10/18/2014

Rozdział 30 [epilog]

Cztery lata później…
- Suzie, zaparz mi kawy, kochana.- rzuciłam do asystentki, która akurat przechodziła obok.- Jestem padnięta.
Szczupła dziewczyna energicznie pokiwała głową i ruszyła w swoją stronę. Ja z cichym westchnięciem naparłam na szklane drzwi mojego skromnego gabinetu, i rzuciłam płaszcz na fotel, kiedy już znalazłam się w środku. Otworzyłam okno, żeby wywietrzyć pomieszczenie i zasiadłam za biurkiem. Omiotłam wzrokiem kartki na blacie. Musiałam dziś skorygować kilka artykułów studentów z uczelni współpracującym z redakcją.
Chcąc zrobić w swoim życiu wreszcie coś, co naprawdę by mnie uszczęśliwiło i jednocześnie przyniosłoby mi jakieś zyski, rozkręciłam własny biznes. Zatrudniłam kilka osób, i razem zajęliśmy się projektem nad kolejnymi numerami naszej muzycznej gazety. Pierwsze części sprzedawały się może nie najlepiej, ale zaczęto coś o nas opowiadać, polecać… W końcu całkiem sporo kiosków w mieście miało nasze wydania na półkach. Wszystkie dzieciaki ze szkół kojarzyły tytuły i chętnie kupowały. Pisaliśmy prosto, bo żadne z nas nie miało wyższego doświadczenia w tym kierunku.
Nagle, dokładnie półtora roku temu, spadła nasza gwiazda z nieba, nasze szczęście. Zainteresowało się nami samo The Rolling Stone. Nie wierzyliśmy na początku- że my? Kilka maniaków Rock N’ Roll’a, a taka gazeta zwraca na nas uwagę? Potem okazało się, że chodziło właśnie o nasz luźny styl, bez zahamowań. Nie tak sztywny, jak wszystkie te recenzje zawodowców. I tak właśnie moje skromne pisemko zamieniło się w jeden z pododdziałów The Rolling Stone, i w każdym numerze poświęcano nam całe trzy strony do zapisania. W moich oczach był to sukces ogromny, szczególnie, że moje zarobki były co najmniej satysfakcjonujące. Mogłam pozwolić sobie na mały domek na przedmieściach San Francisco.
- Kawa, proszę pani.- szepnęła Suzie stawiając przede mną parującą filiżankę.
- Żadna pani, mówiłam, żebyś nazywała mnie po imieniu.- uśmiechnęłam się przełykając ciemną substancję. – Mam dzisiaj jakieś spotkania?
- No właśnie… Jakiś facet przyszedł przed sekundą. Powiedziałam mu, że się pa… Że się ciebie zapytam, czy go przyjmiesz.- wytłumaczyła.
- Przyślij go, wszystko lepsze od tych studenckich wypocin.- skrzywiłam się i odłożyłam długopis.
Dziewczyna kiwnęła głową i wyparowała drobnymi kroczkami z gabinetu. Oparłam się wygodnie na oparciu krzesła i czekałam, czując ciepło filiżanki na dłoniach.
- Hallie, cholera, jak ty się zmieniłaś, dziewczyno. – usłyszałam po chwili.
Zaskoczona przeniosłam wzrok na przybysza. Nie miałam pojęcia kto to jest, bo twarz miał zasłoniętą szalikiem pod same oczy, a włosy schowane w czapce listonoszce. Uniosłam brew.
- Ah, no tak…- mruknął mężczyzna i szybkim ruchem pozbył się materiału zasłaniającego jego twarz.
- Nie wierzę… Izzy!?- krzyknęłam zrywając się z krzesła.
- We własnej osobie! Chodź no tu. – rozpostarł ramiona.
Wybiegłam zza biurka i wpadłam brunetowi w objęcia. Poczułam niemal zapomniany przeze mnie zapach papierosów.
- Co ty tu robisz, chłopie?! Jak ci się udało… Nikt cię nie poznał?! To jest jebane The Rolling Stone!- kilka razy podskoczyłam w miejscu nie wiedząc co robić. – Suzie!
Dziewczyna zjawiła się w progu.
- Piwa, daj, piwa!- oznajmiłam.
- Piwa, ale… już się robi.
Brunet zaśmiał się i usadowił na fotelu. Rozejrzał się po pokoju i pokiwał głową z uznaniem.
- Ładnie się urządziłaś.
- Tak, tak… Jasna cholera, Izzy! Ja wciąż nie dowierzam! Co u Black i chłopaków?- usiadłam na blacie i zaczęłam wpatrywać się w chłopaka.
- Black, powiadasz?- uśmiechnął się pod nosem.- Jest naprawdę dobrze. Kupiliśmy dom i… Blue jest w ciąży, piąty miesiąc.
- Żartujesz?! O mój boże, złóż jej gratulacje!- klasnęłam w dłonie.
- Rose i Jasmin się na ogół dogadują, więc powiedzmy, że jest okej. Duff wciąż chodzi na dziwki, a Adler jest bezgranicznie zakochany w Amber i zrobiłby dla niej wszystko. Mieszkają w apartamencie na obrzeżach Los Angeles.- kontynuował chłopak.
- Tak, a… co ze Slashem?- zapytałam mniej pewnie.
- Miał kupę lasek. Serio, co tydzień nowa, i każda była tą ‘prawdziwą miłością’. Tylko, że zawsze wylatywała z hukiem po paru dniach. Teraz się wyprowadziliśmy wszyscy z Hellhouse i on mieszka w mieszkaniu w całkiem luksusowej dzielnicy. Ostatnio był z jakąś tam Ann, ale to się mogło zmienić.- uciekł wzrokiem przed moim spojrzeniem.- On kochał tylko ciebie, wiesz? Tęskni od tylu lat…
Chłopak pokręcił głową i zapatrzył się w widok za oknem.
W tym czasie ja uparcie walczyłam ze łzami. Jak za każdym razem, kiedy wspominałam te kilka miesięcy w L.A., robiło mi się okropnie smutno. Tęskniłam za takim życiem, choć nie umiałam się do tego przyznać. Czułam się słaba, ale jednocześnie pocieszałam się faktem, że ten okres czasu jednak był dla mnie ważny i czegoś mnie nauczył. Wniósł cokolwiek do mojego życia.
O Saulu zdarzało mi się myśleć niemal codziennie. Potrafiłam kilka razy w tygodniu dostawać histerii, bo wiedziałam, że nigdy nie pokocham nikogo tak mocno jak jego, ale jednocześnie nie potrafiłam mu wciąż wybaczyć. Hudson wracał w moich myślach i nie opuszczał mnie. Czasem było to piękne, czasem dołujące. Ale zawsze zbierało mi się na płacz.
- Izzy, może ja nie powinnam…- ukryłam twarz w dłoniach.
- Hej, mała, czego niby?- chłopak zerwał się z pozycji siedzącej i znalazł się przy mnie.
- Nie powinnam uciekać. Zachowałam się jak egoistka.- odparłam.
- Nie, Hallie. To, że raz pomyślałaś o tym, co było by lepsze dla ciebie, nie czyni z ciebie egoistki. Patrz gdzie uciekłaś: masz kasę, świetną robotę, nawet jakaś dziewczyna przynosi ci piwo!- krzyknął, gdyż w tym samym momencie do gabinetu weszła Suzie z dwoma puszkami. Dziewczyna spojrzała pytająco na moje zeszklone oczy, ale ja tylko zatrzęsłam głową, starając się jej przekazać, żeby się nie przejmowała. Wróciła na korytarz.
- Niby tak, ale… Zostawiłam tego cholernego Hudsona, no!- zdenerwowałam się.
- Zasłużył, dobrze wiesz.
- Ale ja do teraz ryczę po nocach, rozumiesz?- złapałam go za ramiona.
- Możesz do niego wrócić, Hal.
- Nie mogę.
Westchnął.
- Naprawdę wiem w czym rzecz, ale nie ja od tego, żeby ci radzić. Poradzisz sobie, mała. Choć powiem ci… Ja bym go zostawił w diabły. – lekko się uśmiechnął.
- Zostawię, już zostawiłam. Nie będę się męczyć. Wytrzymam… - spuściłam głowę.
Siedzieliśmy przez chwilę w milczeniu. Wspominałam ten feralny dzień, w którym tyle się wydarzyło. Było to ponad cztery lata temu, ale moje odczucia były świeże, jakby to było wczoraj. Pamiętałam, jak ratownicy pakowali bezwładne ciało Chloe do karetki. Jak Amber wrzeszczała na Chrisa. Jak Sumner po prostu zwiał. I jak Slash w tym całym zamieszaniu stał i gapił się na mnie. Wiedział już wtedy, że to nasze ‘pożegnanie’ naprawdę było… pożegnaniem. Pamiętałam, jak wbiegłam na górę, zabrałam bluzę i wszystkie oszczędności i jak wybiegłam z Hellhouse, żeby już nigdy nie wrócić. Pamiętałam każdy skrawek tej rudery, wszystkie dziury w dywanach i listwach. Niemal czułam w powietrzu zapach alkoholu jaki się tam unosił w trakcie niezliczonych domówek. Czułam ten klimat.
A teraz tkwiłam tu, wspominając to wszystko z perspektywy czasu i sama nie wiedziałam co o tym myśleć. Bardzo chciałabym choć jeden dzień przeżyć znów w imię zasady ‘Sex, Drugs and Rock&Roll’. Wiedziałam jednak, że gdyby znów tak długo ‘zabalowała’ to zapragnęłabym się ustatkować. Nie można mieć wszystkiego. Otworzyłam puszkę i wypiłam duszkiem ponad połowę.
- Co się stało z Chloe?- zapytałam cicho.
Izzy wzdrygnął się, jakbym wydarła go jego własnym myślom.
- Zapadła w śpiączkę, tydzień później zmarła. Leży na tym samym cmentarzu co Todd. Czasem Jasmin ją odwiedza.- odpowiedział z powrotem spoglądając na mnie i zgniatając puste już naczynie w dłoniach.- Chrisa złapali, poszedł siedzieć. Za to bicie, no i częściowo oskarżyli go za ten wypadek. Ale to dlatego, że miał słabego adwokata.
Brunet zaśmiał się z chrypką.
- A jak zespół?
- Nie wiem… dziwnie. Było fajnie, graliśmy razem, a teraz jak już nie mieszkamy w jednym miejscu, to każdy ma swój kąt i swoje sprawy. Praca nad materiałem idzie wolno, ale idzie, mimo wszystko. Mamy sporo kawałków, ale nie wszystkie są dokomponowane, no i nie nagrane. Sporo pracy przed nami. Myślę, że płyta będzie w ciągu roku, może dwóch.- opowiedział.
- Posłucham z wielką chęcią. ‘Lies’ była cudowna.- uśmiechnęłam się.
- Takie tam akustyczne brzdąkanie… - machnął skromnie ręką.
- Oj, weź, nie gadaj. Ludzie was kochają!
- No tak, w sumie tak.
Zachichotaliśmy oboje.
- Hallie, będę się zbierał.- wyprostował się i spojrzał na mnie, jakby przepraszająco.
- Jasne. Trzymaj się.- smutno uniosłam kąciki ust.
Brunet zerknął na mnie ponownie, a ja… Ja nie wytrzymałam. Rzuciłam się chłopakowi na szyję, i poczułam, jak łza spływa mi po policzku. Rytmiczny pogłaskał mnie po plecach nucąc cicho.
- Nawet nie wiesz, jak się za wami wszystkimi stęskniłam, Izzy!- wydusiłam.
- My za tobą też, mała.- odparł.
Potem odlepił się ode mnie, cmoknął w policzek i wyszedł.
---------------
Postanowiłam powspominać. Usiadłam na kanapie, przy włączonej płycie Stonesów i przypominałam sobie wszystko, co spotkało mnie od mojej ucieczki z Indiany. Poprzez podróż z Izzy’m i Axl’em, kilka dni w hotelu Black, poznanie Slasha i Stevena, później Duffa, szukanie rudery i… Życie na co dzień, praca, kłopoty, dom, kłopoty, imprezy, kłopoty… Pamiętałam, jak pierwszy raz pocałowałam Hudsona na chodniku. Ja odważyłam się przeżyć z nim swój pierwszy raz, pamiętałam, jak bardzo byłam przy nim szczęśliwa. Potem pojawiły się schody, Rose skrzywdził Jaz, zaczęło się walić… Sean… Todd… Melissa…
Łzy poleciały ciurkiem po mojej twarzy, a ja wpakowałam głowę pod poduszkę, by choć trochę stłumić jęki. W tej chwili tak bardzo pragnęłam znaleźć się w tamtych czasach, kiedy żyłam z tą piątką ćpunów pod jednym dachem. Marzyłam, by choć przez chwile zaznać rock n’ roll’owego życia. Wiedziałam jednak jednocześnie, że nie mogę. Coś się kończy, coś się zaczyna. Teraz miałam pieniądze, zagwarantowany dach nad głową i pełną lodówkę, dobrą posadę… Robiłam to co kochałam. Było mi dobrze- nie mogłam zaprzeczyć. Wtedy, w Los Angeles, nie było mi gorzej. Było inaczej. Inny styl życia, zupełnie.
Bolało mnie, że mogę tylko wspominać. Ten czas i… Saula. To jego mi brakowało najmocniej przez te wszystkie lata. Czasem wertowałam nowe wydania naszego numeru w poszukiwaniu jego zdjęć, żeby zobaczyć jak się zmienił, czy wszystko u niego w porządku. Zaśmiałam się gorzko. Kiedyś miałam go tak blisko, a teraz dowiaduję się jedynie z prasy, co u niego słychać. Rzuciłam poduszką w ścianę.
- Weź się w garść kobieto. To było.- szepnęłam do siebie.
Wstałam, westchnęłam, i zabrałam się za pisanie artykułu.
---------------


Jestem okropna.
I smutna, wiecie?
No, koniec.
Cholera.
Ekhem, po kolei: nie podoba mi się WYJĄTKOWO to co napisałam. Pewnie już tak kiedyś gdzieś gadałam, ale serio tak uważam. I bardzo Was przepraszam! Ja... musiałam skończyć to opowiadanie. Jest mi z tym źle, ale jednocześnie nie mogłabym pisać tego dalej.
I przykro mi, no. 
I z tego miejsca pragnę podziękować wszystkim, którzy kiedykolwiek przeczytali choć jedno zdanie na tym blogu. Dziękuję tym, którzy byli, i zniknęli, takim, którzy są od początku, i tym, którzy zjawili się w między czasie. Jesteście moją największą motywacją, za to Was kocham, cenię i uwielbiam. Wielkie: DZIĘKUJĘ :) 
Cóż, co dalej? Pisałam już- nowy blog. Wizualnie jest już on ogarnięty, ale no prolog dodam myślę, że w ciągu 4-5 dni. Na tym blogu pojawi się jeszcze notka z linkiem i tak dalej.
Mam nadzieję, że Was tym końcem nie zawiodłam. Nie chciałam.
Trzymajcie się, do zobaczenia w innej opowieści, już niedługo...

PS Powiedziałam M, że ją zareklamuję,  wiec reklamuję xD wpadajcie na jej nowego bloga,  bo NAPRAWDĘ warto ♡
http://18s-revolution.blogspot.com/?m=1

Hugs, Rocky. 

21 komentarzy:

  1. No, Hanka, nareszcie do Ciebie przybyłam. Jestem już tak zmęczona pisaniem komentarzy, że chyba padnę, a najgorsze jest to, że wszystkie wychodziły krótkie i brzydkie, no cóż, ale tak jest zawsze przecież, prawda?
    Wiedziałam. Wiedziałam, że ona wyjedzie i, że będzie gdzieś pracować, z dala od Gunsów. To akurat mnie nie zaskoczyła. Raczej tak jakoś smutno mi było z tego powodu, że tak po prostu rozstała się z przyjaciółmi. Troszeczkę smutne to było. A potem przyjechał Izzy i wszystko jej opowiedział. Tak samo śmierć Chloe mnie nie zaskoczyła, ale zasmuciła. Może i domyślałam się, że tak będzie, ale zawsze tak jakoś dziwnie się robi, kiedy jeden z bohaterów, którego się lubiło, umiera. Podobnie było z Toddem, och Todd...
    Cieszę się, że Hallie znalazła pracę, dobrą pracę, ale już nie jest ze swoimi przyjaciółmi. Ja bym na przykład nie wytrzymała. A na dodatek jeszcze Saul... Boże, dlaczego ona nie chciała do niego wrócić? Przecież... Nie, i tak nie byłoby tak jak kiedyś.
    To opowiadanie było takie jednocześnie normalne, ale jakieś takie magiczne, że w pewnym momencie się w nie wciągnęłam, a potem wyjść już nie mogłam. I nadal tak jest, dlatego dziwnie się czuję wiedząc, że nie dowiem się, że Hallie będzie ze Slashem. Że... Że to już, kurde, koniec. Dziękuję Ci, Haniu za takie wspaniałe opowiadanie!
    Inna opowieść, Izzy we Włoszech, Boże... A co ze Sweet Pain?
    W takim razie - Wikuś się żegna, do następnego opowiadania!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jezu, weź mi nie Hankuj, haha!
      No właśnie ja Ci chciałam łeb urwać za to, że się kurde prawie wszystkiego domyśliłaś. Dobra i tak Cię kocham.
      No tak, koniec.
      Odnośnie Sweet Pain jeszcze powiem co nieco w notce informacyjnej, także spokojnie C:
      Dziękuję i do zobaczenia.

      Usuń
  2. :((((((
    Ten rozdział przemilczę... :cccc

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż taki tragiczny? :C

      Usuń
    2. Rocky! Odpowiem Ci tutaj.
      Rozdział nie jest chujowy, tyle że nie jestem w stanie pogodzić się z tym, co się stało: Chloe nie żyje, Hallie spierdoliła i pracuje, a o Seanie nic...
      Nie mogę sie pogodzić i dlatego przemilczę.
      NIE JEST CHUJOWY!

      Usuń
    3. Cholera, nie spodziewałam się, że... No cholera. Sean zniknął, nie chciałam już roztrząsać jego losów...
      Dziękuję.

      Usuń
  3. Chce mi się płakać Rocky. I żeby było jasne, to przez ciebie chce mi się płakać. Zakończyłaś tak zajebiste opowiadanie tragicznie jak dla mnie. Znaczy bardzo się cieszę, że Izzy i Black są razem, będą mieć dziecko, Axl i Jasmin też przetrwali, chociaż nie przepadam za Jasmin, Amber i Steven też są razem i raczej są szczęśliwi, ale bardzo szkoda mi Chloe, a najbardziej Hallie i Slasha. Do końca miałam nadzieję, że jednak zostana razem, że jednak Hallie nie ucieknie, albo jak to zrobi, to teraz wróci do Slasha po wizycie Izzy'ego... A tu co? Gówno. No ale cóż, nadzieja umiera ostatnia, nie? Mam nadzieję, że kolejnego tak świetnego opowiadania nie zakończysz właśnie tak. Wtedy to już się kompletnie załamię :c Poza tym miałam wrażenie, że Hallie pod koniec rozdziału popełni samobójstwo, wiesz, po tych wszystkich wspomnieniach, dobrych i złych, że zrozumie, ze jest sama i pewnie zawsze będzie, bo oddała swoje serce Slashowi, który je wziął i roztrzaskał na milion kawałków, czego potem żałował, a ta żałość okazywał przez to, że miał nową laskę co tydzien... W ogóle miałam nadzieję, że to on przyjdzie do Hal, nie Izzy. Taka moja pierwsza myśl po przeczytaniu tego fragmentu.
    Rocky, właśnie, co zrobisz ze Sweet Pain? Poza tym mam do ciebie jeszcze jedno pytanie: zostawiasz tego bloga? Usuwasz? Jeśli usuwasz, to mogę skopiować sobie twoje opowiadanie? Uwielbiam je, serio. O, przypomniało mi się coś: co się w ogóle stało z Seanem? Po tym, jak wyjechał, to tak jakby słuch o nim zaginął. Co prawda nie przepadałam zbytnio za nim, ale jestem ciekawa jego losów. No i co ja jeszcze mogę powiedzieć... Powodzenia z nowym blogiem, weny i w ogóle no i więcej takich cudownych opowiadań <3
    A teraz to się tak serio popłakałam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, wiedziałam, że czegoś zapomniałam. Dziękuję za wspomnienie o mnie i mojej marnej twórczości, ale naprawdę, nie musiałaś xdd A teraz idę dalej przez ciebie płakać.

      Usuń
    2. Jejku, nie sądziłam, że wywołam u kogoś łzy. Czuję dziwną satysfakcję. M., w tym momencie podaje Ci wirtualną chusteczkę na otarcie oczu, ha.
      Miałam pomysł z samobójstwem, ale nie chciałam żeby było tyle śmierci xD
      Cóż, no ze Sweet Pain nie postanowiłam na 100% co się stanie, ale informacja się pojawi na pewno.
      Nie usuwam :) Niech sobie będzie, może kiedyś ktoś będzie chciał coś przeczytać. Ale nie miałabym nic przeciwko skopiowaniu.
      Sean? Sean wyjechał, ułożył sobie życie... nie wspominałam o nim, bo był jedną z tych postaci, których nie udało mi się dobrze przedstawić i uznałam, że nie ma sensu o nim pisać. Sama nie wiem co się z nim dzieje, on już sobie poszedł. Oby był szczęśliwy :)
      Dziękuję Ci, moja kochana, dziękuję z całego serca ♥

      Usuń
  4. W takich sytuacjach używam jednego, uniwersalnego wyrażenia.
    JA PIERDOLĘ.
    Rocky, dobrze, że ten dzień się już kończy, bo mi go doszczętnie zepsułaś :C
    Nie zrozum mnie źle, uważam Cię za jedną z najwspanialnych pisarek, a dla Twojej twórczości zawsze będzie miejsce w moim serduszku. Ale to, w jaki sposób zakończyłaś to opowiadanie... tak bezlitośnie. Brutalnie. Smutno ;_____;
    Pamiętam jak pierwszy raz się tu pojawiłam, jak czytałam pierwsze linijki tego opowiadania i już wiedziałam, że będę Twoją fanką. I pewnie pod wpływem takiej refleksji i wspominania łezka by mi się zakręciła w oku. Ale zamiast jednej łezki wypłakałam strumień łez, wiesz? :((((((((
    Hallie i Slash tak bardzo pasują do siebie... do kurwy nędzy, przecież oni mogliby być razem!
    Nigdy nie jest za późno na miłość.
    Izzy i Black są szczęśliwi.
    Steven i Amber są szczęśliwi.
    Duff i... wódka są szczęśliwi xd
    Niestety, dla Chloe skończyło się nienajlepiej, a nawet tragicznie. I dobrze Chrisowi, że poszedł siedzieć.
    Ale nie mogę przeboleć Hal i Saula. Jak mogłaś Rocky? Jak? :'(
    Anyway, dziękuję Ci. Za to opowiadanie, za Sweet Pain. W ogóle za to, że dałaś nam owoce twojego ogromnego talentu na tym blogu. Nie mogę się wprost doczekać nowego.
    I na koniec, przepraszam, że nie komentowałam. Mam nadzieję, że zrozumiesz, bo z tego co czytałam, masz identyczną sytuację z nauką, co ja. Pierdolona ostatnia klasa, eh.
    Życzę mnóstwa weny na nowe opowiadanie.
    I zapamiętak dzień, w którym złamałaś mi serce :(
    Buziaki ;***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeju, zaczynam mieć poważne wyrzuty sumienia D:
      Nie jestem zwolenniczką szczęśliwych zakończeń, może to dlatego jest tak, a nie inaczej, nie wiem...
      Kurde, aż wpadłam przez Ciebie w taki melancholijny nastrój, kochana.
      Ale patrz-reszta jest szczęśliwa, nie? Nie jest tak tragicznie...
      3 klasa, no. Kondolencje.
      No jak to, Kate, nie chciałam Ci serduszka łamać! :C
      I to ja bardzo dziękuję, że byłaś, bo jesteś jedną z najwytrwalszych czytelniczek. Ogromne: wielkie dzięki ♥
      Do zobaczenia na nowym blogu, moja droga.

      Usuń
  5. Widziałam Twój epilog już kilka dni temu, ale nie miałam siły, by się do niego zabierać, a zdałam sobie sprawę, że gdybym jednak to zrobiła, to przeczytałabym go na szybko i w sposób niewłaściwy, co uniemożliwiłoby mi zostawienie Ci komentarza godnego zakończenia. Osobiście uważam, że najważniejszy jest komentarz końcowy, więc dla mnie jest to chwila ważna, ta chwila, w której piszę coś u kogoś tak po raz ostatni. Przepraszam za tę zwłokę.
    Wiesz, przeczytałam go dosłownie kilka minut temu, leżałam jeszcze w łóżku, zrobiłam to na telefonie. Po przeczytaniu popatrzyłam chwilę przed siebie i wstałam, ubrałam się, siadłam przy komputerze, by teraz Cię o tym poinformować. Posunęłam się jeszcze do pewnego samobójczego działania, jestem w trakcie słuchania Estranged. Ten utwór od razu pojawił się w mojej głowie po skończeniu lektury.
    Rocky, na wstępie chcę, byś wiedziała, że przeczytałam wiele epilogów na blogach. Część skomentowałam, część przemilczałam, ale to było dawno. Już nie milczę po czytaniu rozdziałów, czegokolwiek. Mówię, co myślę, bo wiem, jak to działa na nas wszystkie. I zdaję sobie sprawę, że moje słowa pomagają, mam nadzieję przynajmniej.
    Nie będę Ci pieprzyć, że miałam ochotę się popłakać, ponieważ ten epilog był taki makabrycznie poruszający i piękny. Nie powiem tak, bo nie chcę Cię kłamać ze swoimi uczuciami. Za to powiem Ci coś innego - siedzę i płaczę teraz w dobijający dzień tej nostalgicznej jesieni, ponieważ ten rozdział był po prostu kurewsko smutny i zły, w kontekście zdarzeń. W kontekście pomysłu jest czymś, czego nigdy bym się nie spodziewała, powaliłaś mnie na kolana i płaczę. Ryczę, łkam i chrypię, Rocky. To jest naprawdę nieodpowiednie zachowanie dla mnie i na jesień. Nienawidzę Cię, Kochana.
    Kiedy zobaczyłam ''cztery lata później'', nie wiedziałam, czego się spodziewać. Przewidziałam tylko śmierć Chloe, nic poza tym. Sądziłam, że Hallie po wielu burzach będzie z Hudsonem. Że to wszystko będzie inaczej. A nie miało tak być, wybrałaś mi najgorszy możliwy scenariusz, padło kilka razy jedno stwierdzenie, które za wszelką cenę chciało mi spędzić potężny i długotrwały sen z powiek, ale ja jestem zbyt nawiedzona i uparta, by na to pozwolić. Rzecz się tyczy rock'n'roll'owego życia. Że ono minęło, że to było, że się wyzwoliła, ma pewną przyszłość, ma pieniądze, dach, posadę. Wszystko. Nie, ona nie ma wszystkiego. Ja nie wierzę, że ona jest szczęśliwa. Ja tak bardzo płaczę, kurwa, nie tak miało być. Jej tego brakuje, a Stradlin był tylko oliwą dolaną do ognia. Gunsi zaczynają się sypać, nie są już jednym ciałem, każdy jest gdzie indziej. Czy ktokolwiek pamięta... Sądzę, że Hudson też czekał na Hal, ale ta odeszła z myślą, że będzie lepiej. Materialnie może tak, ale przecież ona nie jest szczęśliwa, kurwa, tak się nie robi. Jak czytałam o jej wspomnieniach, poległam na dobre. Jak wspominała to wszystko, co kiedyś było. I czego już nie ma, że jej wyraźnie tak brak mieszkania z krawędzi z piątką nieprzewidywalnych chłopaków, z tymi dziewczynami. Nie wytrzymałam.
    A już zupełnie rozłożył mnie ostatni fragment. Kiedy myślała przede wszystkim o Saulu. To jest złe. Że kiedyś miała go na wyciągnięcie ręki, że on był przy niej, kochał ją. Ona jego. A teraz, by wiedzieć, co u niego, jak wygląda, kim jest - musiała wertować strony własnego magazynu. W poszukiwaniu jakiejkolwiek wzmianki o Guns N' Roses, które jeszcze nieświadome, ale już pędzące ku destrukcji. Do wielkiego krachu w latach dziewięćdziesiątych.
    Jej ostania myśl, że to już było i trzeba żyć dalej. Jakby sama w to wierzyła, mnie absolutnie nie przekonała. Do końca życia będzie płakać i będzie ją bolała tamta przestrzeń. Której już...nie ma? Nie ma, ale w niej będzie do końca, będzie ją katować do śmierci, do końca życia będzie oglądała zdjęcia Saula w gazetach, będzie to wracało.
    Hallie trafiła do dżungli.
    Umrze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej, teraz mnie też oczy zaczynają szczypać. Bob Dylan mi nie pomaga i cholera... Tak mi się smutno zrobiło... Nie, nie, ja nie płaczę.
      DeMars... Dziękuję Ci z całego serca, wiesz? Dziękuję, że opisałaś to wszystko w tak dobitny i pięknie szczery sposób. A przede wszystkim- prawdziwy! Tak właśnie jest, Hallie nie będzie szczęśliwa. Chyba jestem okropna :_: Trudno.
      Nie no rozwaliłaś mnie tym komentarzem.
      Możesz mnie nienawidzić, też jestem na siebie zła, że zniszczyłam ludziom życie, choć oni i tak są tylko w tym cholernym opowiadaniu.
      Jej, serio, przykro mi.
      Kochana, dziękuję.

      Usuń
  6. Ojej! Mam mieszane uczucia. Z jednej strony cieszę się, że nasza główna bohaterka ułożyła sobie życie. Rozkręciła własny biznes, ma domek na przedmieściach San Francisco... Ale chyba nie jest do końca szczęśliwa, nie? I to mnie zasmuca. Ale wiadomo, coś się musi skończyć, żeby coś się mogło zacząć. Zawsze można jednak wracać do przeszłości wspomnieniami. I przy tym właśnie wątku dosłownie się uśmiechałam. Pamiętam dokładnie pierwsze rozdziały! Jak Hallie jechała do L.A z rudzielcem, którego szybko zaczęła traktować jak swojego brata i z kochanym Stradlinem. Zapowiadało się tak beztrosko, a tu proszę, dziewczyna nie miała za dużo szczęścia w życiu. I zawsze współczułam jej tego, że tak bardzo się wszystkim i wszystkimi przejmuje, a za mało czasu poświęca sobie. Za to teraz los się do niej uśmiechnął :)
    Kiedy jej asystentka powiedziała o jakimś facecie byłam pewna, że mowa tu o Hudsonie. Ale w sumie, dobrze, że to nie on, a Izzy. Po co rozdrapywać stare rany, nie? A Stradlina uwielbiam i cieszę się, że przyjechał ją odwiedzić. Wgl owbifo[qwbgwuowur! Będą mieli z Black dzidziusia! :3:3:3
    Jasmine i Axl jako tako się dogadują i SĄ ZE SOBĄ NADAL, CHOCIAŻ MINĘŁY 4 LAT, toteż brawa i pokłony xD Amber i Steven razem! Duff ma dziwki xD A Slash... No ekhm, szkoda mi chłopaka, nie ma co kryć. Niby to epilog, ale w sumie w mojej wyobraźni Hudson i Hallie spotykają się jeszcze kiedyś i padają sobie w objęcia, o :v
    Tylko ta Chloe! Myślałam, że ta pieprznięta blondynka zawróci w głowie McKaganowi, a tu... wypadek, śpiączka, śmierć.
    Życie nie jest kolorowe, fakt.
    I teraz tak podsumowując calutkie to opowiadanie...
    Każdy rozdział budził we mnie jakieś emocje. Autentycznie je przeżywałam. Wiesz o czym to świadczy? O Twoim talencie, kochana! Robisz z czytelnikami co tylko chcesz :) I za to naprawdę ogromnie Cię cenię, bo ta sztuka nie jest prosta. A Ty ją zdecydowanie opanowałaś. No i kurcze, wystartowałaś od razu z zajebistym stylem pisania. Nie było tak, że pierwsze rozdziały to amatorskie wypociny, które powoli przeradzały się w coś dobrego. A w życiu! Ty od początku prezentowałaś najwyższą klasę. Te opisy! Kurwa, jesteś w nich mistrzem!
    I wiem na 100%, że Twoje kolejne opowiadanie będzie zajebiste i będę je czytać tak zachłannie jak to.
    Pozdrawiam gorąco i czekam z niecierpliwością na Twojego nowego bloga! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaki piękny komentarz, no nie mogę! <3 Dziękuję bardzo mocno.
      No, co do nowego jak już Ci mówiłam- nieco nietypowo zaczęłam xD
      Także do zobaczenia na nowym, kochana! I jeszcze raz dziękuję.

      Usuń
  7. OPTYCZNE!
    KAPUSTA!
    *i dostałam w łeb*
    Witaj, Rocky! Wybacz, że nie skomentowałam kilku rozdziałów (dwóch...? o.O), ale szkoła ;_; Jutro test z biologii i trza się uczyć. Hyy! Faciu z wiadomości powiedział, że minęła dziewiętnasta. ;_; Tak mało czasu.
    Weronika się ze mnie śmieje, że jestem starsza, a dopiero robię to, co ona. I przed chwilą krzyknęła 'PŁOŃ' i uderzyła mnie w głowę z zeszytu. ;_; Terror, nawet komentarza w spokoju nie można napisać. ;_; Właśnie, przyszłam tu gadać o rozdziale, anie o teście z biologii i Ziemniaku uczącym mnie niej. Przed chwilą okno się samo otworzyło, a TA zaczęła krzyczeć. ;_;
    OPTYCZNE!
    MECHANICZNE!
    (to Weronika jakby co.)
    To już koniec tego opowiadania. Niestety. No cóż, ale z tego co widzę będzie następne, a raczej już jest. Ale niestety (znów 'niestety') przeczytam i skomentuję dopiero później, bo mam jeszcze duuuuuuużo do nadrobienia. JAKI NIETOPERZ?! Wybacz, ale Łysa gada mi coś o nietoperzu, który podobno (wątpię...) przeleciał nam przed oknem. Niby mieszkamy na 10 piętrze a za blokiem jest las, ale...? Nie no. Znowu gadam o Ziemniaku, ale to jej wina, bo ciągle mnie zagaduje.
    Mam być szczera? Nie podoba mi się to zakończenie. Dlaczego? Ponieważ HALLIE NIE JEST ZE SLASHEM!!!
    (Łysa każe mi kończyć. ;_;)
    No, ale przynajmniej inni są szczęśliwi. Na przykład Jasmine i Axl, choć to bardzo podejrzane, tak samo jak to, że mój pies udaje, że nie śpi, kiedy śpi. Albo to jak chodzi na podsłuch do kuchni, taki z niego agent... STOP!
    Tak samo Izzy i Black są szczęśliwi, to dobrze. Choć... Nadal martwi mnie ta Hallie, już raczej do końca życia nikogo nie będzie miała. Chyba, że powiedzie się jej jakoś, no, nie wiem.
    Kończę, bo Weronika zaczęła podniecać się Nuno Bettencourtem, po tym jak zjadłam jej dziecko sałatę. ;_;
    Żegnam, do zobaczenia, dobranoc, ukryta sala 104... kurde, znowu Ziemniak nawija. ;_;
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozdrów Weronikę, ja w Nuna się mogę wpatrywać godzinami i kocham ten moment w klipie do 'More Than Words' na samym początku jak jest zbliżenie na jego palce i struny gitary, o tak, o tak.
      Ha! Jaki śmieszny komentarz, boże śmiałam się, jak czytałam xD Tak, dobrane z Was siostry, tyle powiem, haha! Cóż, rozumiem opóźnienia i tym podobne bo mam to samo- szkoła, szkoła, szkoła. Zaraz siadam do niemieckiego, bo mam od tego roku takie gościa, szwaba oryginalnego, znaczy, że gada do nas tylko tym chorym językiem i na dodatek ZADAJE PRACE DOMOWE. Ciekawie, ogółem, eh.
      Też mieszkam obok lasu, i parę razy nietoperza widziałam, ale ostatnio coś mało. O, jak na działce jestem to dużo ich jest!
      Jeszcze raz dzięki, no, ha! :)

      Usuń
  8. Witaj, Rocky.
    Wybacz, że nie komentowałam dość długo. Właściwie bardzo długo. Moja aktywność blogowa wynosiła w ostatnich miesiącach zero.
    Lubię zakończenia (czasem), bo oznaczają (czasem), że zaczyna się coś nowego. W tym wypadku nowe opowiadanie, które być może będę czytać. Pamiętam (słabo, ale jednak) jakieś tam Twoje początki i na mój gust jest dobrze, bo postępy poczyniłaś. A w tym rozdziale napisałaś "okres czasu", mam cię! :D Bardzo miło mi się czytało ten epilog, jest Izzy chowający się za szaliczkiem - jestem zadowolona. Wiedziałam, że Black będzie w ciąży. Czułam to w moczu. Cóż, zakończenia nie zawsze są szczęśliwe. A to nie jest, jeśli chodzi o Hallie. Chociaż... Nie wiadomo. Jeszcze nie umarła :D
    "Coś się kończy, coś się zaczyna." Hehe :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O Jezu, Fever, ja myślałam, że ty przepadłaś już absolutnie bezpowrotnie! Ty nawet nie wiesz jak ja się zdziwiłam (pozytywnie!), jak rano zobaczyłam Twoje komentarze.
      Dziękuję Ci bardzo!
      A u Ciebie, pojawi się coś nowego? ;D

      Usuń
  9. Anonimowy11/11/2014

    Cześć, Rocky! Przepraszam, że praktycznie po miesiącu. Nie wiem, czy czytałaś informacje na asku, czy nie. Ale mój komputer odmawiał mi posłuszeństwa, nauczyciele dostali na łby, o rodzince nie wspominając. Praktycznie na nic nie miałam czasu i teraz nadrabiam, także... Och, no przepraszam Cię gorąco. Jak zobaczyłam datę 18.10 to mi się strasznie głupio zrobiło, no bo no... Mam nadzieję, że mi to darujesz? Teraz już wyszłam mniej więcej na prostą, więc myślę, że komentarze będą pojawiały się regularnie.
    Kochana, nie mogę uwierzyć, że to koniec, chociaż z tym opowiadaniem nie jestem związana długo.
    Szkoda mi Chloe, kurka, nie lubiłam jej praktycznie do końca, ale teraz, kiedy zginęła, to w sumie nie była zła osoba.
    A Chris to skończony pajac. Ja pierdzielę, biedna Amber i Chloe i nawet Hallie. Bardzo dobrze, że trafił za kratki.
    Duffeł ciągle sam, fakt, czeka na mnie 8)
    Jejku, Adler taki słodki! :D Niech żyje sobie z Amber w tym apartamencie na obrzeżach L.A., niech posiadają dzieci i niech się kochają tak dalej, bo jednak Stevie to świetny chłopak i Amber, bidulka, też cudowna kobietka.
    Ooooo! I teraz czas na Stradlina mego złotego i Black. Blue jest w ciąży, mieszkają razem, będą mieć dziecko. Będą mieć takiego różowego grubaska! :D
    Axl i Jazz. No, Jazz nie lubię, także... Ale niech żyją, a co!
    Gunsom się powiodło i jest supee.
    A teraz czas na Hallie i Slasha. ŁE Błerze, moja biedna... Sama jest, smutna i płacze po tym skurwielu. To on, do cholery, powinien umrzeć! Kurka, znasz moje stanowisko na jego temat (maszynka do papieru, bla bla bla). Tylko, że mi tej Hallie cholernie żal.
    Według mnie opowiadanie zakończyłaś w bardzo dobry sposób- naturalny, melancholijny... Lubię takie zakończenia, bez happyend'ów. Wiesz, kiedy czytałam ostatnie fragmenty o tym, że chciałaby powrócić do tamtych czasów to trochę mi się zebrało na łzy. Z tych słów bił autentyczny smutek i... I należy Ci się za nie pomnik, naprawdę.
    Kurczę, Twoje opowiadanie było jednym z lepszych i od samego początku mi się podobało. Gratuluję, haha! Jest i było cudowne, wspaniałe, świetne, genialne... Kocham Cię za nie, serio.
    Ale jak to było? "Coś się kończy, coś się zaczyna", prawda? Tak! I zaraz lecę czytać Twój nowiutki twór! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Suicide, o cholera, stęskniłam się :')
      I weź nie przepraszaj, wiem jak jest, sama się ledwo wyrabiam, no... No!
      Dziękuję Ci, że jednak znalazłaś chwilkę i tak pięknie skomentowałaś. Jesteś cudowna! <3

      Usuń