, to logo jest śliczne. Najbardziej je lubię. :3 Bo to Guns N Roses, z najlepszych czasów. Nie czaszka z napisem Guns N Roses, nie zwykłe "GnR" na czerwono, ale to kółeczko z rewolwerami i różami. To było prawdziwe Guns N Roses. To był Izzy, Slash, Axl, Steven i Duff. Nikt inny. I takie kocham <3

    Hallie i Slash. To piękne. ;)

    ZAPIERDOLIĆ MELISSĘ! HAL, BIERZ KURWA SIEKIERĘ I SZUKAJ JĄ! NIE WOLNO BEZKARNIE KRZYWDZIĆ TODDA! BO JA SIĘ ZARAZ TELEPORTUJĘ DO TWOJEGO OPOWIADANIA ROCKY I POSZUKAM SOBIE TEN DWULICOWEJ DZIWKI! AAAAAAAAA GIŃ SZMATO, ESTRANGED JUŻ SIĘ NAMIERZYŁA! PIŁA VII! BUAHAHHAHAHHAHHAHAHAHAHA

    Steven i naleśniki. HAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAAHAHAHHAHAHAHAHAHHAHAHAAAAAHAHAHHAHAHAHAHAHAAHHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAAHAHAHAHAHAHAHHAAHHA

    OdpowiedzUsuń
  4. 2 CZĘŚĆ KOMENTARZA, BO :"TWÓJ KOD HTML NIE MÓGŁ BYĆ ZAAKCEPTOWANY."

    Axl kurwa jebany kurwa szmaciarz gwałciciel. Szkoda, że Jasmine jego kocha, a nie Seana. Z drugiej strony pasuje do Axla, ale jakbym mnie jakiś kurwa zgwałcił i ja bym go kochała, to by miał ciężko, oj ciężko. Ale Jazz też pasuje do Seana. I fajnie by było gdyby kiedyś Hal miala w rodzinie Jasmine. ;3 No weź, proszę...
    Mam nadzieję, że Axl kurwa nie wejdzie i nie zrobi rabanu o byle co, jak to Axl.
    No bo go znajdę i mu przypierdolę! AAAAAAAAAAAAAA!!!!!

    Rocky, ten rozdział jest w chuj zajebisty! Chyba najlepszy jaki napisałaś! Co ja pierdolę! Wszystkie są zajebiste i najlepsze!
    Udało Ci się wywołać we mnie jebane łzy na początku. Jak Slash opowiadal o śmierci Todda. Popłakalam się prawie, czytałam to wczoraj w nocy przez komórkę, w której nie mam funkcji komentarzy.
    No, tak kurwa, poryczałam się prawie przez tą śmierć Todda. A żeby mnie kurwa doprowadzić do płaczu, przez opowiadanie, to trzeba byc zajebistym pisarzem. Mało co mnie wzrusza, ale ten rozdział to po prostu, no kurwa po prostu...nie mogę się wysłowić...
    Nosz kurwa, mnie to tylko chyba, z tego co pamiętam tak mocno wzruszyła tylko Chihiro. Nie chcę nikogo obrazić, bo możliwe, że u kogoś pisałam, że mnie wzruszyl, ale na tą chwilę nie mogę sobie przypomnieć. Tak więc udało Ci się, Rocky. Udało Ci się cholernie. Słowa "wchujkurwazajebiste" nie oddają tego, co tu napisalaś. Tych emocji. Kurwa, nawet nie wiesz, jak mną wstrząsnęłaś. Obrót o 180 stopni. A to nawet za mało.
    Dobra, kończę komentarz, bo chyba jesy w chuj długi. W sumie to jego połowa to użalanie się, czemu Todd nie żyje, no ale co poradzić...
    Weny :********** <3 <3 <3 <3

    PS. Zgadzam się z Murphrey, naślijmy na Melissę Geralta! I może jeszcze Eragona z Saphirą, Ciernia z Murtaghiem, Firnena z Aryą, Saurona, Sarumana, Trzech Muszkieterów, armię elfów, armię ludzi, armię krasnoludów, armię Vardenów, armię urgali, Ra'zaców, wampiry, wilkołaki i co się w ogólę da!
    Giń!

    Weny i pozdrawiam!
    :*********** <3333333

    OdpowiedzUsuń
  5. Hahaha, miałbyć jeden, w chuj dlugi, a wyszły dwa. Sorry, są ograniczenia. xDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jezu! Jak ja Cię kurwa, kocham!
      Bardzo, alt to bardzo mocno i z całego serducha dziękuję Ci za ten piękny, niesamowity komentarz!
      Przez cały czas, jak czytałam, co mi napisałaś, uśmiechałam się do ekranu, naprawdę <3
      Nawet nie wiesz jaka jestem szczęśliwa, że mi się udało wywołać jakiekolwiek emocje. Nie sądziłam, że mi się to uda, serio.
      Nasyłać na Melissę, tak? Buahahaha, zobaczymy, co się da zrobić, ale jedno jest pewne- zemszczą się przyjaciele Todda!
      Wybacz, że go uśmierciłam. Dodam, że było to zaplanowane od samego początku, więc wiesz... To było nieuchronne XD
      Jeszcze raz pięknie dziękuję za ten cudowny komentarz. Jesteś wielka! <3
      Również życzę weny i również pozdrawiam! :*

      Hugs, Rocky. ♥♥♥

      Usuń
  6. Slash, moje biedactwo... Zapewne te jego wyrzuty sumienia i obwinianie się powinno mi się wydawać przygnębiające i rozpaczliwe, ale wydaje mi się słodkie. Zapewne dlatego, że wszystko związane z Hudsonem jest dla mnie seksowne lub słodkie :)) Tak już mam zaprogramowany umysł xD
    Ale my o czym innym, zaraz... no, Todd. Cholera, nie lubię dowiadywać się, że przyczyną śmierci było przedawkowanie. Akurat myśl, że ludzie (zwłaszcza młodzi) się wykańczają przez używki mnie przygnębia i to mocno. O zachowaniu Melissy już nie wspomnę, to zwykła kurwa i tyle. Tak czy siak, ta historia nie musiała się tak kończyć, co prawda fikcyjna, powinna być jednak przestrogą dla innych. Dobra, już się nie wymądrzam, chyba zamieniam się w jakąś kapryśną i zbyt poważną babę xDD
    Stwierdzam, że szykuje się rywalizacja pomiędzy Seanem a Axlem. No cóż, bez cierpienia się nie obędzie, czasami trzeba złamać kilka serc, aby pomóc przeznaczeniu. Masters musi ustąpić. Może jest dobrym chłopakiem i zrozumie, że Jasmine kocha rudzielca i mimo wszystko, tylko z nim potrafi być naprawdę szczęśliwa. Ale może okazać się, że rzeczywiście zmusił ją do wspólnego mieszkania i wtedy będzie gorzej. Najbardziej w tej całej sytuacji szkoda mi Jaz. Uważam, że dość już przeszła, ale oczywiście to Ty decydujesz o losach bohaterów i jakkolwiek się potoczą, wierzę, że zapewnisz nam dużo emocji i dreszczyku niepewności. Znam Twoje zdolności pisarskie - one robią wrażenie ;))
    Buziaki ;***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku, robią wrażenie? Dziękuję Ci bardzo mocno!
      Też uważam, że wszystko co ze Slashem jest słodkie albo skesowne, także rozumiem Cię XD
      Jeszcze raz pięknie dziękuję! <3

      Hugs, Rocky.

      Usuń
  7. Wróciłam z wakacji i właśnie zabieram się za nadrabianie zaległości. Pierwsze co, to oczywiście wpadłam do Ciebie :)
    Przeczytałam rozdział i wiesz co Ci powiem? Jesteś zajebista! Wszystko co wychodzi spod Twoich rąk jest genialne. Każde zdanie, słowo. No wyśmienite! Nie mówiąc już o stylu w jakim piszesz bloga. Jesteś mistrzem w opisywaniu scen. Za to Cię kocham. Zawsze mam okazję się wzruszyć na tym opowiadaniu. Masz talent do pisania takich smutnych wątków. Urzekłaś mnie droga Rocky, urzekłaś. Ja lubię takie klimaty. Są częścią mnie. Dziękuję Ci za wszystko :*
    Love,
    Chelle

    OdpowiedzUsuń