Ten rozdział jest dla osób, które nominowały mnie do Versatile Blog Award. Bardzo, ale to bardzo wam dziękuję! ♥
Wracając do nominacji... Uznałam, że nie będę dodawać osobnego posta na ten temat, więc wszystko znajduję się pod rozdziałem.
Jeszcze raz bardzo dziękuję za nominacje!
A teraz zapraszam na rozdział. Wreszcie mi wyszło mniej dialogów i więcej opisów :)
--------------------------
Jeszcze nie
zdążyłam na dobre otrząsnąć się z zaskoczenia, a już pędziłam ulicami Los
Angeles. Po otrzymaniu informacji, że Sean zabrał Jasmin, pierwsze i jedyne, co
przemknęło mi przez głowę, to podejrzenie, że są w Hellhouse. Teraz kiedy
szybkim krokiem pokonywałam kolejne przecznice, stwierdziłam, że to wcale nie
jest takie oczywiste. Zarówno mój brat jak i Jaz zdawali sobie sprawę z tego,
że w naszym domu mogą spotkać Axla. Oczywistym było, że sobie tego nie życzyli.
No ale gdzie indziej mogliby pójść? Do baru? Otrząsnęłam się z obaw. Może są z
Hellhouse, może Sean wiedział, że Rose gdzieś wychodzi…
Ostatnie
kilkaset metrów pokonałam biegiem, mimo, że czułam ból w boku od długiego i
szybkiego marszu. Wpadłam do domu i niczym szaleniec zlustrowałam wnętrze
błyskawicznym spojrzeniem. Nie było nikogo. Na pierwszy rzut oka. Wsunęłam się
do salonu, bezszelestnie. I co tam ujrzałam? Jasmin leżącą wraz z Seanem na
kanapie. Spali. Dało się zauważyć, że dziewczyna przed zaśnięciem starała się
jak najbardziej ograniczyć kontakt z blondynem, ale kiedy zasnęła, Sean
niepewnie objął ja ramieniem. Wyglądało to dość zabawnie, zważywszy na to, że
chłopak nie dotykał swoim ciałem dziewczyny, jedynie jego ręka spoczywała na
jej biodrze i brzuchu. Mi jednak nie było do śmiechu. Czemu oni tu przyleźli i
po jaką cholerę poszli spać? Czyżby Black w hotelu nie dysponowała łóżkami?
Podeszłam do nich i gwałtownie szarpnęłam mojego brata za ramię. Skrzywił się,
mruknął coś, w końcu otworzył oczy.
- Co wy tu
robicie?- wypaliłam prosto z mostu. Byłam nieźle zirytowana.
- Śpimy.-
warknął.
- Ale dlaczego
tu? Przecież w każdej chwili może tu wpaść Axl! Chcesz ją jeszcze bardziej
załamać? A tak w ogóle, to po co do niej przychodziłeś? Była w hotelu, nikt jej
tam nie przeszkadzał, a ty ją stamtąd wyciągasz i przyprowadzasz tutaj… Sean,
kurwa, co z tobą jest nie tak?- zaczęłam krzyczeć. Zauważyłam, że Jasmin się
przebudziła, ale nie zwracałam na to uwagi. Wpatrywałam się w blondyna.
- Nie chciałem,
by była sama! A przyprowadziłem ją tu, ponieważ Rose dowiedział się, że była w
hotelu. Przyszedł tam. Musiałem mu przywalić w zęby, inaczej nie udałoby jej
się uciec bez spotkania twarzą w twarz. Zanim zakrztusił się własną krwią z
wargi wrzeszczał, że jej mu nie zabiorę i że przeczesze całe Los Angeles by nas
znaleźć. Także on teraz biega po mieście, a my przyszliśmy w miejsce, w którym
nas się najmniej spodziewa. Była zmęczona, więc zasnęliśmy. Jakieś pytania?
Stałam i
milczałam. Brzmiało sensownie. Też bym tak zrobiła na miejscu Seana, bo niby
jakie było inne wyjście? Zostać tam i odganiać Rose’a jak natrętnego psa? Mój
brat spokojnie był w stanie powstrzymać go w razie natarcia, ale lepiej było zmienić
miejsce przebywania. Westchnęłam i przetarłam oczy dłonią.
- Sorry, że tak
naskoczyłam. Moje nerwy już nie wytrzymują. – usiadłam na wolnym skrawku
kanapy.
- Przepraszam,
Hallie, to moja wina.- wtrąciła niespodziewanie Jasmin.
- Jasne, że nie
twoja, nie gadaj głupot. To wszystko przez tego przeklętego Axla. Jebany dupek.-
syknął Sean i zabrał dłoń z jej ciała. Dziewczyna jednak z powrotem położyła
jego rękę na sowim brzuchu i wtuliła się w jego klatkę piersiową.
- Tak czuję się
lepiej. Wreszcie w miarę spokojnie się przespałam. Dziękuję, że mnie mimo
wszystko objąłeś.- wytłumaczyła się.
Sean nieco
zaskoczony zaczął głaskać ją po włosach. Siedzieliśmy chwilę w ciszy.
- Nie mogę tu
dłużej siedzieć. Ale gdzie mam iść?- zapytała w końcu blondynka.
Nikt z nas nie
znał odpowiedzi na to pytanie, choć bardzo chciał. No bo gdzie mogła teraz
podziać się ta dziewczyna? Musiało być to miejsce nieznane Axlowi, ale też
bezpieczne. Jej mieszkanie odpada, hotel Black oczywiście też… A może by tak do
Chloe? W końcu dziewczyna okazała się w porządku. Dzisiaj w pracy wzbudziła we
mnie wręcz zaufanie, wiedziałam, że jest skłonna się dla kogoś poświęcić.
- Przenocujesz u
Chloe.- odparłam.
- Co? U tej
dziwki? Jak to?- zerwała się.
- Jasmin, ja ci
nie mówiłam, ale sytuacja z Toddem, Melissą nieco się zmieniła… A Chloe okazała
się być naprawdę dobrą dziewczyną.-
wiedziałam, że Jaz się tak łatwo nie przekona, ale musiałam próbować.
- Niby dlaczego
tak sądzisz?
Westchnęłam i
zaczęłam jej opowiadać. Wszystko co stało się od wejścia Melissy na imprezę,
przez niedzielną akcję z Toddem i numerem telefon, aż do poranka w pracy, kiedy
to zastałam tą parkę obściskującą się na blacie. Nie pominęłam też późniejszej
rozmowy Mel z szefem i zwierzeniem Chloe. Ogólnie powiedziałam wszystko, co
wiedziałam na ten temat. Nie omijałam własnych przemyśleń i zmartwień. Po
zakończeniu mojej historii, która mimo, że działa się na przestrzeni zaledwie
kilku dni, zawierała wiele istotnych fragmentów. Jaz siedziała milcząc.
Czekałam na reakcję, żeby powiedziała cokolwiek, chociaż jedno słówko.
- Co o tym
myślisz?- zapytałam cicho po kilku minutach.
- Myślę, że nie
wiem jak mam cię przepraszać.
Zaskoczenie i
niedowierzanie. Tak, chyba to poczułam.
- Słucham?
- Hal, ja widzę
jak ty się tym wszystkim cholernie przejmujesz. Jak bardzo zależy ci na
szczęściu wszystkich ludzi wokół ciebie. A ja to wszystko utrudniam, sprawiam
kłopoty… Powinnam nic ci nie mówić o akcji z Axlem, naćpać się… Może przez
przypadek przedawkować? Albo uciec z miasta? Przepraszam cię tak bardzo! Przeze
mnie jesteś jeszcze bardziej przybita. Wybacz mi.- ostatnie słowa wyłkała.
Bez słowa
podeszłam do niej i ją przytuliłam. Jej łzy moczyły mi koszulkę, ale miałam to
naprawdę głęboko w dupie. Czułam na sercu dziwne ciepło. Było spowodowane
uczuciem, że komuś na mnie zależy. To prawda, że przejmuję się wszystkimi na
około, ale nigdy nie patrzyłam na to odwrotnie. Nie zastanawiałam się, czy
komuś zależy na mnie. Teraz poczułam to bardziej niż kiedykolwiek.
- Nie masz za co
przepraszać. I… Dziękuję.- szepnęłam jej we włosy.
Oderwała się ode
mnie i spojrzała nie rozumiejąc. Pokręciłam głową z lekkim uśmiechem.
- Zamieszkasz u
Chloe na jakiś czas?- zapytałam.
- Tak.
--------------------------------
Kiedy wyszłam z
domu Chloe, uprzednio zostawiając tam Jasmin, było już ciemno. Tleniona
blondynka została oczywiście wtajemniczona we wszystko co powinna. Nie
zdziwiłam się, kiedy zaproponowała Jaz nocleg zanim o to poprosiłyśmy. Jasmin
jednak z trudem ukryła zaskoczenie.
Teraz szłam
ciemną ulicą, na szczęście wiedziałam, że Sean czeka na mnie w barze nieopodal.
Dotarłam do niego jak najszybciej umiałam, paląc jednego papierosa za drugim.
Musiałam się w końcu w jakiś sposób odstresować. Kiedy już weszłam do dusznego
baru, od razu dostrzegłam stolik, gdzie siedział mój brat. Siedzieli tam
wszyscy mieszkańcy Hellhouse oprócz
Stradlina, który zapewne wciąż był z Black. Zastałam tam nawet Axla. Ten jednak
miał wzrok utkwiony gdzieś w dal i kulił się na końcu kanapy. Usiadłam Slashowi
na kolanach, obdarzając go wcześniej szybkim całusem. Postanowiłam mu wybaczyć,
że pobił Rose’a, mimo, że prosiłam, żeby tego nie robił. Sama byłam tego
bliska, a wiadomo, facetowi trudniej się pohamować.
Zamówiłam coś
mocnego, sama nie umiałam wymówić nazwy tego drinka, ale podobno porządnie
dawał po bani. A tego dokładnie było mi trzeba. Żeby się wyluzować, zaliczyć
zgon, rano obudzić się z kacem i choć na kilka godzin zapomnieć o wszystkim.
Wszystko
zmierzało właśnie ku temu, kiedy nagle Slash westchnął, jakby sobie o czymś
przypomniał. Spojrzał na mnie, wyraźnie utraciwszy dotychczasowy humor.
Popatrzył po chłopakach, a ja nie rozumiejąc zmarszczyłam brwi.
- Hallie…-
zaczął.- My… To znaczy ja i reszta zespołu musimy wyjechać do Nowego Jorku. Na
jakieś dwa tygodnie.
Moje ramiona
bezwiednie opadły, i poczułam, jak rezygnacja niemal mnie rozszarpuje od
środka. Zawsze kiedy było źle, musiało zdarzać się coś, co sprawiało, że było jeszcze
gorzej. I właśnie teraz, kiedy moje nerwy są w strzępkach, przez Jasmin, Todda
i moje sny, opuszczał mnie Saul, moja główna podpora, osoba, której mogłam
wszystko bez wahania powiedzieć. Nie chciało mi się płakać, nie byłam też zła.
Miałam jedynie ochotę wstać, wyjść z baru, położyć się na jakimś wygodnym
łóżku, i zasnąć. Najlepiej na kilka tygodnia, może nawet miesięcy. Okropnie wkurzało
mnie to, że wszystko tak mocno odczuwam, że każdy mały problem przybija mnie do
ziemi coraz bardziej i bardziej. Od zawsze chciałam być bardziej obojętna. Może
to egoistyczne, ale nie miałam ochoty od rana do wieczora zajmować się ludzkimi
problemami, nawet jeśli mieliby je moi najbliżsi przyjaciele. Tak bardzo
pragnęłam teraz wzruszyć ramionami, powiedzieć ‘ok’ i dalej sączyć drinka.
Niestety moja natura mi na to nie pozwalała. Nie byłam w stanie olać
zaistniałej sytuacji. Moje wnętrze zadrgało z bezsilności i rozgoryczenia. Dość
mocnym ruchem odstawiłam kieliszek z alkoholem na blat stolika. Podniosłam się
sztywno.
- Kiedy
jedziecie?
- W ten weekend.
Kiwnęłam głową i
wyszłam. Zostawiłam ich tam samych, zbyt zaskoczonych, by wpaść na pomysł by za
mną iść. I dobrze. Nie potrzebowałam towarzystwa. Szłam powoli, starając się za
dużo nie myśleć. Ale jak zwykle nic z tego
nie wyszło. Zastanawiałam się, po co chłopcy w ogóle tam jadą. Czyżby
szukali wytwórni, która wyda im płytę? A może mają tam jakiś znajomych, którzy
załatwiliby im koncert? Zastanawiające. W sumie nie interesowałam się za bardzo
ich twórczością, wystarczyła mi wiedza, że grają naprawdę zajebiście. Słyszałam
kilka kawałków w ich wykonaniu, miały bardzo duże energii i ogólnie były świetne.
Oprócz tego nie miałam pojęcia co tam słychać w ich zespole. Nie wiedziałam
nawet jak się nazywają. O ile w ogóle mają jakąś nazwę.
Potrząsnęłam
głową, usiłując odgonić wszystkie myśli. Udało mi się przez chwilę nie
zadręczać tematem chłopaków i ich kapeli. Nagle na jednym z klubów, chyba
Cathouse, zauważyłam duży plakat. Widniało na nim logo Jetboy. Od razu
skojarzyłam, że tam właśnie na basie
pogrywa Todd. Na dodatek okazało się, że koncert jest dzisiaj, a dokładniej
zaczął się chwilę temu. Nie wiem, co mną kierowało, ale ruszyłam w stronę
wejścia. Na szczęście wstęp był darmowy, zespół był za mało znany, żeby płacić
chociaż pół dolca.
Wewnątrz było
duszno, głośno i śmierdziało mieszanką tanich fajek i jeszcze tańszego wina.
Skrzywiłam się lekko, i zwróciłam oczy ku scenie. Oczywiście zauważyłam tam
Crew’a. Muszę przyznać, że muzykiem był nie najgorszym, linia basu w granym
utworze była zagrana po mistrzowsku. Jego umiejętności nie tłumaczyły jednak
jego głupoty jaką się wykazał, kiedy to publicznie okazał jak kocha Melissę.
Dziwkę i dwulicową intrygantkę. Nie mogłam pojąć, jak chłopak tego nie widział.
To można ocenić z samego wyglądu…
I właśnie po tym
wyglądzie, po tonie makijażu na twarzy, po krótkiej sukience, szpilkach i
tlenionych lokach, rozpoznałam postać Melissy. Stała pod sceną, wiła się i
słała piękne uśmiechy do swojego kochasia na scenie. Tylko on chyba nie
dostrzegał sztuczności w tych jej wyszczerzonych ząbkach. Odwzajemniał się tym samym, zadedykował jej
nawet następną piosenkę. Prychnęłam na słowa ‘Melissa jest niesamowitą
dziewczyną pełną wrodzonej powabności i seksapilu’. Ci faceci…
Jego słowa
dotyczące seksapilu chyba były prawdą, bo chwilę później zauważyłam, że jakiś
pijany oblech wsunął dłoń pod sukienkę Melissy, tak, że trzymał ją za pośladki.
Ona raczej się tym nie przejęła, ale wręcz natarła na niego, jakby żądając
więcej. Nieświadomy niczego Todd, który ze sceny nie miał jak dojrzeć ręki
faceta, dalej ślinił się i szerzył do tlenionej blondynki.
W pewnym
momencie zrobiło mi się niedobrze. Nie wiedziałam, czy od smrodu, czy raczej
widoku jaki przed chwilą zastałam. Nie siląc się nad rozmyślanie na ten temat
rozepchnęłam tłum i wydostałam się na zewnątrz. Orzeźwiające powietrze
sprawiło, że poczułam się nieco lepiej, więc już bez rozglądania się na około
ruszyłam w kierunku Hellhouse. Nie było daleko, więc już po chwili byłam w
domu. Rzecz jasna nikogo tam nie zastałam, wszyscy byli w barze. Powoli, nie
śpiesząc się, weszłam do łazienki, rozebrałam się i wzięłam naprawdę długi prysznic.
Pod koniec woda była chłodna, ale przy panującym upale, który towarzyszył mi od
przyjazdu do Los Angeles, raczej mi to nie przeszkadzało. Po kąpieli ubrałam
się w koszulkę Slasha. Zeszłam na dół i włączyłam mały telewizor. Ustawiłam
jakiś program z wiadomościami, jeden z niewielu jakie dało się oglądać bez
większych zakłóceń. Gadali coś o wypadku kolejowym, potem o nieporozumieniu
jakiś polityków w parlamencie… Generalnie nie za bardzo mnie to interesowało. W
sumie włączyłam ten telewizor tylko po to, żeby w domu nie było zbyt cicho.
Mimo to po jakimś czasie nie mogłam powstrzymać się od ciągłego rozmyślania.
Beznadziejność sytuacji w jakiej się znalazłam nieco mnie przerastała, a ja nie
umiałam znaleźć żadnego wyjścia. Nie miałam pojęcia co zrobić w sprawie Todda i
Melissy, nie wspominając o tym, że nie miałam żadnego doświadczenia z ofiarami
gwałtu i nie do końca wiedziałam jak obchodzić się z Jasmin. Niby to moja
bliska koleżanka, ale jakoś nie umiałam wyczuć granicy jej wytrzymałości. Nie
miałam wyczucia, kiedy ktoś posunie się względem niej za daleko. Czy ona jest
gotowa, by związać się z Seanem? Szczerze w to wątpiłam biorąc pod uwagę iż Jaz
wyznała, że kocha Axla. Że mimo tak okrutnego i bestialskiego czynu nadal darzy
go uczuciem. Jednocześnie nie wiedziałam z czego to wynika i rozumiałam ją.
Rose to człowiek o złożonej i nietypowej psychice, jest jednym z tych, którzy
nadają na zupełnie innych falach. Nikt nie będzie nigdy do końca rozumiał Axla.
A Jaz się nim zainteresowała, spróbowała zbliżyć, poznać go, dać mu wsparcie
opiekę i po prostu miłość. Mimo swoich różnic pasowali do siebie w pewien
dziwny sposób. Strzały kupidyna nie raz błądziły i nie trafiały do celu, ale
czy tym razem tak było? Czy oni nie mogą być razem? Tak bardzo chciałam wiedzieć
jaki los ich czeka, co zostało im dane. Wyjrzałam przez okno i spojrzałam w
niebo. Podobno los jest zapisany w gwiazdach. One swym blaskiem mają nam
pokazywać jaka czeka nas przyszłość, czy pełna cierpienia, czy radości i
nadziei? Ja nie mogłam dostrzec nic oprócz tysięcy jasnych plamek na granatowym
firmamencie, ale w głębi duszy wierzyłam, że gdzieś tam widać co zgotuje los
mnie i moim bliskim, i że jest on nie tak tragiczny jaki był do tej pory.
Przestałam
patrzyć w niebo i z powrotem przeniosłam wzrok na ekran odbiornika
telewizyjnego. Sama nie wiedziałam o czym opowiada bieżący program. Pomyślałam,
że dopadł mnie dziwny nastrój. Taka melancholia. W moim mózgu panował względny
spokój, ale duchowo czułam się rozszarpana na sto kawałków. Z jednej strony
wciąż cierpiałam po stracie rodziców, z drugiej przejmowałam się kłopotami
moich przyjaciół… Jeszcze z trzeciej strony tęskniłam za ważnymi dla mnie
osobami, którzy nie byli ze mną w Kalifornii i nie byli również moimi
rodzicami. Poczułam tęsknotę za Amber i Chrisem. Chciałam, by jak co dzień rano
przed szkołą ta złotowłosa dziewczyna ze śmiechem wskoczyła mi na plecy, a
zamyślony szatyn stał obok i przyglądał się nam z delikatnym uśmiechem. Nie
sądziłam, że aż tak mi ich brakuje dopóki się nad tym nie zastanowiłam.
Marzyłam, by powiedzieć im wszystkie moje zmartwienia, by choć przez chwile z
nimi pogadać. Zastanawiałam się, czy kiedykolwiek ich jeszcze zobaczę. Nie stać
mnie na podróż do Lafayette. A możliwość, że oni przyjadą do mnie raczej nie
istnieje. Po moim policzku spłynęła łza. Nie chciałam jej tam, pragnęłam być
niewzruszona. Ale nie umiałam. Za dużo rzeczy zaczęło mnie nagle przytłaczać.
Kiedy przypomniała sobie, że moje największa podpora i człowiek którego darzę
ogromnym uczuciem wyjeżdża niebawem, z moich oczu pociekła już nie kropla, ale
cała kaskada łez. Niby to tylko kilka tygodni, ale był to najgorszy moment jaki
można było wymyśleć. Musiałam jednak pogodzić się z losem, i jakoś utrzymać
moją psychikę na poziomie nie
przekraczającym paranoi. Na razie czułam się jak chora psychicznie, jakbym widziała i słyszała
coś, czego nie ma. Słyszałam płacz Jasmin, widziałam zaślepione zauroczeniem
oczy Todda, czułam dotyk mojego ojca na ramieniu i zapach szkolnych obiadów z
Lafayette, które spędzałam w towarzystwie Amber i Chrisa. Tyle bodźców, które istniały w mojej chorej
wyobraźni. Tyle rzeczy, które doprowadzały mnie do szaleństwa.
Byłam zwykłą
dziewczyną, z zadupia w Indianie. Może nie do końca lubianą w szkole, ale
mającą dwójkę dobrych przyjaciół. Wszystko
zaczęło się walić od tego okropnego dnia. Od dna w którym stała się najgorsza
rzecz jaka kiedykolwiek mnie spotkała. Mój kochany tata, autorytet, człowiek,
którego po prostu kochałam od małego, umarł. Najgorsze jednak było to, że mnie
przy nim nie było. Do tej pory czułam ogromne wyrzuty sumienia, wściekłość na
mój cholerny egoizm i głupotę. Pokłóciłam się z matką. Nie lubiłam jej. Nie
mogłam nigdy znaleźć z nią wspólnego języka. I tego dnia ona chciała się na mnie w jakiś dziwny sposób zemścić. Za te
lata zgorzkniałości w naszych relacjach. Ona już wtedy wiedziała, że ojciec
umrze. Nie miała nadziei, była przekonana, że to tylko jego wina, bo pił i
palił. A ja uciekłam. W takim momencie, kiedy mój kochany tata walczył o oddech
w szpitalu. Odeszłam, bez słowa, bez pożegnania, ze swoją samolubnością i żalem
w sercu.
Nie wiedziałam,
czemu myślałam o tamtym dniu. O tamtych chwilach, do których wolałabym nigdy
nie wracać. Ta samotność doprowadziła mnie do tak dziwnego stanu. Siedziałam
przed tym cholernym telewizorem i gapiłam się w ekran, choć moje oczy tak
naprawdę nie widziały tego co było przed nimi, ale wszystkie wspomnienia,
obrazy i sceny, których nigdy nie chciałam przeżyć i zobaczyć. A jednak. Nie
mogłam przestać, ból i przerażenie narastały bez mojej kontroli. Krzyknęłam
cicho, jakbym chciała odgonić to wszystko od siebie. Odpowiedziały mi jedynie
głosy z telewizji.
Zwinęłam się na
kanapie i nakryłam kurtką Saula. Moje łzy po kilku minutach całkowicie
zamoczyły jej kołnierz. Nie zważałam na to, dalej siedziałam i płakałam. Do
końca nie umiałam nawet określić czemu. Ze strachu przed wspomnieniami
przeszłości? Z bólu jaki towarzyszył mi przez kilka ostatnich miesięcy? Czy
może z bezradności, bo nie umiałam pomóc ani sobie, ani innym? Po długiej
chwili wstałam powoli, z powodu narastającego bólu głowy. Wyłączyłam telewizor.
Znów wyjrzałam za okno, znów zastanowiłam się nad losem, który mnie czeka.
Pokręciłam głową. To nie miało sensu. Wszystko co się dzieje na ziemi, zależy
od ludzi, a nie od pieprzonych gwiazd. Co ze mną nie tak, że zaczynam szukać
pomocy w nieboskłonie…
Niemal mnie to
rozbawiło, ale wciąż moje policzki były mokre od łez. Wzmogło się to, kiedy
uświadomiłam sobie, że trzymam w dłoniach katanę Slasha i czuję jej woń. Jego
woń. Wiedziałam, że chłopak wyjeżdża i na kilkanaście długich dni będę musiała
zostać niemal sama. Zostawał mi tylko Sean, który ubzdurał sobie, że pomoże Jaz
w trudnych chwilach, sama Jasmin, która była przecież w koszmarnej formie, oraz
Black, jedyna, która nie była poszkodowana przez los, ale posiadająca pracę,
która raczej nie pozwalała jej mi w jakikolwiek sposób pomóc. Pomijając nocne
rozmowy przy piwie lub czymś nieco mocniejszym.
Z takim przykrym
przekonaniem weszłam do kuchni i wygrzebałam jakieś tabletki przeciwbólowe, w
które zaopatrzyłam dom przed jakąś imprezą. Połknęłam szybko dwie na raz,
zapijając połową półtoralitrowej wody. Chwilę później poczułam się nieco
lepiej, ale ogarnęło mnie zmęczenia. Rzuciłam kurtkę, którą cały czas ściskałam
na krzesło, ale uświadomiłam sobie, że tej nocy raczej Slasha przy mnie nie
będzie, bo zabaluje w klubie do rana, a ten jeansowy kawałek materiału będzie
mógł mi choć w małej części pomóc poczuć bliskość kogokolwiek. Chwyciłam więc
katanę i przytulając ją do policzka weszłam po schodach na górę.
Rzuciłam się na
łóżko i owinęłam materiałem. Zapach papierosów i potu mojego chłopaka oplótł
moje ciało. Po chwili spałam, a moje oczy wciąż łzawiły z żalu, bezsilności i
strachu.
-------------------------------
Patrzyłam się
prosto w jego oczy. Chciałam zgrywać twardą, pokazać, że dam sobie radę, że nie
robi to na mnie wrażenia. Ale nie dałam rady, nagle z jękiem rzuciłam się mu na
szyję i mocno przytuliłam.
- To tylko dwa
tygodnie…- usłyszałam szept.
- To za długo.
Ja mam teraz ciężki okres, proszę zostań.- odpowiedziałam cicho.
Slash pogładził
mnie po plecach, przyciągnął bliżej siebie.
- Hej,
zakochańce! Zaraz jedziemy!- McKagan się zniecierpliwił.
Żadne z nas nie odpowiedziało. Trwaliśmy razem przez
jakiś czas.
- Dasz sobie
radę.- powiedział w końcu mulat i mnie puścił.
Na koniec mnie
pocałował. Lekko, ale z uczuciem. Starałam się również włożyć w ten pocałunek
emocje, ale nie umiałam. Czułam się źle. Kiedy Saul się ode mnie odlepił,
uśmiechnął się delikatnie, jakby pocieszająco. A potem odwrócił się i wlazł do
vana. Patrzyłam nieruchomo jak odjeżdżają.
- Czym ty się tak przejmujesz? Masz mnie, poza tym
oni nie jadą na długo…- Sean wywrócił oczami.
- Czym się
przejmuję?! Sean, czy ty jesteś ślepy?- warknęłam.
Zrobił zdziwioną
minę.
- Chodzi mi o
to, że Jasmin i ty odpieprzacie ostatnio cos dziwnego, a raczej ty! O to, że
Todd, przyjaciel mojego chłopaka, zakochał się w dziwce, która jest gotowa
złamać mu serce! I o to, że co noc w śnią mi się rodzice, i każdego ranka budzę
się z płaczem!- wykrzyczałam.
- Nie zrobię
Jasmin żadnej krzywdy.- powiedział tylko.
- Ja ci ufam.
Ale ona jest taka krucha. Niewiele trzeba by ją zranić. Axlowi się już udało.
Ona cały czas ma zniszczoną psychikę. Sean, Jasmin nie jest gotowa na związek i
wątpię by była w najbliższym czasie.- rzekłam już spokojniej.
- Kocham ją.
Nie zaskoczyło
mnie ten fakt, ale nieco zdziwiła mnie bezpośredniość tego wyznania.
- Wiem. Ale nie mam
pojęcia, czy ona ciebie też.
- Przekonamy
się.- rzucił, odwrócił się i odszedł.
Dobrze
wiedziałam, że idzie do Jaz. I o czym będą rozmawiać. Nie pewna byłam tylko
wyniku tej rozmowy.
-----------------------------
Dobra opinie do rozdziału pozostawiam wam. Tymczasem przejdę do Versatile Blog Award...:
Za nominację bardzo dziękuję: Madeleine Campbell, Estranged, Chihiro, Faith and Hope, Roxy oraz Kate Stewart! Jesteście kochane dziewczyny, nie wiem jak sobie na to zasłużyłam <3
Fakty o mnie:
1. Nienawidzę i śmiertelnie boję się psów.
2. Jestem uzależniona od herbaty.
3. Nie umrę, póki nie przejadę się starym Dodgem Chargerem, Porshe 911 lub Ferrari California XD
4. Kolekcjonuję płyty.
5. Mam na imię Hania XDDD
6. Potrafię przez cały dzień słuchać jednej piosenki, jeśli bardzo mi się spodoba (przykładowo wczoraj XD)
7. Uwielbiam deszcz.
Nie nominuję nikogo :) uważam, że nie ma to większego sensu, i tak wszystkie blogi które czytam dostaną te cholerne nominację, a nikt chyba nie lubi spamu. Uwielbiam wszystkie blogerki jakich twórczość czytam.
Mam nadzieję, że was tym nie urażę :))
PS1 Wybaczcie, że w rozdziale są tylko piosenki TOTO, ale przypomniało mi się jak bardzo ich uwielbiam XD I ile oddają emocji :')
PS2 Nowy wygląd... I jak? Postawiłam na prostotę, bo tamten wzór mnie doprowadzał do szału swym brakiem oryginalności XDDDDD
Hugs, Rocky.
Miałam przeczytać juro, ale ciekawość zwyciężyła. Fakt zmieniło się, więcej opisów i mniej dialogów i w ogóle ten rozdział wydał mi się straaaaaaasznie długi, dłuższy niż poprzednie. Czasem dłużyło sie czytanie, ale przebrnęłam. Jestem zmęczona od tego cholernego upału. Jak Slash mógł ja zostawić na dwa tygodnie no halo czy on ślepy czy jak. Jestem ciekawa jak zareaguje Jasmin gdy Sean powie jej, że ją kocha. Kurde nawet w nocy jest gorąco w mieszkaniu mimo otwartych okien. Chyba zacznę chodzić nago i zrobię furorę wśród sąsiadów xD Wygląd lepszy tylko zbyt ciemne zdjęcie, ale co ja tam wiem. Ja nie wiem kiedy w końcu się zbiorę w sobie i napiszę kolejny rozdział. Mam mnóstwo problemów na głowie i ta pogoda mnie dodatkowo dobija.
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że też miałam wrażenie, że się to wszystko trochę dłuży, ale to przez mało dialogów :D Ostatni rozdział był niby 3 strony dłuższy a czytało się dwa razy szybciej XD
UsuńDziękuję, że wpadłaś, mimo późnej pory!
A tam, rozbieraj się XDD Sąsiedzi raczej nie ucierpią, a Tobie będzie tylko lepiej hahahaha
Pozdrawiam! XD
Hugs, Rocky.
Kurwa, Haniu kochana, ten rozdział wyjebisty w kosmos być!
OdpowiedzUsuńRose jest niezrównoważony! Kurwa, on myśli, że jak zgwałcił Jasmine to kurwa jest jego na zawsze i nikogo więcej. Nienawidzę takich facetów, co dominują i myślą, że dziewczyna jest jego i traktują jak rzecz.
'Także on teraz biega po mieście"- nie wiem czemu, ale to mnie strasznie rozbawiło. Może dlatego, że wyobraziłam sobie Axla, który zapierdala po LA w poszukiwaniu Jasmine, hahahhahahha.
Dobrze, że Chloe okazała zrozumienie i zrobiła się taka...miła? Tak, bardzo miła i pomaga, to bardzo dobrze.
I Gunsi wyjeżdżają! Z jednej strony szkoda mi Hallie, bo jedna "podpora" wyjeżdża, a z drugiej strony to dobrze dla Jasmine, bo dziewczyna będzie mogła odpocząć i się podnieść, bo czynach Rose'a.
Pierdolona Melissa i biedny Todd. Ona go wykorzystuje, on tego nie widzi. Miłość go zaślepia, a ją maca jakiś oblech. Beeee....
Słowem zajebisty rozdział! ;****** <3
Haniu XDDDD Rozbawiło mnie to, hahah <3
UsuńDziękuję za tak miłą opinię!!
Taaa Axl zapierdalający po mieście XDD
No, pozdrawiam! ;**
Phi, Todd jest głupi i naiwny. Niech się dalej da wykorzystywać przez tę dziwencję ://
OdpowiedzUsuńI Axl, on to już w ogóle mnie doprowadza do szału. A Sean moim zdaniem źle robi, bo Jasmine nadal jest wstrząśnięta tym, co się stało między nią a Rose'm, a co będzie, gdy jeszcze on jej wyzna miłość?? Ło Panie, zasłaniam oczy, nie mogę na to patrzeć...
Pomijając to, jest słodki gdy mówi, że ją kocha ;))
No i szkoda mi Jasmine, i tej biednej Hallie. Ta dziewczyna ma tak dobre serce, a jeszcze los jej nie sprzyja. I ten fragment z pożegnaniem był taaki smutny :C Soł sad...
Ale rozdział jest świetnie napisany, naprawdę Ci wyszedł. Dlatego dostałaś tyle nominacji ;***
Pozdrawiam i życzę weny ;***********
Dziękuję Kate! Bardzo lubię Twoje komentarze, zawsze mnie trochę na duchu podniosą C:
UsuńJeszcze raz wielkie dzięki :***
Cześć czołem!
OdpowiedzUsuńRozdział świetny. Nic dodać, nic ująć :) Chociaż.. chciałabym naturalnie więcej! Cały czas podsycasz w nas ciekawość, ale to akurat duży plus.
Jestem cholernie ciekawa jak potoczą się dalsze losy Jas, ale o tym chyba już wcześniej wspominałam. Wybierze Axla czy może Sauna? A może żadnego z nich? ;-; Kurde.. na prawdę nie mam pojęcia co z nią zrobisz, więc pozostaje mi tylko cierpliwie czekać na dalsze części. *3*
Dalej.. Melissa. Ja pierdolę, ona to mi się kojarzy z lalką Barbie, nic więcej xD Todd albo jest ślepy, albo jego oczy utknęły tylko i wyłącznie na jej (pewnie sztucznych) cyckach :)))
Co do Hallie.. Niech ta bidula wreszcie przestanie zamartwiać się problemami każdego jej znajomego. Powinna przez jakiś czas skupić się tylko i wyłącznie na sobie. Szkoda tylko, że Hudson nie może jej zabrać ze sobą do tego Nowego Jorku.. A właśnie po co te zjeby tam jadą? xD
PISZ SZYBKO KOLEJNE CZĘŚCI! ;------;
Hyh, no część! :D
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci za opinię! Miło mi, że podsycam ciekawość, to dla mnie ważne na tym etapie opowiadania :))
Staram się szybko, ale szkoła mi to trochę uniemożliwia...
Eh, jeszcze raz dziękuję!
Zgłaszam spóźnioną obecność ze względu na cholerną poprawkę! Także tego, jestem!
OdpowiedzUsuńŹle się dzieje, źle! Chłopaki wyjeżdżają na długi czas, Jasmin, Todd, Sean... Smutnawo, Ci powiem XD I ciekawiej cały czas! Serio, nie mogę się doczekać kolejnego XDD Lubię Jasmin. Jest faaaajna. Ogółem, nie licząc tlenionej suki i skurwiela Axla to wszyscy są zajebiści. Jest fajnie, jest ciekawie!
Przytulam, pozdrawiam, weny!
Ta poprawki, znam to, nie przejmuj się <3
UsuńDzięki za miłą opinię! Fajnie, że jest ciekawie :)
Również pozdrawiam, ściskam i weny życzę!
A do Ciebie już lecę bo widziałam, że dodałaś :D
Ej... Ja liczyłam po cichu, że wtedy kiedy ona idzie spać bez Slasha, a Slash ostro baluje, to... Może się coś zdarzy przypadkiem. Jakaś mała zdrada czy coś... XD XD XD
OdpowiedzUsuńKurcze, to już takie zboczenie zawodowe ;)
Faktycznie opisów bardzo dużo i dzięki Ci za to! Czasem cholera te opisy po prostu jakoś nie chcą wychodzić, a Tobie wyszły świetnie :D
I ciekawa jestem, czy coś wydarzy się w tym czasie kiedy chłopców nie będzie, czy po prostu to przeskoczysz ;)
Teraz chyba nie ma więcej już rozdziałów, ale mam cię przecież w obserwowanych, więc bez problemu będę na bieżąco :)
Uściski :)
Dziękuję bardzo, że dotrwałaś aż tutaj :D
UsuńTo wiele dla mnie znaczy, szczególnie, że jesteś w końcu zajebistą Ivy!
Jeszcze raz DZIĘKI! ♥
Pozdrawiam :)
Na samym początku pragnę Cię mocno przeprosić, że tyle nie komentowałam ;__; Jakoś tak mi głupio...
OdpowiedzUsuńNo, ale kochana pamiętaj, że nawet jak nie komentuję, to jestem cały czas z Tobą! ♥ Zawsze Ci kibicuję w pisaniu kolejnych części opowiadania, które jest cudeńkiem! Uwielbiam takie fanfiki :D Muszę przyznać, że cholernie się rozwinęłaś pod względem pisarskim! Jak tak przypomnę sobie Twoje początki, to widać zmianę. Oczywiście początki również były zajebiste, przynajmniej lepsze od moich XD Od zawsze miałaś talent do pisania, i dalej masz. Aż się boję co będzie w następnych rozdziałach, jeśli już teraz jesteś mistrzem! Podejrzewam, że będziesz moim Stephenem Kingiem :D
Tak czy inaczej, będę oddawać Ci pokłony :*
Rozdział był mistrzowski, tyle powiem. Nie będę się rozpisywać na temat fabuły, bo to trochę bez sensu ;__: Po prostu skróciłabym rozdział i tyle xD
Love,
Chelle ♥
Jejku jak mi po raz kolejny nasłodziłaś! Bardzo Ci dziękuję. Nie gadaj ze miałaś słabe początki bo jak ja ostatnio czytałam swoje to... załamałam się delikatnie mówiąc xD
UsuńTy jesteś moim mistrzem, nie odwrotnie! Nie zmienię zdania xD
Jeszcze raz wielkie dzięki :D
Hugs, Rocky.