4/12/2014

Rozdział 15

Ten oto rozdzialik dedykuję Kate Stewart. Kochana, od Ciebie zawsze mogę liczyć na miłe słowa. Dziękuję! :3
-----------------
Kiedy tylko się obudziłam, poczułam ostry ból głowy, świdrujący moją czaszkę na wskroś. Miałam wrażenie, że ktoś uderza mi w potylicę młotem, jednocześnie wkręcając śruby w skroń. Jednym słowem: kac. I to wyjątkowo mocny. No, w końcu wczorajsze niepowodzenie musiałam jakoś utopić w butelce Jima Beana. A co było dalej? Hmm…
Otworzyłam oczy, lekko wykrzywiłam twarz w grymasie bólu. Pierwsze co zobaczyłam, to moje własne, nagie ciało. Uniosłam głowę, sycząc. Ujrzałam Slasha leżącego w dość dziwnej pozycji na materacu obok mnie. Jego włosy łaskotały mnie w odkryty brzuch. Nie miał ciuchów. Mimo kaca, uśmiechnęłam się lekko, na wspomnienie nocy. Chociaż miałam wówczas wysokie stężenie alkoholu we krwi, podjęłam świadomą decyzję, był to więc powód do dumy. Ogólnie czułam się dobrze, że tak się stało, to był zdecydowanie odpowiedni moment. Slash też zdawał się być zadowolony, sądząc po błogim uśmiechu na jego twarzy.
Jak najciszej zsunęłam się z łóżka, i przykryłam mulata kocem. Przyjrzałam się mu jeszcze raz i przypieczętowałam to lekkim cmoknięciem chłopaka w czoło. Wyszłam z pokoju, naciągając na siebie pierwsze lepsze ubrania, leżące na podłodze. Okazało się, że była to koszulka Saula z Led Zeppelin oraz moje własne majtki. W takim jakże wykwintnym stroju, skierowałam moje kroki do łazienki. Na progu do pomieszczenia leżał jakiś facet, mamrocząc coś i śliniąc się potwornie na posadzkę. Generalnie dało się zauważyć, że na alkoholu i fajkach impreza się nie skończyła. Lekkim kopniakiem w ramie      przewróciłam gościa na bok, by następnie lekko przesunąć go w głąb korytarza. Weszłam do wreszcie pustej łazienki. W oczy rzucało się niezły syf składający się głównie z petów, butelek i damskiej bielizny. Odgarnęłam wszystko w jeden róg, by choć trochę umilić sobie kąpiel. Zrzuciłam z siebie całe ubranie, z niezadowoleniem pozbywając się cudnie pachnącej dymem papierosowym koszulki  Saula. Rzuciłam wszystko na podłogę i stanęłam pod prysznicem. Od kilku dni mieliśmy dostęp do ciepłej wody, po tym jak uzbierałam sumę, by się o taką  ubiegać. Teraz mogłam rozkoszować się gorącą kąpielą, a nie dygotać z zimna jak jeszcze tydzień wcześniej.
Jak wiadomo nie od dziś, ciepły strumień rozluźnia ciało, za to umysł pobudza do refleksji. Przymknęłam lekko powieki, a moją głowę wypełniło mnóstwo myśli. Przede wszystkim myślałam o Slashu i mnie. Na razie wszystko zdawało się być doskonałe, zdawałam sobie jednak sprawę, że  nie może to trwać wiecznie. Kiedyś przyjdzie pierwsza kłótnia. Ciekawe, czy będą latały talerze. Jak na razie jest jednak lepiej niż dobrze, postanowiłam więc cieszyć się chwilą.
Kiedy tak zastanawiałam się nad życiem w związku, przypomniało mi się o Jasmin i Axlu. Jak przez mgłę kojarzyłam, że Black mówiła coś o ich wyjściu z imprezy. Gdzie się udali? Hm, znając Rose’a, mógł to być jednocześnie obleśny klub ze striptizem jak i kameralna kawiarnia. Ewentualnie  jakieś urocze i romantyczne miejsce na łonie natury. Jeżeli Rudy ma choć trochę wyobraźni, zabrałby dziewczynę we właśnie takie miejsce. Jaz sprawia wrażenie bardzo delikatniej, kruchej, dziewczęcej. Taka poniekąd jest, szczególnie na początku znajomości. Jednak ja i Blue przekonałyśmy się, że czasem potrafi być cholernie uparta i marudna. Ale chyba każda kobieta w głębi duszy posiada te cechy. W każdym razie, mam nadzieję, że Jasmin nie musiała się męczyć w jakimś obskurnym  pubie, tylko spędziła miłe chwile ze swoim… Ze swoim co? Oni są razem? Z tego co mi mówiła dziewczyna, nie chcą się za bardzo spieszyć, wolą się najpierw lepiej poznać. Nieco mnie to zszokowało, bo byłam przekonana, że Axlowi zależało tylko, żeby ją przelecieć. Tymczasem oni chcą się lepiej poznawać i takie tam. Podejrzane… Czyżby Rose się naprawdę zakochał? Nie wiem czemu, ale nie pasował mi do roli dobrego partnera, a już na pewno nie do Jaz. On porywczy, ona raczej spokojna. Chociaż w sumie, można wyznawać zasadę ‘przeciwieństwa się przyciągają’. Prawda?
W naszym miłym gronie jest jeszcze jedna parka, której to bardzo kibicowałam od samego początku. Black i Izzy. Pasują do siebie pod każdym względem, nawet wyglądu. Niby nie rzucają się w oczy, a osobowość mają bardzo nietypową. Razem są jednak najdłużej z nas wszystkich, połączyła ich bowiem miłość od pierwszego wejrzenia. Pamiętam jak dzisiaj, kiedy jakiś miesiąc temu, kiedy przyjechaliśmy do L.A., Black zaświeciły się oczy, kiedy pierwszy raz spotkała Stradlina. Przypomniałam sobie również uśmiech bruneta, kiedy to dziewczyna pochwaliła jego grę na gitarze. Eh, może to zabrzmi jak w jakiejś operze mydlanej, ale oni są sobie po prostu przeznaczeni.
Kiedy poczułam, że wyczerpałam cały zapas gorącej wody, szybko zakręciłam kurek, i wysunęłam się z kabiny. Chwyciłam za swój ręcznik wiszący na wieszaczku i szybko się obtarłam. Owinęłam się materiałem i wyszłam z łazienki. Kiedy z powrotem znalazłam się w sypialni, Slash wciąż spał.  Ubrałam się w wytarte szorty i wyciągnięty T-shirt z Kiss. Zaczęłam schodzić na dół po schodach. W pewnym momencie poczułam, że jestem w pewnych intymnych miejscach nieco obolała. Wiedziałam, czym to było spowodowany i uśmiechnęłam się na myśl o nocy jaką spędziłam.
Kiedy znalazłam się na dole, pierwsze co zrobiłam, to skierowała się do kuchni. Głównie w celu znalezieniu czegoś do picia, miałam bowiem w ustach tak sucho, że niedługo rozprzestrzeniłyby mi się tam jakieś pustynne zwierzaki. Kiedy ugasiłam pragnienie, przy okazji połykając dwie tabletki przeciwbólowe, rozejrzałam się na około. Całkiem sporo ludzi walało się na ziemi. Zdecydowanej większości nie znałam, rozpoznałam jedynie Izzy’ego śpiącego w kącie, wtulonego w Black, oraz Duffa, który leżał na blacie w dość dziwacznej pozie, ściskając w dłoni szyjkę od butelki wódki. Zauważyłam, że w ciągu kilku tych chwil, których się rozglądałam, z podłogi wstała dwójka młodych chłopaków i nie zwracając na mnie uwagi, zataczając się wyszli z domu. Nie zrobiło to na mnie wrażenia, w Los Angeles to normalniejsze niż regularne chodzenie do szkoły.
Spragniona wiedzy na temat miejsca przebywania pozostałych znajomych, przeszłam nad śpiącą szatynką leżącą w korytarzu i wsunęłam się do pokoju. Pierwsze co rzuciło się w oczy to rozwalone na całej kanapie cielsko Adlera. Miał cholernego farta, że mu się trafiła taka miejscówka. Wokół zalegało od groma nieznajomych, niektórzy powoli się wybudzali, inni twardo spali. Syf był niemiłosierny, nie było gdzie postawić nogi. Odgarnęłam gwałtownym ruchem stopy kilka butelek. Jedna z nich, przy zderzeniu z nogą od zdezelowanego stolika, pękła. Wydała przy tym dość głośny dźwięk i najwyraźniej wyrwała kogoś ze snu. Usłyszałam bowiem cichy syk, gdzieś za sobą. Odwróciłam się, by zobaczyć kto to. Zaskoczona stwierdziłam, że to nie kto inny jak Melissa. Moje zdziwienie wzrosło, kiedy zorientowałam się, że tleniona blondynka ma na sobie jedynie majtki i rozpiętą męską białą koszulę. Przez chwile mignęła mi jej naga pierś, ale szybko się zasłoniła jasnym materiałem.
- Hallie. Miło cię widzieć, daj mi wody.- powiedziała z niezadowolonym grymasem.
Podałam jej butelkę mineralnej, którą wciąż trzymałam w dłoni. Objęła gwint ustami, dzięki czemu dostrzegłam, że jej szminka jest starta a makijaż oczu lekko rozmazany. Wniosek nasuwał się sam. Tylko… z kim? Kto do cholery był wczoraj ubrany w białą koszulę? W sumie mogło być wiele takich osób. Nie powinnam się tym przejmować, w końcu Melissa jeszcze nie tak dawno była rasową striptizerką. Cały czas jednak nurtowało mnie, kogo takiego dziewczyna uwiodła ostatniej nocy. Zlustrowałam pokój, szukając jakiejś gołej  klaty. I znalazłam. Należała do Todda. Leżał niedaleko, i na dodatek, ściskał w dłoniach czarny biustonosz. Dość spory, a sądząc po pokaźnych piersiach  Melissy, mógł należeć właśnie do niej.
- Czy ty się ruchałaś z Toddem?- zapytałam nie siląc się na jakiekolwiek skrupuły.
- Tak ma na imię? Może mówił, zapomniałam.- machnęła ręką.- Uroczy chłopiec, i całkiem niezły w pewnych kwestiach.
Uśmiechnęła się lekko i omiatając mnie krytycznym spojrzeniem, dodała:
-A ty co? Nigdy się nie bzykałaś na imprezie? No tak, przecież jesteś z jakiejś wsi w Indianie, tam nawet nie ma wystarczająco dużo ludzi, żeby zrobić dobrą imprezę...
- Coś ty powiedziała?- niespodziewanie pojawił się Slash.
- Och, kotku, ja tylko mówię prawdę. Co tak bronisz małej Hallie, czyżbyś starał się o jej względy, bohaterze?- przesłodko zatrzepotała rzęsami uśmiechając się przy tym ironicznie.
- Hal, miałaś racje jak mówiłaś, że to dziwka. – powiedział Saul lodowatym tonem, tak, żeby Melissa dobrze to usłyszała.
 Blondynka po usłyszeniu tych słów, nie odpowiedziała. Zacisnęła tylko usta i zmrużyła groźnie oczy. Saul nic sobie z tego nie robiąc, stał z założonymi rękami mierząc dziewczynę nieprzyjemnym spojrzeniem. Przez chwile na siebie patrzyli.
- Ej, no dobra, wyluzujcie.-mruknęłam w końcu.
- Właśnie, bierz przykład ze swojej laseczki, a nie się tak nadymasz.- władczym tonem powiedziała Melissa.
- A ty sobie nie pozwalaj. To mój dom, i nalegam, byś jak najszybciej go opuściła.- syknęłam.
Blondynka wydęła usta w paskudnym grymasie. Zerwała się z podłogi, zapinając przy tym koszulę Todda. Szybkim ruchem wciągnęła na stopy wysokie szpilki, i wyrwała z dłoni swego kochanka górną część swojej bielizny. Rozejrzała się w poszukiwaniu czarnej sukienki, a kiedy znalazła ją zwiniętą w misce po chipsach, chwyciła ją i nie spoglądając na nas podążyła ku wyjściu. W ciągu tego całego zamieszania, przebudził się Todd. Jakimś cudem w ciągu kilku sekund pojął, co się dzieje wokół niego.
- Hej, kotku! Gdzie idziesz? Daj mi chociaż swój numer!- zawołał Crew w kierunku odchodzącej blondynki. Dziewczyna na początku popatrzyła na chłopaka niechętnie, potem jednak uczyniła minę, jakby wpadła na jakiś genialny pomysł.
-Och, kochanie, wybacz, że zapomniałam.- szepnęła uwodzicielsko.
Chwyciła za kawałek opakowania od pizzy i posługując się sosem pomidorowym oraz wykałaczką, narysowała kilka koślawych cyfr. Podała Toddowi papier, a ten wniebowzięty chciał ja pocałować. Dziewczyna jednak lekko go od siebie odsunęła.
- Z chęcią, ale… Niektórym  nie za bardzo pasuje, że tu jestem. Zadzwoń do mnie.- mruknęła do chłopaka, i wyszła.
- Czego wy od niej chcecie?! To pierwsza kobieta, która pamiętała, że to właśnie ze mną się ruchała w nocy! No Slash, ile razy twoja laska rano pamiętała twoją mordę, hm?- rozzłościł się Crew i gwałtownie podniósł z ziemi.
Saul również mocno się zdenerwował. Widziałam katem oka, jak sztywnieją mu ramiona i jak zaciska mocno szczęki.
- Todd! Do kurwy nędzy! Ty zapomniałeś, że mam dziewczynę!? Dlaczego ty  mówisz takie rzeczy!? To ty się przespałeś z tą dziwką, ja mam kogoś, kto pamięta nie tylko moją twarz, ale imię, nazwisko i wszystko co jej mówiłem!
Crew patrzył przez chwilę na mulata, wyraźnie nie wiedząc co powiedzieć.
- Melissa to nie dziwka. Czemu tak o niej sądzisz?- wycedził w końcu.
- Hm, może dlatego, że dała ci się przelecieć, po godzinie znajomości? Może też dlatego, że niegdyś pracowała jako striptizerka? I może dlatego, że zachowuje się jak żałosna szmata?- krzyknął Slash.
Dawno nie widziałam go tak rozgniewanego. Cholera, co te baby robią z facetami.
- Slash, wyluzuj.- powiedziałam, lekko muskając dłonią jego policzek. – A ty Todd… jak chcesz w jakiś sposób… integrować się z Melissą, to proszę cię, daleko z tego miejsca.
Chłopak patrzył na mnie zamyślony, ale po chwili kiwnął twierdząco głową. Chwycił za cudzą koszulę, leżącą na podłodze, jego w końcu została przywłaszczona przez Melissę. Założył ją i podwinął przydługie rękawy. Skierował wzrok na Slasha i lekk0 wyciągnął w jego stronę dłoń.
- Dobra, stary, nie kłóćmy się. Zrobię tak, jak powiedziała twoja la… Hallie. Do zobaczenia.- powiedział.
Mulat bez słowa odwzajemnił uścisk dłoni. Todd wyszedł.
- Kurwa…- mruknął mój chłopak opadając na kanapę, z której wcześniej zrzucił Adlera.
Biedny Steven spadł na jakąś rudą dziewczynę, która pisnęła cicho, prosto do ucha leżącego obok kolesia. Tamten gwałtownie wyrwane ze snu kopnął innego gościa prosto w twarz. Gościu zerwał się gwałtownie i zderzył ze wstającą rudą. Tamta odleciała do tyłu, budząc skutecznie dwie kolejne osoby, w tym Seana, którego dopiero teraz zauważyłam. W ten sposób po dziesięciu minutach w pokoju zostałam tylko ja z Saulem i Adlerem. Reszta oczywiście rozeszła się w swoje strony, nie zaszczycając nas spojrzeniem. Siedzieliśmy wszyscy na kanapie, ja zajęłam się dyskusją ze Stevenem na temat wczorajszej imprezy.
- Daj spokój Hal, nie takie kace się miało.- zaśmiał się chłopak, kiedy poskarżyłam się na ból głowy.
- Oj, Steven, może i masz dobrą głowę, ale pijąc od czternastego roku życia, chyba nie masz się czym chwalić…- westchnęłam odgarniając włosy z czoła.
- W Los Angeles, się nie da inaczej, złotko.- odparł z uśmiechem.
Kiedy Saul usłyszał owe ‘złotko’ w wykonaniu blondyna, łypnął groźnie na naszą dwójkę.
- Oj, Slash, nie bądź taki…- pogłaskałam go po włosach.- Jeśli Todd ma choć trochę oleju w głowie, to zorientuje się, że Melissa chce go tylko wykorzystać.
- Wredna manipulantka. Dała mu ten pieprzony numer, tylko żeby nam zrobić na złość. Nie zależy jej na nim, a potem ja będę słuchał jego jęków…- potrząsnął głową.- Ale, masz rację nie ma co się dąsać. Chodź, obudzimy resztę…
Pociągnął mnie za rękę i wyprowadził na korytarz. Skierował się w stronę schodów.
- Ale… Widziałam, że Izzy, Black i Duff byli w kuchni…- powiedziałam.
- Eh, kotku, tak słodko nie rozumiesz. – wymruczał mi do ucha i zarzucił sobie mnie na ramię.
Zaśmiałam się cicho, jednocześnie rozkoszując się jego zapachem. Chyba nietrudno zgadnąć, że mulat zaniósł mnie prosto do sypialni. Położył mnie delikatnie na  łóżku, jednocześnie schylając się i zachłannie mnie całując. Jego ręce w tym czasie zaczęły przesuwać się po moim brzuchu. Czyżby powtórka z rozrywki?
--------------------
Moja kolejna pobudka tego dnia, była zupełnie inna od tej pierwszej. Przede wszystkim nie czułam się tak skacowana jak rano. Poza tym, w łóżku byłam sama, a nie z Saulem jak rano. Przeciągnęłam się i wyszłam z pościeli. Po narzuceniu na siebie ubrań, szybko zeszłam na dół. W oczy rzuciło mi się, że nie było tyle osób, co rano. Usłyszałam jakieś rozmowy w kuchni. Zajrzałam do pomieszczenia. Zebrali się tam wszyscy domownicy. To znaczy Axl, Duff, Steven, Izzy, Slash i Sean. Od razu dało się wyczuć przygnębiającą atmosferę. A najbardziej niepocieszony był  najwyraźniej Rose. Siedział na krześle ze spuszczoną głową i pił piwo. Obok niego stał Izzy, nie wiedząc za bardzo co robić. Reszta chyba nie była w sumie zainteresowana nastrojem Rudego, znaleźli się w kuchni przypadkiem.
- Axl? Coś nie tak?- spytałam podchodząc do chłopaka.
Gwałtownie się poderwał, wylewając przy tym kilka kropli trunku na blat. Spojrzał na mnie zrezygnowanym wzrokiem, pokręcił głową.
- Jestem do dupy Hallie, wiesz?- mruknął.
- Właściwe to wiem. A czemu tym razem?- odparłam jak zawsze miła.
Chłopak westchnął.
- Jasmin dała mi kosza.- wymamrotał w końcu.
- Co? I ty Axl Rose się tym przejmujesz? Ty, który możesz mieć każdą laskę w promieniu 300 mil? Co z tobą? Gdzie ta pewność siebie, obleśnie uwodzicielski uśmiech, czarujący błysk w oku? Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że ci jakaś dziewczyna nie uległa.
- Ty to kurwa jednak umiesz pocieszyć.- warknął Rose.
Zaśmiałam się. Serio, bawiła mnie ta sytuacja. Zupełnie to do chłopaka nie podobne, żeby laska mu odmówiła czegokolwiek, a ten się jeszcze załamuje! Znałam trochę Jasmin, pewnie zwyczajnie w świecie uznała, że na pewne kroki jest nieco za wcześnie i dała mu to do zrozumienia. A ten robi z siebie ofiarę!
- Axl. To nie tak, że ja chcę cię pocieszać. Ja ci mówię jak jest. Jeśli byłeś zbyt natarczywy, idź przeproś. Jeśli zrobiłeś co wbrew jej woli, kup kwiatki. Jeśli ją czymkolwiek innym zdenerwowałeś… kup jej… buty? W każdym razie tak działają kobiety. Serio.-poradziłam.
- Tylko, że… To nie tak. Jest gorzej niż się spodziewasz.- jęknął.
Co do cholery dzieję się z tym gościem?!
- To znaczy?- zapytaliśmy równocześnie z Izzy’m i Seanem, który zaczął przysłuchiwać się rozmowie.
- Hallie, co powiesz na spacer?- Rose spojrzał na mnie z nadzieją.
Zgodziłam się kiwnięciem głowy. Skoro aż tak bardzo zależało mu na prywatności… Weszłam jeszcze na górę, by choć odrobinę uczesać włosy.  Kiedy byłam gotowa, wróciłam do kuchni i powiedziałam Saulowi gdzie idę. Jeszcze tylko założyłam trampki i już po chwili szłam wraz z Axlem ulicą, w stronę Sunset. Słońce chyliło się ku zachodowi, w końcu przespałam parę ładnych godzin. Obserwowałam w milczeniu zapalające się po kolei latarnie i ostatnie promienie przebijające się przez chmury, daleko na horyzoncie. Stworzyło to nad miastem czerwono purpurową aurę, nadając mu sielankowy klimat. Kiedy tak patrzyło się na zasłane światłem zachodu uliczki, trudno było uwierzyć, że już za kilka godzin będą tędy chodzili naćpani i nachlani faceci i roznegliżowane dziwki, pragnące zaciągnąć w zaułek jakiegokolwiek osobnika płci męskiej. Na tym jednak polegało Los Angeles, za dnia niewinne jak aniołek, z w nocy dzikie, szalone i nieobliczalne niczym letnia burza. Było w tym jednak coś magicznego, co przyciągało tak wiele młodych ludzi.
Taki właśnie młody człowiek szedł obok mnie, cały czas się nie odzywając. Rudy wcisnął ręce w kieszenie i przekręciwszy daszek czapki do tyłu, wpatrywał się w dal. Wyglądał w tej chwili na kogoś o wiele starszego, niż był w rzeczywistości. Żeby odrzucić od siebie tę myśl, szybko zaczęłam rozmowę.
- To co takiego się wydarzyło?
- Sam  nie wiem.
- Człowieku, nie plącz mi się tu, tylko gadaj.- wywróciłam oczami.
- Ja… Coś ze mną nie tak.- mruknął.
- To zdążyłam zauważyć. Wiesz, w sumie nie widziałam cie wiele razy smutnego. Ty albo masz dobry humor, albo się wściekasz i wkurwiasz…
- Tak, wiem. Dostaje nerwicy i innych takich. Nie musisz mi przypominać.- przerwał mi.
- Okey… Widzę, że serio nie w nastroju. To powiesz mi wreszcie o co chodzi?
- Wydaje mi się, że Jasmin mnie lubi. I tu jest problem. Bo ona… Cholera, Hallie! Wczoraj w nocy… Zabrałem ją w takie miejsce… To jest w parku, niby w mieście, ale zawsze kiedy tam przychodzę… Wiesz, mała polanka, osłonięta drzewami, jakieś kwiatki. Jednak najbardziej zachwyca mnie panująca tam cisza. W jakiś dziwny sposób dociera tam bardzo mało dźwięków z miasta. Często tam chodzę, kiedy się zdenerwuję. Pomyślałem, że takie miejsce spodoba się Jaz. Ona jest taka spokojna i delikatna… Jak tamta polanka, nie uważasz?
- Mm, zgadza się, mów dalej.- zachęciłam go.
- Byliśmy tam sobie, gadaliśmy. Ona bardzo się wtedy otworzyła, jeszcze bardziej niż wtedy, kiedy gadaliśmy po raz pierwszy. Opowiedziała mi o swojej rodzinie i o tej całej Melissie. W pewnym momencie, kiedy tak patrzyłem na nią jak mówiła, kiedy patrzyłem n jej wargi… poczułem wielką ochotę żeby je pocałować. Ale nie poczułem tego tak, jak czuję zazwyczaj, o nie. Normalnie, kiedy mam do czynienia ze zwykłą i pustą laską, to chcę jej wepchnąć język do gardła, tylko po to, żeby samemu sobie ulżyć. Jednak Jasmin… Miałem ochotę pieścić ją delikatnie, tak, jak na to zasługuje, z czułością.
Zamilkł.
Nie odzywałam się również. Po części dlatego, że nie  chciałam przerywać Axlowi, a po części dlatego, że sama musiałam przeanalizować fakty jakimi się przed sekundą ze mną podzielił. Nie powiem, zaskoczył mnie. Jeszcze dzisiaj rano myślałam jaka piękna mogłaby być z nich para, i zastanawiałam się, czy Rose się przypadkiem nie zakochał. Teraz szłam koło niego i jakoś nie chciało mi się w to wierzyć. Chociaż wszystko na to wskazywało. Przypomniałam sobie też, że Jasmin mówiła coś, że chcą się lepiej poznać. Czyżby to była przykrywka dla jej wahania? Dla wahania czy cokolwiek czuje do chłopaka? Całkiem możliwe. Cholera, z jednaj strony nie chcę, żeby chłopak poczuł się odrzucony, z drugiej żeby Jaz nie robiła niczego na siłę. Co robić? Na szczęście moje myśli przerwała kontynuacja monologu Axla.
-Jako, że ja to ja, oczywiście to zrobiłem. Zbliżyłem się no i… pocałowałem ją. Chyba domyślasz się, że jej to się nie za bardzo spodobało. Odskoczyła, tym swoim cienkim głosikiem wyzwała mnie od dupków i frajerów, a potem uciekła. Nie zdajesz sobie sprawy, jak chujowo się wtedy poczułem.- przygnębienie chłopaka chyba zamieniło się w złość, bo dość mocno kopnął w stojący nieopodal śmietnik.- Byłem wściekły na siebie, że nie pomyślałem, ale również czułem do niej ogromny żal, że nie powiedziała mi… co… do mnie czuje. O ile w ogóle coś. A ja głupi pomyślałem, że ona pokocha kogoś takiego jak ja…
Uniósł dotychczas pochyloną głowę i z westchnieniem obrzucił spojrzeniem panoramę miasta, dobrze widoczną z miejsca, w którym się  znajdowaliśmy. Jego oczy błądziły po kolorowych neonach, ulicznych latarniach, ciemnogranatowym już niebie. Westchnął ponownie i przeniósł wzrok na mnie.
- Hallie, co powinienem zrobić? Mi na niej zależy. Naprawdę.
Powiedział to z taką  żałością i rezygnacją w głosie, że natychmiast zrobiło mi się go szkoda. Przykro patrzeć, jak przyjaciel bezradnie i desperacko poszukuje wyjścia z sytuacji. Szczególnie, kiedy był to Axl Rose. Wypuściłam powietrze z płuc, zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Myślę, że należy zacząć od sprawdzenia co sądzi Jasmin o tej całej sytuacji. Jeśli… Ona rzeczywiście… Nie będzie chciała tego kontynuować, to nie ma sensu. Ta dziewczyna bywa wbrew pozorom uparta jak osioł. Może się jednak zdarzyć, że ona też… Że jej też na tobie zależy. Musisz jej dać tylko trochę czasu, Axl. Czas to lek na wszystko.- poradziłam chłopakowi, sama zaskoczona jakie mądre powiedziałam właśnie słowa.
- Masz rację. Znaczy, myślę, że masz. W tym wypadku musze powołać się na twoją kobiecą intuicję. - powiedział chłopak.
Znów nic nie odpowiedziałam. I znów zaczęłam zachwycać się widokiem. Co do cholery jest w tym pieprzonym Los Angeles? Może to te kolory? Może klimat? Może bezpośredniość ludzi? Może… To wszystko? Po niespełna miesiąca mieszkania w tym mieście, nie byłabym w stanie wrócić do Lafayette. Nie tylko dlatego, że z domem wiązałam ogrom okropnych wspomnień, ale również dlatego, że było tam przeraźliwe nudno. Jedyne osoby, które wprowadzały w moje życie odrobinę słońca, to Chris i Amber. Poczułam nagle ogromną tęsknotę do tamtej dwójki. Kiedyś nierozłączni, a teraz? Dzieli nasz kilkaset mil. Miałam nadzieję, że wszystko u nich w porządku.
- Hal? Jeszcze jedna mała prośba…- wymamrotał nagle Axl.
- Tak?
- Mogłabyś… porozmawiać z nią? Z Jasmin?
- Jasne, nie ma problemu.- zgodziłam się.- A gdzie teraz?
- Sam nie wiem, ale… sugeruję się najebać.- na jego twarzy wykwitł blady uśmiech.
Zgodziłam się kiwnięciem głowy.
----------------
Uff, jak się cieszę, że go skończyłam. Muszę przyznać, że podczas jego pisania, starałam się bardziej przyłożyć, niż przy ostatnich częściach tego opowiadania. Jest więc trochę dłużej i mam nadzieję, że się podoba. Jak dla mnie nie jest źle, ale pisałam ten rozdział przez kilka dni i w jednym fragmencie wyczuwalny jest mój kompletny brak weny. Ale to może tylko moje odczucia. Także mam nadzieję, że wam się podoba i proszę, skomentujcie, jak przeczytacie. Nie zależy mi na kilometrowych wypracowaniach, o nie. Tylko te trzy czy cztery słowa. Nawet nie wiecie, jakiego to daje kopa :)))
Hugs, Rocky. 

PS1 Zapraszam bardzo serdecznie do zakładki L.A. Story gdzie zmieniłam nieco zdjęcia i opisy bohaterów. Teraz opisy są dłuższe, i wydaje mi się, że lepsze. To samo tyczy się zdjęć :)

PS2 Dla zboczucho-erotomano-skesoholików: nie zamierzam wprowadzać intymnych scenek XD Dziwnie bym się czuła opisując taki akt. Po prostu nie, mam nadzieję, że mi wybaczycie. 

PS3 Z dość dużym opóźnieniem, chciałabym napisać: STO LAT DLA PANA STRADLINA!!! <3


10 komentarzy:

  1. Jej, jaki cudowny ten rozdział <3 Bardzo przyjemnie mi się go czytało, za to Ci ogromnie dziękuję :)
    Podoba mi się, że pojawiło się tu tak dużo przemyśleń, a mniej dialogów. I to jeszcze tak wszystko ładnie napisane ;-; No jakbym czytała książkę :D
    Co do treści..
    1) Slash i Hallie są uroczy :3 Mam nadzieję, że ich sielanka w związku będzie trwać baaardzo długo! Kłótnie zbędne xD
    2) Nie dziwię się Hudsonowi, że przy blondynie puściły mu nerwy. Melissa to mega wkurwiający człowiek, ale jak wiadomo, czarne charaktery też muszą być! ;>
    3) Axl wielce pokrzywdzony, bo dziewczyna nie chciała się z nim migdalić. Och ach. :'(
    Albo w sumie! Nie no.. trochę mi go szkoda. Wredota widać się zakochała, więc niech walczy :3
    Także tego.. rozdział zajebisty i nie mogę się już doczekać kolejnej części <3 ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo! Kolejna część już w przygotowaniu :>

      Usuń
  2. Zapraszam na nowy rozdział! :)
    http://november-rain-story.blogspot.com/2014/04/rozdzia-12.html

    PS Boże, nadrobię u Ciebie! obiecuję :**

    OdpowiedzUsuń
  3. (jeżeli dostajesz ten komentarz musi się to równać z jakimkolwiek pozostawionym komentarzu (w przeszłości) u mnie na blogu! z góry przepraszam za denerwujące spamowanie)
    Witam witam... chciałabym poprosić o wstąpienie na minutę na mój blog. Dokładniej pod adres: http://bullshit-and-lies.blogspot.com/p/info.html
    By zapisać się na kolejkę o informowaniu!
    Opisałam wszystko dokładnie. Nic więcej nie potrzeba, jak jedynie zgoda z linkiem, do Twojego bloga! Nie czuję kiedy rymuję.
    Niewielka współpraca, dla lepszego współżycia na bloggerze. Dziękuję z góry! :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak to się stało, że mój komentarz się nie dodał? Był taki w chuj długi, napisałam go parę godzin wcześniej :c
    A tak poważnie to:
    Kurwajapierdolę! Dobrze tej suce, Mellissie, że ją Hal wyjebała z chaty! głupia kurwa! I specjalnie dała numer!
    źal mi Axla. Biedak, chciał dobrze, ale na początek trochę przeholował.
    Sean to moja ulubiona postać chyba. może dlatego, że chciałabym mieć takiego brata.
    W tym rodziale było go mało, ale rozumiem- dużej ilości bohaterów nie da się pogodzić w jednym rozdziale, chyba że to jest dodatek hahha, jak u mnie.
    Dobra. Jeszcze 4 blogi do nadrobienia. Kończę moje wywody.
    Weny i zapraszam do mnie, bo dawno Cię tam nie widziałam!xDDD
    :* <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem Twój ból, na mnie czasem blogger też strzela focha i nie wpieprza cały mój komentarz.
      No, ale cóż, bywa XD
      Sean powiadasz? Specjalnie dla Ciebie postaram się żeby było go więcej w następnym rozdziale :DD
      Dziękuję :*

      Usuń
  5. Ojej, dziękuję Ci ;* No cóż, po prostu lubię chwalic utalentowanych ludzi :3
    Biedny Axl, w końcu coś się w nim zmieniło i dostał kosza :C No ale cóż, od razu nie można liczyc na dużo od takiej dziewczyny.
    A ta cała Melissa jest wkurwiająca. Jeszcze Slash i Todd by się przez nią pokłócili. Ona na pewno jeszcze namiesza.
    Ogólnie jest pięknie, piszesz tak wspaniale <33 Muszę jeszcze dodac, że fotka Izzy'ego jest piękna ;))
    Pozdrawiam i życzę weny ;***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo :3 Zgadza się, Melissa jeszcze namiesza 3:)
      Miło mi, że pochwaliłaś fotkę Stradlina, bo chciałam dać jakieś rzadko spotykane zdjęcie :DD
      Pozdrawiam również i jeszcze raz dziękuję!

      Usuń
  6. Kochana Rocky! Jesteś moją mistrzynią w pisaniu opowiadań :)
    Pamiętam jak niedawno zaczynałaś. Było świetnie, a teraz jest zajebiście! Podziwiam Cię za talent. Widać, że to co robisz, przychodzi Ci łatwo, bo lekko się czyta. Wczoraj wieczorem (3 w nocy xD) czytałam to cudeńko i miałam uśmiech wymalowany na gębie.

    Slash i Hal :3 Kocham tą parkę. Mam nadzieję, że ten związek przetrwa lata, a nasi bohaterowie będą żyli długo i szczęśliwie :D Albo nie! Wprowadź jakiś mroczny wątek buahahaha! Niech się dzieje źle, ale na koniec ma być happy end XD

    Melissa. Czy tylko ja jej tak nie znoszę. Nie mogę zdzierżyć, pomimo dobrych chęci. Okropny styl bycia... Chyba nigdy się nie przełamię ;----;

    I na koniec Axl. Mój biedny Axluś. Mały, pokrzywdzony Rose. Szkoda mi się go zrobiło ;(
    Postarał się chłopak, zabrał w swoje, magiczne miejsce i dupa :/ Może zbyt szybko posunął się do przodu? Dziewczyna potrzebuje czasu xD
    Tak, czy inaczej mam nadzieję, że zdobędzie jej serducho :3

    KOCHAM CIĘ! :**

    Chelle

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O cholera, chyba trochę przesadziłaś XD To znaczy, wiesz, ja od zawsze uważam CIEBIE za mistrzynię opowiadań. Ja chyba jeszcze na ten tytuł nie zasługuje...
      Ale bardzo dziękuję.
      Też cię kocham :***

      Usuń