Ten rozdział dedykuję Lisie Rowe :)) Dzięki za przemiłe rozmowy i pozytywną opinię na blogu!
-------------------
W pokoju wybrzmiały ostatnie dźwięki ‘When The Levee Breaks’. Po chwili magnetofon wydał z siebie
charakterystyczny zgrzyt i zamilkł. Westchnęłam cicho i otworzyłam przymrużone
dotąd oczy. Wiedziałam, że zbliża się moment, w którym będę musiała odbyć
poważną rozmowę. Poszukałam wzrokiem Cassie. Siedziała na ziemi, oparta plecami
o ścianę. Mimo, że muzyka już nie grała, dziewczyna cicho wygwizdywała
poszczególne utwory Led Zeppelin. Miała oczy utkwione w dali za oknem, na jej
twarzy mieszał się smutek i zaniepokojenie. Czyżby aż tak się mną przejęła?
Przetarłam dłonią czoło, zastanawiając się po raz setny, czym ja sobie
zasłużyłam na takie dobre traktowanie. Jakim cudem na ziemi są ludzie, dla
których coś znaczę? Niewiarygodne… Lekkim ruchem głowy spróbowałam się
otrząsnąć z tych myśli. Już dość czasu zmarnowałam na zastanawianiem się nad
swoim życiem. Czas z tym skończyć. Chcę zacząć nowy rozdział w mojej marnej
egzystencji, koniec z roztrząsaniem się nad każdym problemem. Z niewielkimi
trudnościami podniosłam się do pozycji siedzącej. Poczułam ból w kręgosłupie spowodowany
długotrwałym leżeniem. Cassandra widząc, że wstałam, również to uczyniła.
- Jak się czujesz?- spytała.
- Czuję się… Dziwnie. Trochę
smutno, a trochę… spokojnie? Nie wiem jak to określić.- odparłam. Podniosłam do
ust kubek zimnej herbaty, który stał na stoliku od czasu naszej rozmowy z
Ian’em. Przypomniało mi się, co mi powiedział. Znów ukłuło mnie uczucie
irytacji i bezsilnej złości, kiedy uzmysłowiłam sobie, że już niedługo będę
musiała powiedzieć mu prawdę. I zostawić go tu, tak po prostu, samego i ze
złamanym sercem. Musiałam to zrobić. Musiałam w końcu uwolnić się od wszelkich
ciężarów i zacząć nowe życie. Zamierzałam wraz z Cassie opuścić Nowy York.
Chciałam czegoś zupełnie odmiennego. Co jest przeciwieństwem tego miasta?
Myślę, że jakieś ciepłe miejsce. Floryda? Teksas? Arizona? Nie myślałam o tym
za wiele, ale marzyłam o wyjeździe do jakiegoś miasta, gdzie wiecznie świeci
słońce… Odłożyłam naczynie z powrotem na blat.
Snucie planów przerwał odgłos
kroków na korytarzu. Wraz z Cassandrą
zwróciłyśmy nasze spojrzenia w kierunku drzwi. W progu stanął Ian. Popatrzył na
mnie przez chwilę, po kilku sekundach spuścił jednak wzrok. Przez chwilę
patrzyłam na niego w milczeniu. Kiedy nie doczekałam się żadnego ruchu,
westchnęłam cicho. Chłopak z powrotem skierował oczy na mnie.
- Molly… Ja zrozumiem, jeśli
odejdziecie. Nie chciałbym was zatrzymywać. Cieszę się jednak… Że wyznałem ci
to wszystko. Czuję się lepiej, że opuścisz mnie znając prawdę.- powiedział w
końcu bardzo smutnym tonem.
- Ian, ja…- wstałam z kanapy.-
Odejdę, owszem. Nie chcę ci robić nadziei, że tu zostanę. Wiedz jednak, że to
co mi powiedziałeś… Dzięki temu… Odzyskałam wiarę w siebie. Poczułam, że dla
kogoś się liczę. Przez chwilę w głowie miałam całkiem autentyczne myśli
samobójcze. Zrozumiałam jednak, że są ludzie, którym moja osoba nie jest
obojętna. Dziękuję ci za to. I bardzo, z całego serca przepraszam, że… Nie
odwzajemniam twych uczuć. Chciałabym, ale nie potrafię.
Kiedy skończyłam, chłopak wgapiał
się we mnie dobre dwie minuty. Potem uśmiechnął się. Promiennie, tak jakby
naprawdę coś go uszczęśliwiło. Zmarszczyłam brwi.
- Tak się cieszę, że chociaż
udało ci się zrozumieć kilka ważnych kwestii. Tak, Molly, my cię naprawdę
kochamy. I nigdy nie opuścimy. Choćby dzieliły nas setki mil, ja zawsze zrobię
dla ciebie wszystko. Pamiętaj o tym, proszę.- wyszeptał.
Przejechał swoimi miękkimi
palcami po moim policzku. Odgarnął mój niesforny kosmyk włosów za ucho. Mimo,
że uśmiech nie schodził mu z twarzy, w oczach miał smutek. Żal ścisnął mój żołądek.
- Oh, Ian, tak bardzo cię
przepraszam!- jęknęłam i wtuliłam się w jego klatkę piersiową.
Chłopak niepewnie pogładził mnie
po plecach, zaczął uspakajająco nucić wprost do mojego ucha. Staliśmy tak przez
jakiś czas, potem odsunęłam się od Iana. Spojrzał na mnie jeszcze raz, cały
czas w jego niebieskich tęczówkach krył się ból.
- Idźcie już. Życzę wam…
Powodzenia.- rzekł.
Pokiwałam głową, czując jak w
gardle narasta mi gula, uniemożliwiająca mówienie. Odwróciłam się do Cassie.
Dziewczyna bez słowa wstała i chwyciła mnie za rękę. Wyminęłyśmy chłopaka w
progu, weszłyśmy do przedpokoju. Naciągnęłyśmy na stopy buty. Ja miałam jedynie
trampki, które chłopak mi podarował wraz z ubraniem, które miałam na sobie.
- Żegnaj, Molly. Mam nadzieję, że
kiedyś jeszcze cię zobaczę.- rzucił chłopak.
Chciałam coś odpowiedzieć, ale
nie potrafiłam. Po raz ostatni na niego spojrzałam. A potem wyszłyśmy.
---------------------------
- Gdzie?- spytała Cassie.
Stałyśmy pod rozkładem jazdy na
dworcu. Ogromna tablica zdawała się nie mieć końca. Tyle możliwości, by uciec z
tego przeklętego Nowego Jorku…
- Gdzieś gdzie jest ciepło.-
odmruknęłam.
- Tu już ustaliłyśmy. Może
Arizona? W Phoenix jest w cholerę gorąco…- zamyśliła się Cass.
- Nie… Nie Arizona. Phoenix
kojarzy mi się z taką dziwną… No nie wiem… nudą?- skrzywiłam się.
- No to może… Teksas? Też ciepło,
a nie tak nudno. Kowboje i Westerny,
wiesz.
- Kowboje? Cass, błagam cię. Poza
tym tam nie ma dostępu do morza.- westchnęłam.
- Chcesz morze… No to… Floryda?
- Miami kojarzy mi się z
raperami. Pojedźmy gdzieś, gdzie króluje rock’ n’ roll.- olśniło mnie.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
- Kierunek Los Angeles.
Chwyciłyśmy za bagaże i
podążyłyśmy na peron.
Droga do Kalifornii składała się z kilku
przesiadek, pierwsza była w Indianapolis. Był to spory kawałek drogi,
przynajmniej pół doby w pociągu. Na szczęście razem z Cass udało na się znaleźć
przedział tylko dla nas. Obie położyłyśmy się na dwóch kanapach pod ścianami.
Bagaże położyłyśmy na półki. Jechałyśmy rozmawiając. Tematy się nie kończyły, gadałyśmy
o wszystkim od muzyki po życiowe plany. I o nowym życiu jakie właśnie
zaczynałyśmy.
- Co my będziemy tam robić?-
zapytałam nagle.
- Gdzie?
- w Los Angeles.
- Nie wiem… Myślę, że trzeba
będzie kogoś poznać, kogoś, kto nam pomoże się nieco w tym wszystkim odnaleźć.
Z tego co słyszałam, to miasto jest niewiarygodnie żywe i kolorowe, ale także
niebezpieczne. Łatwo się wciągnąć w picie lub ćpanie. Ale nie martw się, damy
radę na pewno.- powiedziała dziewczyna.
- A kto tam mieszka, że to miasto
rock n’ rolla?- zapytałam.
- Oh, pełno ludzi i gwiazd! Cała
ekipa Guns N’ Roses, Aerosmith… I też wiele gwiazd heavy czy thrash metalu!
Podobno żyje tam Metallika i Ozzy Osbourne. Tyle zajebistych osobistości…
Musimy kogoś z nich poznać.- rozmarzyła się brunetka.
Pokiwałam głową. Rozumiałam, że
chciała spotkać się ze swoimi idolami, i że to najbardziej pociągało ją w tym
mieście. Mi jednak zależało na tym, żeby robić coś zupełnie odmiennego niż
dotychczas. Żeby się bawić, żyć chwilą. Przestać myśleć o przyszłości. Chciałam
choć przez chwilę poczuć się obojętnie
wobec świata. Dużo cierpiałam, za dużo. Czas wreszcie zacząć żyć pełnią życia.
Nie chciałam mówić nic Cassie, bałam się, że jej się to nie spodoba. W końcu
zamierzałam imprezować co łączy się z nierzadkim nadużywaniem alkoholu, lub
nawet dragów. Z takim przekonaniem zapadłam w sen.
--------------------
- Hej, Molly! Jesteśmy w
Indianie.- usłyszałam cichy szept przy uchu.
Podniosłam się przecierając oczy.
Na zewnątrz świtało, zalewając przedział jasnymi promieniami słońca.
Chwyciłyśmy za bagaże i wysiadłyśmy z pociągu. Szybko podeszłam do rozkładu.
Cassie ciągnęła się za mną, wlekąc większą od mojej walizkę. Moja była taka
mała, bo zwyczajnie nie miałam co do niej zapakować. Wszystkie moje ubrania
przepadły, miałam jedynie te od Iana i kupione na szybko w jakimś sklepie z
odzieżą używaną w Nowym Jorku. Cass jakimś cudem wydobyła swoje rzeczy z domu,
w którym mieszkała przed pobytem w szpitalu psychiatrycznym. Pytałam się jak to
zrobiła, ale wyraźnie dała znak, że nie ma ochoty rozmawiać na temat ucieczki z
psychiatryka i późniejszej wizyty w swoim dawnym mieszkaniu.
- Za ile następny? I gdzie
stacja?- zapytała, gdy tylko mnie dogoniła.
- Kansas. Za…- rozejrzałam się za
zegarem.- Dwie i pół godziny. Chodźmy coś zjeść.
Wyszłyśmy z dworca wprost na
zatłoczone ulice Indianapolis. Miasto miało swój klimat, ale zdecydowanie nic
chciałabym tu mieszkać. Ludzie chodzący po ulicach byli raczej uśmiechnięci,
ale wszyscy tacy sami. Wzrokiem poszukałam miejsca, gdzie można by było dostać
coś do jedzenia. W oczy rzucił mi się niewielki szyld, na rogu jednej z
bocznych uliczek, która dochodziła do szerokiej drogi przy której stałyśmy.
Szyld oznajmiał, że był to pub, gdzie można znaleźć zarówno coś do jedzenia jak
i trochę mocniejszych napojów. Ruszyłyśmy w tamtym kierunku. Wątpiłam, żeby o
tej porze w pubie było dużo osób. Nie myliłam się. Kiedy otworzyłyśmy drzwi,
było niemal pusto. Cała sala owiana była papierosowym dymem, który zdawał się
już na stałe przywrzeć do tego miejsca. Z początku nie zauważyłyśmy więc
chłopaka, który siedział pod oknem.
Dopiero po kilku chwilach dostrzegłam jego sylwetkę. Patrzył się na nas parą
ciemnych oczu. Na jego czole w nieładzie plątały się blond loki, a na ustach
wykwitał delikatny uśmiech. Chłopak miał coś w sobie z dziecka, ale
jednocześnie spoglądał na nas wzrokiem kogoś bardzo zmaltretowanego przez
życie. Miałam ochotę się do niego dosiąść i poznać. Jednak tylko ja byłam taka
ufna w stosunku do ludzi. Cassie obrzuciła chłopaka badawczym wzrokiem i pociągnęła mnie w przeciwną stronę sali.
Usiadłyśmy przy niewielkim stoliku, uprzednio zamawiając jakieś jedzenie przy
barze.
- Czemu się na niego patrzyłaś?-
spytała brunetka mrużąc oczy.
- Wydaje się… Być miły.-
odpowiedziałam niepewnie.
- Molly, jesteś za mało ostrożna.
To, że Ian ci pomógł, nie znaczy, że wszyscy to zrobią.- dziewczyna pokręciła
głową.
- Ja wiem… Do Iana też się nie od
razu przekonałam, musiał się nieźle namęczyć, żeby zabrać mnie ze sobą. Ale ten
chłopak naprawdę wygląda w porządku.- spojrzałam na Cass błagalnie.
- Czekaj… Ty chcesz tam iść? I
się z nim… zapoznać?- uniosła brew zaskoczona.
- Ja… Eh, masz rację to zły
pomysł.- mruknęłam zrezygnowana.
W głębi duszy wiedziałam, że to
prawda. Że Cassie ma słuszność i nie powinnam się przejmować blondynem. Coś
mnie jednak do niego ciągnęło i nawet nie wiedziałam co. Zdawał się być taki
delikatny. Spojrzałam na niego jeszcze raz. Wpatrywał się w okno, leniwie
wydmuchując papierosowy dym z płuc. Poczułam, że ja również muszę zapalić.
Wyciągnęłam paczkę papierosów, zapaliłam, zaciągnęłam się. Przymknęłam lekko
oczy, starając się nie myśleć o chłopaku.
- Moll, widzę, że cię to męczy.-
stwierdziła Cass niezbyt zadowolona.
Otworzyłam oczy.
- Ja po prostu… Ubzdurałam sobie,
że chcę zrobić coś co zmieni moje, życie, coś czego nigdy wcześniej bym nie
zrobiła. Wybacz. Nie powinnam… - spuściłam wzrok.
Usłyszałam jej westchnięcie.
- Molly, ja ci nie chcę niczego
bronić, ale… Jesteśmy tu do cholery na pieprzone dwie godziny! Zaraz wyruszmy
dalej, jeszcze dzisiaj wieczorem będziemy w Kansas… To nie ma sensu, rozumiesz?
Nie ma po co ryzykować i marnować czasu. Po prostu.- powiedziała cicho, ale
hardo.
Cały czas wiedziałam, że ma
rację, że nie powinnam o nim nawet myśleć. Mimo to znów spojrzałam na chłopaka.
Wpatrywał się prosto we mnie. Po raz kolejny odwróciłam wzrok. Jestem cholernie
słaba. Przetarłam dłonią czoło. Kelner przyniósł dania, więc starając się
skupić na jedzeniu, gapiłam się w tego pieprzonego kotleta. Myślami byłam
jednak gdzie indziej, zastanawiałam się, kim jest ten blondyn, jaki jest i co
by się stało, gdybym jednak do niego podeszła. A może nie jest tak miły jak
wygląda? Może jest dupkiem z ładną buźką? W sumie nie wiem dlaczego o tym
myślałam. Nie wiedziałam i nie chciałam, ale nie mogłam przestać. W pewnym
momencie, chłopak zerknął na skromny zegarek za skórzanym paskiem. Niemal
natychmiast wstał, i rzuciwszy mi ostatni tajemniczy uśmiech, ubrał jeansową
kurtkę i wyszedł z pubu. Poczułam dziwny smutek. Mogłam do niego pójść. Z
westchnieniem odłożyłam widelec, czując jak mija uczucie głodu, mimo, że
zjadłam niewiele.
- Molly, błagam cię! Nie możesz tak reagować na każdego faceta,
jakiego zobaczysz! Widziałaś jak się skończyło z Ianem. Zawsze może być
odwrotnie.- Cass nie wytrzymała.
- Wiem, przepraszam. Już się ogarniam.-
rzekłam cicho.
Odsunęłam od siebie talerz i poczekałam
aż brunetka skończy. Potem zapłaciłyśmy, przy czym Cass wymruczała coś, że
ledwo nam starczy pieniędzy na dotarcie do Los Angeles. Nie przejęłam się.
Miałam w końcu żyć chwilą, a nie przyszłością, a już na pewno nie przeszłością.
Wyszłyśmy z budynku i ruszyłyśmy w dół jednej z uliczek, do której przylegał
pub. Nie było tam nic ciekawego, szłyśmy żeby przewietrzyć się przed podróżą.
Po godzinie chodzenia, postanowiłyśmy wracać w kierunku dworca.
- Jak myślisz, będziemy
szczęśliwe w Mieście Aniołów?- zapytała nagle Cass.
- Nie mam pojęcia.-
odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Ja też. Ale za późno na
zawracanie. Nie starczy nam kasy, żeby teraz obierać inny cel. I tak, kiedy
dojedziemy do L.A., będziemy spłukane.
- Coś wymyślimy.- pocieszyłam ją.
- Ale co? Tam najpopularniejszym
zawodem dla kobiety jest oddawanie się za pieniądze, albo kręcenie tyłkiem
przed publicznością. Czyli właściwie wychodzi na to samo. Boję się, że tak
skończymy. Ale i tak mam zajebistą ochotę tam jechać. Żeby poznać to miasto i
jego fenomen.- stwierdziła Cass.
- Wolałabym nie pracować, niż być
dziwką.- skrzywiłam się.
- Ja też, ale życie zmusza nas do
różnych rzeczy. Wiesz o tym lepiej niż ktokolwiek inny.- spojrzała na mnie
niepewnie.
Wiedziałam, że chodziło jej o
wydarzenie, przez które wylądowałam w psychiatryku. Ale postanowiłam, że nie
będę na ten temat ani myśleć, ani rozmawiać. Zaczynałam w życiu coś nowego,
koniec z przeszłością.
- Nie mówmy o tym.- rzuciłam cicho.
- Jasne, przepraszam.- odparła
Cassie.
- Nie przepraszaj, po prostu nie
gadajmy na ten temat. Porozmawiajmy o… muzyce?- zaproponowałam.
- Ostatnio dużo o niej gadałyśmy,
ale to chyba dlatego, że tego tematu się nigdy nie wyczerpie.- zaśmiała się
cicho.
- Fakt. To… Kogo byś najbardziej
chciała poznać w Los Angeles? Z tych wszystkich gwiazd?
Droga na peron upłynęła nam na
właśnie takich rozmowach. Tak naprawdę kompletnie nie miałam ochoty na gadanie,
ale bardziej nie chciałam nic nie mówić i pozostać sama ze swoimi myślami.
Normalnie podzieliłabym się z Cass swoimi wytworami umysłu, ale wiedziałam, że
to by ja rozdrażniło. Cały czas bowiem po głowie chodził mi blondyn z pubu. Do
mojego mózgu cisnęły się steki pytań na jego temat. Udawało mi się je w miarę
skutecznie blokować, dzięki rozmowie z przyjaciółką, ale wiedziałam, że długo
tak nie wytrzymam. Mój umysł zdecydowanie za dużo pracuje ostatnimi czasy. Nie
podobało mi się to.
Doszłyśmy na dworzec, okazało
się, że nasz pociąg już przyjechał i odjeżdża za dziesięć minut. Weszłyśmy do
wagonu i znów udało nam się znaleźć przedział tylko dla siebie. Rozwaliłyśmy
się na kanapach, cały czas gadając.
- Muszę, po prostu muszę poznać
Ozzy’ego. Facet mnie poraża swoją zajebistością. Nawet jeśli patrzy na mnie z plakatu.-
westchnęła Cassie.
- Trzeba przyznać, że gość ma w
sobie to coś. Mam nadzieję, że go spotkasz.- odparłam.
- A ty? Chciałabyś kogoś
spotkać?- spytała brunetka.
- Wiesz… Wśród tych kaset, które
miałam ze sklepu muzycznego było ‘Back in Black’ AC/DC. Poraża mnie głos
Johnsona. Chciałabym kiedyś z nim pogadać.- odpowiedziałam.
Cassandra pokiwała głową,
wyglądając przez okno. Ludzie już zauważalnie śpieszyli się do pociągu, łatwo
więc było wywnioskować, że niedługo ruszamy. Wygodniej ułożyłam się na kanapie,
starając się zająć ją całą, by nikt się nie dosiadł. Fajniej było, jak byłyśmy
tylko we dwójkę. Po chwili pociąg ruszył. Na wąskim korytarzu w wagonie było
słychać, jak pojedyncze osoby szukają wolnych miejsc. Nagle ktoś otworzył drzwi
naszego przedziału. Ujrzałam parę, znanych już, ciemnych oczu, przykrytych
nieco jasnymi lokami. Chłopak uśmiechnął się lekko.
- Cześć, jestem Alan. Mogę się
dosiąść?
-------------------------