5/31/2014

Sweet Pain 7

Dla Rocket Queen.
Wybacz, bo rozdział w gruncie rzeczy jest cholernie słaby :_: Taki zapychacz, eh...
Zapraszam...:


----------------
Przez ostatnie kila godzin podróży bałam się tylko jednego. Ale niestety, moje modlitwy nie zostały wysłuchane. Cassie zasnęła.
Gdy tylko zdałam sobie z tego sprawę, mój żołądek niemal podszedł mi do gardła. Sama nie wiedziałam, czy to ze stresu, czy może ze strachu? Nie mogłam prawidłowo odróżniać emocji pod świdrującym spojrzeniem chłopaka siedzącego obok mnie. Niby na niego nie patrzyłam, ale jego wzrok zdawał się penetrować mój umysł na wszystkie możliwe sposoby. Czułam się, jakby ktoś mi robił pranie mózgu.
Kiedy Cass nie spała, cały czas ze mną rozmawiała, co jakiś czas patrząc na blondyna badawczo. On jednak nic nie mówił, jakby bał się Cassandry. Od zajęcia miejsca na kanapie nie odezwał się właściwie ani razu. Siedział tylko i się gapił. Ta po prostu, bez żadnego skrępowania. Nie działało mi to może na nerwy, ale stawiało w dość niezręcznej sytuacji. Ilekroć odwzajemniałam spojrzenie, chłopak uśmiechał się w dziwny sposób, który mnie nieco przerażał. Dlatego siedziałam jak na gwoździach i gadałam z Cassie. Aż do teraz. W tym momencie zostałam sam na sam z blondynem i jego ciemnymi oczami. Cass mi nie pomoże. Wiedziałam, że nastąpi moment w którym Alan, bo tak miał na imię, coś powie. Czekałam i czekałam, aż w końcu się doczekałam.
- Twoja koleżanka sporo mówi.- powiedział przyciszonym tonem.
Miał miły, aksamitny głos, przywodzący na myśl jednocześnie dziecko jak i starca. Ciekawe.
- Taka już jej natura.- uśmiechnęłam się nerwowo skubiąc rękaw bluzki.
- Nie ma co się stresować. Jestem tylko chłopakiem w twoim wieku. Czemu jesteś taka spięta?- uniósł kąciki ust w uprzejmym uśmiechu.
- Ja… sama nie wiem. Trochę mnie… przytłaczasz tym, że ciągle się na mnie patrzysz. Mogę zapytać, czemu to robisz?- odważyłam się przenieść na jego wzrok.
- Ponieważ jesteś ładna i bardzo intrygująca.- odparł.
- Po czym wnioskujesz, że jestem intrygująca?- postanowiłam zignorować to, że po kilku wymienionych zdaniach już mnie komplementuje.
- Masz bardzo ciekawe oczy, zachowujesz się sposób, jakbyś niedawno się nauczyła wszystkich naturalnych odruchów. Jesteś inna. Teraz to ja spytam. Dlaczego?
-Myślę, że za mało się znamy, bym mogła ci tak wiele zdradzić. Ale gratuluję spostrzegawczości. Jestem inna. Bardzo dobrze o tym wiem.- mruknęłam z lekkim przekąsem.
- Nie chciałem cię urazić.- szepnął.
Nie odpowiedziałam. Facet ewidentnie należy do typu manipulatora, chciał mnie zrobić, jak chciał. Ale ja, mimo, że czasem nieśmiała, jestem twarda. Za dużo w życiu przeszłam, by tak po prostu dawać się uwieść. Cisza przedłużała się, a ja poczułam nagle, że mam ochotę rozmawiać z Alanem. Blondyn bez wątpienia nie należał do szarych ludzi. Miał w sobie jakąś historię, zupełnie jak ja. Nie stresowało mnie jego natarczywe spojrzenie. Teraz mnie tylko fascynowało. Po raz kolejny również spojrzałam w jego ciemne tęczówki. Zaskoczony, uniósł brwi.
- Już się nie stresujesz?
- Nie.
Nie odpowiedział. Mierzyliśmy się spojrzeniem przez naprawdę sporo czasu. Nie wiedziałam czy to była walka, czy jakiś dziwny sposób poznania siebie nawzajem. Ale jakoś mi to nie przeszkadzało, byłam zbyt zachwycona kolorem jego oczu. Ten brąz był jednocześnie ciepły niczym sierść niedźwiedzia błyszcząca w promieniach słońca, i zimny, jak bór w mglisty dzień. Zaczęłam się zastanawiać jakie ja mam oczy. Nigdy w życiu nie zdarzyło mi się stanąć przed lustrem i patrzeć jakiego są koloru. Nikt mi nie powiedział, nikogo nie pytałam.
- Jakie są moje oczy?- spytałam cicho, by przerwać ciszę.
- Bardzo ładne. Głębokie. I złote.- odparł Alan bez chwili zastanowienia.
A więc moje oczy są piwne- tak to się chyba oficjalnie mówi. Ale skoro Alan twierdzi, że są złote… Może tak być. Niech będą niczym królewska korona, lub lejący się miód.
- A moje?- zapytał chłopak przekręcając lekko głowę.- Jakie są?
- Dzikie. Trochę nieobliczalne. I ładne.- odpowiedziałam również bez zawahania.
- Dzikie?
- Raz chłodne jak lód, raz ciepłe niczym słońce. Nie wiadomo kiedy się spodziewać ich zmiany.
- Jesteś bardzo interesująca.- mruknął.
W tym momencie odwrócił wzrok. Jakby się zawstydził. A mi się wydawało, że to ja jestem tą wstydliwą. Albo raczej byłam.
Chcąc nie chcąc utkwiłam wzrok za oknem. Pociąg nie mknął może ze zbyt dużą prędkością, ale mijał naprawdę urocze miejsca. Aktualnie jechaliśmy przez las. Nie był to jednak bór pełen posępnych świerków i sosen. Był to las wypełniony brzozami, bukami i dębami. Pomiędzy jasnymi i świeżymi liśćmi biegały promienie słońca. Pnie drzew miały przyjemny odcień niczym masło orzechowe. Jak… Oczy Alana.
Mimo, że nie chciałam, moje myśli wypełnił ten chłopak. Siedział taki zamyślony koło mnie i wpatrywał się w swoje ręce. Coś na nich błysnęło. Nie wiedzieć czemu poczułam nieprzyjemny skurcz w brzuchu. Obrączka.
Czemu mój żołądek płata mi figle? Czyżby kotlet w Indianie okazał się nieświeży? Chciałam w to wierzyć. Prawda była taka, że nie podobała mi się obecność pierścionka na palcu Alana. Z jednej strony nie wiedziałam z czego to wynika, z drugiej byłam święcie przekonana, że znam prawdę. Moja mądrzejsza wewnętrzna ja wiedziała, że coś najnormalniej mnie w tym chłopaku tknęło. Jego inność, tak podobna do mojej. Ta tajemnica w tęczówkach, uśmiech za którym kryje się setka twarzy, których nigdy nie ujawni. Włosy które jednocześnie ułożone w idealne loki, sprawiały wrażenie niepoukładanych. Cała jego postać, niby to luźny facet w jeansach, trampkach i kraciastej koszuli, ale siedział tak pochylony, że dałabym sobie rękę uciąć, że jego myśli już takie beztroskie nie są. Pełen harmonii i kontrastu zarazem. I ta moja inteligentniejsza strona mówiła mi, że ta nietypowość mi się podoba, że chcę go bliżej poznać.
Ta głupia ja, naiwna i łudząca się niewiadomo czego, cały czas wmawiała sobie, że ten ból w brzuchu to pieprzony kawałek wołowiny z Indianapolis. Nie dopuszczała do siebie prawdy, która była niczym neon świecący jej tuż przed nosem. Czułam, że tak nie jest, ba, była o tym przekonana. Ale jak przekonać swoją własną głupotę? Na to leku nie ma.
Siedziałam rozdarta pomiędzy prawdą, i modliłam się, żeby bzdura jednak nie okazała się taka bzdurna. Aha, no tak. Zapomniałam o jednym. Bóg nie istnieje. Po co się modlić?
Trochę dziwne, że nie dopuszczałam do siebie realiów, ale nie miałam na to po prostu siły. Dość łez wypłakałam, dość rzeczy i ludzi musiałam pożegnać. Wystarczająco wielu przez mnie ucierpiało. Nie chciałam mieć kolejnej osoby na której mi zależy, a co ważniejsze- osoby, której zależy na mnie. Miałam tego dosyć, świadomość, że zostawiłam w Nowym Jorku Iana, który mnie kochał, dobijała mnie ilekroć wspominałam bruneta. Cały czas byłam na siebie wściekła, że nie umiałam odwzajemnić jego uczuć. Że nie mogłam uszczęśliwić choć jednej osoby w moim mało wartym życiu.
Teraz miałam przy sobie tylko Cassie. I tak się bałam, że ją zranię, albo nadużyję jej pomocy i przyjaźni. Ale nie poradziłabym sobie bez niej. Tak jak ona nie poradziłaby sobie beze mnie. To jedyny fakt jaki mnie przy niej trzyma. Gdybym nie miała jej nic do zaoferowania zapewne nie byłoby mnie tu teraz.
Pech chciał, że Cassandra była zbyt silną osobą, by potrzebować wiele mojej pomocy. To ona zawsze była moją podporą, odkąd wylądowałam w szpitalu psychiatrycznym. Wtedy w pewnym sensie i ja jej pomagałam, ale co to była za pomoc? Kilka słów, że jutro będzie lepsze, że nie warto rozmyślać nad przeszłością? Właściwie to tylko tyle. A ona dała mi tak wiele. Siedziała przy mnie, kiedy przechodziłam najgorsze chwile, pomogła mi się uwolnić od NY. Dała szanse i nadzieje na lepsze życie. A ja jej nic. Tylko wyciągnęłam ją z tego cholernego ośrodka. Być może pozbawiłam jej szansy na lepszą przyszłość. Może, kiedy nie uciekałaby stamtąd, terapia by zadziałała, Cass przestałaby mieć koszmary w nocy i wróciłaby do normalnego życia w rodzinnym mieście? Kiedy tylko o tym pomyślałam, poczułam się naprawdę źle. Jestem taką egoistką…
Alan zmienił pozycję. Ułożył się na kanapie jakby chciał zasnąć przymknął lekko powieki. Patrzyłam na niego. I bałam się, że jednak prawda jest już niezaprzeczalna. Że ten chłopak nie ucieknie tak łatwo z mojego życia, a już na pewno nie z umysłu. Poczułam gorycz na myśl o kolejnej osobie jaką zranię…
Skarciłam się w myślach. Miałam jechać do Los Angeles by zacząć nowe życie. Życie imprezowiczki nie martwiącej się o jutro. Pijącej na umór, i słuchającej głośnego Rock N’ Rolla. Tak wyobrażałam sobie siebie za jakiś miesiąc, może dwa. Albo raczej to było moje marzenie. Żeby przestać myśleć o sobie, o innych, w ogóle. Chcę na kilka lat młodości, jakie mi zostały, zapomnieć o przeszłości. Potem zacznę się martwić co dalej. Na razie nie chciałam patrzeć na Alana, i myśleć o jego oczach. Chciałam po prostu zapomnieć o moim chorym umyśle, zatopić go w morzu używek i dobrej muzyki.
Niestety w trakcie jazdy pociągiem nie było to możliwe. Byłam skazana na ciszę, zdolność racjonalnego myślenia i faceta, który cholernie mnie fascynował. Zero warunków żeby się wyluzować. Cały czas uparcie patrzyłam się w las za oknem, podziwiając świeże kolory zieleni, wiedząc, że w Kalifornii nie będzie zbyt wiele takich widoków. Tam klimat był gorący i suchy, rosły tylko palmy i wyschnięte krzewy. Tutaj było mnóstwo roślin, ale już nie długo będę mogła podziwiać jedynie bananowce na każdym skwerze.
Promienie oświetlały moja twarz, a ja zajmowałam myśli zastanawiając się nad otaczającą mnie przyrodą. Nie zauważyłam, kiedy para brunatnych oczu znów zaczęła się we mnie wpatrywać. Nagle usłyszałam cichy chichot.
- Masz urocze piegi.
Natychmiast się speszyłam i schyliłam głowę próbując ukryć twarz we włosach. Zupełnie zapomniałam, że kiedy zbyt długi trzymam twarz na słońcu, pojawiają mi się wokół nosa te okropne plamki. Nienawidziłam ich z całego serca, jak się tylko da. Wyglądałam z nimi jak małe dziecko, albo gorzej, jak dorastająca i pryszczata nastolatka. Wiedziałam, że w tym momencie moje policzki nie dość, że obsypane piegami, były czerwone ze wstydu.
- Co się stało? Straciłaś już pewność siebie?- wbrew pozorom w słowach Alana nie było nawet nuty ironii. Chłopak serio się przejął.
- Ja po prostu bardzo tego nie lubię.- mruknęłam zza osłony z jasnych włosów, łapiąc się za miejsca w których zazwyczaj wykwitają mi plamki.
- Ale dlaczego? Ja nie żartowałem, są urocze.
Dlaczego on musi mi prawić komplementy? Czułam się okropnie nieswojo i jednocześnie w moim brzuchu robiło się cieplej. Ciekawa mieszanka odruchów, ale w sumie się nie dziwiłam. Z jednej strony byłam nieprzyzwyczajona do takiego traktowania, a drugiej czułam się wyróżniona.
Delikatnie zdjęłam dłonie z policzków i wyjrzałam zza blond pukli.
- Naprawdę tak uważasz?- spytałam nieśmiało.
W sumie to dość głupie pytanie, bo Alan powiedział to już dwa razy. Ale niemal zawsze na filmach i w książkach tak odpowiadała skromna dziewczyna. A ja do nieskromnych nie należałam. Chociaż, czy warto kierować się wyimaginowanymi bohaterami, którzy nigdy nie będą istnieć? Dziwna sprawa.
- Naturalnie.- po raz kolejny przekrzywił głowę.- Chcesz coś do picia?
Na początku chciałam odmówić, ale poczułam w ustach, że tak naprawdę z chęcią napiłabym się chociażby wody. Kiwnęłam twierdząco głową.
Chłopak uśmiechnął się i wyciągnął sok pomarańczowy. Z jakiegoś dziwnego powodu te napój do niego pasował. Może dlatego, że normalni, standardowi ludzie nie wożą w torbie podróżnej dwulitrowego kartonu soku z cytrusów. A Alan pod żadnym pozorem nie mógł uchodzić za statystycznego, szarego obywatela. Pociągnęłam kila łyków, i już po chwili dałam się wciągnąć w rozmowę. Gadaliśmy na niezbyt istotne tematy, ot tak, żeby się nie nudzić. Czułam się coraz pewniej i bardziej beztrosko, co chłopak chyba zauważał, bo w pewnym momencie odważył się poklepać mnie po ramieniu czy szturchnąć łokciem.
Nie dowiedziałam się o nim zbyt wiele, tematu swojej przeszłości unikał jak ognia. Czułam, że coś się musi za tym kryć. Swoją drogą ja też nie chciałam zbaczać na tematy dotyczące czegoś poza teraźniejszością lub przyszłością. Darzyłam Alana sympatią, ale nie było mowy o mówieniu mu czegokolwiek w temacie szpitala psychiatrycznego lub powodu przez który tam byłam. Nie znaliśmy się jeszcze zbyt dobrze, ale moja podświadomość cały czas niemal krzyczała, że mam wielką ochotę to zmienić.
-----------------------
- Dojechaliśmy. Jesteśmy w Kansas.- powiedziała Cass.
Obudziła się jakiś czas temu, ale wyraźnie nie w humorze. Nie przyłączyła się do rozmowy mojej i Alana, gapiła się w okno przez kilka godzin.  Popatrzyłam na blondyna.
- Nasze drogi się chyba tu rozchodzą, prawda?- zapytałam próbując ukryć smutek jaki mnie nagle zalał. Starałam się wcześniej o tym nie myśleć, ale wiedziałam, że nadejdzie ten moment. Byłam zła. Facet mnie pociągał swoją oryginalnością, a po kilku godzinach musiałam się z nim pożegnać! Gdzie sprawiedliwość? No tak, nie ma jej, już zdążyłam zapomnieć.
- Tak, raczej tak.- stwierdził nie bez żalu.- Wątpię, byście zmierzały do upalnej Kalifornii.
Zamarłam. Czy sprawiedliwość jednak istnieje? Spotkało mnie wreszcie choć małe szczęście?
- Niby nie lubię słońca, bo mi piegi wyskakują, ale ciągnie mnie do takich temperatur.- wyszczerzyłam się.- Powiedz, że jedziesz do Los Angeles…!
Otworzył szerzej oczy z zaskoczenia.
- Właśnie tam jadę! Nie sądziłem, że takie dziewczyny jak wy chcecie tam zamieszkać.
- Kto powiedział, że chcemy tam mieszkać?- wtrąciła nagle Cassandra niezbyt miłym tonem.
Rzuciłam jej gniewne spojrzenie, a ona zmroziła mnie wzrokiem. O co mogło jej chodzić? O Alana? No tak, prosiła mnie, żebym dała sobie spokój z facetami. Jeszcze nie ochłonęłam po wydarzeniach w Nowym Jorku z udziałem Iana, a już uzależniłam się od spojrzenia pewnego blondyna spotkanego w pociągu. Co się ze mną działo? Czy ten psychaitryk pozbawił mnie zdolności racjonalnego myślenia i rozsądku? Sama nie wierzyłam w to co robię. To zupełnie do mnie nie pasowało, ta pewność siebie, ta lekkomyślność… Cass pewnie chodzi o to. Jak już zostaniemy same, wątpię, by szczędziła mi słów, by powiedzieć co o tym sądzi.
- A po co miałybyście jechać do Los Angleses? Wszyscy młodzi, którzy szukają czegoś nowego w życiu jadą właśnie tam. Raczej nie przyjeżdżają z wizytą do rodziny. - chłopak wytłumaczył jej grzecznie.
- A czemu dziwi cię to, że akurat my tam jedziemy?- tym razem to ja zadałam pytanie.
- Nie jesteście typowymi kobietami szukającymi rozrywki. Macie przeszłość. Ciekawą, nietypową.- spojrzał się na mnie.
- Skąd wiesz?
- Z oczu.
Nie odpowiedziałam tylko odwróciłam wzrok. Dość miałam tematu oczu. I jego, i swoich samych. Przez jego świdrujące tęczówki bez przerwy do tego wracałam.
Alan w jakiś sposób trafnie ocenił naszą przeszłość. Jakby się tak głębiej zastanowić, to jego zdziwienie nie było nieuzasadnione. Ludzie ‘po przejściach’ z reguły nie szukali miejsc pełnych gwaru i kolorów. Zamykali się w sobie, unikali kontaktów, trwali w swoim świecie. A my parłyśmy to tłocznego Miasta Aniołów, gdzie ludzie w biały dzień dokonują przestępstw. Nie wiedziałam dlaczego to robiłyśmy, ani tym bardziej dlaczego tego pragnęłyśmy. Możliwe, że nasze młode ciała i umysły, targane przez hormony pragnęły poznać smak innego życia? Poczuć się beztrosko i po prostu… fajnie? Przez ostatni dość długi okres czasu zarówno ja, jak i Cassie, nie miałyśmy okazji czegoś takiego zasmakować. Wcześniej też nie było okazji. Więc może to? Ta młodość, niedoświadczony i spragniony duch? Odpowiedzi mogło być wiele, a ja sama nie byłam pewna co czuję w tej kwestii.
Aż do wjazdu na stacją nikt się nie odzywał. Pociąg bardzo powoli wtoczył się na peron i zatrzymał. Kansas City kwitło życiem. Już zza okna pociągu widać było tumult ludzi, można było usłyszeć wszechobecny krzyk i pisk. Szczekały psy, trąbiły klaksony, śmiały się dzieci. Wyciszona podróżą nieco się ‘obudziłam’ przez tyle różnorodnych dźwięków.
W trójkę wyszliśmy z wagonu. Cass i Alan wyraźnie nie czuli się dobrze w swoim towarzystwie.
- Alan… Za godzinę odjeżdża pociąg, my z Cassie pójdziemy się gdzieś umyć i przebrać, po takiej podróży raczej by wypadało.- uśmiechnęłam się lekko zastanawiając się jednocześnie gdzie ja zapodziałam swoją nieśmiałość.
Pociągnęłam już nieco rozchmurzoną brunetkę za dłoń i skierowałyśmy się ku wyjściu ze stacji kolejowej.
- Molly, ty idiotko! Czemu ty z nim w ogóle rozmawiasz? Czemu patrzysz mu w te cholerne oczy, czemu się do niego uśmiechasz?! Dobrze wiesz jacy są ludzie. Dlaczego nagle straciłaś głowę dla przypadkowego kolesia? To, że macie ten sam podróży nie znaczy, że to jakieś pieprzone przeznaczenie czy inne gówno. Daj sobie dziewczyno spokój, nie będę cię potem znów pocieszać jak będziecie się musieli pożegnać, bo on znajdzie sobie kogoś innego.
Cassandra wybuchła jak tylko znalazłyśmy się poza zasięgiem słuchu blondyna. Wiedziałam co nastąpi, wiedziałam co powie, ale nie miałam pojęcia co ja powinnam odpowiedzieć. Szłam gapiąc się na czubki własnych butów i analizując jej słowa. Miała rację. Ale nie mogłam tego powstrzymać. Ciekawości w stosunku do Alana. Nie chciałam jej okłamywać, że to tylko znajomość na drogę, i że potem o nim zapomnę. To nie wchodziło w grę.
- Przepraszam. Wiesz, że mam psychikę do dupy. Nie potrafię nad tym zapanować.- odrzekałam w końcu cicho.
- Czyli, że się do tego przyznajesz? Że… on ci się podoba? Jak to w ogóle można stwierdzić po połowie dnia spędzonej w pociągu! Drugiego człowieka poznaje się latami!- krzyczała gestykulując.
- Widziałaś jego oczy?- spytałam.
- Widziałam. I co, podoba ci się bo ma ładne oczy?- niemal ze mnie zakpiła.
- Podoba mi się, bo jest w nim coś więcej. Ma w oczach coś, czego nie ma nikt inny. Wiem, że w głębi duszy jest cierpiącym potrzebującym pomocy człowiekiem. Raz masz wrażenie, że to zwykły chłopak, a potem nagle czujesz, że jest zamknięty w sobie i milczący niczym skała. Ma tajemnicę. Wiem, że to głupie, ale muszę ją poznać. Musimy nawzajem poznać swoje tajemnice. – powiedziałam starając się nie zwracać uwagi na to jak głupio zabrzmiały moje słowa.
- Tajemnice powiadasz…- uniosła wymownie brwi.- Nie wiem ile w tym prawdy, a ile w tym chorych urojeń. Ale powiem ci jedno. Róbcie sobie co chcecie. Jednak kiedy on ci cokolwiek zrobi, to go znajdę, wydrapię mu te oczęta i wepchnę mu do gardła, tak, żeby miał jak patrzeć na swój mózg i zgłębiać jego tajemnice. Jasne?
Poczułam dziwną falę ulgi. Jakbym miała te naście lat i moja mama właśnie zaakceptowała mojego nowego chłopaka. A może tak właśnie było…? Przytuliłam mocno brunetkę.
- Uważaj na siebie.- mruknęła mi do ucha.
- Będę. Dla ciebie zawsze. Dziękuję.-odszepnęłam.
--------------------------------
Trzy dni później.

Słońce już zachodziło, a mimo to czułam jego promienie bardziej niż kiedykolwiek. Kiedy tylko postawiłam stopę na peronie zalała mnie fala gorąca, duchoty i czegoś jeszcze. Szczęścia, nadziei.
Stałam na jednym z dworców Miasta Aniołów, moje włosy delikatnie targała morska bryza pachnąca słońcem i oceanem. Obok mnie pojawiła się Cassie, zaspana podróżą, ale równie zauroczona klimatem miasta. Milczałyśmy obie kilka chwil.
- Dojechałyśmy.- powiedziałam w końcu cicho.
- Tak. Cieszę się. Sama nie wiem dlaczego, ale… Jestem szczęśliwa.- Cass uśmiechnęła się.
- Nie chcę wam psuć humoru, ale z tego co się zdążyłem zorientować, nie macie gdzie przenocować. A jest już po ósmej.- wtrącił się Alan targając nasze walizki.
- Nie musiałeś przypominać, aczkolwiek to prawda.- westchnęła Cassandra krzywiąc się.
I tak była dość miła.
- Przenocujcie ze mną w hotelu. Mam zarezerwowany pokój dwuosobowy. Niedaleko.- posłał nam ciepły uśmiech.
Cassie przyjrzała się mu nieufnie po raz nie wiadomo który. Powoli przejęła od niego swoją walizkę. Rzuciła mi jeszcze jedno pytające spojrzenie. Pokiwałam lekko głową. Zmrużyła oczy i wyraźnie dała za wygraną.
- Dobrze. Ale tylko jedną noc.- powiedziała.
Nie wiedzieć czemu moje serce w tym momencie dziwnie podskoczyło, a odczucie to powtórzyło się, kiedy blondyn posłał mi długie spojrzenie orzechowych oczu.  Nieśmiało uniosłam kąciki ust do góry, i razem ruszyliśmy we wskazanym przez chłopaka kierunku. Słońce zachodziło, wiatr wiał, a miasto ożywało. Dało się słyszeć coraz większy hałas, ale nie były to dźwięki raniące uszy. Był to narastający szum, gwar i mieszanka przeróżnych odgłosów, od szczekających psów, przez silniki aut i motorów, aż po głośne dźwięki gitar dochodzące z barów. Neonów, sklepów i w ogóle ludzi było tu na pęczki. Chodzili ubrani w odmienne sposoby, bez cienia wstydliwości. Raz mijaliśmy dziewczynę o ciemnym makijażu ubraną w gorset i czarną spódnicę, innym razem koło nas przeszła pstrokato i skąpo odziana nastolatka. Z jednej strony machał do nas punk w czerwonym irokezie i żółto czarnych destantach, z drugiej ponuro spoglądał metalowiec o ciemnych i potarganych włosach opadających na ramiona odziane w skórzaną kurtkę. Ogród subkultur, bukiet charakterów i osobowości. Pasji. Zainteresowań.
Nie wiem czy tu pasowałam, ja, w zwyczajnej sukience i niewyróżniających się trampkach. Ale jednocześnie poczułam się swobodnie. Nikt nie patrzył z krytyką, nikt nie obgadywał w kącie. Lekko szłam przed siebie.
Po niedługim czasie dotarliśmy do małego hotelu, było tam trochę głośno, ale pokój okazał się całkiem przytulny. Bez zbędnego gadania padłam na łóżko, i zmęczona podróżą oraz pochłonięta zachwytem nad Los Angeles, zasnęłam błyskawicznie.
 -----------------------

No, jak już mówiłam, nudno i słabo.
Następny powinien być bardziej emocjonujący :)
Tymczasem zapraszam do komentowania tego gówna ♥
A i jeszcze jedno... Znów spadek zainteresowania tym blogiem. Jak jestem do dupy to kurwa napiszcie, a nie tak z dupy znikacie. Nie chcę znowu wybrzydzać, ale kurwa, mam tego troche dość i coraz bardziej tracę wenę do pisania. Jeszcze raz mówię: jak mi to pisanie nie wychodzi, to kurwa mi powiedzcie. 
Skończyłam.

Hugs, Rocky. 



12 komentarzy:

  1. Zacznę od końca.
    Ja też nie lubię jak spada u mnie zainteresowanie, tzn jak przy jednym rozdziale jest 25 komentarzy, a przy drugim 6, jak kiedyś blogerzy komentowali po kilku minutach od dodania, a ostatnio po 24 godzinach od dodania. Też mam takich rzeczy dośc i coraz bardziej nie chce mi się pisać.
    Nie pierdol, że pisanie Ci nie wychodzi, jesteś jednym z moich autorytetów, pamiętaj, że dopóki twój blog będzie istniał i dopóki ja będę mieć konto, będę tu zaglądać, będę tu komentować!
    Dobra, koniec pierdolenia.
    Nie jest nudno, ani słabo. Fakt faktem, że mało emocjonujacy, ale jak kolejny ma być taki, to warto przeczekać.
    Kurczę. Ta Molly. Ona musi zdać sobie sprawę, że nie każdy, kto jest miły z zewnątrz jest taki w środku. Skąd wie? Może Alan chce ją po prostu wykorzystać? Nie każdy jest taki dobry jak Ian.
    Ale z drugiej strony, jak "widzi w oczach, że cierpi" to ja już nie wiem co mam o tym myśleć.
    I w końcu w LA! Hehe, kogo tam spotkają? Co będzie? Rocky, to mnie tak strasznie intryguje, że nie mogę się doczekasz kiedy dodasz następny!
    Twoje opowiadania są mistrzowskie. PO PROSTU MISTRZOWSKIE!
    Nie zapominaj o tym!
    Weny :*********** <3333333

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana Estranged! Kto jak kto, ale ty to mnie umiesz podnieść na duchu <3 Bardzo Ci dziękuję, szczególnie, że ja u Ciebie też nie tak od razu wpadam.
      Dziękuję też za taką opinię!
      Ja autorytetem? No chyba żartujesz! Ale dzięki :**
      Taa, akcja od następnego, przysięgam XD
      Bez przesady, że mistrzowskie, no.
      Pozdrawiam ♥

      Usuń
    2. Jesteś moim wzorem. Jest mistrzowskie i nie pierdol.
      U mnie rozdział 8, tak przy okazji.

      Usuń
    3. Jeju jak mi słodzisz :_: Nie zgadzam się z tym do końca, ale dziękuję :)
      U Ciebie już skomentowałam XD

      Usuń
  2. No to jestem i przeczytałam. Cass działa mi na nerwy za kogo ona sie uważa, dryguje Molly no kurwa nienawidzę takich ludzi ja to bym w twarz dała i adios serio. Alan to chyba zboczeniec jakoś mi nie pasuje. Może dlatego, że ostatnio faceci działają mi na nerwy bardziej niż zwykle. U mnie nic sie nie dzieje bo nic nie pisze i mam wyjebane na ludzi ogólnie. Z dupy ten komentarz, sorry, ale jestem w najgorszym z możliwych nastrojów i nic tego nie zmieni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku Lisa, głowa do góry, no! :c
      Wiem, że sobie poradzisz i znajdziesz jakiś sposób na wszystkie problemy ;)
      Ho, ho, cieszę się, że komuś ona działa na nerwy. Serio się cieszę XD
      Dziękuję za komentarz! Nie pisz, że z dupy, dla mnie każdy komentarz jest ogrooomna motywacją, wiesz :D
      Dasz radę :)

      Usuń
  3. Żeby pisać ciekawie o niezbyt porywającej akcji trzeba mieć taki talent, jaki masz Ty, Rocky. Nierozumiem dlaczego po raz kolejny się nie doceniasz. Dlatego zawszę będę tu i dodam Ci wiary w siebie ;))
    Tajemnice, wszędzie tajemnice... z pewnością Alan coś ukrywa i jestem strasznie ciekawa co, ale czy jest to chłopak odpowiedni dla Molly?
    Nawet jej przyjaciółka próbowała ją przed nim ostrzec, więc coś musi w tym być.
    Życzę ci dużo weny i mam nadzieję, że chęć do pisania trochę Ci się zwiększy ;***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku, Kate, ty zawsze jesteś, wiem, i bardzo, ale to bardzo Ci za to dziękuję ♥
      Dziękuję też za miłą opinię <3!
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  4. UUUU FLIRCIK Z BLONDYNEM O OCZACH KOLORU NIEDŹWIEDZIOTAWEGO ;D Szczerze mówiąc to nawet nie wiem co napisać, bo dodałam nowy i tak myślę że nigdy nie będzie taki w chuj wyjebisty jak twój -.-
    WENY I WIĘCEJ ROZDZIAŁÓW -Dan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolor niedźwiedziowaty XD haha, dowaliłaś kochana!
      Tak w ogóle o fajnie, że wpadłaś, już myślałam, że nie wrócisz a u nagle... :DDD
      Nie porównuj się do mnie. przecież każdy kiedyś zaczyna, poza tym jak dla mnie Twoje rozdziały mają swój indywidualny klimat i bardzo mi się podobają. Jeszcze nie przeczytałam nowego, ale postaram się to zrobić :))
      Ogólnie dziękuję! :*

      Hugs, Rocky.

      Usuń
  5. O tym, że zachowałam się chujowo już Ci pisałam, ale naprawdę, jeszcze raz bardzo mocno Cię przepraszam. Rozdział z dedykacją dla mnie, a tu komentuję ponad tydzień potem. Choć przeczytałam wcześniej, zaręczam! No ale do rzeczy... Jeżeli to ma być zapychacz, czy gówno (jak to nazwałaś) to ja załamuję ręce.. Dziewczyno, przecież to jest genialne! Także nie chrzań, bo wpierdol <3
    Przede wszystkim musisz wiedzieć, że uwielbiam Twoje opisy. Długie, wyczerpujące, a czyta się je lekko i z przyjemnością :) Tylko pozazdrościć takiego talentu, mówię z ręką na sercu!
    I jeny.. ten Alan! *3* Myślałam, że w opowiadaniu nie pojawi się już nikt AŻ tak intrygujący jak Molly, a tu proszę! Trafił swój na swojego. I jestem cholernie ciekawa jak potoczy się ich wspólny(?) wątek. Ona ma swoją historię, on ma swoją historię, teraz tylko pytanie czy sobie o nich.. opowiedzą? Oby! :3 Tylko ta obrączka na jego palcu mnie zmartwiła ._. Albo wróć! Przez to wątek staje się jeszcze bardziej intrygujący, ha!
    A Cassie jak to Cassie. Jej ironiczne podejście do świata mnie rozwala. xD Ale pozytywnie! Serio, lubię tą dziewczyną. Pasowałaby mi do Stradlina xD Właśnie! Dziewczyny są już w L.A.. I co dalej? Kolejne pytanie, na które mam nadzieję niedługo otrzymamy odpowiedź ;-;
    I czy one w ogóle poznają Gunsów? xD Jezu, ile pytań w mojej głowie!
    No sama widzisz, musisz szybciutko wstawić coś nowego <3
    So.. dziękuję bardzo za dedyk i ten.. pozdrawiam :'D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo! Kto jak kto, ale to nie ty powinnaś zazdrościć mi talentu, a ja Tobie ;)
      Nie przepraszaj za opóźnienie, wiedziałam, że przeczytałaś!
      I nie ma za co <3

      Usuń