Dwa
miesiące później…
Drzwi otworzyły
się z irytującym skrzypnięciem. Zatrzasnęłam je za sobą.
- Jest tu kto?-
zawołałam.
Nie uzyskałam
odpowiedzi, tak jak się tego spodziewałam. Od miesiąca nikogo nie zastawałam po
powrocie z pracy. Całe Guns N’ Roses przesiadywało w studio. Za dwa dni miała
pojawić się ich pierwsza płyta. Na początku chodziłam z nimi, by posłużyć im
radą i nie nudzić się samemu na kanapie w Hellhouse, ale twarde studyjne
krzesła były jeszcze gorsze od rozwalającej się sofy. Poza tym, przychodził czas, kiedy trzeba było nagrać
gitarę prowadzącą. Nie potrafiłam na niego patrzeć. Żal i wściekłość zżerały
mnie od środka. Przez wiele tygodni znosiłam to dzielnie i zamierzałam robić to
dalej, ale było mi cholernie ciężko. Slash był kimś, kogo potrzebowałam, ale
nie potrafiłam nie patrzeć na niego jak na żałosnego kłamcę. Zdradził mnie, nie
dotrzymał słowa i zawiódł moje zaufanie. Kiedy Axl wyrządził krzywdę Jaz, ona
mu wybaczyła, bo tak bardzo kochała chłopaka. Czy to, że nie potrafię przebaczyć
mulatowi, znaczy, ze nigdy tak naprawdę nic do niego nie czułam? Ta myśl
przerażała mnie i dawała nadzieję w tym samym stopniu. Skoro moje uczucie nie
było szczere, może będę wkrótce
potrafiła o wszystkim zapomnieć? Uczepiłam się tej myśli jak rzep psiego ogona,
i uparcie nie chciałam jej puszczać, ale niedawno coś zaczęło we mnie pękać.
Czemu nie mogę przestać płakać co kilka nocy, żałując, że nie czuję zapachu
chłopaka? Dlaczego kiedy jest w pobliżu, mam ochotę zanurzyć dłonie w jego
włosach? Te pragnienia były jednak równie silne jak chęć wydrapania mu oczu.
Moje emocje były pełne sprzeczności. Wiedziałam, co czuła Jasmin, kiedy
próbowała zapomnieć o Axlu.
Zanuciłam ZZ
Top, by wyzbyć się ponurych myśli. Nalałam do szklanki coli i po chwili wahania
dodałam też whiskey. Zasiadłam na swoim zwyczajowym miejscu, na środku kanapy.
Zarzuciłam nogi na stolik i sięgnęłam po pilot. Na kanałach informacyjnych
leciały wiadomości, odpaliłam więc MTV. Popołudnie minęło mi w dźwiękach The Police i
Aerosmith. Zasnęłam chyba na chwile, kiedy puścili piątą balladę z rzędu.
Zerwałam się jednak, kiedy usłyszałam głośny rumor. Oczywiście moi
współlokatorzy właśnie powrócili i nie omieszkali poinformować o tym fakcie
połowy osiedla.
- Hallieeee….
Wiesz gdzie jest wódka?- Steven i standardowe pytanie.
- Steveeeen, a
wiesz gdzie jest sklep?- odparłam.
- Ja pójdę po
flaszki.- zadeklarował się niespodziewanie Slash i zniknął.
-Patrz jak się
chłopak dla ciebie namęczy. A ty go nie chcesz.- Duff opadł na kanapę obok
mnie.
- Nie ja, tylko
mój honor go nie chce, już o tym gadaliśmy, daj spokój.- warknęłam. – Poza tym
wcale się dla mnie nie męczy. I tak ktoś musiałby iść do monopolowego.
- W sumie racja,
ale może ciebie uratował od tego zadania, hm?- McKagan nie dawał za wygraną.
- Kurwa, a może
jednak ciebie?- wstałam z kanapy.- Mam dosyć takiego gadania, wychodzę.
No i mój nawet
nie najgorszy humor został zaprzepaszczony, a mi nie zostało nic innego jak
wyjść z domu na zalane promieniami zachodzącego słońca ulice Los Angeles. Miałam
wrażenie, że chłopcy poprzysięgli sobie, że muszą pogodzić mnie i Slasha.
Doprowadzało mnie to do szału, i w momentach, kiedy udawało mi się jako tako
wyluzować, wszystko szło w diabły, bo któryś z tych debili postanawiał ‘ratować
nasz związek’, jak to kiedyś ktoś z nich powiedział. Nie było żadnego związku.
A już na pewno nie było mowy o żadnym jego ratunku. Fakt, że mogę opuścić naszą
ruderę, był dla mnie wybawieniem, z którego nie raz i nie dwa już korzystałam.
Chodziłam na spacery kiedy tylko mój rozchwiany emocjonalnie umysł zaczynał
fiksować. A teraz tak właśnie było.
Po raz nie wiadomo
który zachciało mi się wyć. Tak bardzo pragnęłam, żeby cała ta sytuacja sprzed
wielu tygodni się nie wydarzyła, że niemal wierzyłam, że nic takiego się nie
stało. Niemal. Rzeczywistość jak to ma w zwyczaju, dawała mi siarczystego
policzka z siłą jednego z olimpijskich sztangistów, ilekroć usiłowałam obrócić
złe wspomnienia w senny koszmar. Wracały urywki scen, moje własne słowa.
Podświadomie czułam nawet smród barowych toalet i wszystkie dźwięki jakie mu
towarzyszyły. Przede wszystkim widziałam jednak Slasha. Z przekrwionymi oczyma,
rozszerzonymi źrenicami, mglistym spojrzeniem. Widziałam, jak na mój widok
odzyskuje świadomość, uzmysławia sobie co właśnie wyrabia. No, niestety za
późno, panie Hudson. Nie przerażał mnie widok mojego faceta mieszającego ślinę
z inną, ale ten cholerny fakt, że kiedy to robił, kompletnie o mnie nie
pamiętał. Przeleciałby tą blondynę w kiblu, a moja osoba obeszłaby go wówczas
równie mocno, co zeszłoroczny śnieg, o ile w gorącej Kalifornii można mówić o
śniegu. I to bolało. Tak mocno,
dobitnie. Kiedy teraz o tym myślałam, z perspektywy czasu, bolało jeszcze
bardziej. Jakby ten pieprzony olimpijski sztangista uderzał młotem w mój
brzuch.
Myślami wracałam
też machinalnie do innych sytuacji. Przypomniałam sobie jaka byłam szczęśliwa,
kiedy to na koncercie w San Francisco Gunsi zadedykowali utwór dla mnie i Black
oraz Jasmin. Czułam się wtedy kochana, wiedziałam, że mam kogoś, kto będzie
przy mnie na dobre i na złe. Szkoda tylko, że niecały tydzień później to
uczucie prysło w ułamek sekundy. Wizja twarzy Hudsona na koncercie w San
Francisco i jego twarzy w klubie Los Angeles, mieszały się ze sobą, a ja czułam
jak zaczyna mnie od tego boleć głowa. Z jednej strony wspaniały facet, który od
pierwszego kontaktu wzbudził moje zainteresowanie, a z drugiej potwór gotowy zdradzić mnie bez
mrugnięcia okiem i tłumaczący swoje zachowanie dragami we krwi. Wszystko trąciło
dramatyzmem godnym serialami z Ameryki Południowej, albo czymś podobnym.
Kocham, czy nie kocham, oto jest pytanie. Moja wewnętrzna ja zaśmiała się
gorzko i pogardliwie. Powiedz mi, co z
tego, że go kochasz, skoro mu nie wybaczysz? Oh, kotku, jesteś taka naiwna…-
zdawała się szeptać. Tym razem zaśmiałam się naprawdę.
- Gadam sama ze
sobą, może być gorzej?- powiedziałam cicho. Do siebie.
Nikt mi nie
odpowiedział, jedynie jakaś nastolatka przechodząca obok rzuciła mi dziwne
spojrzenie. Odrzuciłam włosy na plecy i zastanowiłam się, co by zrobić. Zazwyczaj
okrążałam osiedle, zahaczałam o spożywcza i wracałam do domu, ale dzisiaj moje
nerwy były w wyjątkowo drobnych strzępkach. Autentycznie miałam ochotę śmiać
się i płakać jednocześnie.
Przez głowę
przemknęło mi, że dobrym miejscem moich odwiedzin byłby sklep z alkoholami, ale
w porę przypomniałam sobie, że Slash również miał się do niego wybrać. Niby już
trochę od tego czasu minęło, ale znając ilości procentów, jakie są w stanie
spożyć moi domownicy, kupujący mógł do tej pory ładować butelki do
koszyka. W każdym razie wolałam nie ryzykować. Kolejną myślą, jaka przemknęła
mi przez głowę, był bar. Co prawda starałam się unikać tym podobnych placówek,
z wiadomych powodów, ale w tym momencie nie miałam innego pomysłu. Trochę nie
podobała mi się perspektywa picia w samotności, podeszłam więc do jednego z
ulicznych telefonów, które stały w okolicach Sunset dość gęsto. Wygrzebałam w
kieszeni drobniaki, i wrzuciwszy je do wąskiej szczeliny wybrałam numer do
hotelu, gdzie pracowała Black. Odebrała prawie od razu, akurat pewnie była w
recepcji.
- Halo?
- Cześć Blue, tu
Hallie. Nie masz ochoty się napić?- od razu przeszłam do rzeczy.
- Hal, wiesz, że
jestem w pracy.- odpowiedziała umęczonym tonem.
- Ej, wszystko
okey?- zaniepokoiłam się.
- Po prostu
jestem zmęczona, tak? I nie mam kiedy się wyspać. Siedzę tu od szóstej i
zapewne potrwa to do północy. – mruknęła.
- Kurwa, sama
tam jesteś?- zdenerwowałam się.
- Tak.
Właścicielka cały czas leży w szpitalu i nie pozwala mi nikogo zatrudnić. Mówi,
że ktoś będzie próbował przejąć hotel, i że tylko do mnie ma zaufanie.-
wytłumaczyła.
- Wiesz, że
mogłabyś to gdzieś zgłosić? Nie można pracować po tyle godzin.
- Wiem, ale… Ta
kobieta naprawdę mnie potrzebuje, poza tym… Ona ma nowotwór, Hallie. Jest w
ciężkim stanie i… Nie ma żadnych spadkobierców. Ja…- zająknęła się.
- Możliwe, że
przejmiesz interes po jej śmierci.- dokończyłam, domyślając się o co chodzi.
- No, tak. Nie
życzę jej źle, ale to by była świetna odmiana w moim życiu. Wreszcie porządnie
bym to wszystko zareklamowała. I byłaby z tego kasa. A tak to siedzę całe dnie
i rozwiązuję krzyżówki wypijając hektolitry kawy.- westchnęła.
- Rozumiem. No
nic, będę się musiała napić sama.- powiedziałam.
- Hal, a u
ciebie jest dobrze?- tym razem zaniepokoiła się Black.
- Jakoś się
trzymam.- odpowiedziałam wymijająco.
- Jakbyś czegoś
potrzebowała, to dzwoń. Pa.
- Pa.
Odłożyłam
słuchawkę i z jeszcze gorszym humorem poszłam do Rainbow. Ulubione The Roxy mi
się znudziło, więc musiałam znaleźć coś innego. Wlazłam do środka. Nie było
późno, więc tłok był do zniesienia, a mnie udało się łatwo znaleźć wolny
stolik. Zamówiłam czystą wódkę, uznając, że na nią mam właśnie największą
ochotę. Patrzyłam się na przechodzących ludzi, starając się nie myśleć o
przykrych rzeczach. Nagle kątem oka zauważyłam jasne, długie włosy. Wydały mi
się bardzo znajome. Wstałam nie kończąc picia i pobiegłam w kierunku, gdzie
przed chwilą widziałam ową blondynkę. Znalazłam ją stojącą w kolejce, samotną.
Nagle olśniło mnie. Wiedziałam kto to jest.
- Amber? Czy to
ty?- położyłam dłoń na jej ramieniu, nagim, nie licząc wąskiego ramiączka od
kwiecistej sukienki.
Odwróciła się
powoli, a moje przypuszczenia stały się trafne. Przede mną stała moje dawna
przyjaciółka, ze zdumieniem na twarzy.
- Hallie?-
szepnęła.
- Tak to ja.-
rzuciłam się jej na szyję.- Stęskniłam się.
Poczułam jak
sztywno kelpie mnie po plecach.
- Ta, ja też.-
mruknęła.
Dopiero w tym
momencie poczułam, że moje serce zaczęło bić szybciej. Tak dawno jej nie
widziałam! Kilka miesięcy zrobiło swoje, a ja miałam ochotę wyściskać ją na
środku tego klubu tak, że zwróciłaby cały obiad. Opanowałam się jednak i
ograniczyłam do pocałowania jej w oba
policzki.
- Jeju, Am! Tak
dawno cię nie widziałam! Gdzie byłaś, co tu robisz? Chodź, napijemy się razem!-
wykrzyczałam i pociągnęłam dziewczynę za rękę w stronę mojego stolika. Niestety
wódki nie było, zapewne znalazła sobie innego właściciela. Uzmysłowiłam sobie,
że od paru chwil z moje twarzy nie schodzi wyszczerz. Dopiero kiedy usiadłyśmy
naprzeciwko siebie, zauważyłam, że blondynka ma zupełnie inną minę. Była
skołowana i jakby wystraszona.
- Hallie, ja…
Lepiej jak sobie pójdę.- wydukała.
- Co? Dlaczego?-
zmarszczyłam brwi.
- Nie… Nie
jestem tą Amber jaką znałaś.- spuściła wzrok.
Przez chwilę nie
wiedziałam co powiedzieć. Przyglądałam się Am i usiłowałam dojrzeć coś, czego
brakowało. Patrzyłam się i patrzyłam, aż wreszcie zrozumiałam. Nie uśmiechała
się. Może w przypadku statystycznego, szarego człowieka nie byłoby to dziwne,
ale u Amber owszem. Ta dziewczyna była kiedyś pełna życia. Śmiała się z byle
czego, i tryskała kolorami. Teraz ze zwieszoną głową i zaciśniętymi ustami
wgapiała się w blat stolika. Co się mogło stać?
- Amber, co jest?-
szepnęłam.
- Po prostu
wydarzyło się sporo rzeczy, które… Hallie, świat nie jest taki piękny jak mi
się wydawało. Nie był, nie jest, nigdy nie będzie. Proszę, zapomnij o mnie.
Pójdę sobie. Proszę.- zaczęła się jąkać.
Złapałam ją za
dłoń, a ona wystraszona spojrzała w moje oczy. Wyczytałam z nich nieme
błaganie.
- Am, jesteś
moją przyjaciółką. Nie zapomnę, przenigdy! Chodź, pójdziemy stąd.-
poprowadziłam ją do wyjścia.
Ulice były coraz
bardziej wypełnione tłumem. Przez głowę przemknęła mi myśl, że gdyby zabrać
tutaj Am parę miesięcy temu, skakałaby z radości i patrzyła z zachwytem na
wszystkie strony. A teraz szła obok mnie milcząca. To jednak była ta sama
Amber.
Doszyłyśmy na
plażę. Wstyd się przyznać, ale byłam tu zaledwie kilka razy. Teraz jednak
wydawała mi się dobrym miejscem na rozmowę. Usiadłyśmy na piasku. Blondynka
zapatrzyła się w horyzont, gdzie granatowa barwa oceanu graniczyła z
fioletowawym niebem.
- Pięknie tu.-
powiedziała cicho, ale smutno.
Znów chwyciłam
jej dłoń.
- Amber, powiedz
mi, co się stało.- poprosiłam.
Mała, pojedyncza
łza spłynęła po jej policzku. Ile bym oddała, by zamiast niej widzieć teraz jej
uroczy uśmiech. Dołeczki w policzkach i te wesołe iskierki w oczach.
- Ja go
kochałam, a on…- pociągnęła nosem.- Zadał mi… ból.
- Kto?
- Chris. Tak,
ten, kochany, cichy, spokojny Chris Sumner.- skrzywiła się.
Wytrzeszczyłam
oczy. Zapamiętałam Chrisa tak jak opisała go przed sekundą Amber. Tylko, że ona
powiedziała to z gorzką ironią. Nie byłam w stanie w to uwierzyć. Sumner był
oazą spokoju, kiedy zostawiałam ich razem, była przekonana, że blondynka jest w
dobrych rękach.
- C… Co?-
wykrztusiłam.
- Byliśmy
szczęśliwi. Ale… miesiąc. Potem on zaczął pić. Pił, ciągle pił. Zaczął mnie
olewać, przychodził tylko w nocy, żeby… Się ze mną przespać. Kochałam go. A on,
pewnego dnia, przyszedł wściekły. Chyba ktoś go napadł i zabrał portfel. A
Chris… Postanowił się wyżyć na mnie. Zrzucił mnie za schodów.
Dziewczyna
przerwała, i uniosła delikatnie sukienkę, ukazując wielkiego siniaka na udzie.
Był zielonkawo fioletowy. Dotknęłam go delikatnie, samymi opuszkami palców,
wciąż nie dowierzając.
- Potem… Uderzył
mnie.- kontynuowała i odgarnęła włosy z prawego ucha. Jego górna część była
czerwona, i widniał tam świeży strup. Wokół była opuchlizna.
Rozdziawiłam
usta i nie potrafiłam powiedzieć nic. Kompletnie. Moje myśli zaczęły mknąć na
wszystkie strony, i nie potrafiłam sklecić prostego zdania.
- Uciekłam. Nie
myślałam długo, tylko wpadłam do lepszego pierwszego pociągu. Wylądowałam w
Kansas. Nie wiedziałam co miałabym tam robić, więc pojechałam dalej. Dotarłam
tu, choć z chęcią pojechałabym dalej, za ocean. Jak najdalej od Lafayette.-
zakończyła.
Cały czas byłam
w szoku. Jak, dlaczego? Spróbowałam się otrząsnąć. Nic mi to nie dało. W geście
desperacji przytuliłam dziewczynę. Poczułam jej łzy na koszulce. Zaczęłam
delikatnie głaskać ją po plecach, ale Amber rozpłakała się na dobre.
- Amber, mogłaś
mi napisać list, zanim było za późno. Pomogłabym ci… - szepnęłam w końcu.- Tak strasznie mi przykro, Am.
- Hal, nie wiem
co mam teraz zrobić. Nie mam gdzie mieszkać, jestem głodna…- załkała.
- Zamieszkasz z
nami.- powiedziałam pewnie.
- Z wami? To
znaczy?
- Mieszkam z…
Pięcioma facetami. W tym z moim byłym. Ale to są… mili goście.- westchnęłam.
- Z byłym?
Widzę, ze nie tylko ja napotkałam pewne kłopoty z… miłością.- wzdrygnęła się.
- Tak, można tak
powiedzieć. Ale to jest temat na inną godzinę. Chodź, teraz pójdziemy coś
zjeść.
Podniosłyśmy
się. Objęłam ją ramieniem. Jednocześnie cieszyłam się, że znów ją mam przy
sobie, ale z drugiej strony byłam przerażona, że pod moją nieobecność spotkało
ją coś takiego. Lepiej by było, gdyby jej tu nie było, tylko siedziała
szczęśliwa z Chrisem w Indianie. Przycisnęłam ją do siebie mocnej.
- Amber, jest mi
tak cholernie przykro- powtórzyłam po kilku minutach drogi.
- Daj spokój,
chodźmy na jakiegoś hamburgera i już. Nie mam siły się już martwić. Ryczałam
przez ostatnie dni prawie bez przerwy. Cieszę się, że cię spotkałam. Gdyby nie
ty… Wolę nie myśleć, co by mnie tu spotkało. Hallie, naprawdę bardzo za tobą
tęskniłam.- Amber znów zaszkliły się oczy.
- Ci, mała,
ciii… Będzie dobrze. Nie gadajmy już o tym. – cmoknęłam dziewczynę w policzek.
Pokiwała głową i
otarła oczy dłonią.
Wpadłyśmy do
jakiegoś Fast Fooda i zamówiłyśmy kupę jedzenia. Przez cały czas starałam się
coś zrobić, by Amber przez chwilę była szczęśliwa, ale ona za każdym razem
tylko unosiła kącik ust, a z jej oczu ział smutek. W życiu nie pragnęłam tak
bardzo zobaczyć jej uśmiechu. Niemal modliłam się w myślach, by kiedykolwiek
miało to miejsce.
W końcu
uporałyśmy się z niezdrowym posiłkiem i ruszyłyśmy w dość odległą drogę do
Hellhouse. Opowiedziałam jej co nieco o chłopakach. Oczywiście tematu Slasha
unikałam jak ognia. Opisałam dość dokładnie pozostałą czwórkę.
- A ten ostatni?
Powiedz coś o nim.- poprosiła.
- Slash…-
zaczęłam i poczułam dziwny uścisk w gardle.- Jest bardzo… nieśmiały w stosunku
do nowo poznanych. I ma włosy podobne do moich.
Odwróciłam
głowę, starając się dać do zrozumienia, że nie chcę rozmawiać na temat mulata.
- Czyli to jest
twój były.- Amber uśmiechnęła się, ale niestety był to uśmiech pełen goryczy.
- Tak.- odparłam
lakonicznie.
Blondynka
szczęśliwie nie drążyła tematu. W końcu stanęłyśmy przed rozwalającą się szopą.
Am przyjrzała się jej niepewnie.
- To… tu?-
zapytała.
- Ta… niestety.
– zaśmiałam się cierpko.
Ona zacisnęła
tylko usta i podążyła do drzwi, do których chciała zapukać, ale ja otworzyłam
je kopnięciem.
- Ej, głąby!-
krzyknęłam.- Chciałabym wam kogoś przedstawić…
---------------
PRZEPRASZAM ;-;
Zabijecie mnie?
Obedrzecie ze
skóry?
Spalicie powoli
i boleśnie?
Możecie.
Eh! Mówiłam, że
rozdział pojawi się ponad tydzień temu, a jest… dzisiaj.
Już tłumaczę,
żeby nie było…
No więc: Okazało
się, że po powrocie z działki nie mam jak wejść do domu. Bo moja mama wyjechała
z rodzeństwem. Musiałam więc spać gdzie indziej (nie wnikajmy gdzie, bo to
byłoby pięć stron tłumaczenia) i no, miałam tam dostęp do neta tylko przez
telefon.
Dobra pojechałam
nad morze, wróciłam i co? Znów, kurwa, nie mogę wejść do domu! Ta. I jestem
dopiero teraz, choć powinnam być od soboty.
Ale skończę
pieprzyć. Czas na ogłoszenia, ho, ho, ho!
Po pierwsze: Ten
rozdział jest dobry tylko w połowie. Według mnie. Znaczy się końcówka jest do
dupy. Więc kolejne PRZEPRASZAM ;-;
Po drugie:
Wpadłam na pomysł jak kontynuować Sweet Pain! Ale nie wiem, czy chcecie to
dalej czytać. Ale co do pomysłu… Uznałam, że trzeba wpleść tam jakiś wątek z
muzykami. I czy może to być…
.
.
.
Aerosmith? ;D
Proszę o opinię.
Po trzecie: W
tym tygodniu spodziewajcie się jeszcze dwóch rozdziałów (muszę wam jakoś
wynagrodzić TO okropne opóźnienie), ale nie wiem kiedy konkretnie.
Po czwarte: Zrobiłam jakiś czas temu parę estetycznych zmian w zakładkach z opowiadaniami. I zamierzam usunąć tą listę blogów z boku i zrobić osobną stronę dla blogów, które czytam i polecam. Będzie ładniej i czyściej :)
Po piąte: Zmieniłam wygląd bloga, ale to pewnie zauważyliście. I jak?
Okok, chyba to
wszystko.
Proszę o
komentarze :)
Gówno prawda, nie wszystko!
Wiem, że 23 lipca był prawie dwa tygodnie temu... Wiem, wiem. Ale nie byłabym sobą gdybym nie napisała dla mojego kochanego Slasha:
Sto kurwa lat!
♥
I sprawa kolejna, podobna... Wczoraj, tj. 3 sierpnia swoje urodziny obchodził Dżejms!
Hetfieldku, ty spierdolony blondasie, obym Cię jeszcze kiedyś zobaczyła na koncercie, bo mi ten raz nie wystarczy!
:3
I razem, hihi:
---------------
Nominacje!
Za nominowanie mnie do Versatile i Liebster Blog Award serdecznie dziękuję Fiath i Estranged!
Nie wiem czym sobie zasłużyłam, ale dzięki, no ♥
Najpierw Versatile. Czyli, że siedem faktów o mnie, ta?
Ok, lecimy z tym koksem B|
1. Nienawidzę psów.
2. Jestem fanką wszelkiego rodzaju serów.
3. Jestem zakochana w Jonie Snow z Gry o Tron ♥♥ XD
4. Właśnie słucham 'Gotten' <3
5. Mam ujebane biurko, bo moja siostra przy nim siedziała pod moją nieobecność :_:
6. Kolekcjonuję płyty, są dla mnie jak dzieci.
7. Za gorąco mi ;-;
Okok. Dalej...
Liebster Blog Award:
Pytania od Faith:
Z jakiego jesteś miasta?
Łódź heh.
Czy znasz jakąś blogerkę osobiście?
Niestety tylko przez facebooka.
Uwaga, pytanie za 1878678676 punktów. Dlaczego Lars wszystkich pozywa?
Wolę nie odpowiadać, bo mnie pozwie.
O ile już tego nie zrobił :_:
W końcu patrzyłam na niego na koncercie XD A to chyba karalne, nie?
Co sądzisz o dzisiejszej muzyce?
Uważam, że wciąż na świecie jest dużo ambitnych muzyków, ale...
Po pierwsze: jeśli już się biorą za robienie w rocka/metalu, rzadko udaje im się zdobyć duże grono słuchaczy, gdyż młodsze pokolenia z nieznanych mi powodów ciągnie do popu jak cholera. Dziwne zjawisko. Dziwne i przykre.
Po drugie: Znaczna część owych ambitnych muzyków zaczyna robić w popie. Taka prawda, bo nie uważam, że te gwiazdy nic nie umieją. Po prostu nie wykorzystują swoich umiejętności w odpowiedni (według nas) sposób. Nawet mój tata twierdzi, że Rihanna ma świetny głos. A ja się zgadzam.
Ulubiony aktor/aktorka?
Nie ma jednego/jednej XD Z aktorów... Johnny Depp, Tom Hiddleston, Morgan Freeman.
A z aktorek: Helena Bonham Carter, Jessica Lange i Natalia Dormer.
Co kryje się pod cylindrem Slasha?
Cóż...: wagon wódki, willa z basenem, stary Dodge Challenger, Samolot Burce'a Dickinsona, pałeczki Larsa, trzy wzmacniacze, hiszpańska gitara, biały Gibson, no i oczywiście tony czarnych kręconych kłaków.
Masz ulubiony film? Jeśli tak, to jaki?
'Skazani na Shawshank', 'Zielona Mila', 'Piła' (najbardziej I część), 'Omen', 'Red', 'Thor' I i II, ' Avengers' (wiem, troszkę dziecinnie, ale ja kocham filmy Marvela ♥).
Znów nie wskazałam jednego, wybacz :_:
Dlaczego Steven Adler ciągle się uśmiecha?
To zapomniana historia. A było tak...
Młody Steven Alder czasem spotykał się z Larsem, za szkołą, żeby popić co nieco wódki przed wyczerpującymi lekcjami. Pewnego dnia, wzięli ze sobą... kabanosy. Steven aka Blond Ciapa, tak żarł, że kawałki mięsa zostały mu pomiędzy zębami. Zwierzył się z problemu Ulrichowi, a on dał mu pałeczki, żeby mógł sobie nimi pomóc. I co zrobił Adler? Tak operował pałeczką, że utknęła mu poprzecznie w buzi. Zanim wspólnymi siłami udało im się ją wyjąc, Steven został obdarowany przez los rozciągniętą gębą, i żeby nie było tego bardzo widać, uśmiecha się cały czas. Czyż nie jest uroczy?
Jak naprawdę nazywa się Robert Trujillo? Podaj pełne imię i nazwisko.
A chuj z tym, nie chcę mi się wchodzić na wikipedię XD
Nazwijmy go... Robert Gorjillo <3 Te jego Monkey Face'y XD
,,Bijcie mnie, nienawidźcie mnie Nigdy nie będziecie mogli mnie złamać Rozkazujcie mi, rozzłośćcie mnie Nigdy nie będziecie mogli mnie zabić" - Z jakiej piosenki pochodzi ten cytat?
Michael Jackson- They Don't Care About Us.
Dlaczego założyłaś bloga z opowiadaniami?
Czytałam różne blogi, czytałam, i czytałam... Aż mnie natchnęło, że ja to w sumie też bym chciała coś pisać XD I poszło!
Pytania od Estranged:
Co powiedział Lemmy Kilimister, po wydaniu siedemnastego albumu Motorhead "Hammered:, kiedy to James wpadł do niego pożyczyć taby do "Overkill"?
Kurde ciężkie pytanie XD
'Dam ci, jak mi kupisz karton wódki'...? XD
Czym James wkurwia Larsa?
Lepiej nie będę wnikać, bo mnie pozwie ;x
Dokończ zdanie. "Slash jest tak zajebisty, że posiada......"
Że posiada Forda Mustanga ♥
W co Lars grał z Kirkem, czego odgłosy zostały zarejestrowane na taśmie, a przebiegły rudy kolo wykorzystał to w ostatniej piosence na debiutanckiej płycie swojej bandy Szatana?
Wooah! Nie wiem XD W ciuciubabkę?
Kim jest owy, przebiegły rudy kolo?
Dejw Mustajn o,o
Co zostawił po sobie Lars po wizycie u Największego Pijaka Ameryki?]
Pałeczki, skarpetki i pewnie pozew.
Daczego ludzie się śmieją z Larsa?
Kurde, Estranged, nie zadawaj takich pytań, mamy już pewnie 293812712 pozwów XD
Co takiego upuścił Kirk i kiedy, że napisano utwór "The Unforgiven"?
Ja słyszałam, że to James zaczął coś tam i to od niego wszyło, ale może Kirk też coś tam namieszał... W każdym razie nie wiem XD
Co się stanie, jeżeli sądzisz, że Metallica skończyła się na Kill'Em All?
Ja tak wcale nie uważam!
Metallica skończyła się na '... And Justice For All' :_: Sad But True.
Zarówno Slash i Kirk zaliczyli tyle samo kobiet. Podaj ich liczbę.
120384702813120392749237. Dokładnie tyle.
Która gitara Kirka permanentnie się rozstraja? Podaj całą nazwę.
Wybacz kochana, nie interesuję się za bardzo gitarami :_:
Kurde, nic nie wiem XD
Skończyłam!
Nie nominuję nikogo, w końcu robiłam to już jakiś czas temu.
Jeszcze raz zapraszam do komentowania!
Hugs, Rocky.