Dobra, sytuacja
jest taka, że do dzisiejszego wieczora mam gówniany Internet na działce. Moja
kochana mama pozwoliła mi zrobić ze swojego telefonu przenośny router :’)
Spięłam się i
napisałam poniższe coś. Wczoraj też się pojawił rozdział, ale chuj z tym.
Combo, bitches.
Nie informuję o
tym, bo robiłabym to dwie godziny z tym Internetem.
Zapraszam:
---------------
- Moje plecy…
- Kurwa, niech
ktoś zasłoni słońce, za gorąco tu!
- Wypieprzaj z
tymi nogami!
- Gdzie… Gdzie
moja wódka?
- Wódka
powiadasz? Tego nie wiem. Wiem, gdzie jest butelka.
- Kurwa!
Słowotok
siódemki ludzi podziałał na mnie jak zimny kubeł z wodą. Chyba wszyscy się
przed chwilą obudzili. Oprócz kierowcy, rzecz jasna. Nie miałam ochoty otwierać
oczu, mimo, że było mi okropnie niewygodnie. Głowę miałam chyba na ramieniu
Slasha. Chyba. Mruknęłam sennie kiedy ktoś kopnął mnie w nogę.
- Wybacz Hallie…
- usłyszałam.
- Nic się nie
stało.- odparłam, wciąż spod zamkniętych powiek.
- Hal, gdzie
moja wódka?- Duff jak tylko usłyszał, że nie śpię, będzie mi chciał wcisnąć, że
wypiłam mu alkohol? O nie, nie ma tak.
- Widziałam
jak…- rozejrzałam się, wreszcie otwierając oczy i utkwiłam zadziorne spojrzenie
w Adlerze.- Steven ją pił.
- Ty mały,
obrośnięty gównem gnoju! Wyrwę ci te kłaki!- McKagan z przechylił się z
przedniego fotela i próbował dosięgnąć siedzącego po mojej lewej Stevena.
Zaśmiałam się patrząc jak wysoki blondyn próbuje walnąć niższego. Po chwili
chyba doszli do porozumienia, ale sądząc po ich minach, żaden z nich nie był
zadowolony. Obejrzałam się w prawo, i z zaskoczeniem stwierdziłam, że spałam
oparta o Izzy’ego. Po jego drugiej stronie drzemała Black. Saul prowadził, a w
bagażniku Axl wraz z Jaz właśnie się przebudzali. Doszło do niemałej roszady w
zajmowanych miejscach. Jak oni to zrobili, że się nie obudziłam?
- Za ile
będziemy?- dobiegł nas z tyłu głos Rose’a.
- Godzinka.
Potem będzie gorzej. Z San Francisco do Seatle będziemy jechać dwa dni.-
odpowiedział Saul.
Zadowoleni, że
za niedługo podróż dobiegnie końca, umilkliśmy. Z radia leniwie sączyły się
dźwięki jakiś hipisowskich przebojów. Na moje ucho śpiewała Stevie Nicks.
Wybijałam rytm na kolanie i gapiłam się przez okno. Wjeżdżaliśmy powoli w teren
zabudowany, wcześniej jechaliśmy nieutwardzoną szosą wśród pól i ubogiej,
kalifornijskiej roślinności. Pierwsze domy były jak urwane z filmu, z
malowanego na jasny błękit drewna, otoczone rozległymi pastwiskami z owcami lub
bydłem jedzącym skąpą i żółtawą trawę. Otworzyliśmy
okna, i rozkoszowaliśmy się wiatrem i słońcem. Pomyślałam, że kiedy dwa tygodnie
spędzę w podróży, nie będą mnie już tak zachwycały widoki i rozwiane włosy. Na
razie jednak cieszyłam się chwila i skupiłam się na tym, że jestem tu i teraz,
razem z pokręconą, przybraną rodzinką, i kalifornijskimi promieniami słońca.
- Wjechaliśmy.
Gdzie teraz? Duff, mapa.- ciszę przerwał Saul.
McKagan
wyciągnął ze schowka zmiętą książeczkę. Otworzył na jednej ze stron i wpatrywał
się w nią prze kilka minut. W końcu Stradlin zerknął mu przez ramię.
- Idioto, to
jest mapa całych Stanów. Jak chcesz tu znaleźć drogę pod konkretny klub w San
Francisco?- spytał z irytacją.
- Chciałem
sprawdzić coś innego- odburknął Duff.
Zaczął szukać
odpowiedniej strony, ale zajmowało mu to tyle, że sama wyrwałam mu mapę.
Zajrzałam do spisu treści i natychmiast udało mi się znaleźć dokładny plan
miasta. Złapałam za kartkę z adresem, jaką podał mi mulat i zaczęłam wodzić
palcem po kartce szukając ulicy, przy której mieściła się sala, gdzie Gunsi
mieli wieczorem grać koncert. Zlokalizowałam ją i bezbłędnie doprowadziłam nas
na miejsce. Spojrzałam z wyższością na McKagana.
- Jutro siedzę z
przodu, ty się nie nadajesz.- zaśmiałam się kpiąco.
Chłopak zrobił
obrażoną minę i wysiadł z auta. Cała reszta podążyła za jego przykładem.
Wysypaliśmy się z gorącego vana na duszne ulice miasta. Przynajmniej był lekki
wiatr. Axl ruszył ku wejściu do klubu. Chłopcy tuż za nim, a my, damska część
wyprawy, na końcu. Klub był mniejszy od dobrze znanego mi The Roxy. W środku
było pełno neonów, a na ścianach wisiały płyty winylowe. Stoliki wraz z
kanapami były po bokach, na środku scena, a przed nią wolne miejsce, żeby
stanąć, posłuchać, potańczyć. Ogólnie wrażenie zrobiło na mnie to wszystko
całkiem dobre. Było cicho i spokojnie, ale to akurat pewnie z powodu takiej, a
nie innej pory dnia. W rogu siedział tylko jeden facet, ale kompletnie nie
zwracał na nas uwagi. Zauważyłam, że obsługa raczej się nie różni od tej w Los
Angeles, bo stanowiły ją roznegliżowane kelnerki. Chodziły po sali, wycierały
stoły i tak dalej. Rose nawet spokojnie toczył rozmowę z właścicielem, który
zjawił się zawołany przez barmana. Gość był ubrany w koszulę w kwiaty i
błękitne szorty. Na nogach miał skórzane mokasyny, a z twarzy nie schodził mu
uśmiech. Mimo tego coś mnie w nim odpychało. Może dlatego, że kiedy bardzo
młoda dziewczyna w stroju kelnerki przeszła obok niego, klepnął ją w pośladek i
głośno zarechotał?
- Czyli
wchodzimy o dziewiątej?- Axl przeniósł ciężar ciała z nogi na nogę.
- Ta, dokładnie.
Tu scena, tam wejście za kulisy.- facet machnął ręką.
- Okej.- odparł
krótko Rudy nie siląc się na podziękowania.
Potem bez słowa
wyszedł z baru. Chcąc nie chcąc poszliśmy za nim. Okazało się, że
zamierzał cały sprzęt przenieść
natychmiast za scenę.
- Ja to bym się
najpierw czegoś napił…- zajęczał Adler.
- Popieram.-
odezwała się niespodziewanie Jasmin.
No i to
podziałało. Rose zatrzymał się w pół ruchu, spojrzał ostrożnie po blondynce,
potem lekko się uśmiechnął.
- Jasne, po
takiej podróży trzeba. Chodźcie, znajdziemy jakieś miejsce.- powiedział i
złapał Jaz pod ramię.
Uniosłam kącik
ust do góry patrząc jak razem maszerują chodnikiem. Ale jednocześnie na nowo
zrobiło mi się żal Seana. Kiedy wrócimy, zostanie nam wspólnych tylko kilka
dni, potem on wyjeżdża na studia. Pozostawało mi mieć tylko nadzieję, że
wszystko mu się ułoży. Nie chciał jechać z nami w trasę oczywiście ze względu
na Jasmin. Kto by chciał oglądać, jak osoba, którą się kocha, obściskuje się z
kim innym?
Było naprawdę
bardzo gorąco, więc długo nie trudziliśmy się znalezieniem ustronnego pubu,
tylko za najbliższym zakrętem weszliśmy w pierwsze lepsze drzwi, wokół których
reklamy miały w sobie wzmianki o whiskey. Zajęliśmy duży stolik i wzięliśmy po
Jimie Beanie z lodem. Mój chłopak bardzo ubolewał, że nie był to Daniels, ale
stłumiłam jego narzekania szybkim pocałunkiem. Na Jacka nie mogliśmy sobie
pozwolić z jednej, prostej przyczyny- nie było nas na niego stać.
Atmosfera była pozytywna,
jak na okoliczności przystało. Wszyscy byli podekscytowani koncertem, jaki miał
odbyć się już za kilka godzin. Pierwszy występ poza Sunset to było niewątpliwe
osiągnięcie. Wszystkich ciekawiło jak to się potoczy i jak publika przyjmie
zespół. Przetoczyliśmy na ten temat godzinna debatę, ale w końcu stanęło na
tym, że: ‘pożyjemy, zobaczymy’, czyli postanowiliśmy poczekać i przekonać się
na własnej skórze.
Do vana
dotarliśmy z powrotem dwie godziny przed wejściem Gunsów na scenę. Chłopcy
zajęli się sprzętem, a ja wraz z Black i Jasmin poszłyśmy na dalszą część
opijania. Drinki dotarły natychmiast, bo ruch wciąż był nikły. Za godzinę
dopiero powinno się zacząć zagęszczać.
- Jednak nie to
co w Los Angeles.- Blue skrzywiła się mieszając słomką w szklance.
- Żebyś
wiedziała. Wody więcej od wódki.- zgodziłam się.
Dopiłam jednak
napój i z westchnieniem odmówiłam kelnerce na
propozycję przyniesienia następnego. Posiedziałyśmy jeszcze chwilę
patrząc jak Steven próbuje samodzielnie ustawić perkusje, a Slash zaśmiewa się
z niego do rozpuku. W sumie mnie też to bawiło, gdyż Adler kiedy ustawiał
bęben, nie zauważył, kiedy oderwał się drugi i zaczął toczyć wzdłuż sceny.
Kiedy to zobaczył rzucił się jak długi na ziemie, ale i tak nie udało mu się
uchronić instrumentu przed upadkiem.
- Nie!- krzyknął
zrozpaczony.
Podeszłam i
chwyciłam bęben. Nic mu się nie stało.
- Adler, nie
dramatyzuj.- zachichotałam i z pomocą blondyna wdrapałam się na scenę.
Podeszłam do Saula i pocałowałam go. Tak jakoś, poczułam, że musze dodać mu
otuchy przed ważnym wydarzeniem. Chłopak odwzajemnił gest.
- Ekhem, stoicie
na scenie, wiecie?- Stradlin zjawił się nie wiadomo skąd.
- I co z tego?-
wymruczałam.
- Właśnie, co?-
Black stanęła obok i wpiła się w usta bruneta.
W tym momencie
nieliczni goście mogli podziwiać dwie całujące się na podwyższeniu pary. Ale i
tak nikt nie zwracał na nas uwagi, a scena nie była podświetlona. Kątem oka
zauważyłam, że Axl zerka to na nas, to na Jasmin. Ona tylko zaśmiała się krótko
i obdarzyła chłopaka szybkim cmoknięciem w policzek. Rose rozpromienił się.
W końcu
zostawiłam Slasha w spokoju i usiadłam z boku, by usłyszeć szybką próbę. Zagrali
parę rozgrzewających melodii. Rzuciłam okiem na zegar wiszący na ścianie.
Dochodziła dwudziesta pierwsza. Ludzi zrobiło się o wiele więcej, siadali,
niektórzy zaciekawieni podchodzili bliżej chłopców. Zeszłam na parkiet i
zajęłam dobre miejsce. Zobaczyłam jak zza drzwi do zaplecza wychyla głowę szef.
Za nim stała rumiana dziewczyna. Oddychała ciężko. Facet pokazał kciuk do góry
w stronę Gunsów i tyle go widziałam. Ale zespołowi nie trzeba było dwa razy
powtarzać.
- Hey, San
Francisco! Jesteśmy Guns N’ Roses i zamierzamy skopać wam dupy!- Axl rozłożył
szeroko ramiona. Rozległo się ciche klaskanie.
A potem szybkie
i ostre intro. ‘Welcome To The Jungle’ wypełniło klub, a spojrzenia kilku osób,
którzy na początku nie byli zainteresowani, zwróciły się w stronę sceny.
Chłopcy grali fantastycznie. Po wściekłej dżungli przyszedł czas na ‘Anything
Goes’, ‘Mr. Brownstone’ i ‘You’re Crazy’. Potem Rose uciszył publikę, która zaczęła
robić zaskakująco dużo hałasu.
- Wiecie, tacy z
nas fajni faceci, że znaleźliśmy już panie naszych serc. Znaczy w większości. Te dwa blondasy do wzięcia.-
Rudzielec wskazał wiadomo kogo- Chcielibyśmy wraz z Izzy’m i Slashem zagrać ten
utwór od serca, specjalnie dla trzech kobietek, które stoją wśród was, a które
nigdy nie zostaną przez nas zapomniane.
Wzruszyłam się.
Po prostu poczułam, jak do oczu napływają mi łzy. Taki gest, taki spontaniczny…
A ile daje radości. Wszystkie trzy stałyśmy jak sparaliżowane. Czułam się jak w
niebie. Zaczęli grać. Wstęp, genialny, grał Salsh. Patrzył się na mnie. Potem
przechylił się i wyciągnął rękę. Złapałam ją, a on przyciągnął mnie bliżej i
pocałował. Tłum zaklaskał. Opadłam ponownie na ziemie, nie mogąc złapać tchu z
emocji. Zaśmiałam się w duchu, kiedy jakaś dziewczyna posłała mi mordercze i
zazdrosne spojrzenie. Izzy uśmiechnął się do Black i przybił z nią ze sceny
piątkę. Nie zauważyłam, że Jaz stoi jak zaczarowana i gapi się na Axla, który
ani na moment nie przestawał jej patrzeć w oczy.
- Oh, my sweet
child!- wykrzyczał pomiędzy zwrotką i refrenem. Potem pochylił się, ujął dłoń
blondynki i pocałował ją z czułością. Widziałam, jak wielkie jak grochy łzy
spływają po upudrowanych policzkach dziewczyny. Tym razem chyba kilkanaście
lasek rzuciło Jasmin nienawistne spojrzenie. Ona nie zwracając na nie uwagi
spojrzała na mnie.
- Ja… Ja go
kocham.- wydukała, ni z tego, ni z owego.
- On ciebie
też.- odparłam i przytuliłam ja mocno do siebie.
Kiedy ‘Sweet
Child O’ Mine’ dobiegło końca, Gunsi zapowiedzieli album, który miał pojawić
się już we wrześniu. Potem przypieczętowali to ‘Out Ta Get Me’. Kiedy publika
domagała się więcej, Gunsi na bis zapuścili ‘Paradise City’. Potem podziękowali
i zeszli ze sceny. W podskokach pobiegłam na zaplecze i zaczęłam gratulować
udanego występu.
---------------
Kiedy pulchna
kobieta o rumianych policzkach zaczęła szybkim krokiem iść w naszym kierunku,
wydaliśmy z siebie grupowy jęk. Byliśmy lepcy od brudu i potu,a co najgorsze,
nie koniecznie swojego. Poza tym burczenie w brzuchach towarzyszyło nam od
kilku dobrych godzin. A teraz mieliśmy jeszcze znosić przytulanie i tarmoszenie
policzków? O nie. Na całe szczęście, kobieta rzuciła się tylko na Duffa.
- Synku kochany!
Jak wyrosłeś! Ale chudy jesteś jak szczapa! No chodź, chodź do mnie, niech cię
wyściskam!- krzyczała, a wysoki blondyn przywdział na twarz delikatny,
aczkolwiek wymuszony uśmiech. Mimo koszmarnej formy, nasza siódemka, co do
jednego, z trudem powstrzymała parsknięcie śmiechem.
Kiedy McKagan
został już obcałowany, tak, że jego policzki zrobiły się czerwone od szminki,
zostaliśmy wprowadzeni do małego salonu. Na stole czekała kolacja, a nam na jej
widok zalśniły oczy. Postanowiłam jednak wykazać większą uprzejmość niż moi
towarzysze, którzy rzucili się na jedzenie i serdecznie spojrzałam na mamę
Duffa.
- Pani McKagan,
bardzo nam miło, że pani tak o nas pomyślała. Jesteśmy bardzo wdzięczni.
Prawda?- kopnęłam Slasha w nogę.
- Tak, tak!
Przepyszne naleśniki, psze pani!- Hudson o mało się nie opluł.
Westchnęłam.
- Oh, dziecinko,
to żaden problem. Cieszę się, że wreszcie mam jakiś gości! Wszystkie dzieci
wyruszyły w świat, a mąż… Męża chwilowo nie ma.- kobieta spuściła wzrok.
- W każdym razie
dziękujemy. Ma pani piękny dom.- postanowiłam zmienić temat. Poniekąd była to
prawda, bowiem pokój dzienny był urządzony skromnie, ale w stonowanych,
przyjemnych dla oka barwach.
- Oh, kochanie,
nie słódź mi tak! Zjedz lepiej coś ciepłego, na pewno jesteś głodna.-
uśmiechnęła się.
Podziękowałam
jej skinieniem głowy i z zadowoleniem zasiadłam na krześle. Nałożyłam sobie na talerz
wielką furę naleśników i pożarłam ją wycierając do czysta talerz z syropu
klonowego. Danie było wyśmienite. Saul nie przesadzał.
- Pokoje na
górze są do waszej dyspozycji. Są małe, ale jest ich sporo. Żadne z moich
dzieci nie chciało dzielić z innym pokoju!- pani McKagan zaśmiała się i
cmoknęła zażenowanego Duffa.
Po raz kolejny
podziękowałam jej za szczodrość i wszyscy weszliśmy po schodach na wyższe
piętro. Rzeczywiście, drzwi było sporo. Zaciągnęłam Slasha do jednych z nich.
Należał ewidentnie do któregoś z braci Duffa, gdyż ściany obklejone były
zdjęciami samochodów i fragmentami komiksów, a na półkach stało pełno figurek.
- Patrz,
Batman!- mulat zachichotał jak dziecko.
- Idę się myć.-
zignorowałam go.
Nie czekając na
odpowiedź wyszłam z pokoju. Przeszłam korytarzem, aż natrafiłam na wysokiego
blondyna. Stał w progu pokoiku i z nieobecnym wyrazem twarzy patrzył się na
pomieszczenie. Zajrzałam mu przez ramię.
Wszędzie wisiały plakaty zespołów punkowych, a na szafkach piętrzyły się
opakowania od płyt winylowych. Chłopak podszedł do nich.
- Dawał mi je
taki jeden bibliotekarz. Lubiłem gościa. Miałem kupę zajebistych albumów za
darmo.- uniósł opakowanie z logiem Misfits.
- Bardzo fajny
pokój. Domyślam się, że…- zagryzam wargę- …wiążesz a nim wiele wspomnień.
Pokiwał powoli
głową, wodząc wzrokiem po ścianach. Przeszedł do wysłużonego biurka, potem
stanął przy oknie. Wskazał na coś palcem.
- Tym drzewem
schodziłem w dół, kiedy wymykałem się na próby mojego zespołu.- oznajmił.
- Nie przeczę,
że sprawa faktycznie była ogromnej wagi.- wyszczerzyłam się.
Blondyn się
zaśmiał i w końcu spojrzał na mnie. Zauważył, że mam w dłoni ręcznik.
- Oh, wybacz,
pewnie szukasz łazienki. Naprzeciwko. Siostry zawsze mi tego zazdrościły, bo
rano wygrywałem wyścigi do kibla.
Podziękowałam mu
skinieniem głowy i ruszyłam we wskazanym kierunku. Pod prysznicem zmyłam z
siebie wszystko co zgromadziło się na moim ciele od wyjazdu z San
Francisco. Potem wróciłam do pokoju,
gdzie na łóżku Slash zapadł już w sen. Opadłam obok niego, a oczy natychmiast
mi się zamknęły.
---------------
Koncert, jaki
zagrali w Seatle, był tak samo dobry jak ten w Kalifornii. Dla miejscowych, był
to szok, szczególnie, że pamiętali Duffa jako punkowca, a nie rock n’ rollowca.
Ale zaskoczeni byli pozytywnie. Chłopcy grali dłużej niż przewidziano, ale
właściciel nie miał nić przeciwko. Udało im się nawet zarobić na tym wszystkim.
Oczywiście, kiedy McKagan spotkał starych znajomych, ci natychmiast postanowili
uczcić jego sukces w wiadomy sposób. Popijawa trwała, a ja, muszę się przyznać,
starałam się nie pić. Nawet Jaz opróżniła więcej butelek. Na prawie trzeźwo
mogłam wszystko obserwować, nie uszło więc mojej uwadze, że w pewnym momencie
pojawiła się heroina. Siedziałam z boku, na szczęście nikt nie kłopotał się, by
mnie poczęstować. Widziałam za to ogromy entuzjazm na twarzy Slasha, kiedy
tylko zobaczył narkotyk. Tak samo zareagował Izzy. Widziałam jak z bólem w
oczach Black patrzy na Stradlina. Złapałam dziewczynę za ramię i pociągnęłam na
zewnątrz dusznego baru.
- Nie przejmuj
się.- westchnęłam.
- To samo
powinnam powiedzieć do ciebie.- mruknęła.
Stałyśmy w
milczeniu, czując, że noce tutaj są jeszcze zimniejsze niż się spodziewałyśmy.
Chcąc nie chcąc wróciłyśmy do środka. Towarzystwo było nieźle naszprycowane Sugar.
Złapałam za pełną butelkę Jack’a. Może jednak wypadałoby się urżnąć?
---------------
Kiedy dotarliśmy
do Nowego Jorku, zdawało mi się, że nie da się być bardziej brudnym i zmęczonym
po podróży. Wszyscy byliśmy zirytowani i niemal nie mogliśmy patrzeć na siebie
nawzajem. Jechaliśmy trzy dni właściwie bez stawania. Zawsze ktoś mógł objąć
stanowisko kierowcy, więc po co robić postoje? W mieście, do którego właśnie dotarliśmy,
padał deszcz. Wyskoczyłam z vana, wykorzystują na to ostatki sił, i
rozpostarłam ramiona, czując, jak po twarzy spływają mi krople wody. Nie tylko
ja tak zrobiłam.
- Jak kiedyś
znudzi mi się Los Angeles, zamieszkam tutaj.- oznajmiła Black pocierając dłonią
wilgotną twarz.
Nikt nic na to
nie odpowiedział. Weszliśmy do hotelu, a właściwie taniego pensjonatu, gdzie
mieliśmy zanocować, i przed którym zaparkowaliśmy. Dostaliśmy klucze, i bez
marudzenia skierowaliśmy się do pokoi, jakie nam przysługiwały. Jedyny
dwuosobowy zagarnął Izzy z Blue, więc razem ze Slashem musieliśmy wziąć Duffa
bądź Adlera. Chwyciłam Stevena, który rozpromienił się, i posłałam McKaganowi
przepraszająco- kpiące spojrzenie. Ten odwrócił się i poczłapał za Axlem i Jaz.
Pokój był cholernie mały, poza tym Adler musiał spać na bardzo małej i
niewygodnej kanapie. Nie czekając na protesty pobiegłam do łazienki, gdzie
szybko się zamknęłam na zamek. O tak, wreszcie sama, z bieżącą wodą i mydłem.
Kąpałam się długo, według chłopaków, kategorycznie zbyt długo. Ale co poradzić?
Następnego dnia
był koncert. Miałam wrażenie, że wszyscy są tu bardziej przygnębieni, niż na
dwóch poprzednich. Każdy, gdzieś we środku, miał ponury humor. Kiedy przestałam
patrzeć na deszcz, jak na dar z niebios, zaczął przypominać mi dzień pogrzebu
Todda. Każdy wiedział, że chłopak przedawkował właśnie w NY, ale każdy starał
się nie dawać po sobie tego poznać. Koncert, jaki zagrali Gunsi, równie
obfitował w emocje, jak dwa poprzednie. Ludziom się spodobało, a chłopcy
złapali kontakt z publiką. Kiedy Rose powiedział, że mają jesienią spodziewać
się ich debiutanckiej płyty, tłum wiwatował. Potem wśród burzy oklasków, zeszli
ze sceny, a szef lokalu z zadowoleniem
przyznał, że dawno tak mało znany zespół nie przyniósł mu takiego zysku i tylu
klientów. Guns N’ Roses zarobili na tym co nieco. Może będzie nas stać na
prysznic na stacji, w drodze powrotnej? Na samą myśl o podróży do Los Angeles,
przez całe Stany, zrobiło mi się niedobrze.
---------------
Jak można się
było spodziewać, całe Sunset, zgotowało nam niezłą imprezę, po ostatnim na mini
trasie koncercie. Wódka lała się hektolitrami, co chwilę ktoś stawiał kolejkę,
lub po prostu nalewno nam do szklanek. Bawiłam się dobrze, razem z Black i
Jasmin urządziłyśmy w kącie baru babski stolik, i razem z żeńską częścią imprezy,
dorównywałyśmy panom w kwestii ilości spożytego alkoholu. Po tylu drinkach, ile
wypiłam, swobodnie rozmawiałam i śmiałam się z obcymi dziewczynami, które
przysiadły się do naszego stolika. Były to pierwsze pseudofanki Gunsów. Pytały
się mnie, czy będą mogły dostać od Slasha jego koszulę.
- A na cholerę
wam jego ubranie?- spytałam zaskoczona.
Na to one, wśród
wzdychań i pisków odparły, że będą mogły je wąchać. Razem z Blue i Jaz wybuchnełyśmy
tak gromkim i głośnym śmiechem, że wszystkie zebrane na około, gapiły się na
nas, jakbyśmy były nienormalne.
- Naprawdę
chcecie mieć kraciastą szmatę, która śmierdzi potem, alkoholem i dragami?-
zapytałam chichocząc.
One zmieszane
zmieniły temat. W pewnym momencie zauważyłam, że jedna z siedzących dziewczyn
oddaliła się. Miałam nadzieje, że przyniesie jakieś flaszki, ale nie wracała.
Obejrzałam się za siebie, żeby poszukać jej wzrokiem. W moje oczy rzuciła się
banda, nagrzanych mężczyzn. Wszyscy zalegali już na podłodze, albo byli w dziwacznych
pozach porozrzucani na kanapach i stołach. Ze zgrozą szukałam wśród nich twarzy
Slasha. Może nie brał, może wyszedł… W myślach błagałam, by właśnie tak się
stało. Ale zobaczyłam go, i to bynajmniej nie leżącego, ani co gorsze, samotnego.
Stała z nim owa dziewczyna, która wcześniej opuściła nasze towarzystwo.
Przymilała się do niego i gładziła rękami po klatce, wystającej spod koszuli.
Chciałam jakoś zareagować, ale nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Pozostało mi
gapić się na nich. Blondyna złapała Saula za rękę i pociągnęła go w stronę
toalet. Widziała, że się broni i stawia opór, ale heroina we krwi skutecznie go
osłabiała. Uległ i poszedł za nią. Kiedy zniknęli za drzwiami, podniosłam się sztywno.
Black wszystko widziała, bo złapała mnie za rękę.
- Jesteś pewna,
że chcesz tam pójść?- spytała cicho, żeby nikt nie usłyszał.
Pokiwałam powoli
głową. Czułam, jak ze spięcia rozbolał mnie kark. Stawiając długie kroki przeszłam przez pub i
stanęłam przed drzwiami do łazienki. Wzięłam wdech, głęboki. Zrozpaczona
zorientowałam się, że mój oddech jest przerywany, a ręce trzęsą się jak podczas
wysokiej gorączki. Zacisnęłam dłonie w pięści, a potem niezgrabnym kopnięciem
otworzyłam drzwi. Smród, jaki wydobył się z pomieszczenia był okropny. Ale
jeszcze gorsze były dźwięki. Słyszałam, jak przynajmniej trzy pary głosów cicho
pojękują. Skrzywiłam się. Zaczęłam iść wzdłuż wejść do kabin, patrząc pod nimi,
i szukając butów Slasha i tej blondynki. Coś ścisnęło mnie w brzuchu, kiedy
rozpoznałam białe adidasy. Popchnęłam drzwi. Dziewczyna była naga od pasa w
górę, Saul pozbył się na razie tylko tej cholernej koszuli. Całował ją po
dekolcie, ale przestał, kiedy zobaczył, że przyglądam się temu szeroko
otwartymi oczyma.
- Hallie?- wychrypiał,
a jego rozszerzone do granic możliwości źrenice zdawały się mnie nie dostrzegać.
- Tak, tak. To
ja, nie przeszkadzajcie sobie.- wydukałam, siląc się na chłód i twardość
mojego głosu. Potem zawróciłam i szybko
pobiegłam do drzwi.
- Hal, stój! To
nie tak, jak…- zawołał.
- To nie tak jak
myślisz? Chciałeś to powiedzieć? Chciałeś powiedzieć, że nakrycie cię z
roznegliżowaną laską w kiblu, nie jest tym, co myślę?- odwróciłam się, czując
jak zalewa mnie ogromna fala wściekłości.
- To przez dragi…
Błagam, Hallie…- złapał mnie za ramiona.
- Dragi!?
Tłumaczysz się dragami?! Obiecałeś, że się już tak nie naćpasz. Obiecałeś.-
warknęłam i wyrwałam się.
- To dlatego, że…-
nie usłyszałam, co powiedział dalej, bo wybiegłam z łazienek i rzuciłam się
biegiem przez bar. Zalewały mnie łzy żalu i gniewu.
- Hallie, czy
coś się…- Axl wstał, bo chyba jako jedyny nie był naćpany, ale przerwałam mu,
uderzając go w klatkę piersiową tak, że natychmiast opadł z powrotem na fotel.
Wyszłam na
zewnątrz. Kopnęłam pustą butelkę. Rozprysła się na kawałki, po uderzeniu w
ścianę. Wrzasnęłam. Głośno i wściekle. Ludzi na ulicach było mało, dochodziła
czwarta nad ranem. Targały mną wszystkie emocje, jakie mogły. Rozpacz, bo
chłopak mnie omal nie zdradził. Złość, bo nie dotrzymał obietnicy. Rozbawienie,
bo wierzyłam w jego puste słowa. Roześmiałam się przez łzy i zrezygnowana
usiadłam na krawężniku. Niech mnie, kurwa, rozjedzie jakieś auto. Nie będę
żałować.
---------------
No, także tego.
Była jakieś ‘spekulacje’, że coś się stanie, no i… Jest XD
Miało być trochę
inaczej to wszystko napisane, ale zależało mi, żeby wszystko było w jednym
rozdziale. Także trochę chujnia.
Na dole jest
poprzedni rozdział, więc jak ktoś się nie zapoznał, to zapraszam, czy coś.
Aha, i tego
powyżej nie sprawdziłam w ogóle, więc bardzo przepraszam za wszystkie błedy.
Lenistwo :_:
Hugs, Rocky.