1/11/2014

Rozdział 11

- No więc… Tak sobie właśnie mieszkamy.- powiedziałam do brata.
Sean właśnie skończył oglądać naszą ruderę. Nie było za dużo do oglądania, więc wszystko zajęło zaledwie dziesięć minut.
- Wiesz, Hal, bo ja nie za bardzo mam gdzie się przespać, może mógłbym tu…- zaczął.
- Jasne brachu. Prawda chłopcy?- zwróciłam się do pozostałych domowników.
Wszyscy potaknęli.
- Dobra, to ja zrobię coś do jedzenia. A wy się tutaj zapoznajcie.- oświadczyłam i wyszłam z salonu.
Po kilku minutach przeglądania zapasów postanowiłam na szybko zrobić spaghetti. Odcedzałam właśnie kluski, kiedy do pomieszczenia wszedł Axl.
- Hej.- mruknęłam.
- Cześć.- odparł i usiadł przy stole.
Siedział chwilę nic nie mówiąc.
- Więc to jest twój brat, tak?
- Eee, no tak…- odwróciłam się marszcząc brwi.- A co? Nie przypadł ci do gustu?
- Nie, nie… Znaczy.. Eh. Bo… Kurwa nie mogę się wysłowić.- walnął otwartą dłonią w stół.
Podeszłam do niego i  położyłam mu dłoń na plecach.
- Axl. O co chodzi?- spytałam stanowczo.
- Pamiętasz, jak mówiłem, że jesteś moją małą siostrzyczką?- spojrzał na mnie nieco niepewnie.
Uśmiechnęłam się. A więc jest zazdrosny!
- Rose, ale ty jesteś głupi!- zaśmiałam się.
Chłopak popatrzył na mnie nieco urażony.
- Co?
- To jest mój rodzony brat! Kocham go, ufam mu. A ty jesteś moim najlepszym przyjacielem. Wiem, że do obu mogę polecieć i wypłakać się w ramię. Chyba nie myślałeś, że totalnie cię oleję! Oboje jesteście dla mnie bardzo ważni, tak? – wytłumaczyłam mu.
Axl wyraźnie odetchnął z ulgą.
- Już myślałem, że będziesz mnie miała gdzieś.- też delikatnie się uśmiechnął.
 Ja tylko westchnęłam i wróciłam do robienia obiadu.
- Jest jeszcze jedna kwestia która mnie niepokoi.- powiedział Axl po chwili.
- Jaka to kwestia?
- No więc… Chodzi o ciebie i Slasha. Wy tak na poważnie?- zapytał.
Nie odpowiedziałam od razu. Bo co miałam powiedzieć? Sama tego nie wiedziałam. Miałam pogadać z Saulem w Roxy, ale znaleźliśmy Seana… Odwróciłam się do Rose’a.
- Powiem ci szczerzę… Nie mam pojęcia. Miałam z nim to wyjaśnić dzisiaj w barze, ale  zauważyłam brata…- zaczęłam się tłumaczyć.
- Dobra, dobra… Wyjaśniajcie sobie co chcecie, ale… Jak ci coś zrobi… - nie dokończył i spojrzał na mnie porozumiewawczo.
- Tak wiem, nogi mu z dupy powyrywasz i tak dalej. – wywróciłam oczami.
- Dokładnie tak.- uśmiechnął się i wyszedł z kuchni.
Wróciłam do gotowania. Zaczęłam sobie cicho podśpiewywać ‘Jump In The Fire’ z debiutanckiej płyty Metalliki.
So come on 
Jump in the Fire 
So come on 
Jump in the Fire
-Moja krew siostra.- usłyszałam głos Seana za swoimi plecami.
- Wiadomo.- mruknęłam z uśmiechem i odwróciłam się do niego.
Wyglądał gorzej niż ostatnio. Wyraźnie schudł, miał wory pod oczami. Mimo to szczerzył się do mnie.
- Fajnie cię znowu widzieć Hallie.- objął mnie swoimi wielkimi ramionami.
- Ciebie też.- odsunęłam się od niego.- Jak się tu dostałeś?
- Najpierw kawałek pociągiem, potem stopem, na koniec autobusem. Trzy i pół dnia w drodze. Wyruszyłem niemal natychmiast po naszej rozmowie. – opowiedział.
- Ja miałam więcej szczęścia. Złapałam chłopaków… Znaczy Axla i Izzy’ego. No i tak ich poznałam…
- A Slasha, Duffa i Stevena?- zaciekawił się.
- No więc… Kiedy jeszcze byliśmy w hotelu, a ja zostałam sama, tuż pod moim oknem Adler wywalił się na deskorolce. Widok był przekomiczny! Pomogłam im, zaprosiłam. Okazało się że tez chcą założyć zespół, jak Rose i Stradlin. Nieźle się razem potem dogadali.- wyjaśniłam.
- A McKagan?
- Poszliśmy raz do klubu, Duff akurat grał koncert z jakąś kapelą… Potem tamci się pokłócili… Nie wiem o co chodziło, ale chyba wywalili blondasa.  A my widzieliśmy jak grał na basie, Slash do niego zagadał… No i jesteśmy wszyscy.- skończyłam swoja opowieść.
- Niektórym się układa…- chłopak smutno spojrzał na okno.
- Sean… Jestem pewna, że znajdziesz szczęście w L.A. Tyle tu ludzi, tyle możliwości… Jeszcze się zdziwisz.- puściłam do niego oczko.
Uśmiechnął się delikatnie, westchnął i wziął ode mnie miski z gotowym już spaghetti. Skierowaliśmy się do salonu.
- Jedzenie!!!- Adler zerwał się na widok parującego makaronu.
- Brawo Steven. To jedzenie.- mruknął Izzy biorąc ode mnie miskę.
Kiedy wszyscy dostali już swoje porcje, skupiliśmy się na jedzeniu. Chyba nie muszę dodawać, że wszystko zniknęło w kilka minut.
-Wiecie, że Hal znalazła pracę?- spytał wszystkich Slash, kiedy skończyliśmy.
- Serio? Super! Czemu nic nie mówiłaś?- Duff widać podniecił się wizją pieniędzy na wódkę.
- Nie było kiedy. Z resztą nieważne. Lepiej będzie jak zapoznacie się teraz lepiej z Seanem.- oświadczyłam.
Zapadła chwila niezręcznej ciszy. Sean  nieco zbity z tropu spoglądał na chłopaków, na co ci odwracali wzrok. Wywróciłam oczami.
- No co jest? Ehh… W takim razie ja zacznę. Tak więc.., Sean jest moim bratem. Jest ode mnie starszy. Słucha rocka i metalu. Jego, z właściwie nasz ulubiony zespół  to Metallica.- powiedziałam nieco przerysowanym tonem, jakbym prezentowała coś  w szkole.
-Metallica ssie.- usłyszałam westchnięcie Axla.
Zgromiłam go wzrokiem, ale mój bart jedynie ciepło się uśmiechnął.
- Czemu tak uważasz?
- Hatfield myśli, że umie na raz grać i śpiewać. Idiota.- Rose wzruszył ramionami.
- Axl, zazdrościsz mu? – Slash uniósł brew.- Też mi się podoba po pierwszej płycie Metallica. Jakie są wasze ulubione kawałki?
No i zaczęła się gadka. Na początku udzielałam się ja, Sean i Saul, ale potem wszyscy dyskutowaliśmy o muzyce. Steven wyraźnie znalazł wspólny język z moim bratem. Może dlatego, że oboje są perkusistami? W końcu Sean grał kiedyś na garach. Pamiętam, jak mama się wściekała, kiedy nawalał w bębny, a tata ją uspokajał… Z tych nie do końca przyjemnych rozmyślań, wyrwał mnie natarczywy wzrok Saula. Uniosłam brwi do góry w niemym pytaniu. Mulat wskazał palcem w górę. Wstałam i razem udaliśmy się na piętro.
- Sean jest bardzo… miły. I spokojny. Nie to co ty.- błysnął zębami w półmroku.
- Spadaj.- mruknęłam, ale również się uśmiechnęłam.- Czemu tu przyszliśmy?
- No bo… Ty tam na ulicy… Wiesz.. i no…- jąkając się ukrył twarz w lokach.
- Sama nie wiem co to znaczyło, Saul.- również nieco zagłębiłam się we włosach, chcąc ukryć zakłopotanie.
- Skoro nie wiesz… Czyli to nic nie znaczyło? Taki tam przelotny całus… Wiedziałem…- już zaczął schodzić po schodach, kiedy pociągnęłam go z powrotem na górę.
- Nie to nie był przelotny całus. To był bardzo ważny całus.- powiedziałam poważnie, trzymając go wciąż za rękę.
Chłopak  rzucił mi pytające spojrzenie spomiędzy swoich kudłów.
- Więc co znaczy?
- Że mi się cholernie podobasz.- mruknęłam gardłowo, przybliżając się do niego.
- Hmm… Właśnie chciałem to samo powiedzieć o tobie, Mała…- przyciągnął mnie do siebie jeszcze bliżej i mocno pocałował.
Nie wiem ile to trwało, nie wiem ile powinno trwać. Wiem jedno: ta cudowna chwila trwała wiecznie, a zarazem za krótko. Niemal straciłam oddech, a wciąż było mi mało. Oderwaliśmy się od siebie, ale tylko na chwilkę.  Zaraz  znów połączyliśmy nasze usta.
- Miło.- Saul odsunął się na kilka centymetrów.
- Nie zaprzeczę.
Chłopak uśmiechnął się rozbrajająco i mocno pochwycił mnie w tali. Następnie podniósł lekko do góry i jeszcze raz cmoknął.
- Chyba… Chyba ja…- zamruczał.
- No co?- niewinnie się uśmiechnęłam.
- Kocham cię Hallie.
_______________________________________________________________
NIE BIJCIE MNIE PROSZĘ :_:
Rozdział krótki, do dupy, żałosny, beznadziejny, chujowy… Po prostu jedna wielka klapa według mnie ;\\\ Nie dość, że nie miałam weny, to pisałam go po kawałku przez chyba 5 dni :---:
No i na dodatek ostatnio nic nie dodawałam za co bardzo was przepraszam.  Wiem, jestem beznadziejna.

Mimo to napiszcie coś w komentarzu, może macie inną opinie… Chociaż nie sądze…