Ekhem, ekhem.
Rozdział
dedykuję Ivy, a jednocześnie bardzo was wszystkich proszę: Wejdźcie na jej
bloga (klik) i przeczytajcie to co ta dziewczyna pisze. Jak dla mnie jedno z
najlepszych opowiadanek o Gunsach w sieci, a spotyka się z bardzo małym odzewem
ze strony czytelników. Także jeśli macie czas i ochotę, to wpadajcie do
kochanej Ivy i bez oporów zostawiajcie komentarze. Chyba każdy, kto pisze, wie
jakiego powera się dostaje po miłej opinii :> A zaręczam, że u Ivy, opinię można pozostawić tylko pozytywną :D
-----------------
Przyszłam do
pracy pierwsza. Byłam trochę zła na siebie, że wczorajszej nocy tyle wypiłam.
Wiedziałam przecież, że dzisiaj poniedziałek, no ale cóż. Jakoś musiałam sobie
poradzić z tym bólem głowy. Siedziałam na zapleczu, składałam spodnie, kiedy usłyszałam w sklepie jakieś
głosy. Jeden rozpoznałam bez trudu, to była Melissa. Drugi głos był męski i
skądś go kojarzyłam. Kto to do cholery może być? Nie mogłam dopasować twarzy.
Wychyliłam się z zaplecza i z zaskoczeniem ujrzałam Todda. Co gorsze, chłopak
zachłannie całował się z blondynką. Po chwili, Crew zaczął ja po prostu
obmacywać. Niby sklep był jeszcze zamknięty, ale przez przeszklone okno
wystawowe, było wszystko widać z ulicy. Pomyślałam, że powinnam to przerwać,
ale nie miałam pojęcia jak. Mam tak po prostu krzyknąć, że to nie jest
najlepsza pora i miejsce na pieprzenie się? Stałam tak zastanawiając się co
robić. Na szczęście wybawiła mnie Chloe. Weszła do sklepu i od razu stanęła jak
wryta.
- Mel? Co ty
odwalasz? Kto to?!- zawołała tym swoim piskliwym głosikiem.
- Och, Chloe!
Miło cię widzieć. To jest… Todd. Poznajcie się.- Melissa starała się być pewna
siebie, ale widać było lekkie zażenowanie na jej twarzy. No, ale czego ona się spodziewała
o 8 rano w pracy? Że damy im jeszcze materac i puścimy nastrojową muzykę?
Chloe tymczasem
wciąż z dziwną miną stała przy wejściu do sklepu i patrzyła raz na Crew’a, raz
na blondynkę. Todd wyraźnie nie zniechęcony, chciał kontynuować przerwaną czynność.
Przybliżył twarz do twarzy Melissy, ale ta go odepchnęła.
- Nie teraz,
kotku. U mnie o ósmej, ok?- wymruczała do jego ucha.
- Jasne. –
odparł chłopak i musnął wargami jej policzek.
Odwrócił się,
minął zaszokowaną Chloe i wyszedł ze sklepu.
-Melissa,
myślałam, że z tym skończyłaś.- powiedziała dziewczyna z dziwnym smutkiem w
głosie.
- Z czym?
- No… z dawaniem
dupy i tak dalej. Pomogłam ci sobie z tym poradzić, ale widzę, że wszystko co
zrobiłam poszło na marne. Trochę przykro patrzeć, jak bardzo głęboko w dupie masz
moją pomoc.- Chloe sprawiała wrażenie, jakby się miała popłakać.
Nie powiem,
zatkało mnie. Nie sądziłam, że ta blondynka tyle zrobiła dla Melissy. Wydawało
mi się, że to zwykła pusta lala. Taka, która bezmyślnie papuguje poczynania
swojej koleżanki, w tym przypadku właśnie Mel. Chloe jednak najwyraźniej
poświęciła się dla niej, ofiarowała jej pomoc. Zupełnie jej o to nie
posądzałam. Nagle zrobiło mi się jej strasznie żal. Mimo, że zdarzało jej się
obrażać mnie i Jaz, najwyraźniej miała jakieś ludzkie uczucia.
- Wcale nie! Ty…
Nic o nim nie wiesz!- warknęła Melissa.
- Właśnie, że
wiem. To jest basista zespołu Jetboy, grali w piątek w Cathouse. Byłam tam z
Jackiem. I wiesz co? Ten gość ślinił się do wszystkich lasek jakie mijał.
Wszystkie by najchętniej przeleciał. Tobą się zainteresował, bo masz duże
cycki. To się źle skończy, Mel.- dziewczyna pokręciła głową, i skierowała się
na zaplecze.
Ja od razu
odskoczyłam od framugi drzwi, ale niepotrzebnie, bo Chloe nawet nie zwróciła na
mnie uwagi. Przeszła, usiadła za
biurkiem i zabrała się za wypełnianie papierów. Ja wróciłam do układania ubrań.
Patrząc raz na Chloe, raz na Melissę, którą widziałam przez drzwi do
pomieszczenia, zastanawiałam się, co łączy te dziewczyny. Myślałam od początku,
że to po prostu dwie tępe laski, które oddają się każdemu facetowi, i które bez
wahania wykorzystują innych. Może i siostra Jaz taka była, ale druga z
dziewczyna najwyraźniej nie. Chloe, kiedy tak siedziała z dość przygnębioną
miną, sprawiała wrażenie kogoś zupełnie normalnego, kogoś z kim może nawet
dałabym radę się zaznajomić. Nagle dostrzegłam w niej dziewczynę o złotym
sercu, która pomogła koleżance w potrzebie. Dziewczynę, która została zraniona, bo odrzucono jej pomoc. Fala
współczucia przetoczyła się przez moje myśli. Nie chciałabym być teraz na
miejscu tej blondynki.
Analizując
sytuację, jakiej byłam przed chwilą świadkiem, nie zauważyłam, kiedy na
zaplecze wpadła Jasmin.
- Hej, Hallie.-
powiedziała.
Spojrzałam w jej
stronę i od razu zauważyłam, że coś było nie tak. Miała pochyloną głowę i
smutną minę. Zdawało mi się, że unika mojego spojrzenia. Rozejrzała się nerwowo po pomieszczeniu i
westchnęła.
- Widzę, że
pierwszą zmianę mam za ladą…- mruknęła i skierowała się do drzwi.
- Jaz! Ja pójdę
na sklep. Ty zostań tutaj.- zatrzymałam ją.
Dziewczyna
wyglądała na zaskoczoną, ale kiwnęła
głową i zajęła moje miejsce dotychczasowej pracy. Ja tymczasem wyszłam z
zaplecza. Nie chciałam, żeby Jasmin była na zmianie z Melissą. Przede wszystkim
dlatego, że ta pierwsza ma niezbyt dobry
humor, a tleniona blondynka raczej by go jej nie poprawiła. Poza tym sama
Melissa była mocno zdenerwowana, przez co jej docinki w kierunku Jaz mogłyby
się nasilić. Wolałabym uniknąć większej afery.
Kiedy tylko
weszłam za ladę i oparłam się o nią, Melissa podeszła do mnie.
- To ty ją
nasłałaś, prawda?! Przekupiliście Chloe, żeby się ode mnie odwróciła! Nie
chcecie, żebym była z Toddem!- warknęła.
Wytrzeszczyłam
na nią oczy. Jak mogła coś takiego pomyśleć? Że niby chcemy obrócić jej najlepszą
koleżankę przeciwko niej? Dlatego, że nie chcemy, żeby ona otumaniła Todda? Nie
wiedziałam co odpowiedzieć, kompletnie nie spodziewałam się takiego pytania.
Patrzyłam na nią dłuższą chwilę, zdezorientowana.
- No? Zabrakło
ci języka w gębie? Odpowiedz! Odpowiedz, że to prawda!- powarkiwanie blondynki
przerodziło się w histeryczny skrzek.
- Nie. To nie
prawda. Nie obchodzi mnie co robisz z Toddem, chcę tylko, żebyś przestała się mnie i Jasmin
czepiać. Melissa, popełniasz ogromny błąd osądzając mnie, czy Chloe. Tak,
wszystko słyszałam. Wiem, ile w życiu straciłaś. Jeśli nie chcesz skończyć jak
wszystkie te dziwki na ulicach, to dobrze ci radzę, przemyśl co nie co.-
powiedziałam.
Mój głos był tak
zimny i dobitny, że aż sama byłam zaskoczona. A co najważniejsze- blondynka
również. Patrzyła się na mnie z dość głupią miną przez dłuższy czas. Wyraźnie
próbowała znaleźć słowa, by mi odpowiedzieć. Po paru sekundach, rozejrzała się
nerwowo i doskoczyła do telefonu stojącego za ladą. Wykręciła błyskawicznie jakiś
numer i kilkoma głębokimi wdechami usiłowała się uspokoić.
- Paul! Oh,
kotku, mam do ciebie taką ogromną prośbę!- zaczęła przesłodzonym głosikiem,
kiedy ktoś wreszcie odebrał.- Mm, jaką? No cóż, wystąpił pewien problem… Nie,
nie ważne, potem ci powiem… Tak, tak… Mogłabym dzisiaj wyjść wcześniej?...
Oczywiście!... Jasne, wynagrodzę ci to… Tak, potem pogadamy, całuski!
Kiedy odłożyła
słuchawkę, jej twarz znowu zrobiła się spięta.
- Szef pozwolił
mi wyjść, zostajesz sama.- mruknęła nie patrząc na mnie.
- Od kiedy
jesteś z szefem na ‘kotku’?- spytałam unosząc kpiąco brew.
Dziewczyna
chciała już jakoś odwarknąć, ale do sklepu weszli pierwsi klienci. Posłała mi
nienawistne spojrzenie i chwytając za torebkę, wyszła. Westchnęłam i podeszłam
do starszej kobiety przebierającej w stercie jeansów.
- W czym mogę
pomóc?
-----------------
Kiedy tylko
dowlokłam się do domu, skierowałam się na górę. Marzyłam tylko o rzuceniu się
na materac i jak najszybszym zaśnięciu. Weszłam do kuchni, chwyciłam lekko
czerstwą bułkę i powoli ją przegryzając zaczęłam niemal wczołgiwać się na górę.
Dotarłam do drzwi sypialni i otworzyłam je. Na podłodze siedział nie kto inny,
jak Saul. Trzymał w dłoniach gitarę akustyczną i palił fajkę.
- Hallie!
Dobrze, że jesteś… Wiesz mój kumpel ma urodziny i na dodatek zrobił prawko, i
dzisiaj jest mała imprezka w Rainbow… A i jeszcze… Może poszłabyś ze mną do
sklepu? Muszę sobie kupić jakieś nowe ciuchy… Przydałoby się jeszcze wejść do
spożywczaka. Została jedna bułka…
Przerwał kiedy
zobaczył moją minę.
-Coś nie tak?
- Nic, poza tym,
że nie ma już ani jednej bułki.- powiedziałam z przekąsem i padłam twarzą na
materac.
- Zły dzień w
pracy?- spytał mnie mulat niepewnie.
- Mhm.-
wymruczałam do poduszki.
Poczułam jak
Saul nachyla się nade mną. Położył mi dłoń na karku i delikatnie mnie
pogłaskał.
- Sorry, że tak
na ciebie naskoczyłem od razu, nie spodziewałem się, że…- nie pozwoliłam mu
dokończyć, chwyciłam go za ramię, przyciągnęłam do siebie tak, że położył się
obok. Wtuliłam się w jego miękki tors, zaciągnęłam się przyjemnym zapachem jego
podkoszulka. Objął mnie mocniej, zaczął lekko gładzić moją szyję.
- Opowiesz mi co
się stało, czy wolisz się wyspać?- szepnął.
W pierwszej
chwili pomyślałam, że marzę tylko o chwili odpoczynku, ale po chwili namysłu
stwierdziłam, że mój sen będzie lżejszy, jeśli wcześniej podzielę się z kimś
moimi troskami. O ile można je nazwać
moimi.
- Powiem ci.-
rzuciłam lakonicznie.
Przełknęłam
ślinę, i zaczęłam mówić.
- Pamiętasz
akcje z Toddem i Melissą wczoraj rano…? Więc…
Kiedy
skończyłam, zapadła cisza. Poczułam, że okropnie chce mi się pić. W końcu
opowiedziałam mu nie tylko o Mel i Crewie, ale również o problemie Jasmin i
Axla. Sięgnęłam obok materaca, gdzie w półmroku, jaki w międzyczasie zapadł,
odcinał się kształt butelki.
- Wszędzie
wódka…- mruknęłam, kiedy okazało się, że naczyniu pływa przezroczysty alkohol.
Saul zaśmiał się
krótko, najwidoczniej zamyślony. Ja pociągnęłam kilka łyków z butelki.
Skrzywiłam się, gdyż był to ulubiony przysmak Duffa, czyli najbardziej
procentowa wóda w monopolowym. Co dziwne była również najtańsza. Dawała
niezłego kopa nie tylko w kubki smakowe, ale również w banie. Szczególnie w dużych ilościach. Odstawiłam alkohol na
ziemie, i poczułam jak odpływam. Mulat cały czas głaszcząc mnie po kręgosłupie,
zastanawiał się nad wszystkim co mu przed chwilą powiedziałam. Nie wiele trzeba
było, żebym zasnęła.
Obudziłam się w
dziwnym miejscu. Nie było obok mnie Slasha, nie było butelki wódki. Był dziwnie
znajomy zapach i dotyk na ramieniu. Otrząsnęłam się i podniosłam. Obok mnie na
kolanach klęczał mój ojciec. Miał zapadnięte policzki, oczy tak głęboko
osadzone, że zamiast nich były tylko ciemne dziury. Włosy przerzedzone,
poczochrane, matowe. I usta, wygięte w uśmiechu, który tak dobrze znałam, i
który tak bardzo kochałam. Jednak jego wargi przypominały fałdy niezdrowej,
wysuszonej skóry, a nie usta. Patrzyłam się w osłupieniu na tą postać. Na
truchło mojego ojca. Przez pierwsze kilka sekund miałam ochotę rzucić mu się w
ramiona, przytulić, powiedzieć jak bardzo tęsknie i jak bardzo mi przykro, że
mnie przy nim nie było. Nagle spłynęło na mnie uczucie obrzydzenia. Wyraźniej
poczułam jego sztywne i szorstkie palce na moim przedramieniu, dostrzegłam
blady błysk w jego zapadniętych oczach. Odsunęłam się jak najdalej umiałam, a
daleko nie mogłam, bo siedziałam na łóżku w moim pokoju w Lafyette.
- Hallie…-
szepnął mój tata zachrypniętym głosem.
- Tato, tato… To
ty? Gdzie jesteś? Teraz?- odszepnęłam.
Jego widok wzbudzał
we mnie jednocześnie przestrach i zaciekawienie. Oraz ogromny ból.
- Jestem tu,
razem z tobą.- odparł.
- Nie, nie, ty
jesteś gdzie indziej. Ty odszedłeś do innego miejsca. Pamiętasz co mi kiedy
powiedziałeś? Że kiedy odejdziesz, to trafisz
do mateczki Janis i wujka Lennona… Pamiętasz? Powiedz, że pamiętasz…-
powiedziałam.
Mężczyzna
spojrzał na mnie ciepło, jego tęczówki po raz kolejny błysnęły lekko w
półmroku. Przez krótką chwilę, nie widziałam tego, kto przede mną siedział, ale
roześmianego faceta w średnim wieku, który trzyma w objęciach kruchą
dziewczynkę o bujnych czarnych lokach. Obra ten zniknął tak samo szybko jak się
pojawił, a ja z powrotem widziałam cień mojego ojca, który wciąż był obok.
- Pamiętam.
- Tato, wróć do
mnie…- nie wytrzymałam, chlipnęłam cicho, wielka łza spłynęła po moim policzku.
Mój ojciec znów
uniósł kąciki ust ku górze. Nie odpowiedział.
- Hallie!
Hallie, do cholery, co z tobą!?- usłyszałam krzyk.
Zdziwiłam się,
gdyż tata nie otwierał buzi, żeby cokolwiek powiedzieć. Poza tym zaczął się
jakby rozmywać. Bez ostrzeżenia zniknął zupełnie, a ja zobaczyłam oślepiające
światło. Zamrugałam kilka razy, przetarłam oczy. Rozejrzałam się ostrożnie.
Cała się trzęsłam, na policzku wciąż czułam łzę, która wolno płynęła wzdłuż
mojej twarzy. Rozdygotaną ręką uniosłam się do pozycji siedzącej, przejeżdżając
spojrzeniem po twarzach trzech osób, jakie były
ze mną w pomieszczeniu. Uzmysłowiłam sobie, że zamiast ich prawdziwych
oblicz, widzę zapadnięte oczy i wysuszone wargi mojego ojca. Dobrą chwilę
zajęło mi odzyskanie zdolności trzeźwego myślenia.
-Hallie, co ci
się śniło?- cicho głos tuż nad moim uchem.
To zdanie
przywołało mnie do porządku. Tak, to był tylko sen. Musiał być taki
realistyczny przez nadmiar wrażeń, to normalne… Po raz kolejny się otrząsnęłam.
Tym razem wyraźnie zobaczyłam twarze zebranych. Tuż nade mną pochylał się Saul
z zaniepokojoną miną. Dalej stała Balck uśmiechając się do mnie niepewnie. O
ścianą opierał się Sean.
- To był sen…-
wydukałam.
- Zgadza się.
Chcesz… pić?- nerwowo zapytał mnie mój brat.
Pokiwałam głową,
a chłopak podał mi wódkę, która cały czas stała obok, tam gdzie ją wcześniej
zostawiłam. Pociągnęłam z niej kilka razy, naprawdę porządnie. Tym razem
charakterystyczne pieczenie przyniosło mi ulgę. Jestem tu, w Los Angeles, piję
wódę, wokół znajome twarze.
- Czy mogłaby
zostać na chwilę sama…
- Jasne, już
wychodzimy.- powiedział Slash i wstał.
- Chciałam
powiedzieć, czy mogłabym zostać sama z Seanem.- dokończyłam.
Mulat obrzucił
blondyna spojrzeniem i kiwnął głową. Potem razem z Black wyszli.
- Co jest
siostra?- Sean usiadł obok mnie i objął mnie ramieniem. Ten gest przypomniał mi
szorstki dotyk mojego ojca ze snu.
- Śnił mi się
tata.- szepnęłam.
Poczułam jak
chłopak sztywnieje, spina się, zaciska szczęki.
- Tobie też?-
mruknął.
Spojrzałam na
niego zszokowana. On też ma takie koszmary w nocy? Czemu mi nie powiedział?
- Jak to mnie
też? Tobie też się śni?
- Tak. Od samego
początku. Odkąd… przyjechałem tutaj. W Lafayette wypełniła mnie taka pustka, że
nawet snów nie miewałem. A tu… Wszystko odżyło. Już pierwszej nocy w Los
Angeles śniłem o rodzicach.- wyznał.
- Mi się nigdy
wcześniej nie zdarzyło. To… było okropne.
On wyglądał… Jak trup, zombie. Mówił do mnie, trzymał mnie za rękę….-
przerwałam wzdrygając się.
Chłopak
pogładził mnie po plecach.
- Wiem, Hal,
wiem co czujesz.
Wtuliłam się w
jego ciepłe ciało, nos wcisnęłam pomiędzy jego miękkie i jasne włosy.
Zacisnęłam powieki, poleciało z nich kilka łez.
-Tęsknie za
nimi.- jęknęłam.
- Ja też.-
szepnął.- Ja też.
-----------------------
I znów
nieprzyjemna pobudka. Ból głowy i zapuchnięta oczy, a w głowie mętlik. Miałam
paskudny humor. Jasmin nie dogaduje się z Axlem, Melissa manipuluje Toddem, a
mnie śni się zmarły ojciec. No cóż. Chyba niezbyt komfortowa sytuacja, prawda?
Postanowiłam jednak stawić czoło trudnością. Muszę sobie poradzić, dam radę.
- Hallie, złe
wieści.- usłyszałam nim zdążyłam otworzyć oczy.
Mam się
roześmiać czy zacząć płakać?
Uchyliłam
powieki, spojrzałam kto w ogóle do mnie mówi. To Sean.
- Jakie? Tylko
mi nie mów, że ktoś nie żyje, jest załamany, bądź pakuje się w ciężkie kłopoty…
- Musisz iść do
pracy. Jasmin gadała z szefem, ale nie dał ci…
- Co?! Po co w
ogóle chcieliście mi załatwiać wolne?!- przerwałam mu.
- Pomyśleliśmy,
że…- zaczął, ale po raz kolejny nie dałam mu skończyć.
- To źle
pomyśleliście. Muszę chodzić do pracy, bez niczego do roboty chyba zeświruję.
Wygrzebałam się
z koca. Mój brat stał z niepewna miną w drzwiach.
- Która
godzina?- spytałam.
- Właściwie to
jest trzecia nad ranem.- odparł.
Zatrzymałam się
w pół ruchu. Jaka trzecia? Chociaż… W sumie to całkiem prawdopodobne.
- Czemu nie
śpisz?- zaciekawiłam się.
- Jakąś godzinę
temu dzwoniła Jaz. Spałem tuż przy telefonie, więc mnie obudził. Była jakaś
niespokojna, chciała z tobą gadać. Powiedziała mi o tej pracy… i już.- wzruszył
ramionami.
Pokiwałam głową.
Usiadłam skrzyżnie na materacu zastanawiając się, co zrobić. Do roboty na ósmą.
Pięć godzin żeby coś zrobić. Nie zamierzałam spać. Chciałam jakoś się
rozluźnić, przez chwilę nie myśleć o wszystkich zmartwieniach. Co by tu takiego
zrobić? Nigdzie nie pójdę, wszystko zamknięte. A szkoda, chętnie posiedziałabym
w klubie i posłuchała głośnej muzyki przy papierosie i drinku. Właśnie, muzyka!
To jest to. Mogę posłuchać moich winyli, które przywiozłam z rodzinnego miasta.
- Sean? Byłbyś
tak miły i przyniósłbyś mi adapter z salonu?- spytałam.
- Jasne.
Poczekaj chwilkę.- mruknął.
Wyszedł z
pokoju, a ja chwyciłam za walizkę, gdzie od wprowadzenia się trzymałam
wszystkie swoje rzeczy. W końcu nie mieliśmy szafy. Pogrzebałam chwilę, a w
końcu z dna wyciągnęłam kilka dużych kwadratowych opakowań. Przejrzałam
okładki. ‘Kill Em’ All’ Metalliki, ‘Paranoid’ Black Sabbath, ‘Aerosmith’
zespołu o tej samej nazwie oraz kilka innych. Wybrałam oczywiście moją ukochaną
Metallikę. Pieszczotliwie przejechałam dłońmi po okładce i zdmuchnęłam z niej
kurz. Tak dawno tego nie słuchałam…
Sean wszedł do
pokoju dzierżąc w dłoniach adapter. Nie mam pojęcie skąd to urządzenie się u
nas wzięło, po prostu ktoś je przyniósł przed imprezą. Cieszyłam się, że je
mamy, mimo, że prawdopodobnie było kradzione. Postawiłam je na podłodze tuż
obok łóżka i podłączyłam do prądu. Delikatnie wsunęłam wielką płytę na miejsce.
Po kilku sekundach pokój wypełniły pierwsze dźwięki ‘Hit The Lights’. Przymknęłam
oczy wsłuchując się w ostre riffy, dudniące basy i dziką perkusję. I wreszcie
poczułam, pierwszy raz od wczorajszego ranka, że wszystko jest w porządku.
-----------------------------
Dobra, jest
nowy. Szczerze? W ogóle go takiego nie planowałam. To znaczy, nie przewidziałam
w ogólnym zarysie pewnego wątku, który w przypływie weny wprowadziłam w tym
rozdziale. Chciałam też, żeby nieco przystopować z akcją. Nie wiem też, czy to
normalne, że główna bohaterka tak przejmuje się swoimi znajomymi. Ja czasami tak
mam, ale ze mną nie koniecznie wszystko jest w porządku, także wiecie… XD
Oky, koniec
ględzenia o rozdziale, czas na małe ogłoszenia.
Już pisałam, że
smuci mnie mała ilość opinii rozdziału, a ogromna liczba reklam. Także
postanowiłam tak: Komentarze, które dodajecie, będą najpierw czytane przeze
mnie, dopiero ja decyduje, czy komentarz jest publikowany, czy nie. Jak się
zapewne domyślacie, nie będę publikować komentarzy, gdzie informujecie mnie o
nowym rozdziale. Ta informacja jest skierowana do mnie i niech taką pozostanie,
myślę, że nie obrazicie się, jeśli nie będzie wyświetlana pod postem. No chyba,
że komuś zależy, żeby się zareklamować kosztem innych… Dobra, już przestaję na
was wrzucać, jak zwykle mnie ponosi xD
Hugs, Rocky.
super jest! Tylko wkurza mnie Melissa i Chloe! Hahah
OdpowiedzUsuńCo ta Hal i Sean? Koszmary mają, czy jak? :O
Biedni ludzie...Ludzie, bo nie powiem dzieciaki. Niech to wszystko się jakoś dobrze zakończy.
Hahahah Todd! Zwariowany, psychiczny Todd. Pewnie polecial na jej cyce, jak 90 procent facetów.
Powodzenia i weny :* :)
Skomentowałabym dłużej, ale lecę pisać do siebie :3
Haha, dzięki :DD
UsuńRównież pozdrawiam i życzę weny :*
Jak zwykle wyszedł Ci cudowny rozdział, mimo, że krótszy.
OdpowiedzUsuńSmutno mi się zrobiło, gdy Hal i Sean siedzieli i wspominali rodziców :'(
Ta akcja z Chloe mnie zaskoczyła. Byłam pewna, że jest tak pusta, jak Melissa xD
No i końcówka piękna. Opisuje taką prawdę, że muzyka jest najlepszym lekarstwem na wszystko. A Kill Em' All wymiata ;D
Buziaki ;**
Jejku, dziękuję!!
OdpowiedzUsuńKill Em' All najlepsze <3
Pozdrawiam :**
Cześć czołem! Powiem Ci, że bardzo fajny rozdzialik! Może i nie wniósł za wiele do opowiadania, ale czytało się go bardzo przyjemnie. Zresztą, nie musi się co trochę coś dziać xD Takie części też są potrzebne i jeśli ani razu przy nich nie ziewnęłam - jesteś moim mistrzem B|
OdpowiedzUsuńPisałaś coś o tym, czy to normalne, że Hallie przejmuje się tak swoimi znajomymi? Skoro nadałaś jej taki charakter, to nie mam żadnych zastrzeżeń! A dodam nawet, że według mnie jest ona kochaną osobą i darzę ją ogromną sympatią (:
Zdziwił mnie fakt, że Chloe okazała się być jednak nie taką znowu pustą laską, a przeciwnie.. Ona się troszczy o innych, w tym przypadku o Melissę ;-; A zamiarów Melissy to ja już nie potrafię odszyfrować. Ona chce wykorzystać Todda czy serio jej na nim zależy? Ach, pisz szybko dalej! xD
I ten, propsy za Metallikę, bo to jeden z moich ulubionych zespołów, także tego... no xD
I cóż, życzę mnóstwa weny i czekam z niecierpliwością na kolejną część! ; *
Yey, już kolejną osoba pisze mi, że jestem 'mistrzem czy coś... Ja w ciąż uważam, że to bzdura, ale ok XD
UsuńCo do Melissy... Wiesz, ja sama na początku nie wiedziałam jak to się potoczy XD Teraz jednak mam pewien plan :))) Także niedługo się okaże, co będzie z nią i z Toddem.
Również życzę weny <3
Prosze nie bij, prosze nie bij, prosze nie bij ;___; Wiem, ze dlugo nie komentowalam, ale nie mialam czasu ;____; Jednak teraz powracam i postram sie komentowac... w terminie (wybacz, zabraklo mi slowa xD) Ej, jiz zaczynalam lubic Jaz, a onanagle nie lubi Axla... Nosz ku@&$:@@~%%[# !!! Mam nadzieje, ze beda razem ;w; Melissa tez jest interesujaca osoba, niby dziwka, ale wudaje mi sie, ze zalezy jej na Toddzie... Czy to tylko moje zludzenie? A Chloe, tez mam na nia inne spojrzenie. Ktorko mowiac, kurwa, jakie to zajebiste! XD
OdpowiedzUsuńxoxo
Yay, miło mi Cię tu znowu widzieć <33 I cieszę się, że Ci się spodobały ostatnie rozdziały :3
UsuńI oczywiście, że nie będę Cię bić kochana <33
A no i mam nadzieję, że niedługo ty coś dodasz ;*
Hugs, Rocky.
Wpadłam tak jak prosiłaś i faktycznie kiedyś tu byłam i przeczytałam większość rozdziałów a później totalnie zapomniałam, wtedy jeszcze nie miałam bloga. Wybacz, że wtedy nie skomentowałam. Pozostało mi tylko przeczytać "Sweet Pain". Nie wiem co jeszcze napisać, ostatnio do niczego nie mam głowy. Dodam Cię do polecanych u mnie by być na bieżąco. Pozdrawiam cieplutko i życzę weny.
OdpowiedzUsuńP.s. Widziałam Twój komentarz u siebie i Ci tam już odpisałam :)
Bardzo się cieszę, że wpadłaś i mam nadzieję, że Ci się tu podoba :)) Życzę miłego czytania :D
UsuńJeszcze nie zaczęłam nawet czytać rozdziału, ale Awwww *-* to takie słodkie! dziękuję z lekkim opozniem ;)
OdpowiedzUsuńI lecę czytać ;)
Hyhy, nie masz za co dziękować :)
UsuńTak szybciutko - o co do cholery chodzi z tą Melissa, Jasmin i Chloe?????????
OdpowiedzUsuń