8/05/2014

Sweet Pain 8

Muzyka

Obudziłam się mając świadomość, że spałam bardzo długo. Szumiało mi w głowie, tak jak to się zdarza po sporej imprezie. Rzecz w tym, że ja na żadnej wczoraj nie byłam. Podejrzewałam jednak, że to przez zamianę klimatu i kilkunastogodzinny sen. Otworzyłam powieki i przetarłam oczy. Leżałam jeszcze chwilę, pozwalając, by mój mózg przyswoił kilka faktów.
Znajdowałam się w pokoju hotelowym  wynajmowanym przez Alana, w sercu Los Angeles. Zza uchylonego okna słychać było uliczny gwar i hałas. W powietrzu unosiła się woń jakiegoś jedzenia, papierosów i taniego proszku do prania. Rozejrzawszy się, upewniłam się, że w pokoju jestem sama. Na drugim łóżku było zwinięte prześcieradło, a na fotelu otwarta książka. Jakby ktoś musiał nagle wyjść. Coś nagle błysnęło w powietrzu. Zmarszczyłam brwi i rozejrzałam się dookoła. Nikogo nie było. Nic się nie ruszało. Ale znów kącikiem oka wyłapałam błysk.
- Jest tu kto?- zapytałam szeptem.
Nikt mi nie odpowiedział. Nagle przed nosem zawisła mi złota obrączka. Chciałam ją złapać. Ale uciekła w bok i zatrzymała się w innym miejscu.
- Cassie? Alan? Nie róbcie sobie żartów…- mruknęłam poirytowana.
Nagle w moich myślach pojawił się obraz Alana siedzącego w pociągu, jego rąk. Obrączki na jego palcu. To była ona.
- Alan?- zawołałam zachrypniętym głosem.- To ty?
Cisza. Nagle usłyszałam głos. Nie rozpoznawałam słów, ale dochodził z niedaleka. Otworzyłam drzwi od łazienki, ale nikogo tam nie zastałam. Wróciłam do pokoju, wciąż słysząc szepty. Wyjrzałam na korytarz, coraz bardziej zaniepokojona. Głos zaczął się nasilać.
- Czuję, że nie mógłbym teraz bez ciebie żyć, Molly. Nie chciałbym.
Zatrzymałam się w pół kroku. Te słowa  były mi bardzo znane. Ian, on mi je powiedział.
- Ian?- zająknęłam się.
Poczułam jak palce zaczynają mi drżeć.
- Nie chciałbym. Molly…- słyszałam.
Obróciłam się wokół własnej osi, szybko, za szybko. Zakręciło mi się w głowie i upadłam na kolana. Czułam jak ręce mi dygoczą. Przed oczami znów zawisła mi obrączka, a ja znów spróbowałam ją złapać. Tym razem złoty pierścionek zniknął, rozpłynął się, jak mgła.  Zszokowana poderwałam się na równe nogi. Zorientowałam się, że całe te głosy nie dochodzą z zewnątrz, tylko… z wewnątrz. Złapałam się za głowę.
- Molly ja… Ja cię chyba kocham.- głos Iana wypełniał moją głowę i odbijał się echem.
- Nie!- wrzasnęłam zasłaniając odruchowo uszy.
- Molly? Coś się stało?- tym razem usłyszałam Cassie.
Nie widziałam jej jednak. Nie widziałam nic.
-------------
Znów to samo, znów przeklęte pikanie i zapach. Znów biel. Potrząsnęłam głową, mając nadzieję, że wszystko to tylko zły sen. Po chwili zorientowałam się, że przy moim łóżku stoi Cass. Wpatrywała się we mnie ze współczuciem i ściskała moją dłoń.
- Cassie, powiedz mi, co się stało? Co ja tu robię?- niespokojnie rozejrzałam się po pomieszczeniu.
- Nie wiem co się stało. Wróciłam ze śniadania, a ty się dziwnie zachowywałaś. I zemdlałaś. Co pamiętasz?- dziewczyna przygryzła wargę.
- Ja… Słyszałam… i Widziałam.- zamknęłam oczy, by sobie cokolwiek przypomnieć. Pamiętałam doskonale wszystko co się wydarzyło. I przerażało mnie to dogłębnie.
- Co? Co takiego, Molly?- szepnęła brunetka nachylając się niżej.
- Widziałam obrączkę Alana.- przeniosłam na nią spojrzenie.- Słyszałam Iana.
Cass wyprostowała się i puściła moją dłoń. Siedziała tak kilka chwil, sprawiała wrażenie, jakby się nad czymś bardzo mocno zastanawiała. Minęło sporo czasu, przynajmniej tak mi się wydawało. W pokoju nie było żadnego zegara, ale to akurat w ogóle mi nie przeszkadzało. Gdybym oprócz dźwięków aparatury słyszała tykanie wskazówek, dostałabym szału. Byłam wystarczająco skołowana.  Z zamyślenia wyrwał mnie gorzki śmiech Cassandry.
- Molly, to wszystko przez facetów. Nie jesteś w szpitalu od tygodnia, ale znów w nim lądujesz, i to przez tych dwóch dupków!- krzyknęła z kpiącym uśmiechem. Przechodząca obok sali pielęgniarka rzuciła jej podejrzliwe spojrzenie.
- Ian uratował mi życie.- zacisnęłam szczęki.
Brunetka przyjrzała mi się wzrokiem pełnym dezaprobaty. Jakbym była jej młodszą, niedoświadczoną siostrą. I głupszą.
- To za duże słowa. Nie zginęłabyś. Poza tym, co z tego, skoro potem zaczął pieprzyć, że cie kocha, i wywrócił Twoje wystarczająco pogmatwane życie do góry nogami!? A teraz następny! Co ty w nim widzisz, co? Będą tylko kłopoty! Już przewidziała ci się obrączka na jego palcu. Chcesz mi może powiedzieć, że to nic nie znaczy?!- zerwała się na równe nogi i zaczęła chodzić w kółko.- Molly, zostawmy ich w diabły, miałyśmy zacząć nowe życie! Miałyśmy żyć… Jakby nie miało być jutra! Jak zaczniesz się przywiązywać do ludzi, to się nam to nie uda. Szczególnie do facetów. Moll, proszę, wybij sobie z głowy i Alana, i Iana. Nawet imiona mają podobne, a to nie wróży nic dobrego…
- Przestań! Natychmiast! Nie mów tak o nich, dobrze wiesz, że to dobrzy ludzie!- krzyknęłam nagle, wyprowadzona z równowagi. Sama byłam zaskoczona własnym wybuchem, ale co najważniejsze, Cassie również. Zatrzymała się i wlepiła we mnie wzrok ciemnych tęczówek. Kryła się w nich burza.
Stała i czekała na moje dalsze słowa.
- Pomogli nam, oboje. Nie masz prawa ich tak nazywać. W tym świecie ciężko jest spotkać kogoś bezinteresownego. – wycedziłam wściekła.
Jeden z aparatów zaczął pikać coraz szybciej i szybciej. Żadna z nas nie zwróciła na to uwagi.
- Dobra, może przesadziłam.  Ale naprawdę nie możesz się tak do nich przywiązywać. Zapomnij o nich.- powiedziała chłodno, i wyszła z pomieszczenia.
Ze złością uderzyłam pięścią w materac. Dlaczego wszystko musiało się tak komplikować? Podświadomie czułam, że Cassie  ma racje, że powinnam dać sobie spokój. Ale co z tego, że powinnam, skoro nie potrafiłam? Nie wiedziałam jak zapominać. Ostatnio jak doznałam załamania nerwowego, wpadłam w pustkę. Przesiedziałam miesiące w psychiatryku, aż udało mi się z powrotem zacząć odczuwać emocje. Tym razem taż ma tak być? Muszę się załamać, żeby przestać pamiętać? Nie chciałam tego za nic w świecie. Szpital psychiatryczny kojarzył mi się tylko i wyłącznie z okropną bielą i czarną dziurą w głowie.
Możliwe, że rozmyślałabym nad tym jeszcze godzinami, ale do pomieszczenia wszedł lekarz. Ostatnio kiedy obcowałam z przedstawicielem tego zwodu, ominęłam go i zwiałam, ale teraz nie byłabym zdolna do podobnego wyczynu. Ręce trzęsły mi się ze zdenerwowania, nie było więc mowy o bieganiu. Zresztą, co by mi to dało?
- Zostanie pani zaraz przetransportowana do innego szpitala, pani Waters.- oświadczył.
Wyszedł, zanim zdążyłam zareagować. W sumie było mi wszystko jedno. Tylko trochę zirytował mnie tym, że nawet nie zostałam poinformowana o stanie mojego zdrowia. Skoro mnie przenoszą, to coś musiało być nie tak. Pytanie tylko… Do jakiego szpitala?
-------------
- Czy ja dobrze zrozumiałam? To jest szpital psychiatryczny?- wytrzeszczyłam oczy na kobietę w białym fartuchu. Okropnie białym.
- Zgadza się.- uśmiechnęła się sztucznie.- Proszę wejść do tamtego gabinetu.
Nie byłam w stanie się ruszyć. Zaczęło się we mnie mieszać. Przecież niedawno uciekłam z wariatkowa. Co takiego zrobiłam, że muszę tu być znowu? Cassie lekko popchnęła mnie w głąb korytarza. Postawiłam kilka niepewnych, sztywnych kroków. Nagle poczułam, że się z kimś zderzyłam. Zamrugałam oczyma. Nieznajomy złapał mnie za ramiona, zaniepokojony.
- Ej, mała! Nic ci nie jest?- zawołał facet.
Miał na sobie wyciągniętą koszulę w panterkę i dziwne, bardzo dziwne, zielone spodnie. Patrzył się na mnie z lekko otwartymi ustami… ogromnymi ustami.
- Hej, serio się pytam! Coś się stało?- przybliżył swoją twarz do mojej, tak, że niemal się stykaliśmy nosami.
- Nic.- zdołałam wykrztusić.
Na twarzy faceta wyrósł wielki uśmiech. Potem cmoknął mnie w oba policzki.
- Ja lecę, mój przyjaciel mnie potrzebuje!- krzyknął jeszcze i zniknął za drzwiami z napisem ‘Oddział uzależnień’.
- Molly, czy ty wiesz kto to był?!- Cassandra zapomniała chyba o kłótni, jaką stoczyłyśmy parę godzin temu.
- Eee… Jakiś koleś?- uniosłam brew.
- Steven Tyler! Wokalista Aerosmith!- spojrzała na mnie z zachwytem. – Pocałował cię!
- Tylko w policzki. Ja go tam nie kojarzę.- odmruknęłam i nieco pewniej podążyłam w kierunku gabinetu, do którego kazała mi się udać pielęgniarka. Otworzyłam drzwi. Kiedy zobaczyłam wnętrze urządzone w stonowanych, ale ciemnych barwach, cicho odetchnęłam z ulgą. Gdyby ściany były białe, ześwirowałabym. Zaraz… Przecież ja już jestem świrem.
Usiadłam na miękkim, czarnym fotelu. Był wygodny i pachniał skórą. Spojrzałam na postać, która stała pod oknem. Półmrok, jaki panował w pomieszczeniu, pozwał mi jedynie widzieć cień sylwetki. Należała jednak ona niewątpliwie do mężczyzny, i to takiego, który lata młodości mógł mieć za sobą. Odwrócił się nagle i rzucił i badawcze spojrzenie. Nie widziałam jego miny, było za ciemno, jedynie jego oczy w dziwny sposób lśniły.
- Witam cię, moja droga.- niespodziewanie szybko przeszedł kilka kroków i usiadł za biurkiem, które nas oddzielało.
- Dzień dobry, proszę pana.- odparłam niepewnie.
- Proszę pana? Mów mi proszę po imieniu. Mam na imię Phil. A ty Molly, tak?- spojrzał w papiery i nie czekając na odpowiedź kontynuował.- Molly Waters… Szukają cię prawie we wszystkich stanach, wiesz? Ciebie i Twojej koleżanki.
Zamarłam. Czyżby aż tak przejęli się moją ucieczką? Phil zaśmiał się ciepło widząc moje przerażenie.
- Spokojnie, ja cię nie wydam do moich kolegów po fachu z Nowego Jorku. Tamten ośrodek ma złą sławę, nie wiem czy wiesz. Tak między nami: dobrze zrobiłaś, że z niego uciekłaś.- puścił mi oczko.
Cały czas byłam w lekkim szoku i nie wszystko docierało do mnie na czas. Zajęło mi parę minut, zanim uświadomiłam sobie, że tak właściwie to siedzę przed psychiatrą. A on puścił do mnie oczko. Nie, żebym oceniała ludzi według stereotypów, ale zdawało mi się, że lekarz tego pokroju powinien być raczej poważny i ze skupieniem wysłuchiwać słów rozmówcy.
- Jest pan psychiatrą?- zapytałam po chwili milczenia.
- Tak. I jednocześnie dyrektorem tego szpitala.- rozpromienił się, a wokół jego oczu pojawiły się kurze łapki. – Pewnie cię zaskoczyłem? Już tłumaczę. Otóż… Moim sposobem rozmowy z ludźmi, jest stawanie się ich przyjacielem. Jestem optymistą! Nie tylko gbury potrafią radzić sobie z wariatami.
Rozszerzyłam oczy ze szczerego zdumienia i wgapiałam się w Phila dobrych kilka minut. Mężczyzna wpatrywał się we mnie z rozbawieniem. Analizowałam sytuację powoli. Siedziałam przed dość osobliwym lekarzem w jego gabinecie, dodatkowo wiedział on, że zbiegłam z poprzedniej placówki, podobnej do tej. Ale co ja tu robię? Co wykazały badania, że musiałam tu przyjechać? Takie w sumie dość podstawowe pytania w zaistniałej sytuacji, zaczęły napływać do mojej głowy. Nie potrafiłam na nie sama odpowiedzieć, jedynym moim wybawieniem w tym momencie był Phil. Swoją drogą wydawał mi się interesującym człowiekiem. Czemu by nie spróbować go poznać? No tak, ale Cass mnie zabije, kiedy dowie się, że spoufalam się z psychiatrą po pięćdziesiątce. A w dupę z Cass, chce wiedzieć co mi dolega!
- No więc, Phil, widzę, że ośrodek dobrze się trzyma. Ściąga nawet gwiazdy.- zaczęłam temat.
- Owszem! Joe Perry to nie byle kto.- pokiwał głową.
Joe Perry… A więc to był ów przyjaciel nieznajomego na korytarzu.
- Tak, w oczy rzucił mi się też jego kolega.- kontynuowałam.
- Steven? Bardzo ciekawy człowiek. Szczęśliwie odwyk ma już za sobą. Jest czysty jak łza.
- A więc miał problem z narkotykami?- uniosłam brew.
- Tak, było o tym głośno w prasie, ale zamknięta w czterech ścianach w Nowym Jorku mogłaś się z tym nie zapoznać. – zaśmiał się wesoło, jakby opowiedział najśmieszniejszy żart pod słońcem.- Wypadało by zerknąć co cię tu w ogóle sprowadza…
- Nie wiesz tego?- zdziwiłam się.
- Nie, niestety nie znalazłem wcześniej chwili, by zerknąć w to…- wskazał na zieloną teczkę leżącą na biurku.
Następnie zgrabnie ją otworzył i zaczął wertować jej zawartość. Nucił pod nosem jakąś skoczną melodyjkę, która kontrastowała z zaistniałą sytuacją. W końcu zaraz miał paść werdykt. Czy już do reszty sfiskowałam? Czy będę musiała spędzić tu resztę mojego życia w tym budynku, prześladowana wizją Iana wyznającego mi miłość i latającego wokół mojej głowy złotego pierścionka? Wzdrygnęłam się na samą myśl o porannych przeżyciach. Stanowczo za silnie przeżywałam sytuacje, które teraz mnie męczą.
- Bardzo duża aktywność…- zamruczał Phil pod nosem.- To znaczy, że…
Zerknął na mnie niepewnie. Nie było w nim już krzty entuzjazmu. Coś ukuło mnie w środku, jednak silnie uczepiłam się przekonania, że całe te omamy wystąpiły z przemęczenia i zmiany klimatu. Lekarz wstał od biurka i z grobową miną podszedł do prostego regału, pomalowanego na brunatny kolor. Otworzył wąską szufladę i wyciągnął z niej kartkę. Potem położył ją na blacie, obok wyników moich badań. Patrzył się na nie dobre dziesięć minut, porównując. Przenosił wzrok z jednej na drugą, a mnie w środku niemal rozsadzało z niepokoju. Błagam, niech to nie będzie nic poważnego…
Phil popatrzył na mnie wzrokiem, z którego nie potrafiłam nic wyczytać. Potem odetchnął głęboko.
- Molly, obawiam się, że jest gorzej niż myślałem.- oświadczył.
Policzyłam w myślach do pięciu. Powoli.
- To znaczy?- zapytałam drżącym tonem.

- To znaczy, że cierpisz na łagodną schizofrenię.
--------------
Tak.
Sama jestem zaskoczona, że ta sytuacja ma miejsce, bo spisałam to opowiadanie na straty. 
Przerwa była... Ponad dwu miesięczna. Mam nadzieje, że cokolwiek pamiętacie z poprzedniego rozdziału :_: Bo wiecie, nawet ja musiałam go przeczytać, żeby napisać powyższe... coś. 
No właśnie? Jak to odbieracie? Jak już pisałam pod poprzednim postem, wkręcę tu Aerosmith (taa, mówię wam, bo pewnie się jeszcze nie zorientowaliście, co? :_:).
I jakoś to tam się dalej potoczy. Wpadłam na całkiem niezły (wow, właśnie pochwaliłam własną chujową wyobraźnię, radujcie się, o ludu!) pomysł jak to się wszystko potoczy. Nie wiem, ile będzie rozdziałów, ale strzelam, że koło 20. Tak mi na szybko gdzieś wyszło. Ale jak ja coś liczę na szybko, to się może mijać z prawdą, więc w sumie to się nie przejmujcie, czy coś.
Eh, rozpisałam się o niczym. Nic nowego. Bardzo mocno proszę o komentarze! Aha, tam pod spodem jest rozdział L.A. Story, także również można zajrzeć. Ale oczywiście do niczego nie zmuszam... XD Boże, ale mi się zebrało na sztywne pierdolenie.
Róbta co chceta i tak was uwielbiam :D
Aaa! I jeszcze coś. Założyłam Aska, ale takiego wiecie, dla was :) Tam z boku macie, ale oprócz...
Zapraszam TUTAJ :)
Trochę wieje biedą, ale przed chwilą założyłam ;-;

Hugs, Rocky. 

14 komentarzy:

  1. Rocky!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
    ROCKY!
    CO. SIĘ. DZIEJE. Z. MOLLY?
    WIDZI IANA I ALANA (HEHE, MÓJ KOLEGA Z NOWEJ KLASY MA TAK NA IMIĘ :))! NO WEŹ! PRZECIEŻ ONA NIE JEST JAKĄS JEBANĄ PSYCHOLKĄ!
    CZEMU JĄ ZNOWU WYSŁALI DO PSYCHIATRYKA? NO CZEMU KURDE? CZEMU?

    A A A A
    STEVEN
    A A A A
    JOE
    <333333333333333333
    PHIL MNIE WNERWIA!!!!!!!!!
    NIENAWIDZĘ TAKICH LEKARZY, CO CHCĄ SIĘ ZAPRZYJAŹNIĆ, BO TO KURWA PODEJRZANE, A POTEM WYSTAWIAJĄ DO WIATRU! PODSTĘPNI I WREDNI!
    A POTEM STWIERDZAJĄ, ŻE JESTEŚ PSYCHOLEM!

    ZAJEBISTY ROZDZIAŁ, ALE NIE MAM WENY NA KOMENTARZE :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy komentarz od Ciebie jest cudny, hyhy.
      Dziękuję!

      Usuń
  2. Rocky, załóżmy, że wiem o co chodzi w Sweet Pain. No, bo w końcu trochę ogarnęłam, ale boję się, że jednak nie wszystko wiem. W końcu nie przeczytałam za dokładnie, ale myślę, że dam sobie radę. A zresztą przeczytam jeszcze raz, ale to później. Najpierw skomentuję ten rozdział.
    Ekhem, więc tak, przynajmniej już wiem jak nazywają się bohaterowie, to już jakiś plus. XD I chyba na serio przeczytam dokładniej, bo zaciekawiła mnie ta historia. Następnie... Fajne profilowe, to Drew Barrymore? :D Tak wiem, ja tak na temat gadam.
    Steven, Steven, och mój kochany Steven... Nie całuj się z innymi! Nawet w policzek Ci nie wolno! Ja to mam ciężkie życie z tym chłopem, wiesz Rocky, on mnie w każdym opowiadaniu zdradza. XD Ale przechodząc dalej... Ten lekarz - Phil, hmm... Nie jest taki zły. W sumie to nawet go polubiłam, ale to przecież dopiero początek jego roli w tym opowiadaniu, prawda? Mogę go jeszcze znienawidzić.
    Rozdział jest cudny (tak, widzisz, znalazłam inne przymiotniki niż "zajebisty". Jednak znam takie.)
    Weny!

    Jak już skumam więcej z tego opowiadania, to walnę Ci dłuższy komentarz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejć, dzięki wielkie, że przeczytałaś! :3
      Tak to Drew :) Jakoś tak mnie to zdjęcie urzekło, hihi.
      Kurde, jeśli chodzi o Stevena... Nie wiem, czy nie będziesz musiała szykować tłuczka, jak to masz w zwyczaju XD
      Dziękuję jeszcze raz!

      Usuń
  3. Ha! Nadrobiłam już wszystko!

    Opowiadanie... Zajebiste! Nic dodać nic ująć.
    MOLLY MA SCHIZOFRENIĘ?!?!?!
    Dlaczego?!
    Bardzo ją polubiłam. Zgodzę się z Alanem, jest intrygująca.
    Tylko... Ona ma nie mieć schizofrenii! Chwila! Ona na pewno jej nie ma!
    To ten psychiatra! On jest wszystkiemu winny!
    A teraz...
    SSSTTTEEEVVVVVEEEEEEEENNNNNNNNNNN!!!! I pocałował Molly! W policzki. *o* Tyylee wyyyggraać. <3
    Joe na odwyku? O.O
    Dobry Tyler odwiedza go. xD
    Dobra, pisze już głupoty...
    Weny i czekam na następny! :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że przeczytałaś!
      Dziękuję, dziękuję, dziękuję! <3
      Jesteś wielka *o*
      Tak, Steven XD
      Jeszcze raz: DZIĘKI! :3

      Usuń
  4. Jeju jak się stęskniłam za tym mega intrygującym opowiadankiem! Rozdział genialny, nic dodać nic ująć :)
    Laska, skąd Ty bierzesz na to pomysły? Kcę Twój mózg ;-;
    Przechodząc do samej treści...
    1) Molly schizofreniczką? Kiepsko. Ale w końcu pokochałam jej osobę za te jej psychiczne problemy. Ya know, jestem dziwna xD
    2) Cass mnie wkurwia. Mogłaby nieco odpuścić dziewczynie. W końcu to jej życie! Z drugiej strony, może ma rację? Trzeba się w młodości wyszaleć, a nie od razu zakochiwać na amen.
    3) Phil jest eee... ciekawy, tak xD W sumie, lubię jego postać.
    4) Steven i Joe, hehe. Uwielbiam Cię <3
    5) Co teraz, co teraz, co teraz?! Molly znowu trafi do psychiatryka? :(
    6) Mam nadzieję, że nowy rozdział tego dzieła pojawi się szybciej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Woaah, nie sądziłam, że ktokolwiek tęsknił za tym schizowym gówienkiem! *o* Ale dziękuję, bardzo się cieszę!
      Pomysły? Nie przesadzaj, ty masz lepsze ;*
      No, następny się już pisze, także tego... XD
      Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Nie mam weny na długie komentarze, wybacz :(
    Powiem tylko troszeczkę:

    STEVEN!!!!!!!!!!!! JOE!!!!!!!!!!!!!!! ALE I TAK TYLER LEPSZY!!!!!!!!!!!! JOE NA JAKIEJŚ TERAPII???? ALE DOBRA WAŻNIEJSZY STEVEN!
    DLACZEGO ONA ZNOWU TRAFIŁA DO PSYCHIATRYKA, NO??? ALE NAWET DOBRZE (NIE MAM POJĘCIA CZEMU), BO STEVEN TEŻ TAM BĘDZIE!!!!!!
    ALLELUJA!
    Mówiłam, że nie mam weny na długie, sensowne komentarze i miałam rację.
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E tam, zajebisty komentarz! Dziękuję! Też uważam, że Tyler lepszy, hihi ;D
      Dzięki wielkie jeszcze raz!

      Usuń
  6. TEN ROZDZIAŁ JEST TAK ZAJEBISTY, ŻE AŻ MUSZĘ PISAĆ KOMENTARZ CAPS LOCKIEM XD SERIO, TEN ROZDZIAŁ JEST CUDNY. TAKI PSYCHODELICZNY, ALE I URZEKAJĄCY. NO I POJAWIŁO SIĘ AEROSMITH, A RACZEJ JEGO CZĄSTKA, TAK JAK OBIECYWAŁAŚ. ZACZNĘ CIĘ CAŁOWAĆ PO STOPACH ZA TEN POMYSŁ. CZUJĘ, ŻE TO BĘDZIE OPOWIADANIE PERFEKCYJNE. AEROSMITH + DZIEWCZYNY + TY I TWOJA WYOBRAŹNIA. COŚ PIĘKNEGO. CHYBA JUŻ TERAZ MOGĘ ZACZĄĆ SKŁADAĆ CI POKŁONY MOJA BOGINI :D

    LOVE,
    POJEBANA DO GRANIC MOŻLIWOŚCI CHELLE <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ODPOWIEM Z CAPSEM, A CO!
      BOGINI? CHELLE, CHYBA CIĘ W TO GORĄCE LATO ZA BARDZO PRZYGRZAŁO. TY JESTEŚ BOGINIĄ, MISTRZYNIĄ I CZYM TAM JESZCZE SIĘ DA! <3
      I WEŹ NIE PRZESADZAJ Z TĄ WYOBRAŹNIĄ. O, TAKIE NIECO PSYCHO-LOVE STORY.
      DZIĘKUJĘ!
      KURDE JAK TY MI SŁODZISZ <3

      Usuń
  7. Molly znowu trafiła do szpitala nieee...
    Ale tym razem wyszły nowe okoliczności. Mam nadzieję, że choroba nie będzie dokuczała bardzo naszej bohaterce.
    Kurde, ja przy samym zderzeniu z Tylerem bym zemdlała, a co dopiero gdyby mnie POCAŁOWAŁ W POLICZEK. O matuchno :o <3333333 No ale rozumiem, miała prawo go nie znać.
    Cassandra jest taka... no irytująca trochę. Stara się być dobrą przyjaciółką i chce chronić Molly, tylko, że nic nie poradzi na to, że dziewczyna się zakocha, albo że jej szkoda dawnego przyjaciela. Cóż, życie...
    Ale Rocky, ja się cieszę, że wznowiłaś to opowiadanko, bo od początku je polubiłam ;)) A w dodatku z cudownym AEROSMITH <333333333
    Buziaki ;***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku, dziękuję Ci Kate! Naprawdę się nie spodziewałam, że ktoś za tym tęsknił ;o
      Jest mi ogromnie miło! <3<3

      Usuń