-----------------
Kiedy tylko się
obudziłam, poczułam ostry ból głowy, świdrujący moją czaszkę na wskroś. Miałam
wrażenie, że ktoś uderza mi w potylicę młotem, jednocześnie wkręcając śruby w
skroń. Jednym słowem: kac. I to wyjątkowo mocny. No, w końcu wczorajsze
niepowodzenie musiałam jakoś utopić w butelce Jima Beana. A co było dalej? Hmm…
Otworzyłam oczy,
lekko wykrzywiłam twarz w grymasie bólu. Pierwsze co zobaczyłam, to moje
własne, nagie ciało. Uniosłam głowę, sycząc. Ujrzałam Slasha leżącego w dość
dziwnej pozycji na materacu obok mnie. Jego włosy łaskotały mnie w odkryty brzuch.
Nie miał ciuchów. Mimo kaca, uśmiechnęłam się lekko, na wspomnienie nocy. Chociaż
miałam wówczas wysokie stężenie alkoholu we krwi, podjęłam świadomą decyzję,
był to więc powód do dumy. Ogólnie czułam się dobrze, że tak się stało, to był
zdecydowanie odpowiedni moment. Slash też zdawał się być zadowolony, sądząc po
błogim uśmiechu na jego twarzy.
Jak najciszej
zsunęłam się z łóżka, i przykryłam mulata kocem. Przyjrzałam się mu jeszcze raz
i przypieczętowałam to lekkim cmoknięciem chłopaka w czoło. Wyszłam z pokoju,
naciągając na siebie pierwsze lepsze ubrania, leżące na podłodze. Okazało się,
że była to koszulka Saula z Led Zeppelin oraz moje własne majtki. W takim jakże
wykwintnym stroju, skierowałam moje kroki do łazienki. Na progu do
pomieszczenia leżał jakiś facet, mamrocząc coś i śliniąc się potwornie na
posadzkę. Generalnie dało się zauważyć, że na alkoholu i fajkach impreza się
nie skończyła. Lekkim kopniakiem w ramie przewróciłam
gościa na bok, by następnie lekko przesunąć go w głąb korytarza. Weszłam do
wreszcie pustej łazienki. W oczy rzucało się niezły syf składający się głównie
z petów, butelek i damskiej bielizny. Odgarnęłam wszystko w jeden róg, by choć
trochę umilić sobie kąpiel. Zrzuciłam z siebie całe ubranie, z niezadowoleniem
pozbywając się cudnie pachnącej dymem papierosowym koszulki Saula. Rzuciłam wszystko na podłogę i stanęłam
pod prysznicem. Od kilku dni mieliśmy dostęp do ciepłej wody, po tym jak
uzbierałam sumę, by się o taką ubiegać.
Teraz mogłam rozkoszować się gorącą kąpielą, a nie dygotać z zimna jak jeszcze
tydzień wcześniej.
Jak wiadomo nie
od dziś, ciepły strumień rozluźnia ciało, za to umysł pobudza do refleksji.
Przymknęłam lekko powieki, a moją głowę wypełniło mnóstwo myśli. Przede
wszystkim myślałam o Slashu i mnie. Na razie wszystko zdawało się być
doskonałe, zdawałam sobie jednak sprawę, że
nie może to trwać wiecznie. Kiedyś przyjdzie pierwsza kłótnia. Ciekawe, czy
będą latały talerze. Jak na razie jest jednak lepiej niż dobrze, postanowiłam
więc cieszyć się chwilą.
Kiedy tak
zastanawiałam się nad życiem w związku, przypomniało mi się o Jasmin i Axlu.
Jak przez mgłę kojarzyłam, że Black mówiła coś o ich wyjściu z imprezy. Gdzie
się udali? Hm, znając Rose’a, mógł to być jednocześnie obleśny klub ze
striptizem jak i kameralna kawiarnia. Ewentualnie jakieś urocze i romantyczne miejsce na łonie
natury. Jeżeli Rudy ma choć trochę wyobraźni, zabrałby dziewczynę we właśnie
takie miejsce. Jaz sprawia wrażenie bardzo delikatniej, kruchej, dziewczęcej.
Taka poniekąd jest, szczególnie na początku znajomości. Jednak ja i Blue
przekonałyśmy się, że czasem potrafi być cholernie uparta i marudna. Ale chyba
każda kobieta w głębi duszy posiada te cechy. W każdym razie, mam nadzieję, że
Jasmin nie musiała się męczyć w jakimś obskurnym pubie, tylko spędziła miłe chwile ze swoim… Ze
swoim co? Oni są razem? Z tego co mi mówiła dziewczyna, nie chcą się za bardzo
spieszyć, wolą się najpierw lepiej poznać. Nieco mnie to zszokowało, bo byłam
przekonana, że Axlowi zależało tylko, żeby ją przelecieć. Tymczasem oni chcą
się lepiej poznawać i takie tam. Podejrzane… Czyżby Rose się naprawdę zakochał?
Nie wiem czemu, ale nie pasował mi do roli dobrego partnera, a już na pewno nie
do Jaz. On porywczy, ona raczej spokojna. Chociaż w sumie, można wyznawać
zasadę ‘przeciwieństwa się przyciągają’. Prawda?
W naszym miłym
gronie jest jeszcze jedna parka, której to bardzo kibicowałam od samego
początku. Black i Izzy. Pasują do siebie pod każdym względem, nawet wyglądu.
Niby nie rzucają się w oczy, a osobowość mają bardzo nietypową. Razem są jednak
najdłużej z nas wszystkich, połączyła ich bowiem miłość od pierwszego
wejrzenia. Pamiętam jak dzisiaj, kiedy jakiś miesiąc temu, kiedy przyjechaliśmy
do L.A., Black zaświeciły się oczy, kiedy pierwszy raz spotkała Stradlina.
Przypomniałam sobie również uśmiech bruneta, kiedy to dziewczyna pochwaliła
jego grę na gitarze. Eh, może to zabrzmi jak w jakiejś operze mydlanej, ale oni
są sobie po prostu przeznaczeni.
Kiedy poczułam,
że wyczerpałam cały zapas gorącej wody, szybko zakręciłam kurek, i wysunęłam
się z kabiny. Chwyciłam za swój ręcznik wiszący na wieszaczku i szybko się
obtarłam. Owinęłam się materiałem i wyszłam z łazienki. Kiedy z powrotem znalazłam
się w sypialni, Slash wciąż spał.
Ubrałam się w wytarte szorty i wyciągnięty T-shirt z Kiss. Zaczęłam
schodzić na dół po schodach. W pewnym momencie poczułam, że jestem w pewnych
intymnych miejscach nieco obolała. Wiedziałam, czym to było spowodowany i
uśmiechnęłam się na myśl o nocy jaką spędziłam.
Kiedy znalazłam
się na dole, pierwsze co zrobiłam, to skierowała się do kuchni. Głównie w celu
znalezieniu czegoś do picia, miałam bowiem w ustach tak sucho, że niedługo
rozprzestrzeniłyby mi się tam jakieś pustynne zwierzaki. Kiedy ugasiłam
pragnienie, przy okazji połykając dwie tabletki przeciwbólowe, rozejrzałam się
na około. Całkiem sporo ludzi walało się na ziemi. Zdecydowanej większości nie
znałam, rozpoznałam jedynie Izzy’ego śpiącego w kącie, wtulonego w Black, oraz
Duffa, który leżał na blacie w dość dziwacznej pozie, ściskając w dłoni szyjkę
od butelki wódki. Zauważyłam, że w ciągu kilku tych chwil, których się
rozglądałam, z podłogi wstała dwójka młodych chłopaków i nie zwracając na mnie
uwagi, zataczając się wyszli z domu. Nie zrobiło to na mnie wrażenia, w Los
Angeles to normalniejsze niż regularne chodzenie do szkoły.
Spragniona
wiedzy na temat miejsca przebywania pozostałych znajomych, przeszłam nad śpiącą
szatynką leżącą w korytarzu i wsunęłam się do pokoju. Pierwsze co rzuciło się w
oczy to rozwalone na całej kanapie cielsko Adlera. Miał cholernego farta, że mu
się trafiła taka miejscówka. Wokół zalegało od groma nieznajomych, niektórzy
powoli się wybudzali, inni twardo spali. Syf był niemiłosierny, nie było gdzie
postawić nogi. Odgarnęłam gwałtownym ruchem stopy kilka butelek. Jedna z nich,
przy zderzeniu z nogą od zdezelowanego stolika, pękła. Wydała przy tym dość
głośny dźwięk i najwyraźniej wyrwała kogoś ze snu. Usłyszałam bowiem cichy syk,
gdzieś za sobą. Odwróciłam się, by zobaczyć kto to. Zaskoczona stwierdziłam, że
to nie kto inny jak Melissa. Moje zdziwienie wzrosło, kiedy zorientowałam się,
że tleniona blondynka ma na sobie jedynie majtki i rozpiętą męską białą
koszulę. Przez chwile mignęła mi jej naga pierś, ale szybko się zasłoniła
jasnym materiałem.
- Hallie. Miło
cię widzieć, daj mi wody.- powiedziała z niezadowolonym grymasem.
Podałam jej
butelkę mineralnej, którą wciąż trzymałam w dłoni. Objęła gwint ustami, dzięki
czemu dostrzegłam, że jej szminka jest starta a makijaż oczu lekko rozmazany.
Wniosek nasuwał się sam. Tylko… z kim? Kto do cholery był wczoraj ubrany w
białą koszulę? W sumie mogło być wiele takich osób. Nie powinnam się tym
przejmować, w końcu Melissa jeszcze nie tak dawno była rasową striptizerką.
Cały czas jednak nurtowało mnie, kogo takiego dziewczyna uwiodła ostatniej
nocy. Zlustrowałam pokój, szukając jakiejś gołej klaty. I znalazłam. Należała do Todda. Leżał
niedaleko, i na dodatek, ściskał w dłoniach czarny biustonosz. Dość spory, a
sądząc po pokaźnych piersiach Melissy,
mógł należeć właśnie do niej.
- Czy ty się
ruchałaś z Toddem?- zapytałam nie siląc się na jakiekolwiek skrupuły.
- Tak ma na
imię? Może mówił, zapomniałam.- machnęła ręką.- Uroczy chłopiec, i całkiem
niezły w pewnych kwestiach.
Uśmiechnęła się
lekko i omiatając mnie krytycznym spojrzeniem, dodała:
-A ty co? Nigdy
się nie bzykałaś na imprezie? No tak, przecież jesteś z jakiejś wsi w Indianie,
tam nawet nie ma wystarczająco dużo ludzi, żeby zrobić dobrą imprezę...
- Coś ty
powiedziała?- niespodziewanie pojawił się Slash.
- Och, kotku, ja
tylko mówię prawdę. Co tak bronisz małej Hallie, czyżbyś starał się o jej
względy, bohaterze?- przesłodko zatrzepotała rzęsami uśmiechając się przy tym
ironicznie.
- Hal, miałaś
racje jak mówiłaś, że to dziwka. – powiedział Saul lodowatym tonem, tak, żeby
Melissa dobrze to usłyszała.
Blondynka po usłyszeniu tych słów, nie
odpowiedziała. Zacisnęła tylko usta i zmrużyła groźnie oczy. Saul nic sobie z
tego nie robiąc, stał z założonymi rękami mierząc dziewczynę nieprzyjemnym
spojrzeniem. Przez chwile na siebie patrzyli.
- Ej, no dobra,
wyluzujcie.-mruknęłam w końcu.
- Właśnie, bierz
przykład ze swojej laseczki, a nie się tak nadymasz.- władczym tonem
powiedziała Melissa.
- A ty sobie nie
pozwalaj. To mój dom, i nalegam, byś jak najszybciej go opuściła.- syknęłam.
Blondynka wydęła
usta w paskudnym grymasie. Zerwała się z podłogi, zapinając przy tym koszulę
Todda. Szybkim ruchem wciągnęła na stopy wysokie szpilki, i wyrwała z dłoni
swego kochanka górną część swojej bielizny. Rozejrzała się w poszukiwaniu
czarnej sukienki, a kiedy znalazła ją zwiniętą w misce po chipsach, chwyciła ją
i nie spoglądając na nas podążyła ku wyjściu. W ciągu tego całego zamieszania,
przebudził się Todd. Jakimś cudem w ciągu kilku sekund pojął, co się dzieje
wokół niego.
- Hej, kotku!
Gdzie idziesz? Daj mi chociaż swój numer!- zawołał Crew w kierunku odchodzącej
blondynki. Dziewczyna na początku popatrzyła na chłopaka niechętnie, potem
jednak uczyniła minę, jakby wpadła na jakiś genialny pomysł.
-Och, kochanie,
wybacz, że zapomniałam.- szepnęła uwodzicielsko.
Chwyciła za
kawałek opakowania od pizzy i posługując się sosem pomidorowym oraz wykałaczką,
narysowała kilka koślawych cyfr. Podała Toddowi papier, a ten wniebowzięty
chciał ja pocałować. Dziewczyna jednak lekko go od siebie odsunęła.
- Z chęcią, ale…
Niektórym nie za bardzo pasuje, że tu
jestem. Zadzwoń do mnie.- mruknęła do chłopaka, i wyszła.
- Czego wy od
niej chcecie?! To pierwsza kobieta, która pamiętała, że to właśnie ze mną się
ruchała w nocy! No Slash, ile razy twoja laska rano pamiętała twoją mordę, hm?-
rozzłościł się Crew i gwałtownie podniósł z ziemi.
Saul również
mocno się zdenerwował. Widziałam katem oka, jak sztywnieją mu ramiona i jak
zaciska mocno szczęki.
- Todd! Do kurwy
nędzy! Ty zapomniałeś, że mam dziewczynę!? Dlaczego ty mówisz takie rzeczy!? To ty się przespałeś z
tą dziwką, ja mam kogoś, kto pamięta nie tylko moją twarz, ale imię, nazwisko i
wszystko co jej mówiłem!
Crew patrzył
przez chwilę na mulata, wyraźnie nie wiedząc co powiedzieć.
- Melissa to nie
dziwka. Czemu tak o niej sądzisz?- wycedził w końcu.
- Hm, może
dlatego, że dała ci się przelecieć, po godzinie znajomości? Może też dlatego,
że niegdyś pracowała jako striptizerka? I może dlatego, że zachowuje się jak
żałosna szmata?- krzyknął Slash.
Dawno nie
widziałam go tak rozgniewanego. Cholera, co te baby robią z facetami.
- Slash,
wyluzuj.- powiedziałam, lekko muskając dłonią jego policzek. – A ty Todd… jak
chcesz w jakiś sposób… integrować się z Melissą, to proszę cię, daleko z tego
miejsca.
Chłopak patrzył
na mnie zamyślony, ale po chwili kiwnął twierdząco głową. Chwycił za cudzą
koszulę, leżącą na podłodze, jego w końcu została przywłaszczona przez Melissę.
Założył ją i podwinął przydługie rękawy. Skierował wzrok na Slasha i lekk0
wyciągnął w jego stronę dłoń.
- Dobra, stary,
nie kłóćmy się. Zrobię tak, jak powiedziała twoja la… Hallie. Do zobaczenia.-
powiedział.
Mulat bez słowa
odwzajemnił uścisk dłoni. Todd wyszedł.
- Kurwa…-
mruknął mój chłopak opadając na kanapę, z której wcześniej zrzucił Adlera.
Biedny Steven
spadł na jakąś rudą dziewczynę, która pisnęła cicho, prosto do ucha leżącego
obok kolesia. Tamten gwałtownie wyrwane ze snu kopnął innego gościa prosto w
twarz. Gościu zerwał się gwałtownie i zderzył ze wstającą rudą. Tamta odleciała
do tyłu, budząc skutecznie dwie kolejne osoby, w tym Seana, którego dopiero
teraz zauważyłam. W ten sposób po dziesięciu minutach w pokoju zostałam tylko
ja z Saulem i Adlerem. Reszta oczywiście rozeszła się w swoje strony, nie
zaszczycając nas spojrzeniem. Siedzieliśmy wszyscy na kanapie, ja zajęłam się
dyskusją ze Stevenem na temat wczorajszej imprezy.
- Daj spokój
Hal, nie takie kace się miało.- zaśmiał się chłopak, kiedy poskarżyłam się na
ból głowy.
- Oj, Steven,
może i masz dobrą głowę, ale pijąc od czternastego roku życia, chyba nie masz
się czym chwalić…- westchnęłam odgarniając włosy z czoła.
- W Los Angeles,
się nie da inaczej, złotko.- odparł z uśmiechem.
Kiedy Saul
usłyszał owe ‘złotko’ w wykonaniu blondyna, łypnął groźnie na naszą dwójkę.
- Oj, Slash, nie
bądź taki…- pogłaskałam go po włosach.- Jeśli Todd ma choć trochę oleju w
głowie, to zorientuje się, że Melissa chce go tylko wykorzystać.
- Wredna
manipulantka. Dała mu ten pieprzony numer, tylko żeby nam zrobić na złość. Nie
zależy jej na nim, a potem ja będę słuchał jego jęków…- potrząsnął głową.- Ale,
masz rację nie ma co się dąsać. Chodź, obudzimy resztę…
Pociągnął mnie
za rękę i wyprowadził na korytarz. Skierował się w stronę schodów.
- Ale…
Widziałam, że Izzy, Black i Duff byli w kuchni…- powiedziałam.
- Eh, kotku, tak
słodko nie rozumiesz. – wymruczał mi do ucha i zarzucił sobie mnie na ramię.
Zaśmiałam się
cicho, jednocześnie rozkoszując się jego zapachem. Chyba nietrudno zgadnąć, że
mulat zaniósł mnie prosto do sypialni. Położył mnie delikatnie na łóżku, jednocześnie schylając się i
zachłannie mnie całując. Jego ręce w tym czasie zaczęły przesuwać się po moim
brzuchu. Czyżby powtórka z rozrywki?
--------------------
Moja kolejna
pobudka tego dnia, była zupełnie inna od tej pierwszej. Przede wszystkim nie
czułam się tak skacowana jak rano. Poza tym, w łóżku byłam sama, a nie z Saulem
jak rano. Przeciągnęłam się i wyszłam z pościeli. Po narzuceniu na siebie
ubrań, szybko zeszłam na dół. W oczy rzuciło mi się, że nie było tyle osób, co
rano. Usłyszałam jakieś rozmowy w kuchni. Zajrzałam do pomieszczenia. Zebrali
się tam wszyscy domownicy. To znaczy Axl, Duff, Steven, Izzy, Slash i Sean. Od
razu dało się wyczuć przygnębiającą atmosferę. A najbardziej niepocieszony
był najwyraźniej Rose. Siedział na
krześle ze spuszczoną głową i pił piwo. Obok niego stał Izzy, nie wiedząc za
bardzo co robić. Reszta chyba nie była w sumie zainteresowana nastrojem Rudego,
znaleźli się w kuchni przypadkiem.
- Axl? Coś nie
tak?- spytałam podchodząc do chłopaka.
Gwałtownie się
poderwał, wylewając przy tym kilka kropli trunku na blat. Spojrzał na mnie
zrezygnowanym wzrokiem, pokręcił głową.
- Jestem do dupy
Hallie, wiesz?- mruknął.
- Właściwe to
wiem. A czemu tym razem?- odparłam jak zawsze miła.
Chłopak
westchnął.
- Jasmin dała mi
kosza.- wymamrotał w końcu.
- Co? I ty Axl
Rose się tym przejmujesz? Ty, który możesz mieć każdą laskę w promieniu 300
mil? Co z tobą? Gdzie ta pewność siebie, obleśnie uwodzicielski uśmiech,
czarujący błysk w oku? Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że ci jakaś dziewczyna
nie uległa.
- Ty to kurwa
jednak umiesz pocieszyć.- warknął Rose.
Zaśmiałam się.
Serio, bawiła mnie ta sytuacja. Zupełnie to do chłopaka nie podobne, żeby laska
mu odmówiła czegokolwiek, a ten się jeszcze załamuje! Znałam trochę Jasmin,
pewnie zwyczajnie w świecie uznała, że na pewne kroki jest nieco za wcześnie i
dała mu to do zrozumienia. A ten robi z siebie ofiarę!
- Axl. To nie
tak, że ja chcę cię pocieszać. Ja ci mówię jak jest. Jeśli byłeś zbyt
natarczywy, idź przeproś. Jeśli zrobiłeś co wbrew jej woli, kup kwiatki. Jeśli
ją czymkolwiek innym zdenerwowałeś… kup jej… buty? W każdym razie tak działają
kobiety. Serio.-poradziłam.
- Tylko, że… To
nie tak. Jest gorzej niż się spodziewasz.- jęknął.
Co do cholery
dzieję się z tym gościem?!
- To znaczy?-
zapytaliśmy równocześnie z Izzy’m i Seanem, który zaczął przysłuchiwać się
rozmowie.
- Hallie, co
powiesz na spacer?- Rose spojrzał na mnie z nadzieją.
Zgodziłam się
kiwnięciem głowy. Skoro aż tak bardzo zależało mu na prywatności… Weszłam
jeszcze na górę, by choć odrobinę uczesać włosy. Kiedy byłam gotowa, wróciłam do kuchni i
powiedziałam Saulowi gdzie idę. Jeszcze tylko założyłam trampki i już po chwili
szłam wraz z Axlem ulicą, w stronę Sunset. Słońce chyliło się ku zachodowi, w
końcu przespałam parę ładnych godzin. Obserwowałam w milczeniu zapalające się
po kolei latarnie i ostatnie promienie przebijające się przez chmury, daleko na
horyzoncie. Stworzyło to nad miastem czerwono purpurową aurę, nadając mu
sielankowy klimat. Kiedy tak patrzyło się na zasłane światłem zachodu uliczki,
trudno było uwierzyć, że już za kilka godzin będą tędy chodzili naćpani i
nachlani faceci i roznegliżowane dziwki, pragnące zaciągnąć w zaułek
jakiegokolwiek osobnika płci męskiej. Na tym jednak polegało Los Angeles, za
dnia niewinne jak aniołek, z w nocy dzikie, szalone i nieobliczalne niczym
letnia burza. Było w tym jednak coś magicznego, co przyciągało tak wiele
młodych ludzi.
Taki właśnie
młody człowiek szedł obok mnie, cały czas się nie odzywając. Rudy wcisnął ręce
w kieszenie i przekręciwszy daszek czapki do tyłu, wpatrywał się w dal.
Wyglądał w tej chwili na kogoś o wiele starszego, niż był w rzeczywistości.
Żeby odrzucić od siebie tę myśl, szybko zaczęłam rozmowę.
- To co takiego
się wydarzyło?
- Sam nie wiem.
- Człowieku, nie
plącz mi się tu, tylko gadaj.- wywróciłam oczami.
- Ja… Coś ze mną
nie tak.- mruknął.
- To zdążyłam
zauważyć. Wiesz, w sumie nie widziałam cie wiele razy smutnego. Ty albo masz
dobry humor, albo się wściekasz i wkurwiasz…
- Tak, wiem.
Dostaje nerwicy i innych takich. Nie musisz mi przypominać.- przerwał mi.
- Okey… Widzę,
że serio nie w nastroju. To powiesz mi wreszcie o co chodzi?
- Wydaje mi się,
że Jasmin mnie lubi. I tu jest problem. Bo ona… Cholera, Hallie! Wczoraj w
nocy… Zabrałem ją w takie miejsce… To jest w parku, niby w mieście, ale zawsze
kiedy tam przychodzę… Wiesz, mała polanka, osłonięta drzewami, jakieś kwiatki.
Jednak najbardziej zachwyca mnie panująca tam cisza. W jakiś dziwny sposób
dociera tam bardzo mało dźwięków z miasta. Często tam chodzę, kiedy się
zdenerwuję. Pomyślałem, że takie miejsce spodoba się Jaz. Ona jest taka
spokojna i delikatna… Jak tamta polanka, nie uważasz?
- Mm, zgadza
się, mów dalej.- zachęciłam go.
- Byliśmy tam
sobie, gadaliśmy. Ona bardzo się wtedy otworzyła, jeszcze bardziej niż wtedy,
kiedy gadaliśmy po raz pierwszy. Opowiedziała mi o swojej rodzinie i o tej
całej Melissie. W pewnym momencie, kiedy tak patrzyłem na nią jak mówiła, kiedy
patrzyłem n jej wargi… poczułem wielką ochotę żeby je pocałować. Ale nie
poczułem tego tak, jak czuję zazwyczaj, o nie. Normalnie, kiedy mam do
czynienia ze zwykłą i pustą laską, to chcę jej wepchnąć język do gardła, tylko
po to, żeby samemu sobie ulżyć. Jednak Jasmin… Miałem ochotę pieścić ją
delikatnie, tak, jak na to zasługuje, z czułością.
Zamilkł.
Nie odzywałam
się również. Po części dlatego, że nie
chciałam przerywać Axlowi, a po części dlatego, że sama musiałam
przeanalizować fakty jakimi się przed sekundą ze mną podzielił. Nie powiem,
zaskoczył mnie. Jeszcze dzisiaj rano myślałam jaka piękna mogłaby być z nich
para, i zastanawiałam się, czy Rose się przypadkiem nie zakochał. Teraz szłam
koło niego i jakoś nie chciało mi się w to wierzyć. Chociaż wszystko na to
wskazywało. Przypomniałam sobie też, że Jasmin mówiła coś, że chcą się lepiej
poznać. Czyżby to była przykrywka dla jej wahania? Dla wahania czy cokolwiek
czuje do chłopaka? Całkiem możliwe. Cholera, z jednaj strony nie chcę, żeby
chłopak poczuł się odrzucony, z drugiej żeby Jaz nie robiła niczego na siłę. Co
robić? Na szczęście moje myśli przerwała kontynuacja monologu Axla.
-Jako, że ja to
ja, oczywiście to zrobiłem. Zbliżyłem się no i… pocałowałem ją. Chyba domyślasz
się, że jej to się nie za bardzo spodobało. Odskoczyła, tym swoim cienkim
głosikiem wyzwała mnie od dupków i frajerów, a potem uciekła. Nie zdajesz sobie
sprawy, jak chujowo się wtedy poczułem.- przygnębienie chłopaka chyba zamieniło
się w złość, bo dość mocno kopnął w stojący nieopodal śmietnik.- Byłem wściekły
na siebie, że nie pomyślałem, ale również czułem do niej ogromny żal, że nie
powiedziała mi… co… do mnie czuje. O ile w ogóle coś. A ja głupi pomyślałem, że
ona pokocha kogoś takiego jak ja…
Uniósł
dotychczas pochyloną głowę i z westchnieniem obrzucił spojrzeniem panoramę
miasta, dobrze widoczną z miejsca, w którym się
znajdowaliśmy. Jego oczy błądziły po kolorowych neonach, ulicznych
latarniach, ciemnogranatowym już niebie. Westchnął ponownie i przeniósł wzrok
na mnie.
- Hallie, co
powinienem zrobić? Mi na niej zależy. Naprawdę.
Powiedział to z
taką żałością i rezygnacją w głosie, że
natychmiast zrobiło mi się go szkoda. Przykro patrzeć, jak przyjaciel bezradnie
i desperacko poszukuje wyjścia z sytuacji. Szczególnie, kiedy był to Axl Rose.
Wypuściłam powietrze z płuc, zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Myślę, że
należy zacząć od sprawdzenia co sądzi Jasmin o tej całej sytuacji. Jeśli… Ona
rzeczywiście… Nie będzie chciała tego kontynuować, to nie ma sensu. Ta
dziewczyna bywa wbrew pozorom uparta jak osioł. Może się jednak zdarzyć, że ona
też… Że jej też na tobie zależy. Musisz jej dać tylko trochę czasu, Axl. Czas
to lek na wszystko.- poradziłam chłopakowi, sama zaskoczona jakie mądre
powiedziałam właśnie słowa.
- Masz rację.
Znaczy, myślę, że masz. W tym wypadku musze powołać się na twoją kobiecą
intuicję. - powiedział chłopak.
Znów nic nie
odpowiedziałam. I znów zaczęłam zachwycać się widokiem. Co do cholery jest w
tym pieprzonym Los Angeles? Może to te kolory? Może klimat? Może bezpośredniość
ludzi? Może… To wszystko? Po niespełna miesiąca mieszkania w tym mieście, nie
byłabym w stanie wrócić do Lafayette. Nie tylko dlatego, że z domem wiązałam
ogrom okropnych wspomnień, ale również dlatego, że było tam przeraźliwe nudno.
Jedyne osoby, które wprowadzały w moje życie odrobinę słońca, to Chris i Amber.
Poczułam nagle ogromną tęsknotę do tamtej dwójki. Kiedyś nierozłączni, a teraz?
Dzieli nasz kilkaset mil. Miałam nadzieję, że wszystko u nich w porządku.
- Hal? Jeszcze
jedna mała prośba…- wymamrotał nagle Axl.
- Tak?
- Mogłabyś…
porozmawiać z nią? Z Jasmin?
- Jasne, nie ma
problemu.- zgodziłam się.- A gdzie teraz?
- Sam nie wiem,
ale… sugeruję się najebać.- na jego twarzy wykwitł blady uśmiech.
Zgodziłam się
kiwnięciem głowy.
----------------
Uff, jak się
cieszę, że go skończyłam. Muszę przyznać, że podczas jego pisania, starałam się
bardziej przyłożyć, niż przy ostatnich częściach tego opowiadania. Jest więc
trochę dłużej i mam nadzieję, że się podoba. Jak dla mnie nie jest źle, ale
pisałam ten rozdział przez kilka dni i w jednym fragmencie wyczuwalny jest mój
kompletny brak weny. Ale to może tylko moje odczucia. Także mam nadzieję, że
wam się podoba i proszę, skomentujcie, jak przeczytacie. Nie zależy mi na
kilometrowych wypracowaniach, o nie. Tylko te trzy czy cztery słowa. Nawet nie
wiecie, jakiego to daje kopa :)))
Hugs, Rocky.
PS1 Zapraszam bardzo serdecznie do zakładki L.A. Story gdzie zmieniłam nieco zdjęcia i opisy bohaterów. Teraz opisy są dłuższe, i wydaje mi się, że lepsze. To samo tyczy się zdjęć :)
PS2 Dla zboczucho-erotomano-skesoholików: nie zamierzam wprowadzać intymnych scenek XD Dziwnie bym się czuła opisując taki akt. Po prostu nie, mam nadzieję, że mi wybaczycie.
PS3 Z dość dużym opóźnieniem, chciałabym napisać: STO LAT DLA PANA STRADLINA!!! <3
Jej, jaki cudowny ten rozdział <3 Bardzo przyjemnie mi się go czytało, za to Ci ogromnie dziękuję :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się, że pojawiło się tu tak dużo przemyśleń, a mniej dialogów. I to jeszcze tak wszystko ładnie napisane ;-; No jakbym czytała książkę :D
Co do treści..
1) Slash i Hallie są uroczy :3 Mam nadzieję, że ich sielanka w związku będzie trwać baaardzo długo! Kłótnie zbędne xD
2) Nie dziwię się Hudsonowi, że przy blondynie puściły mu nerwy. Melissa to mega wkurwiający człowiek, ale jak wiadomo, czarne charaktery też muszą być! ;>
3) Axl wielce pokrzywdzony, bo dziewczyna nie chciała się z nim migdalić. Och ach. :'(
Albo w sumie! Nie no.. trochę mi go szkoda. Wredota widać się zakochała, więc niech walczy :3
Także tego.. rozdział zajebisty i nie mogę się już doczekać kolejnej części <3 ;*
Dziękuję Ci bardzo! Kolejna część już w przygotowaniu :>
UsuńZapraszam na nowy rozdział! :)
OdpowiedzUsuńhttp://november-rain-story.blogspot.com/2014/04/rozdzia-12.html
PS Boże, nadrobię u Ciebie! obiecuję :**
(jeżeli dostajesz ten komentarz musi się to równać z jakimkolwiek pozostawionym komentarzu (w przeszłości) u mnie na blogu! z góry przepraszam za denerwujące spamowanie)
OdpowiedzUsuńWitam witam... chciałabym poprosić o wstąpienie na minutę na mój blog. Dokładniej pod adres: http://bullshit-and-lies.blogspot.com/p/info.html
By zapisać się na kolejkę o informowaniu!
Opisałam wszystko dokładnie. Nic więcej nie potrzeba, jak jedynie zgoda z linkiem, do Twojego bloga! Nie czuję kiedy rymuję.
Niewielka współpraca, dla lepszego współżycia na bloggerze. Dziękuję z góry! :-)
Jak to się stało, że mój komentarz się nie dodał? Był taki w chuj długi, napisałam go parę godzin wcześniej :c
OdpowiedzUsuńA tak poważnie to:
Kurwajapierdolę! Dobrze tej suce, Mellissie, że ją Hal wyjebała z chaty! głupia kurwa! I specjalnie dała numer!
źal mi Axla. Biedak, chciał dobrze, ale na początek trochę przeholował.
Sean to moja ulubiona postać chyba. może dlatego, że chciałabym mieć takiego brata.
W tym rodziale było go mało, ale rozumiem- dużej ilości bohaterów nie da się pogodzić w jednym rozdziale, chyba że to jest dodatek hahha, jak u mnie.
Dobra. Jeszcze 4 blogi do nadrobienia. Kończę moje wywody.
Weny i zapraszam do mnie, bo dawno Cię tam nie widziałam!xDDD
:* <3
Rozumiem Twój ból, na mnie czasem blogger też strzela focha i nie wpieprza cały mój komentarz.
UsuńNo, ale cóż, bywa XD
Sean powiadasz? Specjalnie dla Ciebie postaram się żeby było go więcej w następnym rozdziale :DD
Dziękuję :*
Ojej, dziękuję Ci ;* No cóż, po prostu lubię chwalic utalentowanych ludzi :3
OdpowiedzUsuńBiedny Axl, w końcu coś się w nim zmieniło i dostał kosza :C No ale cóż, od razu nie można liczyc na dużo od takiej dziewczyny.
A ta cała Melissa jest wkurwiająca. Jeszcze Slash i Todd by się przez nią pokłócili. Ona na pewno jeszcze namiesza.
Ogólnie jest pięknie, piszesz tak wspaniale <33 Muszę jeszcze dodac, że fotka Izzy'ego jest piękna ;))
Pozdrawiam i życzę weny ;***
Dziękuję Ci bardzo :3 Zgadza się, Melissa jeszcze namiesza 3:)
UsuńMiło mi, że pochwaliłaś fotkę Stradlina, bo chciałam dać jakieś rzadko spotykane zdjęcie :DD
Pozdrawiam również i jeszcze raz dziękuję!
Kochana Rocky! Jesteś moją mistrzynią w pisaniu opowiadań :)
OdpowiedzUsuńPamiętam jak niedawno zaczynałaś. Było świetnie, a teraz jest zajebiście! Podziwiam Cię za talent. Widać, że to co robisz, przychodzi Ci łatwo, bo lekko się czyta. Wczoraj wieczorem (3 w nocy xD) czytałam to cudeńko i miałam uśmiech wymalowany na gębie.
Slash i Hal :3 Kocham tą parkę. Mam nadzieję, że ten związek przetrwa lata, a nasi bohaterowie będą żyli długo i szczęśliwie :D Albo nie! Wprowadź jakiś mroczny wątek buahahaha! Niech się dzieje źle, ale na koniec ma być happy end XD
Melissa. Czy tylko ja jej tak nie znoszę. Nie mogę zdzierżyć, pomimo dobrych chęci. Okropny styl bycia... Chyba nigdy się nie przełamię ;----;
I na koniec Axl. Mój biedny Axluś. Mały, pokrzywdzony Rose. Szkoda mi się go zrobiło ;(
Postarał się chłopak, zabrał w swoje, magiczne miejsce i dupa :/ Może zbyt szybko posunął się do przodu? Dziewczyna potrzebuje czasu xD
Tak, czy inaczej mam nadzieję, że zdobędzie jej serducho :3
KOCHAM CIĘ! :**
Chelle
O cholera, chyba trochę przesadziłaś XD To znaczy, wiesz, ja od zawsze uważam CIEBIE za mistrzynię opowiadań. Ja chyba jeszcze na ten tytuł nie zasługuje...
UsuńAle bardzo dziękuję.
Też cię kocham :***